Polski inteligent, choć biedny, zamiast kilku tanich książek woli kupić jedną drogą Rozmowa ze Stanisławem Sołtysem,prezesem wydawnictwa Książka i Wiedza – Czy wydawca może być w tych czasach zadowolony z tego, że wybrał taki zawód? – Może. Wystarczy, żeby ludzie chcieli czytać książki, które się wydaje. A jeszcze lepiej, gdyby chcieli je kupować. – A na książki pańskiego wydawnictwa rynek czeka? – My konsekwentnie wydajemy dobrą literaturę, inspirowaną poglądami na lewo od centrum, bo z takim środowiskiem jesteśmy związani. Jednak przez czytelników nie jesteśmy postrzegani jako wydawnictwo polityczne, lecz naukowe. Wydajemy literaturę historyczną, filozoficzną, leksykony, poradniki, trochę literatury pięknej, przede wszystkim poezji. Korzystamy z wiedzy i doświadczenia wybitnych polskich naukowców, raczej nie kupujemy licencji na zachodnie bestsellery. Chętnie sięgamy do autorów pisujących w „Przeglądzie“. Drukowaliśmy m.in. K.T. Toeplitza i prof. T. Zielinskiego. Z taką ofertą z powodzeniem docieramy do czytelnika. – Mam rozumieć, że akurat wasze wydawnictwo cieszy sie sukcesem? – Wie pani, głoszenie sukcesu w tych warunkach rynkowych byłoby co najmniej przesadą. Ale jeśli nasze wpływy ze sprzedaży książek nie są w tym roku mniejsze, niż były w zeszłym, to trudno też mówić o niepowodzeniu. – Czy wzorem innych wydawców KiW wydaje także podręczniki? – Nie wydajemy i nie mamy takiego zamiaru. Jednak z niepokojem obserwuję, co się dzieje na rynku podręczników. Uważam, że trzeba koniecznie doprowadzić do tego, żeby podręczniki szkolne wróciły do księgarń. Zakazać szkołom, a zwłaszcza poszczególnym nauczycielom, handlowania nimi. W tej chwili oferta podręcznikowa uniemożliwia racjonalny wybór. Np. do czwartej klasy szkoły podstawowej jest ponad 20 książek do języka polskiego! Który nauczyciel zdoła przeczytać je wszystkie i porównać ze sobą? Toteż wybiera niemerytorycznie, a często niebezinteresownie. Dwóch ministrów, edukacji i kultury, musi porozumieć się i sprawić, aby podręczniki były sprzedawane w księgarni. W ten sposób marża – ponad 100 mln zł rocznie – wróci do księgarń, pozwoli je utrzymać, a budżet nie wyda na to ani grosza. Mogę o tym mówić spokojnie, nie kieruje mną interesowność. Owszem, jako wydawca mam w tym interes pośredni: żeby w małych miejscowościach nie padły księgarnie, jeśli jeszcze są. – Wiele wydawnictw, także KiW, sprzedaje książki poprzez Internet. Czy sprzedaż elektroniczna zastępuje zakupy w księgarniach? – Nie zastępuje. My sprzedajemy ok. 10% naszej produkcji w formie wysyłkowej, zamówienia można składać poprzez Internet, telefonicznie i na poczcie, jednak 90% sprzedajemy tradycyjnie, w księgarniach. Czytelnicy wolą wybrać książkę w księgarni, bo mogą do niej zajrzeć, porównać z innymi. Dzięki Internetowi książki kupują osoby, które przedtem nabywały je w księgarni: wiedzą, czego szukają. Przez Internet nie zdobywa się, moim zdaniem, nowych czytelników. – A gdzie i jak zdobywa się nowych czytelników? – Staramy się współpracować z prasą, radiem, telewizją, pokazywać nowe książki. Ale nawyk czytania kształcą dom i szkoła. Jeśli ktoś nie polubi książek, kończąc szkołę podstawową, na ogół jest jako czytelnik „stracony”. – Jest pan z wykształcenia rusycystą, więc zapewne śledzi pan, co się dzieje we współczesnej literaturze rosyjskiej. Jak pan sądzi, dlaczego w Polsce nikt jej nie wydaje? Nie wiemy, co się dzieje nie tylko w literaturze, ale także szeroko pojętej kulturze za wschodnią granicą. – Jest to wina wielu organizacji, ale wydawców pewnie też. Na początku lat 90. było to zrozumiałe, byliśmy zmęczeni nadmiarem literatury rosyjskiej i radzieckiej. Wszyscy zachłysnęliśmy się popularną produkcją książkową – bo inaczej trudno to nazwać – głównie amerykańską. Później wydawcom trudno było wrócić do postaci współczesnej literatury rosyjskiej, bo one są u nas nieznane, a wylansować jakiegoś pisarza jest niezwykle trudno. Trzeba by mieć partnera w radiu, telewizji… Nawet z polskimi pisarzami jest ciężko, zaledwie kilkanaście osób ma szczęście do pism kobiecych. Proszę się nie śmiać – pisma kobiece odgrywają ogromną rolę w lansowaniu współczesnej literatury, to jeden z powodów, dla których popularne stały się współczesne polskie pisarki udzielające wywiadów tym pismom… Niestety, literaturą rosyjską w prasie, radiu i telewizji nikt się nie interesuje. – W telewizji w ogóle nikt nie interesuje się literaturą. Co jakiś czas pojawiają się programy o książkach, są nadawane kilka razy w godzinach
Tagi:
Ewa Likowska









