Ryszard Strzelecki-Gomułka: jak wyjść z cienia ojca?

Ryszard Strzelecki-Gomułka: jak wyjść z cienia ojca?

Swoje miejsce znalazł w handlu zagranicznym, sprzedawał elektrownie w Iranie i Turcji

Syn i ojciec… Władysław Gomułka opisuje we wspomnieniach, jak wybierał przyszły zawód. Jego ojciec bardzo chciał, żeby został krawcem ciężkim, czyli takim od garniturów i jesionek. Uważał, że to dobry zawód, a przy tym „czysty” i niewymagający ciężkiej pracy fizycznej. Chciał dla syna lepszego życia. Ale Gomułka nie chciał być krawcem, uważał, że to mało męskie. „Oświadczyłem mu stanowczo, że takiego zawodu pełnić nie będę – napisał. – Musiał się z tym pogodzić, zbuntowałem się przeciw zamiarom mojego rodziciela”.

Czuć w tych słowach wielkie emocje, ten jego bunt wobec zamiarów ojca głęboko zapadł mu w pamięć.

Wiele lat później, w roku 1948, podobna rozmowa odbyła się między Władysławem Gomułką a jego synem Ryszardem, który po maturze w warszawskim liceum im. Reytana chciał iść na studia na historię lub ekonomię. A ojciec bardzo temu się sprzeciwił. „Tłumaczył podniesionym głosem – tak wspominał to Ryszard – że polityka jest brudna”. I że powinien mieć konkretną umiejętność. Że raczej powinien wybrać zawód inżyniera. Tak się stało, Ryszard Strzelecki-Gomułka poszedł za ojcowską radą i złożył papiery na Politechnikę Warszawską, na Wydział Elektryczny w zakresie elektrowni.

Skąd to nazwisko? Dlaczego Strzelecki-Gomułka? To skomplikowana historia. Ryszard urodził się w 1930 r. w Warszawie, ale wychowywał w Krośnie, w domu rodzinnym Gomułków, pod okiem dziadków, Kunegundy i Jana, oraz ciotki Ludwiki. Innego wyjścia nie było – jego rodzice za działalność komunistyczną zostali zatrzymani i trafili do więzienia. „Pierwszy raz zobaczyłem ojca, gdy miałem sześć lat – mówił Strzelecki-Gomułka. – To było w Katowicach, gdzie był sądzony, a ja pojechałem na proces z ciotką. Siedział na ławie oskarżonych”.

W roku 1936 chłopiec poszedł do miejscowej szkoły, pierwszą klasę skończył jako Ryszard Gomułka. Tak ma zapisane na świadectwie. Ale potem zaczęły się kłopoty, bo małego Ryszarda formalnie nie było. W II RP urzędy stanu cywilnego istniały tylko na ziemiach dawnego zaboru pruskiego. Władysław Gomułka i Zofia Szoken nie mogli więc, jako osoby niewierzące, zalegalizować swojego związku. Wobec tego ich syn, jako nieochrzczony, nie był nigdzie zarejestrowany. Dlatego siostra Gomułki, Ludwika, wybrała się w podróż po więzieniach, w których przebywali rodzice małego chłopca, i uzyskała od nich zgodę na jego chrzest. Został zatem ochrzczony, ale… Ponieważ z punktu widzenia Kościoła był dzieckiem nieślubnym, ksiądz zadecydował, że musi nosić nazwisko matki – był więc Ryszardem Szokenem. Pod takim nazwiskiem przyjął pierwszą komunię. Był wtedy bardzo wierzący, bał się piekła i co wieczór modlił się przed pójściem spać.

„Zdawałem sobie sprawę, że moja matka jest Żydówką, bo o tym mówiło się w rodzinie, ale ja z tego powodu nie miałem żadnych nieprzyjemności, choć dzieciom miejscowych Żydów w różny sposób dokuczano”, mówił Eleonorze Syzdek.

Sytuacja stała się zła, gdy wybuchła wojna. Władze okupacyjne ze względu na matkę mogły go uznać za Żyda, co oznaczałoby dla niego wyrok śmierci. Jej pochodzenie nie było przecież tajemnicą, wiedzieli o tym wszyscy sąsiedzi i znajomi. Nikt nie doniósł. „Odczuwałem raczej dużą przychylność, będąc członkiem społeczności polskiej, czułem się dość bezpiecznie”, przyznawał. W Krośnie skończył szkołę powszechną i rozpoczął naukę w szkole handlowej.

We wrześniu 1944 r., po wyzwoleniu Krosna, przyjechała po niego matka i zabrała do Lublina. Tam poszedł do miejscowego gimnazjum, którego dobrze nie wspomina, a po wyzwoleniu Warszawy przeprowadził się z rodzicami do stolicy. Przy okazji przeprowadzki, gdy rozpoczynał naukę w gimnazjum im. Reytana, zdecydował się rozpocząć ją pod przybranym nazwiskiem. Władysław Gomułka był już znanym politykiem, a kilkunastoletni Ryszard nie chciał budzić sensacji. Wyczytał gdzieś, że na zachodzie Europy często dzieci znanych osób chodzą do szkoły pod innym nazwiskiem, i – dość przypadkowo – wybrał: Strzelecki. Zupełnie wtedy nie wiedząc, że jest taki działacz PPR, Ryszard Strzelecki. Nic go z nim nie łączyło.

Na jego świadectwie maturalnym widnieje więc: Ryszard Strzelecki. 20 lipca 1951 r. oficjalnie już zmienił nazwisko na Strzelecki-Gomułka. Widnieje ono na jego dyplomie ukończenia studiów.

Lata od czerwca 1948 r. do grudnia 1954 r. to najtrudniejszy okres w życiu Władysława Gomułki i jego rodziny. Czas, kiedy wypychany jest z partii, a później zostaje aresztowany i zamknięty w wilii UB w Miedzeszynie. Co ciekawe, w tej samej willi, tylko na innym piętrze, zamknięta była również Zofia Gomułkowa. Ale o tym, że są przetrzymywani w jednym budynku, żadne z nich nie wiedziało.

Zanim jednak został zatrzymany, przez wiele miesięcy wokół Gomułki zaciskała się pętla. Co o tym zadecydowało? Podział wewnątrz komunistów na krajowych i tych, którzy przybyli „w wojskowych szynelach”? Sprawy programowe? Gomułka, przygotowując zjednoczenie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej, usilnie naciskał, by w oficjalnych dokumentach uznać, że w sprawach dotyczących niepodległości Polski to PPS, a nie PPR miała rację. Dla komunistów wywodzących się z Komunistycznej Partii Polski coś takiego było herezją. Podobnie jak teza Gomułki o polskiej drodze do socjalizmu, niechęć do mechanicznego kopiowania ZSRR i wszystkiego, co z ZSRR płynie.

Gomułka to starcie przegrał. Dotkliwiej, niż się spodziewał. Stracił stanowisko szefa partii, pojawiły się publiczne ataki na niego, przyjaciele i dawni „towarzysze walki” zaczęli się odsuwać. „Myśmy wszyscy opuścili »Wiesława«”, mówił, już w latach 60., Zenon Kliszko. Wszyscy się go wyparli. Ostatnimi jego przyjaciółmi pozostali Grzegorz Korczyński i sekretarka Wanda Podgórska, których zresztą w 1950 r. aresztowano. 13 maja 1950 r. aresztowano też Mariana Spychalskiego i nie pomogło mu to, że dwa lata wcześniej wyparł się „Wiesława” i złożył samokrytykę.

Pętla się zaciskała i Gomułkowie byli tego świadomi. Wiedzieli, że w ich mieszkaniu jest podsłuch, że są obserwowani. „Właściwie to nam już wszystko jedno. I tak, i tak trzeba będzie głowę oddać, że nie chciało się być pajacem…”, czytamy słowa Zofii Gomułkowej w raporcie sporządzonym przez Józefa Światłę, dotyczącym jej „antypartyjnej postawy”.

Ten nastrój podzielał Władysław Gomułka. Zastanawiał się nawet, czy istnieje możliwość wyjazdu z Polski.

Ciężkie czasy bardzo go zbliżyły do syna, który był już dojrzały, zaczynał studia – można mu było ufać. W zasadzie wyłącznie jemu. „Na kilka miesięcy przed aresztowaniem ojciec napisał oświadczenie, w którym stwierdzał, że zawsze był wierny swoim ideom, i nawet gdyby w trakcie procesu został zmuszony do oskarżenia siebie, będzie to zeznanie nieprawdziwe i wymuszone – mówił Ryszard. – List ten, w przypadku rozpoczęcia procesu, miałem przekazać Stanisławowi Stommie lub Jerzemu Turowiczowi z »Tygodnika Powszechnego« z prośbą o przesłanie go do prasy zachodniej”. To znamienne, że Gomułka wskazał właśnie ich.

Ryszard Strzelecki list włożył do butelki i zakopał. Po latach próbował go odnaleźć, ale to się nie udało.

2 sierpnia 1951 r. Gomułka został wraz z żoną aresztowany i przewieziony do tajnego więzienia UB w Miedzeszynie.

A ich 21-letni syn? „W 1951 r. letnie wakacje spędzałem nad morzem – opowiadał Eleonorze Syzdek. – Po powrocie do Warszawy zastałem mieszkanie w alei Szucha opieczętowane, a od pracowników służby bezpieczeństwa dowiedziałem się o aresztowaniu rodziców. Na kilka dni odpieczętowano mój pokój, a potem przeprowadziłem się do kawalerki przy ulicy Poznańskiej. (…) W odpowiedzi na moje nagabywania o los rodziców kilka razy zaprowadzono mnie do Józefa Światły, a raz zorganizowano wizytę u Edwarda Ochaba – członka Biura Politycznego PZPR. Z rozmów tych nic nie wynikało, oprócz być może zgody na wysłanie listu lub paczki z odzieżą. Moje nagabywanie o rodziców kwitowano zazwyczaj formułą, że śledztwo jeszcze jest w toku”.

Listy, które wymieniali (czytał je i osobiście zatwierdzał Bolesław Bierut), były więc rzadkie i podlegały cenzurze. Ale pokazują, jak bardzo byli sobie bliscy.

„Kochany Ryszardzie! – pisał Gomułka do syna w pierwszym liście z aresztu, datowanym na 20 listopada 1951 r. Czyli trzy i pół miesiąca po zatrzymaniu. – Jak Ci chyba zakomunikowano, na podstawie decyzji Rządu zostałem z dniem 2 sierpnia br. izolowany. Mama znajduje się prawdopodobnie w takiej samej sytuacji. Przyczyny izolacji nie są mi znane, gdyż dotychczas nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Sprawa miała być wyjaśniona dosyć szybko, niestety, z nieznanych mi względów przedłuża się. Mam jednak wrażenie, że w najbliższym czasie powinna być wyjaśniona. W każdym razie ja mam zupełnie spokojne sumienie.

(…) Powiedziano mi, że pracujesz w Pruszkowie. Jestem z tego zadowolony. Chciałbym, abyś zdobył jak najwięcej doświadczenia praktycznego, abyś możliwie najgruntowniej opanował praktycznie i teoretycznie swoją dziedzinę pracy. Poza zdrowiem – to najcenniejszy skarb człowieka. Ciekaw jestem, czy zdałeś już wszystkie egzaminy? Należy się tak ująć w karby, aby nie myśleć o tym, co przeszkadza w pracy i nauce. Martwi mnie tylko, jak ty teraz żyjesz, jak się odżywiasz? Jak z opałem, mieszkaniem i wszystkimi opłatami. Z pieniędzy, które w domu pozostały, możesz naturalnie zaspakajać wszystkie potrzeby. Lecz tego na długo nie starczy. Możesz więc coś sprzedać z rzeczy domowych, np. aparat radiowy i w miarę potrzeby inne rzeczy. (…)

Jest to pierwszy list, który stąd piszę. Jeżeli Ci pozwolą, to odpisz mi. Bardzo chciałbym mieć jakąś wiadomość od Ciebie.

Serdecznie pozdrów ode mnie Babcię i Ludkę i napisz im, aby się o mnie nie martwiły, gdyż w gruncie rzeczy do zmartwień – według mojego głębokiego przekonania – nie ma powodów.

Ciebie synu również gorąco i serdecznie ściskam i całuję, do zobaczenia cię.

Władek”.

Jest też zachowany list Strzeleckiego do ojca. Wysłany ponad rok później, 30 grudnia 1952 r.

„Kochany Ojcze!

U mnie wszystko po staremu, Politechnikę skończyłem, pracuję teraz w swoim zawodzie jako inżynier. Robota moja jest interesująca – pracuję mianowicie przy montażu urządzeń elektrycznych w nowo wybudowanych fabrykach. Jest to bezpośrednia praca produkcyjna, mało siedzenia przy biurku, a dużo pracy organizacyjnej i technicznej. Jeszcze rok temu nie byłem przekonany do swojego zawodu, dopiero teraz widzę słuszność Twoich wskazówek i jestem Ci bardzo wdzięczny za to, że skierowałeś mnie, mimo moich sprzeciwów, na Politechnikę.

Materialnie powodzi mi się dobrze, a zarobek mój w zupełności wystarcza na utrzymanie. Często bywam w Krośnie, ostatnio w czasie świąt Bożego Narodzenia.

Kochany! Z okazji Nowego Roku zasyłam Ci serdeczne życzenia i mocno Cię całuję,

Ryszard”.

Okres studiów był więc dla Strzeleckiego trudny – z rodzicami miał kontakt listowny, bardzo ograniczony, i w zasadzie nic nie było wiadome – czy czeka ich proces sądowy, czy zostaną wypuszczeni. Atmosfera w kraju nie zachęcała do optymizmu. Gomułkę oskarżano o odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne, dyskredytowanie polskiego ruchu robotniczego, wisiały też nad nim możliwe oskarżenia o współpracę z gestapo i przygotowywanie obalenia ustroju socjalistycznego.

Strzelecki – sam pisze to w liście do ojca – zaczął więc doceniać swój kierunek studiów. Zdobywał konkretny zawód, omijał politykę… W tym czasie także ożenił się – ze studentką prawa Ludmiłą Białowąs.

Musiał minąć rok z okładem od śmierci Stalina, by w lipcu 1954 r. na wolność została wypuszczona Zofia Gomułkowa. Zamieszkała z synem i synową w ich kawalerce. Kilka miesięcy później z Miedzeszyna do szpitala na Wołoskiej przewieziony został Gomułka. Miał martwicę mięśni nogi i chory system nerwowy. W Wigilię 1954 r. pozwolono mu na dwa dni opuścić szpital, by spędzić święta z rodziną. To praktycznie oznaczało, że odzyskał wolność.

Po wyjściu z aresztu Gomułka przede wszystkim się leczył. Ale, jak mówił Ryszard Strzelecki, „był pogodny, raczej pogodzony ze statusem emeryta, jednakże niezwykle ciekawy i żywo reagujący na zachodzące w Polsce i na świecie zmiany”. I dodawał: „Od roku 1955 mieszkaliśmy w Warszawie na Saskiej Kępie przy ulicy Saskiej, w nowo zbudowanym dwupiętrowym domu. Rodzice zajmowali trzypokojowe mieszkanie na drugim piętrze, o powierzchni około 60 m kw. Obok niego było dwupokojowe mieszkanie, które przydzielono mnie i mojej żonie”.

Gomułka powoli odnawiał dawne przyjaźnie. Zaczęli go odwiedzać dawni współpracownicy, ci, których wypuszczano z więzień, a później i ci, którzy odsunęli się od niego podczas przełomu 1948 r. W wielu tych spotkaniach brał udział Strzelecki.

Ten czas ukształtował rodzinne stosunki i zwyczaje. W mieszkaniu, w dużym pokoju Władysław Gomułka przyjmował gości. Do pracy miał swój gabinet. Czytał i pisał w nim do późna w nocy. Zofia po wyjściu z aresztu nie wróciła już do pracy partyjnej, zajmowała się domem. To była jej decyzja. W pierwszym okresie, w latach 1944-1948, była kadrową PPR. Komuniści przyjeżdżający z zagranicy zgłaszali się do niej, ona załatwiała im wejście w nowe życie. Pierwsze pieniądze i jakiś kwaterunek, ale przede wszystkim znajdowała im miejsca pracy w aparacie partyjnym lub państwowym. Była szarą eminencją PPR, której dziesiątki osób zawdzięczały karierę. Po roku 1956 tej funkcji nie chciała już pełnić. Wybrała dom. Gomułka jadał więc codziennie u siebie w mieszkaniu. Gdy pracował w KC, przyjeżdżał na obiad, a potem wracał do pracy.

Obok mieszkał Ryszard z rodziną. Ta szybko się powiększyła o dwie dziewczynki, urodzoną w 1957 r. Ewę i Hannę, która przyszła na świat dwa lata później. Ponieważ Strzeleccy pracowali i późno wracali do domu, dziewczynki szły do babci, tam jadły, uczyły się. Ten model dużej rodziny nie zmienił się do śmierci Władysława Gomułki, bo gdy w latach 60. jako I sekretarz KC PZPR przeprowadził się do domu przy al. Na Skarpie, w tej samej klatce, dwa piętra niżej, zamieszkał Strzelecki.

„Byliśmy względem siebie bliscy, widywaliśmy się prawie codziennie. Praktycznie tworzyliśmy jedną rodzinę – mówił Eleonorze Syzdek. – Zazwyczaj razem spędzaliśmy święta i troskliwie organizowane przez matkę uroczystości rodzinne. Często też całą rodziną wyjeżdżaliśmy na letnie wakacje”.

A życie zawodowe Ryszarda Strzeleckiego? Po studiach rozpoczął pracę w Zjednoczeniu Elektroprojekt jako projektant i kierownik robót. W styczniu 1959 r. przeszedł do Elektrimu, centrali handlu zagranicznego, która sprzedawała wyroby polskiego przemysłu elektrotechnicznego, a później, w latach 70., nawet kompletne elektrownie.

W Elektrimie doszedł do stanowiska dyrektora generalnego. A w roku 1969 został wiceministrem handlu zagranicznego. Na tym stanowisku pozostał do roku 1986. Był więc jednym z najdłużej urzędujących wiceministrów w Polsce Ludowej.

Po grudniu 1970 r. spodziewał się, że zostanie odwołany. Nowa ekipa wprowadzała wtedy swoich ludzi, odwoływano „gomułkowców”, było na to przyzwolenie, dlaczego więc taka operacja nie miałaby dotknąć syna byłego szefa PZPR? Tymczasem stało się inaczej.

Andrzej Werblan pytany, dlaczego ekipa Gierka pozwoliła Strzeleckiemu pozostać na stanowisku, podaje dwa powody. Po pierwsze, jego praca była dobrze oceniana i nie było podstawy do dymisjonowania go. Dobrze pracował na rzecz ekipy gierkowskiej. Po drugie, i w czasach Gierka, i za Jaruzelskiego uważano, że taka dymisja zostałaby źle odebrana. Innymi słowy, nie było ani powodu, ani potrzeby robić w jego sprawie jakichś gwałtownych ruchów. W 1986 r. Strzelecki przeszedł do pracy w służbie dyplomatycznej i wyjechał do Londynu na stanowisko radcy handlowego naszej ambasady. Wcześniej o to stanowisko zabiegał.

Czy gdyby nie pozycja ojca, doszedłby do tak ważnych stanowisk? Tego nigdy się nie dowiemy, choć rzeczywiście Strzelecki cieszył się opinią dobrego fachowca. W Ministerstwie Handlu Zagranicznego odpowiadał za współpracę z krajami rozwijającymi się. Negocjował sprzedaż pod klucz elektrowni, wielkich inwestycji – w Iraku, Iranie, Turcji, Indiach… Był osobiście zaangażowany w podpisanie umowy o budowie elektrowni w Bachtaranie, stalowni w Mobarake, kompleksów petrochemicznych, cementowni. Był kompetentny – z racji wykształcenia znał się na tym, co sprzedaje, znał języki obce, miał umiejętność unikania konfliktów, poruszał się więc w swojej dziedzinie bardzo sprawnie. A przy tym nie angażował się w życie partyjne, wręcz tego unikał, był bardzo powściągliwy w wyrażaniu swoich opinii.

Zajmując jedno z ważniejszych stanowisk w handlu zagranicznym, miał dostęp do wielu danych i informacji dotyczących polskiej gospodarki, obrotów handlowych i sytuacji finansowej. Dzielił się nimi z ojcem. Ich rozmowy o gospodarce przechodziły ewolucję. W latach 60. mówił ojcu o nonsensach socjalistycznego handlu. Potem, w pierwszej połowie lat 70., opowiadał mu z entuzjazmem o projektach inwestycyjnych. W wiele był zaangażowany, m.in. w zakup licencji Fiata 126p. Potem był coraz bardziej krytyczny, widząc, że inwestycje lawinowo rosną, ale nie ma pomysłu, jak je spłacać.

Gomułka słuchał, analizował dostępne dane, liczył. Już w 1971 r. pisał, że polityka Gierka będzie prowadziła do katastrofy. W drugiej połowie lat 70. był o tym przekonany, bez zdziwienia przyjął i sierpniowe strajki, i stan wojenny. Wróżył też upadek ZSRR, twierdząc, że nie wytrzyma wyścigu zbrojeń.

Te opinie wygłaszał w gronie dawnych współpracowników, którzy regularnie go odwiedzali. Byli wśród nich Zenon Kliszko, Adam Schaff, Edwin Rozłubirski, Jan Ptasiński… Rozmawiał z nimi i o bieżącej polityce, i o czasach konspiracji PPR-owskiej. Śmierć Nowotki, Jóźwiaka, sprawa Mołojców – te kwestie do końca życia go nurtowały.

W jego bibliotece dominują książki historyczne, niektóre zaczytane, z podkreśleniami lub krótkimi komentarzami na marginesach. Co czytał? Rzut oka na jego bibliotekę i można wyłowić znane pozycje. „Korespondencja Stalin Churchill Attlee”, „Polska granica zachodnia” Gerarda Labudy, zaczytane książki Pawła Jasienicy, zaczytana, pełna podkreśleń „Najnowsza historia polityczna Polski” Władysława Poboga-Malinowskiego, „Pamiętniki” Józefa Hallera, „Dzieje kultury polskiej” Brücknera, „Wielka Koalicja” Włodzimierza Tadeusza Kowalskiego, pakiet „Zeszytów Historycznych” z „Kultury” Giedroycia, biografie Jóźwiaka i Nowotki, „Bismarck a Polska” Józefa Feldmana…

Poza tym chodził na długie spacery z psem (bo to zdrowe), unikał telewizji (bo szkoda czasu, wyjątkiem była Kobra jako rozrywka). I pisał wspomnienia. „Widok jego pochylonej nad biurkiem sylwetki towarzyszył mi przez wiele lat”, wspominał Strzelecki.

Potem, jak mówią jego córki, to on zastąpił ojca przy biurku, pochylony nad gazetami, czytając i pisząc.

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. archiwum prywatne

Wydanie:

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy