Samouk z gitarą – rozmowa z Mirosławem Czyżykiewiczem

Samouk z gitarą – rozmowa z Mirosławem Czyżykiewiczem

FAMA to były świetne spotkania integracyjne, dwutygodniowy tygiel towarzyski i twórczy Z czego pan bardziej żyje? Z wykonywanej muzyki czy z roli sobowtóra Gandalfa z „Władcy pierścieni”? – Jestem pieśniarzem, nie aktorem, więc siłą rzeczy nie mogę z tego żyć. Gandalfem przezwał mnie mój przyjaciel Jacek Bończyk i nawet trochę się utożsamiłem z tą postacią, niemniej jednak utrzymuję się z recitali i koncertów, bo wpływy z ZAiKS-u nie są zbyt wysokie. Ale nie narzekam, mam satysfakcję z uprawianego zawodu, dużej niezależności, która ma podstawowe znaczenie dla mojej nie tylko scenicznej egzystencji. Czyli pogodził się pan z faktem, że jest artystą niszowym? – Oczywiście, że tak, a nawet utwierdzam swoich słuchaczy tym, co robię, w tej niszowości. Nie potrafię i nie staram się pisać ani wykonywać utworów, które miałyby „przebojowe” pretensje. To, co robię, do końca nie jest piosenką, to utwory poetycko-muzyczne, mające niezbyt wielką publiczność, za to bardzo wdzięczną i wierną. Gdyby szacować ją na podstawie sprzedanych dotychczas czterech płyt, a tych rozeszło się już ponad 60 tys., jest jej niemało. Zaburzone proporcje To dobry wynik jak na tego rodzaju muzykę, tym bardziej że polskie media niezbyt kochają takich wykonawców. Patrzy pan na to jako na wyraz zmowy w mediach czy schlebiania gustom słuchaczy? – Jako przytomny twórca i słuchacz absolutnie przyjmuję prymat popkultury nad wszelkimi formami kultury niszowej albo wyższej i jestem za tym, by masowa kultura dominowała w codziennym życiu. Inna sprawa, że w mediach proporcje są mocno zaburzone na jej rzecz. Poza tym nie mogę narzekać. Dość często można posłuchać moich „wyrobów” na antenie Programu III Polskiego Radia, mojej macierzystej rozgłośni, która tak jak w przypadku poprzednich albumów „Ave” czy „Superata” zorganizowała w studiu im. Agnieszki Osieckiej koncert na żywo promujący płytę „Ma chérie”. Patrząc na dobór utworów, które pan instrumentalizuje, można sądzić, że wybiera pan poetów, którym nie trzeba płacić tantiem. – To nie jest główny motyw mojego działania, choć rzeczywiście wielu autorów tekstów, do których napisałem muzykę, już nie żyje, niemniej nie unikam wierszy autorów współczesnych, jak chociażby Wojciecha Kassa czy Andrzeja Poniedzielskiego, już nie mówiąc o takim gigancie poezji jak Tadeusz Różewicz. Miał pan telefon od Tadeusza Różewicza z pytaniem: co pan zrobił z moim utworem? – Nie, jednak były problemy ze zgodą na wykorzystanie wiersza „Biel”, ale nie dlatego, że ktoś napisał do niego muzykę, tylko szło o pola eksploatacji. Ten wybitny poeta nie chciał, co jest zrozumiałe, żeby utwór z jego słowami mógł być wykorzystany np. w dzwonkach telefonów komórkowych. A z młodych poetów – którzy są panu bliscy? – Kibicuję wszystkim młodym poetom i niezwykle mnie interesuje to środowisko. Z bardzo mi bliskich jest Wojciech Kass czy odkryty niedawno Sławomir Matusz. Widać również, że bliscy są panu poeci romantyczni albo postromantyczni. Ich sposób wyrażania uczuć, przesłanie ich wierszy najbardziej do pana przemawia? – Można tak powiedzieć, a moim zadaniem jako kompozytora i interpretatora jest wydobyć owe przesłania, nadać im nową muzyczną ekspresję, jeszcze bardziej je wzmocnić i zaakcentować. Pytanie retoryczne Co ma poezja, czego nie ma proza? – Poezja to, najogólniej mówiąc, skrót, kondensacja myśli, wers, stopa metryczna. Rytm, rym – swoista dyscyplina. Proza jest przeciwieństwem; to forma narracyjna, fabularna – długie opisy, rozsmakowywanie się w szczegółach i niuansach, dialogi. Ale zna pan powiedzenie: co właściwie poeta miał na myśli? – Znam, jednak często na tym zasadza się tajemnica i piękno poezji, która ma pełną gamę środków wyrazu: metafor, przenośni, mających wpływać na naszą świadomość, myśli i emocje. Poznałem także wiele nieudanych „produktów” poetyckich, przy których lekturze zadawałem sobie to pytanie retorycznie. Uczestniczy pan w spektaklach poetycko-historycznych, rocznicowych? – Nie, choć „Ma chérie” jest takim troszkę spojrzeniem na przeszłość, historię polskiej literatury. Nigdy nie dostałem propozycji wystąpienia na jakiejś wielkiej masowej imprezie ku czci, raczej były to kameralne obchody, np. pierwszych rocznic istnienia „Solidarności”. Kiedy ogląda pan tego typu imprezy, to… – Te akurat, które widziałem, np. koncert rockowy poświęcony powstaniu warszawskiemu, pod względem poetycko-muzycznym podobały mi się. Brali w nich udział młodzi, utalentowani wykonawcy. Należy się najwyższa cześć powstańcom i wieczna pamięć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 25/2013

Kategorie: Kultura