Sądy chętniej stosują dozór policyjny lub poręczenie majątkowe zamiast aresztu tymczasowego, który izoluje sprawców od środowiska, świadków i ofiar Krawat, sznurowadła – tak to wygląda tylko w filmach. Dzisiaj odbiera się aresztowanym – tymczasowo – głównie telefony komórkowe. Jeśli aresztant trafia w godzinach urzędowania, wychowawca odbywa z nim rozmowę. Musi się wiele dowiedzieć o swoim nowym podopiecznym. Wykształcenie, zawód, stan rodzinny i stan psychiczny. Jeśli pechowiec trafi po 16-tej, ma okazję wyspowiadać się dopiero następnego dnia. Taka mniej więcej jest procedura, gdy trafi się za kratki, ale nie jest to wcale takie proste. – Mówi się o nieudolności policji. Statystyki ujmują, jakie przestępstwa, ilu schwytanych. Nie ma w nich natomiast nic na temat tego, ile naszej pracy marnują sądy – mówi pragnący zachować anonimowość policjant. – Jeżeli w ciągu roku tego samego faceta łapiemy kilka razy, to coś tu jest nie tak. Prokurator albo w ogóle nie wnioskuje o areszt, albo sąd się na to nie zgadza. Pod rządami starego kodeksu o stosowaniu aresztu tymczasowego decydowali prokuratorzy. Nowy kodeks karny prawo do orzekania o nim, jak o każdym innym rodzaju pozbawienia wolności, przyznał sądom. To jedynie słuszne, demokratyczne rozwiązanie, twierdzili ustawodawcy. Jak każde, ma jednak swoje złe i dobre strony. Włamanie, czasem seria włamań. Policja łapie kilku, znanych jej skądinąd facetów, ekspertyzy techników i zeznania poszkodowanych mają potwierdzić, że znalezione przy nich, lub w ich mieszkaniach, przedmioty pochodzą z włamań, które im się przypisuje. To wszystko musi potrwać. Nie da się zgromadzić całej dokumentacji od razu. Prokurator mógł się posiłkować własnym doświadczeniem, podeprzeć wstępną opinią policji czy biegłych, sąd musi mieć dokument mający wartość procesową. Tymczasem czas płynie. Sąd ma wprawdzie trzy doby na rozpatrzenie wniosku prokuratury, ale… Tego typu sprawy trafiają do sądów rejonowych, najbardziej chyba w tej chwili obciążonych pracą. Dopiero w przypadku przedłużenia aresztu, trwającego ponad trzy miesiące, orzeka sąd wyższej instancji, który będzie potem rozpatrywał sprawę. Prokurator składa więc wniosek, doprowadza się podejrzanego i czeka, kiedy sędzia będzie miał czas go rozpatrzyć. – Kiedy jest jedna osoba podejrzana i niezbyt obszerny materiał dowodowy, załatwia się to stosunkowo szybko. Problem może pojawić się wtedy, gdy sprawa ma charakter złożony, jest wielowątkowa, wieloosobowa, a sędzia ma przecież swoje bieżące obowiązki – przyznaje sędzia Barbara Piwnik Liberalizm? – Kiedy decydowali prokuratorzy, ilość tymczasowych aresztowań była wyższa, kiedy zaczęły to robić sądy, nastąpił gwałtowny spadek – mówi Tomasz Kącik, dyrektor Aresztu Śledczego w Warszawie. Czy oznacza to, że materiały przedstawiane dla sądu nie są dostatecznie udokumentowane, czy też prokuratura miała mniejsze wymagania? Dyrektor nie chce tego komentować. Przyznaje jednak, że coś jest na rzeczy. – Prowadzący postępowanie miał wgląd w całość materiałów śledztwa, był gospodarzem sprawy, często wystarczała mu ustna, wstępna opinia biegłego, by podjąć decyzję o aresztowaniu – mówi pragnący zachować anonimowość prokurator. – Sąd nie może się na tym oprzeć, musi mieć papier. To trwa. Nie ma sankcji, a potem bywają kłopoty – stwierdza z sarkazmem. Sądy są, zdaniem wielu prokuratorów, bardziej liberalne w stosowaniu aresztu tymczasowego. Ów liberalizm to, z jednej strony, wynik nowych rozwiązań prawnych, które ograniczyły możliwości stosowania tego środka, z drugiej, wynik małego doświadczenia sędziów, którzy nie prowadzą postępowania przygotowawczego. – Zdarzało się, że w przeszłości stosowano areszt tymczasowy na wyrost. Mówi się o tym często, sięgając do niechlubnych kart historii wymiaru sprawiedliwości – oponuje sędzia Piwnik. – Wcześniej mogło się zdarzyć, że prokuratorzy orzekali o areszcie, dysponując często także wiedzą operacyjną, nie tylko utrwaloną w tym czasie w postaci procesowej. Natomiast to, co otrzymuje sąd, to materiał, który może być wykorzystany procesowo, na podstawie którego będzie w przyszłości orzekał. Spójrzmy na to od innej strony. – Pokrzywdzony, kiedy w grę wchodzą emocje, poczucie krzywdy, skłonny jest odmówić oskarżonemu wszelkich praw, nawet do obrony, ale sytuacja, jak w “Procesie” Kafki,
Tagi:
Joanna Kosmalska