Lewica – życie po życiu

Lewica – życie po życiu

Warszawa 10.06.2015 r. Czarna Procesja Nauki - protest przeciw polityce - Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyzszego. fot.Krzysztof Zuczkowski

O przyszłości lewicy zdecyduje nie taki czy inny foch kolejnego miniwodza, ale codzienna praca wielu aktywistów Rok po wyborach słyszę lament, że oto mamy straconych 12 miesięcy, że PiS się umocniło, a opozycja, zwłaszcza ta lewicowa, leży. Owszem, opozycja – nie tylko lewicowa – leży, ale daleko idących wniosków z tego bym nie wyciągał. Tak bowiem jest w polskiej polityce, że po roku od wyborów partia rządząca utrzymuje swój stan posiadania, za to opozycja szoruje gdzieś po sondażowym dnie. Cztery lata temu, po drugiej wygranej Tuska, PiS miało w sondażu CBOS 18% i wróżono mu trwałą marginalizację, a nawet rozpad. No a proszę, co się później wydarzyło. Rzecz więc nie w sondażach, nie w tym, że partie lewicowe mają w sumie parę punktów procentowych, tylko w tym, że niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie potrafiły z tego marazmu wyjść. I to jest największy ból głowy – bo na pewno istnieje lewicowy elektorat, szacowany na jakieś 20%, tymczasem partie, które chciałyby do tego elektoratu się odwoływać, są malutkie, do tego skłócone. Żale, żale To skłócenie mogliśmy zobaczyć podczas Kongresu Lewicy. Tego sprzed tygodnia. Owszem, Andrzej Rozenek obściskiwał się z Leszkiem Millerem, ale bardziej rzucała się w oczy nieobecność Barbary Nowackiej i partii Razem. A w uszy – ich deklaracje, że z SLD to nie. Tak oto lewica znalazła się w sytuacji jeszcze gorszej niż prawica po roku 1993, kiedy jednoczyła się pod szyldem Konwentu św. Katarzyny. Bezowocnie, coraz bardziej się kłócąc i nie mogąc uzgodnić, który lider której kanapy jest ważniejszy. Tutaj też są wzajemne uszczypliwości, podgryzanie się, ale nie ma nawet woli, by usiąść razem do rozmów. Widzimy za to śmieszne nadymanie się. Od lat przecież słyszę ze strony SLD, że to oni są najsilniejsi na lewicy i wokół nich powinno wszystko się organizować. Tylko że z roku na rok Sojusz ma na lewicy coraz mniej do powiedzenia. Im bardziej się nadyma, tym głośniej spuszczane jest powietrze. A działacze partii Razem czy Zielonych? Od lat obnoszą się z tezą, że przed nimi przyszłość i miłość wyborców, tylko SLD przeszkadza, przytłacza ich, rzuca cień. Tak można było mówić, gdy Sojusz miał 30% poparcia. Gdy miał 12% – brzmiało to już mało wiarygodnie. A teraz, gdy ma 4%? Też rzuca ten straszliwy cień? Też przeszkadza? Gdy słucha się tych wzajemnych żalów, można popaść w ciężki pesymizm. Tylko czy warto tym się przejmować? Zastanówmy się, jakie może mieć znaczenie kolejna przyjaźń Nowackiej z SLD, kolejny przewodniczący SLD czy kolejna Zjednoczona Lewica. Kolejne mieszanie tej samej herbaty. Może czas zaparzyć nową? Wielka tajemnica IV RP O dzisiejszej sile prawicy nie zadecydował wynik rozmów w tamtym Konwencie św. Katarzyny ani kolejne zjednoczenie. Zadecydowało coś bez porównania ważniejszego – praca tysięcy społeczników, którzy budowali organizacje społeczne, otwierali portale i fora dyskusyjne, tworzyli środowisko. Robili to dla idei, z potrzeby serca. To pozwoliło prawicy przetrwać porażki wyborcze i znaleźć atrakcyjne społecznie hasła. Można dziś złośliwie się śmiać, że PiS to partia wodza i poza Kaczyńskim reszta to lokaje, tylko że ten obraz będzie właśnie złośliwy, niepełny. Prezes potrafił zebrać rozmaite prawicowe inicjatywy, nieraz bardzo różne, i je wykorzystać. To nie Jarosław Kaczyński wymyślił hasło IV Rzeczpospolita. To nie Jarosław Kaczyński wymyślił kult „żołnierzy wyklętych”, nie on ich tak nazwał. Podobnie ze szkołą – to Elbanowscy przyszli do PiS, a nie PiS do Elbanowskich. Tak samo z wojskiem – to nie Antoni Macierewicz wymyślił organizacje paramilitarne; powstały nie dla niego, ale dla ludzi, którzy mieli takie potrzeby i zamiłowania. A media? Śmiejemy się dzisiaj z pisowskich dziennikarzy, z ich służalczości wobec rządzących i tego, że mówią jednym głosem, zachwycając się rządem i gromiąc opozycję. Jednak ich zawodowy rozwój dokonał się znacznie wcześniej i to ich praca w wielkim stopniu ukształtowała dzisiejszą prawicę. Zaczynali od dwóch tygodników, dziś trzymają, jeśli chodzi o media, pół Polski. Pisałem już zresztą o tym rok temu, po klęsce wyborczej SLD. Te słowa, dotyczące mediów, nie zdezaktualizowały się ani trochę (niestety): „Platforma i PiS wykonały gigantyczną pracę, by mieć swoje media i swoich dziennikarzy. Oni oczywiście nazywają się niezależnymi, wolnymi (jedni i drudzy) i być może nawet czasami tak o sobie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 48/2016

Kategorie: Publicystyka