Sekrety templariuszy

Sekrety templariuszy

Watykan opublikował dokumenty o procesie templariuszy pochodzące z tajnego archiwum

Templariusze nie byli heretykami. Dowodzi tego raz jeszcze opublikowany przez watykańskie wydawnictwo Scrinium zbiór średniowiecznych dokumentów z procesu rycerzy świątyni. Ta luksusowa edycja nosi nazwę Processus Contra Templarios i wydana została 25 października w nakładzie 799 egzemplarzy. Osiemsetny dostał papież. Książka nie jest tania – zapłacić za nią trzeba 8375 dol. Mimo to niemal cały nakład został zamówiony przez biblioteki i kolekcjonerów. Edycja warta jest swojej ceny. Ma piękną oprawę ze skóry, opatrzoną reprodukcją papieskiej pieczęci. Kopie średniowiecznych dokumentów zostały sporządzone na syntetycznym pergaminie. Dokumenty, których faksymilia obecnie opublikowano, były wcześniej znane historykom. Najsłynniejszym spośród nich jest Pergamin z Chinon, przez wieki uchodzący za zaginiony. Dopiero w 2001 r. odnalazła go penetrująca watykańskie archiwa prof. Barbara Frale, która nie kryła radości z tego sukcesu: „Nigdy nie spodziewałam się, że odnajdę Pergamin z Chinon. Okazało się, że w XVII w. został przez pomyłkę umieszczony w innym archiwum”.
14 października 1307 r. templariusze zostali oskarżeni przez króla Francji Filipa Pięknego o herezję i wszelkiego rodzaju szkaradne występki. Rycerzy świątyni aresztowano i oddano w ręce inkwizycji, co przypieczętowało ich los. Inkwizytorzy skłonni byli okazać cień pobłażania tylko tym oskarżonym, którzy się przyznawali. Ten, kto odwołał swe zeznania, często wymuszone długim więzieniem, głodem i torturami, uznawany był za odszczepieńca i przekazywany w ręce władzy świeckiej. Zazwyczaj nieszczęśnika czekała śmierć na stosie. Zakony rycerskie podlegały papieżowi, jednakże słaby i chorowity Klemens V lękał się potężnego i pozbawionego skrupułów francuskiego monarchy. Papież, zdradzany przez własnych kardynałów pozostających w służbie Filipa, tylko raz zdobył się na odwagę, aby ocalić rycerzy świątyni. Zastrzegł, że osobiście osądzi wielkiego mistrza Jakuba de Molaya oraz najwyższych dostojników zakonu, i zarządził przesłuchania w Poitiers. Filip pozwolił na sprowadzenie z Paryża mistrza oraz czterech wybitnych templariuszy, takich, którzy wcześniej podczas przesłuchań nie okazali się oporni. Konwój z więźniami zatrzymał się jednak na zamku w Chinon, jakoby z przyczyny wielkiego utrudzenia oskarżonych. Klemens nie odważył się przybyć do Chinon, podlegającego władzy Filipa. Wysłał tylko trzech kardynałów, którzy mieli przesłuchać templariuszy. Rycerze świątyni byli przerażeni, widząc, że papież ich opuścił.
Wciąż pozostawali w rękach ludzi królewskich, w przesłuchaniach uczestniczyli demoniczni prawnicy Filipa, Wilhelm Plaisains i Wilhelm Nogaret. Pod ich naciskiem templariusze przyznali się do niektórych punktów oskarżenia, jak zaparcie się Chrystusa czy

plunięcie na krzyż.

Odżegnali się jednak od herezji i zaprzysięgli wierność Kościołowi. Pergamin z Chinon, będący protokołem z przesłuchania, jest tego jednoznacznym świadectwem. Kardynałowie udzielili rozgrzeszenia oskarżonym i obiecali napisać do króla, aby im przebaczył. Filip jednak już postanowił zgubić zakon, będący jedną z najświetniejszych instytucji chrześcijańskiej Europy. Zakon fratres Templi założył w 1119 r. w Jerozolimie Hugo de Payns, pobożny rycerz z Szampanii. Król Baldwin I przydzielił Hugonowi i jego towarzyszom siedzibę w skrzydle pałacu królewskiego, dawnym meczecie Al-Aksa, na terenie starożytnej świątyni Salomona. Zakon przyjął zatem nazwę „Ubodzy Rycerze Chrystusa Świątyni, która jest w Jerozolimie”. Templariusze mieli zapewnić bezpieczeństwo pątnikom podążającym do miejsc świętych. Składał się z rycerzy (fratres milites), pochodzących tylko z rycerskich rodów, przeważnie niebogatych, braci serwientów, będących giermkami, księży kapelanów oraz z rzeszy rzemieślników, rolników, pasterzy. Poddani surowej dyscyplinie zbrojni mnisi byli znakomitymi wojownikami. Do bitwy szli w przedniej lub w tylnej straży – zawsze tam, gdzie właśnie zagrażał wróg. Tylko dzięki zakonom rycerskim królestwo Franków w Palestynie mogło przetrwać prawie dwa stulecia. Straty wśród tych mnichów wojowników były ogromne, zwłaszcza że muzułmanie lękali się templariuszy i pojmanych mordowali bezlitośnie. W 1164 r. w bitwie pod Harim z hufca 67 świątynników ocalało zaledwie siedmiu, w 1187 w bitwach u źródeł Cresson i pod Hittinem zakon stracił 290 rycerzy – prawie wszystkich w Ziemi Świętej. Jeśli rycerze świątyni odradzali się jak Feniks z popiołów po tak straszliwych klęskach, to tylko dzięki imperium gospodarczemu, które stworzyli, przede wszystkim we Francji, ale także w Italii, w Anglii, na Półwyspie Iberyjskim. Nawet w Polsce założyli kilka komandorii, obejmujących pola uprawne, młyny, inwentarz żywy, warsztaty rzemieślnicze. Liczne ziemie świątynnicy otrzymali w zapisie od pobożnych feudałów, pragnących zbawić swe dusze. Z tej przyczyny uchodzili za bogatych. Ufano ich umiejętnościom finansowym, toteż byli bankierami, pożyczkodawcami i skarbnikami monarchów, książąt i baronów. Ale to tylko część prawdy. Całe imperium gospodarcze templariuszy pracowało na potrzeby Ziemi Świętej, której obrona była jedyną racją bytu zakonu. Templariusze utrzymywali w Palestynie 300 rycerzy, kilka tysięcy serwientów i najemnych zbrojnych, kosztowne konie i potężne zamki. Dochody z setek komandorii z ogromnym trudem na to wystarczały. Opowieści o nieprzebranych skarbach ukrytych przez zakon należy między bajki włożyć. Nawet po utracie Ziemi Świętej w 1291 r. templariusze dążyli do urządzenia nowej wyprawy krzyżowej. Aż do 1302 r. zakon utrzymywał silną załogę na wysepce Arwad w nadziei, że ten niewielki ląd stanie się bazą dla krucjaty, lecz w końcu muzułmanie wybili broniących się rozpaczliwie rycerzy. Wielki mistrz Jakub de Molay objeżdżał więc Europę, aby nakłonić monarchów do nowej wyprawy krzyżowej. We Francji zamiast pomocy mistrz doczekał się procesu, hańby i okrutnej śmierci. Urzędnicy króla Francji Filipa IV Pięknego w starannie przygotowanej akcji aresztowali wszystkich templariuszy. Filip Piękny był dumnym monarchą, który z powodu długów i wojen toczonych przez królestwo Francji nieustannie potrzebował pieniędzy. Zdobywał je bezwzględnymi metodami – w 1291 i 1311 r. uwięził lombardzkich finansistów i włoskich bankierów i skonfiskował ich mienie. W 1306 r.

wygnał Żydów,

aby zagarnąć ich majątki. Potem przyszła kolej na rycerzy świątyni. Króla podżegali do tych szpetnych czynów jego prawnicy zwani legistami, zwłaszcza wspomniany Wilhelm Nogaret, który na rozkaz króla ośmielił się uwięzić papieża Bonifacego VIII. Klemens V obawiał się, że i jego spotka ten sam los, dlatego nie ocalił templariuszy, mimo że oskarżenia pod ich adresem były perfidnie zmyślone. Nie ma dowodów, że templariusze czcili jakieś zagadkowe bóstwa, posiedli wiedzę ezoteryczną, przejęli jakieś rytuały od muzułmanów czy parali się magią. Do uprawiania czarów czy magii, poznawania heretyckich pism potrzebna jest wiedza, umiejętność czytania ksiąg po arabsku, grecku czy chociażby po łacinie. Świątynnicy byli wszakże ludźmi nieuczonymi, ich bezradność w kwestiach teologicznych była przysłowiowa, jeśli w ogóle umieli czytać, to tylko w ojczystych językach. Braciom odradzano naukę, albowiem powinni poświęcać się przede wszystkim rycerskiemu rzemiosłu. Wszelkie współczesne opowieści, jak to templariusze przejęli tajemne pisma lub starożytną religię gnostyków, dualistów, uważających, że świat i materia są wytworem złego boga, nie mają nic wspólnego z prawdą. Bracia przyznawali się do „winy” zmuszeni torturami, morzeni głodem, trzymani w lodowatych lochach. Znamienne, że w krajach poza zasięgiem władzy Filipa i jego krewnych, a także tam, gdzie templariuszy nie torturowano, nikt nie przyznawał się do winy. W królestwie Francji opornych spotkał jednak straszny los. 12 maja 1310 r. na stosach koło kościoła św. Antoniego w Paryżu spalono 54 templariuszy, którzy do końca wołali, że ich ciała należą do króla, a dusze do Boga.

Skazańcy umierali mężnie,

ku zgrozie królewskich kronik arzy. Brat serwient Emeryk, który widział kaźń swoich konfratrów, powiedział: „Z lęku przed taką śmiercią, jaką widziałem wczoraj, przyznałbym się nawet, że zabiłem samego Chrystusa”. Ostatecznie 22 marca 1312 r. na soborze w Vienne Klemens V ogłosił „zawieszenie” zakonu templariuszy. Papież nie potępił rycerzy świątyni, lecz uznał, że zakon został zniesławiony do tego stopnia, iż nie jest korzystne, aby nadal istniał. Filip Piękny obłowił się na praktycznej kasacie świątynników. 18 marca 1314 r. Jakub de Molay, komandor Normandii Godfryd de Charney, komandor Akwitanii Godfryd de Gonneville i wizytator Hugon Pairaud wysłuchali wyroku na podwyższeniu wzniesionym przed paryską katedrą Notre Dame. Arcybiskup Sens i dwaj kardynałowie ogłosili surowy werdykt – dożywotnie więzienie. Wielki mistrz za uległość podczas przesłuchań spodziewał się miłosierdzia. Kiedy zrozumiał, że go oszukano, chciał już tylko godnie umrzeć. Jakub de Molay i komandor Normandii krzyknęli donośnie w obliczu zgromadzonego tłumu, że wszystko, o czym mówi spisany wyrok, jest kłamstwem, bracia zaś są dobrymi chrześcijanami. Rozgniewany Filip IV rozkazał spalić obu niepokornych jeszcze tej nocy. Stos wzniesiono na Wyspie Trzcin. Legenda głosi, że gdy płomienie już trawiły ciało Jakuba de Molaya, mistrz wezwał prześladowców przed sąd boży. Rzeczywiście najważniejsi sprawcy upadku templariuszy szybko znaleźli się na tamtym świecie. Wilhelm Nogaret zmarł już w kwietniu 1313 r. 10 kwietnia 1314 r. odszedł Klemens V, 29 listopada zaś umarł król Francji. Legenda o klątwie templariuszy przetrwała do dziś.

 

Wydanie: 2007, 44/2007

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy