Tu się warzy więcej

Tu się warzy więcej

W Pucku działa pierwszy w Polsce i szósty na świecie browar non profit zatrudniający osoby niepełnosprawne intelektualnie Niepozorny, parterowy budynek przy ulicy Helskiej w Pucku zwraca uwagę barwnym graffiti, na którym mężczyzna przedstawiony na tle chmielowych szyszek trzyma w dłoni szklanicę spienionego piwa. Na szklance napis: „Browar Spółdzielczy”. Ten browar działa od prawie pięciu lat w ramach spółdzielni socjalnej Dalba i jest pierwszym w Polsce i szóstym na świecie browarem non profit, zatrudniającym osoby niepełnosprawne intelektualnie. – Przez kilka lat pracowałem w szkole specjalnej, potem współtworzyłem w Pucku zakład terapii zajęciowej – mówi Janusz Golisowicz, terapeuta i kierownik browaru. – Widziałem, jak moi wychowankowie nie potrafią się znaleźć na rynku pracy, jak chwytają się różnych zajęć lub po prostu żyją w biedzie. Najtrudniej miały młodsze roczniki, którym nie przyznano rent albo odebrano je po jakimś czasie jako cudownie uzdrowionym. Marzyło mi się dla nich przedsiębiorstwo społeczne. Jednak niechęć i opór, jakie napotkałem, nie sprzyjały tym planom. Dopiero gdy na jednym ze szkoleń w Ośrodku Wsparcia Ekonomii Społecznej w Gdańsku poznałem Agnieszkę Dejnę, która skończyła studia biznesowe i ma dyplom MBA, moje marzenie stało się realne. Agnieszka pomogła mi założyć spółdzielnię. Teraz uzupełniamy się – ja nadzoruję produkcję piwa, ustawiam grafik, rozstrzygam sprawy pracownicze, a Agnieszka zarządza finansami, zajmuje się reklamą, sprzedażą, rozwojem firmy. W puckim browarze zatrudnionych jest 10 niepełnosprawnych. Pierwsze warzenie piwa odbyło się 8 maja 2015 r. Oficjalna premiera trzech piw – miesiąc później w Sopocie. Zaczęto od 4 tys. litrów miesięcznie, wkrótce okazało się, że trzeba warzyć drugie tyle. W 2018 r. browar osiągnął ok. 2 mln zł przychodu, sześć razy więcej niż średni przychód spółdzielni socjalnych na koniec 2017 r. Było warto – Proces technologiczny produkcji piwa jest powtarzalny. Najpierw zacieranie, potem filtracja, warzenie, chłodzenie, leżakowanie i rozlew. Ta powtarzalność czynności ułatwia pracę osobom niepełnosprawnym intelektualnie, daje im poczucie bezpieczeństwa. U nas warzenie odbywa się zawsze we wtorki i środy. W piątek mamy butelkowanie – mówi Janusz Golisowicz, który oprowadza mnie po browarze. Przy maszynie rozlewającej piwo do butelek, nazywanej karuzelą, pracuje Karol. Obok niego przy kapslownicy czuwa Michał. Szymon wyjmuje butelki z kartonów, ładuje do kontenerów i dostarcza kolegom, a Marek zmywa rozlane piwo z podłogi, bo czystość w browarze to podstawa. – To moja pierwsza prawdziwa praca – cieszy się 30-letni Szymon, który pracuje tutaj od 16 miesięcy. – Mieszkam na wsi pod Władysławowem, mama ma niewielką rentę, a utrzymanie domu, opał, prąd, woda kosztują. Choć mam orzeczoną niepełnosprawność, renty nie dostaję. W sezonie zbierałem puszki, łapałem też fuchy przy sprzątaniu pól namiotowych. Zarobek z tego był niewielki i niepewny, nie wystarczał na wydatki. Teraz moja miesięczna pensja to przeszło 1,5 tys. zł na rękę. Także dla 39-letniego Michała zatrudnienie w browarze jest pierwszym stałym zajęciem w życiu. – Z rentą mam ok. 2,4 tys. zł na miesiąc, a to już jakoś wystarcza na utrzymanie, na paliwo do skutera, którym dojeżdżam do pracy z Władysławowa. Wynajmujemy tam z narzeczoną mieszkanie za 500 zł. Niedługo zostanę ojcem – podkreśla, a koledzy dowcipkują, że to już drugi tatuś w ich zespole. 26-letni Marek mówi, że rodzice byli przeciwni podjęciu przez niego pracy w browarze. – Po prostu nie wierzyli, że mi się uda – wyjaśnia. – A ja tę pracę bardzo doceniam. Zdobyłem zawód, doświadczenie, mam cel w życiu. Zawsze byłem skryty, nie lubiłem nikomu się żalić, a w browarze znalazłem kolegę, któremu wszystko mogę powiedzieć. Gdybym się nie zatrudnił, tobym go nie spotkał. Myślę też, że z rodzicami z czasem się ułoży. Może nawet wypatrzę jakąś dziewczynę i założę własną rodzinę. Zespołowi przewodzi 40-letni Karol, pracujący tutaj od samego początku, wychowanek Janusza Golisowicza. – To mój nieformalny zastępca, czuje się tu jak pan na włościach – żartuje terapeuta. – Kiedy musimy czasem wyjechać w sprawach biznesowych, np. na festiwale piwa, na nim zawsze można polegać. Jest odpowiedzialny, bezpośredni, choć trochę wścibski.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2019, 2019

Kategorie: Reportaż