Kabaret wyborczy IV RP ma zaszczyt przedstawić: Skrzypek na banku Nowy prezes NBP podczas prezentacji w sejmowej Komisji Finansów, wśród osób, z którymi zamierza współpracować w przyszłości, wymienił nieżyjącego już Wima Duisenberga, szefa Europejskiego Banku Centralnego do 2003 r. Po co szukać zagranicznych wzorów? Czy nie lepiej, gdyby prezes od razu umówił się na cotygodniowe konsultacje np. z Władysławem Grabskim, autorem reformy walutowej w latach 20.? A konsultacje byłyby przydatne, bo po specjaliście, którego praca magisterska dotyczyła konstruowania mostów ze sprężonego betonu, trudno wszak oczekiwać nadmiernej wiedzy o bankowości. Prezes ma jednak i tytuł magistra ekonomii SGH, mimo że nie studiował na tej uczelni ani nie napisał pracy. Tytuł uzyskał, przedstawiając do nostryfikacji dyplom MBA, uzyskany podczas półtorarocznych kursów w USA (choć nie wiadomo, czy tam studiował, czy był wolnym słuchaczem), co pokazuje, że nasza najwybitniejsza uczelnia ekonomiczna ma – ciekawe, czy dla wszystkich? – dość luźne kryteria przyznawania tytułów. Odważny i szczery Nie trzeba dodawać, iż w trakcie przesłuchań sejmowych Sławomir Skrzypek niezbyt chętnie więc mówił o swych kwalifikacjach, będąc, jak mówi życzliwy mu poseł Cymański (PiS), „powściągliwy w wypowiedziach”. Dużo natomiast mówili inni – i za sprawą uczestników tego widowiska po raz pierwszy w Polsce wybór prezesa banku centralnego nabrał charakteru spektaklu kabaretowego. – Kwalifikacje poprzednich prezesów NBP nie przewyższały kwalifikacji prezesa Skrzypka – zapewniał pos. Sikora (Samoobrona). – Są dużo lepsze niż kwalifikacje ulubieńca Samoobrony, który musiał odejść – cieszył się Andrzej Lepper. – Hanna Gronkiewicz-Waltz, zostając prezesem NBP, była doktorem teologii – dorzucał pos. Budner (naprawdę była doktorem prawa, a kilka miesięcy po wyborze obroniła habilitację na temat roli banku centralnego – przyp. aut.). Padały dowcipy o „sprężonym PZPR-owskim betonie”, który umieszczał swe dzieci na zagranicznych stypendiach, w związku z czym prezes musiał sam, jak umiał, zdobywać wykształcenie. Aleksander Szczygło, szef Kancelarii Prezydenta, z kamienną twarzą Bustera Keatona zapewniał, że jest to bardzo dobrze wykształcony fachowiec, a jego nominacja broń Boże „nie ma charakteru politycznego”. Senator Niesiołowski, którego trudno zdziwić, tym razem okazywał zdumienie: – Rodzaj nieuctwa prezentowany przez pana Skrzypka przekracza wszelkie normy. Odwagę kandydata chwalił prof. Leszek Zienkowski: – Podziwiam pana Skrzypka, że wyraził zgodę mimo braku kwalifikacji. Ja nie przyjąłbym stanowiska dyrygenta w filharmonii. Jarosław Kalinowski uznał że wybory szefa NBP trącą farsą i kpiną z gospodarki oraz z powagi państwa. Małe przeoczenie w życiorysie Podobnie złą opinię o wiedzy kandydata mieli też posłowie LPR, wskazując, że podczas dwuipółgodzinnej rozmowy Sławomir Skrzypek nie odpowiedział na żadne pytanie. Oczywiście było im dokładnie obojętne, czy i jakie kwalifikacje ma kandydat. Gdy więc przed głosowaniem dostali miejsce w Radzie Nadzorczej TVP, stanowisko wiceszefa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, 500 mln zł na podwyżki dla nauczycieli, żeby wicepremier Giertych mógł się wykazać, oraz bliżej nieznaną liczbę posad w spółkach skarbu państwa, to LPR natychmiast nabrała pewności że Skrzypek jest świetnym kandydatem. Samoobrona, która od razu uważała, że Skrzypek jest wspaniale przygotowany do swej funkcji, dostała wiceministra gospodarki morskiej, posady w zarządach NBP i PKO BP oraz, podobno, obietnicę ukręcenia łba aferze rozporkowej. Milczenie w kwestiach dotyczących polityki finansowej, pieniężnej i kredytowej kandydat dowcipnie wyjaśniał tym, że nie chce, by jego odpowiedzi wpłynęły na rynki finansowe. A posłowie PiS w niebanalny sposób bronili fachowości swego prezesa. – To jest wycofany, uspokojony, stonowany kandydat – zapewniał pos. Zawisza. To natomiast, że „zapomniano” poinformować o bliskiej współpracy w latach 1998-2000 nowego prezesa NBP z Grzegorzem Wieczerzakiem, byłym szefem PZU-Życie, oskarżanym o narażenie tej firmy na wielomilionowe straty (sprawa wróciła do prokuratury), Sławomir Skrzypek tłumaczy „małym przeoczeniem”. Nie ma zresztą o czym mówić, bo był on, jak mówi, tylko jednym ze stu kilkudziesięciu doradców i nawet nie współpracował bezpośrednio z Wieczerzakiem. Ale za to Grzegorz Wieczerzak współpracował z nim i świetnie pamięta jednego ze swych „stu kilkudziesięciu doradców”. Sławomir Skrzypek nie był bowiem szeregowym doradcą, ale pełnomocnikiem szefa PZU Życie, pracującym przy zakładaniu funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. Wieczerzak podkreśla lojalność Skrzypka,
Tagi:
Andrzej Dryszel









