Śmierć na Białej Górze

Śmierć na Białej Górze

Mont Blanc staje się lodowym grobem alpinistów Nadajniki lawinowe ośmiu martwych alpinistów wciąż wysyłają sygnały. Ratownicy wiedzą, gdzie znajdują się zwłoki, pogrzebane pod 20-metrową warstwą śniegu i lodu. Nie mogą jednak do nich dotrzeć, ponieważ ze zbocza Mont Blanc wciąż schodzą lawiny. „Nie możemy nic zrobić. To byłoby samobójstwo”, twierdzi Regis Lavergne, komendant żandarmów-ratowników z Chamonix. Wiceburmistrz tego miasta Jean-Louis Versier, doświadczony alpinista, dobrze wie, że tylko góra może oddać ciała ofiar. Ale to zapewne potrwa lata. Mont Blanc, wysoki na około 4808 m, zwany jest Koroną Sabaudii lub Dachem Europy. Pierwszymi zdobywcami tego szczytu byli 8 sierpnia 1786 r. poszukiwacz kryształów Jacques Balmat i dr Michel-Gabriel Paccard. Ich śladami poszli inni. Nie wszystkim udało się wrócić. Do ostatniej tragedii doszło w niedzielę 24 sierpnia o trzeciej nad ranem. Wspinacze często wyruszają na szlaki w ciemnościach. Nocny mróz wzmacnia bowiem śnieg i lód, zagrożenie lawinowe jest mniejsze. Pogoda była wymarzona na wysokogórskie wędrówki – gwiaździste niebo i mroźne powietrze. 16 alpinistów wyszło w nocy ze schroniska Cosmique. Latarki przymocowane na czołach oświetlały im drogę. Pierwszy zespół prowadził 34-letni austriacki przewodnik Toni K. Doskonale znał Alpy i nie lękał się ich, aczkolwiek jego ojciec zginął w górach. Toni miał liczne plany na przyszłość. Właśnie odnowił dom rodziców, położony wysoko na zboczu. Zamierzał zamieszkać w nim z przyjaciółką. Oboje pragnęli zostać rodzicami. Toni obiecał poprowadzić na Mont Blanc przyjaciela z lat dziecinnych, 28-letniego Hanspetera z Innertkirchen w Szwajcarii, i jego narzeczoną, 34-letnią Claudine. Ci dwoje mieli 6 września wziąć ślub. Przedtem postanowili spełnić swe marzenie – pocałować się na Dachu Europy. Hanspeter wykonywał bardzo niebezpieczny zawód, był specjalistą od materiałów wybuchowych. Wysadził w powietrze wiele alpejskich skał. Nie wierzył, że może zginąć w górach. Z Cosmique alpiniści wędrowali pół godziny do północnej ściany Mont Blanc du Tacul (4250 m), należącego do masywu Mont Blanc. To właściwie nie ściana, lecz zbocze, pochylone pod kątem około 40 stopni. Wspinacze zamierzali wejść na zbocze, na wysokości mniej więcej dwóch trzecich ściany skręcić w prawo, ominąć wysoki na 4465 m Mont Maudit i dotrzeć na właściwy Mont Blanc. Ten szlak jest długi, ale uchodzi za stosunkowo łatwy i bezpieczny. Niestety, na północnej ścianie Mont Blanc du Tacul znajdują się lodowe balkony, tzw sérac. Bardzo powoli, ale nieustannie schodzą one ku dolinie. Kiedy napięcia wewnętrzne stają się zbyt silne, lodowy występ załamuje się. Nigdy nie wiadomo, kiedy to się stanie, sérac może ulec dezintegracji o każdej porze roku, przy każdej pogodzie. Po tragedii doświadczeni ludzie gór nie mieli wątpliwości – alpiniści nie popełnili żadnego błędu, po prostu mieli straszliwego pecha. Zanim jeszcze zaczęli się wspinać na zbocze, jeden z balkonów załamał się. Lodowa kula runęła w dół, porywając ze sobą masy świeżego śniegu. Lawina zeszła na wysokości 3600 m. Sunący wprost na przerażonych ludzi biały walec miał 200 m długości i 50 m szerokości. Francuski alpinista Nicolas Duquesne opowiadał później w szpitalu w Nicei: „Lodowy okap oderwał się niemal bezgłośnie. Przewodnik krzyknął: Biegnijcie! Biegnijcie szybko! Wystarczyło nam czasu, aby odsunąć się trochę w prawo, kiedy zostaliśmy trafieni. Naprawdę mieliśmy szczęście”. Włoski wspinacz Marco Delfini relacjonował: „Nagle ujrzeliśmy sunącą na nas ścianę śniegu i lodu. Porwała nas 200 m w dół”. W tej grupie, składającej się z pięciu Francuzów i trzech Włochów, ocaleli wszyscy. Niektórzy z lekkimi obrażeniami sami wydostali się z białej masy, innych wydobyły ekipy ratownicze. Ale członkowie zespołu Toniego K. nie mieli żadnych szans, uderzeni przez sam środek lawiny, porwani 1500 m w dół, pogrzebani pod tonami śniegu i lodu. Niektórzy wpadli w głębokie na kilkadziesiąt metrów szczeliny lodowca, które przypuszczalnie na zawsze staną się ich grobem. Po ośmiu ludziach pozostały tylko dwa plecaki i but. Była

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 36/2008

Kategorie: Świat