Spór o kobiecą rozkosz

Spór o kobiecą rozkosz

Czy seksualna ekstaza służy tylko przyjemności?

Od dziesięcioleci ewolucjoniści, feministki, biologowie kłócą się z pasją i nie mogą dojść do porozumienia. Przedmiotem sporu jest ewolucyjna funkcja kobiecego orgazmu.
Rola męskiego jest jasna i ściśle związana z rozrodczością. Rozkosz następuje wraz z ejakulacją nasienia. Kobieta może jednak odbyć akt seksualny, a nawet zajść w ciążę, a nie doświadczyć ekstazy. Według niektórych ankiet, 55% kobiet doznaje seksualnej rozkoszy nieregularnie, 5-10% zaś nie przeżyło jej nigdy. W jakim przeto celu ewolucja ukształtowała żeński „wielki wybuch”?
Ostatnio książkę na ten temat opublikowała dr Elisabeth A. Lloyd, filozof nauki i biolog z Indiana University. Dzieło wydane przez Harvard University Press nosi tytuł „The Case of the Female Orgasm: Bias in the Science of Evolution” (Sprawa kobiecego orgazmu. Uprzedzenia w nauce o ewolucji). Tę szczegółową analizę problemu szeroko omówiła prasa („New York Times”, „Boston Globe”, „San Francisco Chronicle” i inne media).
Autorka, wysoko ceniona za swe publikacje, twierdzi, iż „historia ewolucyjnych interpretacji żeńskiego orgazmu jest historią błędów, nadużywania dowodów oraz związków przyczynowo-skutkowych, które nie zostały spostrzeżone”. Elisabeth A. Lloyd przedstawia 21 teorii naukowych, dotyczących ewolucyjnych funkcji kobiecej rozkoszy, i niemal wszystkie podaje w wątpliwość lub wyszydza. Wykształcony w Oksfordzie brytyjski zoolog Desmond Morris, autor klasycznego już dzieła „Naga małpa” (1967, cytujemy za wydaniem polskim z 1997 r.) uznał kobiecą ekstazę za

„nagrodę za seksualną współpracę z partnerem,

co… służy do umocnienia więzów między partnerami i podtrzymuje związek rodzinny”. Mężczyzna, świadom, że jego pozostawiona w jaskini kobieta będzie mu wierna, mógł spokojnie wyruszyć z innymi na polowanie. Morris argumentował również, że kobiecy orgazm sprzyja zatrzymaniu spermy w drogach rodnych, czyli zapłodnieniu, gdyż „każda reakcja, która skłania samicę do zachowania pozycji leżącej, kiedy samiec ejakuluje i kończy kopulację, jest czymś nader korzystnym, zaś gwałtowny orgazm samicy, który zaspokaja ją seksualnie i pozostawia wyczerpaną, przynosi właśnie taki rezultat”. Rozwijający tę hipotezę naukowcy wywodzili, iż usatysfakcjonowana orgazmem kobieta będzie troszczyć się o swego mężczyznę i gotować mu strawę.
Profesor Lloyd uważa powyższą interpretację za absurdalną. Nie można udowodnić związków między seksualną rozkoszą a monogamią. Orgazm wyczerpuje i uspokaja przede wszystkim mężczyznę. Kobieta po „wielkim wybuchu” zazwyczaj pragnie więcej, staje się bardziej aktywna. Można przypuszczać, że Ewy z jaskini po doznanej ekstazie wcale nie chciały „pozostawać w pozycji leżącej”, lecz zaczynały gorączkowo krążyć po okolicy…

W 1995 r. Randy Thornhill, profesor biologii z University of New Mexico, wykazywał, iż kobiety częściej przeżywają orgazm z mężczyznami o symetrycznej budowie ciała. Taka właśnie symetryczność świadczy o tym, że samiec jest zdrowy, sprawny i ma „dobre geny”. Partnerki przeto

wybierają symetrycznych, aby osiągnąć erotyczną satysfakcję.

Elisabeth A. Lloyd zwraca wszakże uwagę, że nie można uznać takich ustaleń, ponieważ „dotyczą one tylko mniejszości kobiet, a mianowicie 45%, które twierdzą, że czasem przeżywają orgazm, czasem zaś nie”.
Nie obejmują natomiast tych 25%, które utrzymują, że zawsze mają orgazm oraz 30%, które osiągają go rzadko lub też nie przeżywają nigdy. W konsekwencji hipotezę Thornhilla należy odłożyć do lamusa. Naukowiec z University of Mexico nie daje wszakże za wygraną i przekonuje dziennikarzy, iż jego argumenty są słuszne. Te kobiety, które nie „widzą gwiazd” w sypialni, po prostu trafiają na niesymetrycznych kochanków.
W 1979 r. psycholog ewolucyjny Donald Symons z University of California przedstawił kontrowersyjne konkluzje: z perspektywy ewolucji, kobiecy „punkt szczytowy” jest niepotrzebny i można uznać go za zbędny luksus. Żeński orgazm to bowiem „produkt uboczny” wczesnej embriogenezy, kiedy przez osiem lub dziewięć tygodni po poczęciu zarodki męskie i żeńskie rozwijają się podobnie. Dopiero później embrion męski wytwarza hormony, które powodują wykształcenie się męskich organów płciowych. Wnioski Symonsa skrytykowała feministka i antropolożka Sarah Blaffer Hrdy. Uznała ona, że teza przypomina „poglądy dżentelmenów z XIX w.”. Przekonanie, że orgazm męski jest cudem powstałym w wyniku doboru naturalnego, żeński zaś tylko jego niepotrzebną kopią,

z daleka pachnie seksizmem.

Zdaniem Sary Blaffer Hrdy, klitoris ewaluowała niezależnie od penisa, kobiecy orgazm pełnił zaś ważną funkcję ewolucyjną, skłaniał bowiem kobiety do uprawiania seksu z bardzo wieloma partnerami. Ułatwiało to zajście w ciążę. Ponadto mężczyźni nie wiedzieli, czyje potomstwo przychodzi na świat, dzięki czemu nie zabijali małych dzieci. Wśród małp samce langurów złocistych uśmiercają 30% potomstwa, jednak oszczędzają swoje własne. Przypuszczalnie ludzie pierwotni postępowali podobnie. Przestali zabijać dzieci, gdy nie mieli już pewności, że nie są ojcami.
Elisabeth A. Lloyd uważa wszakże, że taka interpretacja jest nie do przyjęcia. Nie każdy akt płciowy prowadzi przecież do orgazmu, zwłaszcza że nasi przodkowie prawdopodobnie ignorowali klitoris (tak jak to wciąż czynią samce prymatów). Sarah Blaffer Hrdy odpowiada, że jej teoria pozostaje słuszna, jeśli przyjmiemy, że samice dochodziły do szczytowania poprzez autostymulację klitoris oraz seksualne gry i zabawy.
Naukowcy także empirycznie usiłowali znaleźć dowody, że kobiecy orgazm przyczynia się do reprodukcyjnego sukcesu. W 1993 r. Robin Baker i Mark Bellis ogłosili na łamach magazynu „Animal Behaviour”, że znaleźli potwierdzenie hipotezy zwanej mało elegancko „teorią ssania”. Dociekliwi badacze zmierzyli objętość spermy wypływającej z wagin 32 kobiet po akcie seksualnym (zebrali materiał osobiście). W ten sposób doszli do konkluzji, że żeński orgazm osiągnięty od jednej minuty przed ejakulacją mężczyzny do 45 minut po niej zwiększa ilość nasienia, które pozostaje w drogach rodnych.
Baker i Bellis twierdzili również, że kobieta częściej przeżywa orgazm w określonym przez nich czasie, jeśli uprawia seks z mężczyzną innym niż jej stały partner. W ten sposób podczas skoku w bok ma większe szanse, aby zajść w ciążę. Obaj naukowcy znaleźli jakoby zatem potwierdzenie teorii, że poprzez niewierność kobiety dokonują „zakupów genowych” – poszukują lepszych genów dla swego potomstwa. Ale Elisabeth A. Lloyd wywodzi, że ustalenia Bakera i Bellisa są „beznadziejnie błędne”, ponieważ zostały oparte na zbyt małej liczbie przykładów. W jednym przypadku 73% danych badacze uzyskali na podstawie doświadczeń jednej tylko osoby.
Profesor Lloyd przyjmuje i rozbudowuje teorie Symonsa. Jej zdaniem, żeńska rozkosz seksualna nie ma żadnej roli reprodukcyjnej czy innej, lecz

występuje wyłącznie „dla zabawy”.

Jest produktem ubocznym wczesnego rozwoju embrionalnego. Orgazm kobiecy jest tylko „echem” męskiego, podobnie jak sutki męskie są „echem” sutków żeńskich, do niczego przecież panom niepotrzebnym. Tłumaczy to „różnorodność manifestacji” kobiecej ekstazy erotycznej. Zdaniem doktor Lloyd, z powyższych ustaleń wynikają ważne wnioski. Skoro żeński orgazm nie jest produktem ewolucji i służy tylko rozkoszy, oznacza to, że nie ma określonego jedynie słusznego rodzaju orgazmu czy też modelu seksualnych zachowań. Nie ma argumentów ani na rzecz monogamii, ani częstej zmiany partnerów. Nierzadko nużąca i „zabijająca miłość” pogoń za erotyczną ekstazą nie jest konieczna. Kobiety powinny szukać takich seksualnych doświadczeń, jakie najbardziej im odpowiadają. I nie muszą się wstydzić swego „niepotrzebnego” orgazmu, tak jak mężczyźni nie muszą się wstydzić swoich sutków.

 

Wydanie: 2005, 22/2005

Kategorie: Nauka

Komentarze

  1. aliss
    aliss 27 maja, 2016, 12:16

    Ale bzdury, bez przyjemnosci zadna kobieta nie chcialaby poddac sie penetracji, czujac tylko tarcie 😉 Mezczyzna musialby ja brac chyba gwaltem, ale niestety niesluzy to prokreacji, w wyniku gwaltu (zaciskanie miesni ) poczec jest bardzo niewiele. Ludzkosc musialaby wymrzec 🙂

    Po drugie, po „wielkim wybuchu” ja i wiele moich zanajomych nawet nie da sie facetom dotknac 🙂 Liczy sie wtedy tylko slodki relax… 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy