Dla plemion żyjących jak w epoce kamiennej kontakt z cywilizacją oznacza zagładę W różnych zakątkach Ziemi wciąż żyje około stu plemion unikających kontaktów ze współczesną cywilizacją – ogółem to mniej więcej 50 tys. ludzi. Niemal 70 szczepów żyje w brazylijskiej dżungli. W Amazonii mówi się o nich isolados (odizolowani, niekontaktowi). Isolados wiedzą o istnieniu świata ubrań, samolotów, metalowych narzędzi, jednak nie chcą do niego dołączyć. Przeczuwają, że kontakt może przynieść im zgubę. Strzałami w helikopter W 2008 r. świat obiegły zdjęcia wojowników pomalowanych na czerwono i czarno, posyłających w stronę helikoptera chmurę oszczepów i strzał. Obecny na pokładzie śmigłowca José Carlos Meirelles z brazylijskiej agencji rządowej FUNAI, broniącej praw rodzimej ludności kraju, opowiadał: „Na nasz widok kobiety wraz z dziećmi zaczęły uciekać do dżungli. Myślały, że to ogromny ptak. W tych odległych od cywilizacji regionach nigdy nie latały samoloty. Innego dnia zjawiliśmy się nad indiańską wioską w późniejszej porze, wiedząc, że właśnie wtedy mężczyźni wracają z polowania. Gdy zobaczyłem, że są pomalowani na czerwono, odczułem satysfakcję. Czerwony to barwa wojny, oznacza, że Indianie są zdrowi i szczęśliwi, gotowi bronić swojego terytorium”. Na zdjęciach wioski można dostrzec dziecko ze stalową maczetą i metalowe naczynia. Oznacza to, że isolados, żyjący gdzieś w pobliżu granicy z Peru, mają kontakt ze współczesną cywilizacją, zapewne poprzez handel z innymi szczepami, nie chcą jednak do niej się przyłączyć. Szybko podniosły się głosy, że o istnieniu tego plemienia wiedziano od 1910 r., Meirelles nie odkrył go zaś przypadkowo, lecz świadomie go szukał – a przecież kilka takich helikopterowych nalotów oznaczało dla Indian poważny wstrząs i mogło zakłócić ich tradycyjny tryb życia. Pracownicy FUNAI wyjaśniali, że zrobili to, aby zdjęcia zwróciły uwagę świata na istnienie takich plemion, których egzystencja jest zagrożona. Były prezydent Peru Alan Pérez García twierdził, że odizolowane szczepy są tylko wytworem wyobraźni antropologów i obrońców środowiska. Zdjęcia dowodzą, że jest inaczej. Na terytorium Peru odbywa się intensywny wyrąb lasów deszczowych. Tamtejsi isolados uciekają na brazylijską stronę, gdzie jest spokojnie. Ale tam muszą toczyć wojnę z miejscowymi szczepami, broniącymi swojej ziemi. Pierwotnym społecznościom grozi więc zniszczenie – argumentuje Meirelles. Zaklina się, że nawet na torturach nie powie nikomu, gdzie żyje plemię sfotografowane ze śmigłowca. Meirelles należy do zaledwie pięciu działających w Brazylii sertanistas. To niezwykle doświadczeni badacze, którzy wyszukują plemiona isolados, zapisują w tajnym archiwum satelitarną lokalizację ich terytorium i czuwają, aby nikt nie zakłócał ich życia. To niebezpieczna praca. Pewnego razu Meirelles został zraniony strzałą z łuku. Nicolás „Shaco” Flores, Indianin z plemienia Matsigenka, przez 20 lat opiekował się peruwiańskim szczepem Mashco-Piro. Na granicy terytorium tych Indian zostawiał prezenty – noże, garnki, maczety. Założył ogród, z którego Mashco-Piro mogli zbierać jadalne rośliny. W listopadzie 2011 r. zginął w tym ogrodzie, przeszyty strzałą jednego z podopiecznych. Zagłada Cintas Largas Ale sertanistas podejmują takie ryzyko. Wiedzą, że współczesna cywilizacja oznacza dla isolados śmiertelne niebezpieczeństwo. Jeszcze w latach 60. biali zbieracze kauczuku wystrzelali z broni automatycznej prawie cały szczep Cintas Largas. Jak relacjonował w listopadzie 1966 r. brazylijski dziennik „O Globo”, na ostatnią wioskę, położoną w całkowicie niedostępnym miejscu, zrzucili z samolotu Cessna laski dynamitu. Zrobili to podczas indiańskiego święta Quarup, aby było jak najwięcej ofiar. Ostatni Cintas Largas zdołali się ukryć, ale zbieracze kauczuku po pięciu tygodniach ich wytropili. Doszło do masakry. Ataíde Pereira, jeden ze sprawców zbrodni, oburzony tym, że jezuita Edgar Smith nie wypłacił mu obiecanych 15 dol. za śmierć każdego Indianina, złożył zeznania: „Nasz przywódca Chico Luis powiesił Indiankę na drzewie głową w dół z rozłożonymi nogami i rozciął ją maczetą z góry na dół na dwie połowy. Niemal jednym uderzeniem. Ziemia w wiosce była zalana krwią jak w rzeźni. Wrzuciliśmy trupy do rzeki… Osobiście nie mam nic przeciw Indianom. Ale faktem jest, że zajmują wartościową ziemię i nie potrafią jej wykorzystać”. Isolados giną także dlatego, że nie mają odporności na choroby przywleczone przez osadników, drwali i garimpeiros,
Tagi:
Jan Piaseczny









