Strach pilnie poszukiwany

Strach pilnie poszukiwany

Po kinowych ekranach defiluje horror za horrorem, ale nie ma się czego bać Przestraszyć widza – to trzeba umieć. Mutanty z poligonu atomowego (remake „Wzgórza mają oczy”)? To było dobre w epoce zimnej wojny. Gra komputerowa („Stay Alive”), która opuszcza konsolę i uśmierca graczy? W to nie uwierzą nawet nastolatki. W horrorach więc generalna wyprzedaż starzyzny. Na szczęście są jaskółki nowych lęków. Zróbmy remanent. Wietrzenie starzyzny Niestety, zaczynamy od wyprzedaży staroci, bo horror od kilku sezonów zjada sam siebie. Ciągle działają producenci, którzy chcą jeszcze coś ugrać na starych historiach. Kalkulacja jest taka, że nie wszyscy te klasyczne dziełka pamiętają. Sprawdziły się raz, może sprawdzą się i drugi. A że horror w tych filmach pozostaje na poziomie wyobraźni kolonisty, który nocą straszy koleżanki okutany w prześcieradło, to już trudno. I tak rok za rokiem mamy obrazki z nawiedzonym domem („Amityville”), z „umarłym miasteczkiem” w miejscu, gdzie kończy się mapa („Dom woskowych ciał”) czy z rodziną kanibali (remake „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”). Jeżeli widownia na tych filmach tylko się nudzi, a nie śmieje, to już dobrze. Osobna ścieżka zarobku biegnie przez gry komputerowe. Bierze się po prostu na ekran grę, która się sprawdziła na komputerowym monitorze. Oczywiście trzeba wstawić jako tako wiarygodnego bohatera,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2006, 34/2006

Kategorie: Kultura