Ołówek temperuję z obu stron

Ołówek temperuję z obu stron

Jacek Kleyff – muzyk, kompozytor, poeta, bard, aktor i malarz Film „Sens życia według Monty Pythona”, jest fundamentalnym dziełem współczesnej kultury – Jak się czuje poeta, oddychając oparami współczesnej Polski czy może raczej IV Rzeczypospolitej? – Jestem przede wszystkim muzykiem, choć z poetycko-społeczną przeszłością. Mam prawie 60 lat i nieco inaczej patrzę na rzeczywistość niż dzisiejsze młode pokolenie. Rozumiem ich niepokój o tę Polskę, jaką mamy dziś, jednak ja noszę w sobie dużą dozę uspokojenia. Pan za 20 lat też będzie spokojniejszy, zobaczy pan. A Kaczyńskich postrzegam przede wszystkim jako polityków korzeniami związanych z ludźmi bardzo mi bliskimi, takimi jak Jacek Kuroń, który był chyba najbliższą mi postacią polskiego życia społeczno-politycznego ostatnich lat. Jego idee były najbliższe mojej wizji człowieczeństwa. – No, ale to IV RP odsądza Kuronia od czci i wiary. – Cóż, to tylko wybrane agendy IV RP mówią na jego temat rzeczy kretyńskie i niegodne. Kaczyńscy wyrażają się o nim w samych superlatywach i nie boję się, że wprowadzą faszyzm, jak wieszczą niektórzy. To jest ten sam solidarnościowy korzeń, który dla mnie ma wciąż ogromne znaczenie. Tak, oni ostro falandyzują, denerwuje mnie powierzchowność ich działalności, ale przecież nawet maccartyzm nie był nazywany wyrwą w demokracji amerykańskiej, tylko niechlubnym epizodem, tymczasem Kaczyńscy nie osiągnęli nawet jednej trzeciej ekstremizmu McCarthy’ego, nie mówiąc już o tym, że nie zakładają szwadronów śmierci w pobliskiej Słowacji. Czuję się człowiekiem w miarę wolnym – Strasznie pan łagodny. – Nie, ja mam po prostu inne spojrzenie, nie jestem już tak niecierpliwy jak pan. Wkurza mnie na przykład to, że przez te 18 lat nikt nie przerwał sytuacji, w której pani Anna Walentynowicz, owładnięta nieco spiskową teorią dziejów – przy całym szacunku dla jej poświęcenia i odwagi w walce z komunizmem – uwiarygodnia chorą nienawistność kilku milionów Polaków ściganych i katowanych za „Solidarność” przez esbeków, którzy do dziś pobierają przeciętnie trzy razy wyższe emerytury od swych bohaterskich ofiar. I teraz, przy tych wszystkich aberracjach, panach Targalskich, tych różnych młodych hunwejbinach z IPN, zawłaszczaniu demokratycznych instytucji, czekam na zmianę tej konkretnej sytuacji, bo jest ona dla mnie centralną osią obrotu oceny tych dziejów. Jak pan widzi, nie musi mi się podobać powierzchowność działań Kaczyńskich, często biorę też udział w bezlitosnych żartach na ich temat, ale potrafię też w momentach powagi całym sercem kibicować choćby tej jednej sprawie, którą być może jedynie oni załatwią. To jest naprawa fundamentu, bo ściany się walą, i ten aspekt ich fundamentalizmu ja kocham. Nie jestem radykałem, nie pasuję do żadnej szuflady, czuję się człowiekiem w miarę wolnym. – Zawsze postrzegałem pana jako człowieka, który wolność uważa za najwyższą wartość – w sztuce, polityce, życiu. Stąd moje pytanie o kondycję poety w świecie, w którym, moim zdaniem, jest coraz mniej przestrzeni na tę wolność. – Z jednej strony ma pan rację, bo pan Targalski robiący czystkę w radiu jest przykładem zawężania pola wolności. A z drugiej strony, nie ma pan racji. Bo na przykład w jednym z ostatnich numerów waszego „Przeglądu” czytałem domaganie się sprawiedliwości i dostrzegania tego niewygodnego dla krytyków lewicy faktu, że Stanisław Lem pod koniec życia felietony publikował głównie u was, i to jest bliskie prawdy. Ale po pana artykule obciążającym całą państwową radiofonię panem Targalskim – ja domagam się sprawiedliwości na temat bardzo chlubnego fragmentu tej radiofonii, jaką jest program III Polskiego Radia, z którym mam przyjemność współpracować, a który odradza się wspaniałymi powrotami ludzi, nazwisk i głosów, które tę Trójkę przez lata budowały. Ale pan pytał o wolność poety… Poetą się nie jest; poetą się (często nieświadomie) co najwyżej bywa. Jacek Kuroń, przy całym swym owładnięciu społecznikostwem, bywał poetą nad wyraz często i moje poglądy na wolność są identyczne jak te, które wynikają z jego przesłań. Dziś czuję się zdecydowanie lepiej, bo mogę robić, co chcę, i iść dokąd chcę właśnie i przede wszystkim dzięki takim ludziom jak Jacek, ale i Walentynowicz. To jest różnica, którą czuję na własnej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2007, 2007

Kategorie: Kultura