Codziennie od kul ginie 100 Brazylijczyków Brazylijczycy żyją niebezpiecznie. Codziennie około 100 obywateli największego kraju Ameryki Południowej ginie na skutek użycia broni palnej. A jednak w bezprecedensowym w świecie referendum rozbrojeniowym prawie 64% mieszkańców Brazylii sprzeciwiło się zakazowi sprzedaży broni i amunicji. Po co nam rozbrojenie? Gdybym miała pieniądze, kupiłabym broń, aby chronić siebie i rodzinę. Policja i tak nigdy nie przyjedzie na czas, powiedziała zrezygnowana Maria z jednej z faweli, dzielnic nędzy Rio de Janeiro. Ściany domu, w którym mieszka 22-letnia kobieta, posiekane są kulami. Jedne wystrzelili policjanci, drugie uzbrojeni po zęby gangsterzy i handlarze narkotyków. Siostra Marii zginęła z rąk zazdrosnego eksprzyjaciela, który także miał pistolet. Moja recepta na życie po prostu przeżyć, mówi Maria, która w sąsiedztwie widziała już wiele tragicznych zgonów. W szpitalu Souza Aguiar w Rio chirurg Jose Alfredo Padilha paradoksalnie ma coraz mniej zajęć. Odkąd w latach 90. strzegący punktów handlu narkotykami bandyci zdobyli karabiny maszynowe i szturmowe, większość ofiar gangsterskich porachunków trafia prosto do kostnicy. Broń wojskowa w rękach cywilów to horror. Prędkość początkowa pocisku jest tak wielka, że trafienie przeżywają tylko najwięksi szczęściarze, mówią doktorzy. Ale większość zabójstw dokonywana jest z użyciem zwykłych pistoletów i rewolwerów, zazwyczaj krajowej produkcji. Śmiertelne strzały oddają przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Zazdrośni kochankowie kończą kłótnię z partnerami, naciskając spust, kula jest też ostatnim argumentem w sąsiedzkim sporze. Właściciele sklepów biorą na muszkę złodziei, rabusie strzelają bez skrupułów do swych ofiar, wzywana zaś na pomoc policja często urządza takie kanonady, że w deszczu kul giną winni i niewinni. W 2003 r. z rąk stróżów prawa zginęło 1195 cywilów. Właściciele rozległych majątków w głębi kraju utrzymują prywatne armie uzbrojonych po zęby ochroniarzy. Także spośród nich rekrutują się pistoleiros, płatni zabójcy, których można wynająć do mokrej roboty. To oni zgładzili w lutym w stanie Pará zakonnicę ze Stanów Zjednoczonych, Dorothy Stang, która pomagała biednym rolnikom mimo pogróżek ze strony eksploatujących dżunglę amazońską obszarników i koncernów drzewnych. Brazylia znana jest jako gorący kraj samby, beztroskiego życia, egzotycznej erotyki, szalonego festiwalu w Rio. Ale w wielkim państwie panuje także przerażająca kultura przemocy, którą podsycają nierówności społeczne, kult machismo, brutalność policji, nieudolność aparatu sprawiedliwości. W 2004 r. od kul zginęło ponad 36 tys. mieszkańców Brazylii, to prawie 100 zabitych dziennie. Według szacunków ONZ, w latach 1979-2003 wystrzały z broni palnej zakończyły życie pół miliona Brazylijczyków. To ponad cztery razy więcej ofiar niż w konflikcie izraelsko-arabskim w ciągu ostatniego półwiecza. Prawie połowa zastrzelonych Brazylijczyków była w wieku od 15 do 24 lat. Według danych UNESCO, na 100 tys. mieszkańców przypada w Brazylii 21,7 zgonów spowodowanych przez użycie broni palnej. Tylko Wenezuela pobiła ten smutny rekord (34,3 zgonów). Dla porównania w Wielkiej Brytanii powyższy wskaźnik wynosi tylko 0,28. W niektórych dzielnicach i regionach trup ściele się gęsto jak na prawdziwej wojnie. Baixada Fluminense, przedmieście Rio de Janeiro, zostało uznane przez ONZ za najniebezpieczniejsze miejsce świata już w latach 70., od tej zaś pory sytuacja się nie poprawiła. W Baixada kule z karabinów i pistoletów unicestwiają 2 tys. istnień ludzkich rocznie. Terror w Baixada stał się rutyną. Morderstwa zauważane są przez media, organizacje ochrony praw człowieka, a nawet mieszkańców tylko wtedy, jeśli padnie co najmniej kilkunastu zabitych naraz, wyjaśnia socjolog José Souza. Na początku kwietnia br. policjanci ze szwadronów śmierci, mordujących ludzi uznanych za kryminalistów, otworzyli tu ogień, zabijając 29 bezbronnych, w tym kobiety i dzieci. 11 funkcjonariuszy oskarżono o tę zbrodnię, ale termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. Niektóre fawele stały się prawdziwymi miastami bezprawia. Nocą młode osiłki z gangów narkotykowych, uzbrojone, w wojskowych ubraniach, urządzają tu regularne patrole, aby bronić swego terytorium przed rywalizującymi bandami. Ulice zabarykadowane są betonowymi słupami, aby nie mogły wjechać samochody policyjne. Na murach namalowano wielkie portrety Osamy bin Ladena. Na granicy terytorium czuwają obserwatorzy, mali chłopcy wypatrujący,
Tagi:
Krzysztof Kęciek









