Rozmowa z prof. Adamem Koseskim, rektorem Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku Trzeba sobie otwarcie powiedzieć: mamy za dużo uczelni jak na kraj 38-milionowy – Czy interesy uczelni prywatnych i państwowych są coraz bardziej rozbieżne, czy też występuje między nimi coraz więcej podobieństw? – Trudno tu mówić o interesach, raczej o dobru nauczania i toku studiów. I wtedy możemy dzielić uczelnie nie pod wzglądem własności, tylko czy są one dobre, czy złe. Sprzeciwiałbym się określeniu uczelnie prywatne. My jesteśmy w takim samym stopniu prywatni jak uczelnie państwowe, które pobierają ogromne kwoty za nauczanie na studiach zaocznych i wieczorowych. Nie ma więc między nami daleko idących różnic, bo edukacja jest dobrem wspólnym, czyli chodzi o jakość nauczania. Natomiast to, z czym mamy do czynienia, to 20 lat zjawiska komercjalizacji szkolnictwa wyższego. Zarówno na uczelniach publicznych, bo taka jest oficjalna nazwa, jak i niepublicznych. Uczelnie publiczne otrzymują ogromne dotacje, i to zarówno uczelnie typu akademickiego, jak i państwowe wyższe szkoły zawodowe, których jest 35 i które nierzadko prezentują poziom mniej niż dostateczny. Mam świadomość, że jest bardzo dużo złych uczelni niepublicznych, ale sporo jest takich publicznych. I nie wszystkie państwowe, nawet te najlepsze, mają wszystkie wydziały i kierunki o wystarczająco dobrym poziomie nauczania. – Dlaczego uczelnie niepubliczne występują do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego o dotacje? – Ponieważ ciągle mamy nierówność sektorów: i prawną, i finansową. Zresztą tu nie chodzi tylko o równość podmiotów, ale także równość studentów. Za tymi zmianami opowiada się Parlament Studentów RP. Duża część studentów poszłaby studiować na uczelniach niepublicznych, ale te są płatne. Poza tym dobro państwa wymaga, by studenci z biednych regionów studiowali i byli wspierani częściowo przez państwo. Gwoli sprawiedliwości muszę powiedzieć, że MNiSW przychodzi z coraz większą pomocą studentom, bo stypendiów socjalnych, mieszkaniowych, za dobrą naukę – jest dużo więcej, niż to było kiedyś. Stopniowo zaczyna się wyrównywać położenie studentów pod względem prawnym i finansowym. – Czy występowanie o dotacje ma związek z bonem oświatowym w szerszym rozumieniu? – Oczywiście. Zdecydowanie opowiadam się za bonem edukacyjnym. To jest pomysł rektora uczelni niepublicznej z Nowego Sącza, dr. Krzysztofa Pawłowskiego, ale ta propozycja nie mogła się przebić. Szkoda, bo szkolnictwo niepubliczne jest nie tak kosztowne jak publiczne. Najlepsze, o statusie akademickim, uczelnie niepubliczne kształcą dużo taniej i w większości równie dobrze jak najlepsze uczelnie publiczne. Jeśli np. dotacja na studenta na uczelniach publicznych wynosi średnio ponad 8 tys. zł na studiach stacjonarnych i ponad 4,3 tys. zł na niestacjonarnych, to na uczelniach niepublicznych niemalże o połowę mniej. Odpowiednio ok. 4,5 tys. i ok. 3 tys. Dotacje państwa do działalności dydaktycznej na uczelniach publicznych systematycznie rosną w stopniu większym niż liczba studentów. Jeśli w roku 2000 dotacja na ponad 540 tys. studentów na uczelniach publicznych wyniosła 3,1 mld, to w 2008 r., choć studentów na uczelniach publicznych było 800 tys., dotacja wyniosła prawie 7 mld zł. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę, że uczelnie te otrzymują dotacje na inwestycje i badania naukowe i często wsparcie z samorządów, a oprócz tego wytwarzają przychód w wysokości 3 mld za płatne studia, to dojdziemy do wniosku, że szkolnictwo wyższe ma się nie najgorzej. – Ale uczelnie niepubliczne pobierają przecież opłaty. – Tak, ale opłaty pobierają też, i to dużo wyższe, uczelnie publiczne. Przykładowo średnie czesne na mojej uczelni wynosi 3 tys. rocznie, podczas gdy na większości uczelni państwowych jest ono dwu-, a nawet trzykrotnie wyższe. – Od pewnego czasu notowany jest spadek liczby młodych ludzi w wieku akademickim, co wiąże się z demografią. A to w konsekwencji musi się odbić na kondycji szkół publicznych i niepublicznych. – Odbija to się w sposób rzeczywiście mocny. I tu wracamy do sedna sprawy, żeby nie eliminować dobrych szkół niepublicznych, ale te, które dają dyplomy w sposób nieuprawniony bądź z pominięciem przepisów Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Niestety tak nie jest. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć: mamy za dużo uczelni jak na kraj 38-milionowy. Niemcy, dużo większe państwo niż my, mają ok. 200 uczelni łącznie z niepublicznymi, podczas gdy u nas jest ok. 350 niepublicznych i ponad 100 publicznych.
Tagi:
Paweł Dybicz









