Sumienie Afryki

Sumienie Afryki

W 85. urodziny Nelson Mandela wystąpi przed dwoma miliardami widzów MTV, by mówić o AIDS, demokracji i pojednaniu Mieć 85 lat i wciąż pozostawać idolem młodzieży? W Europie pewnie byłoby to niemożliwe, ale w Republice Południowej Afryki żyje polityk, który – jak twierdzą nadawcy skierowanej głównie do nastolatków stacji telewizyjnej MTV – wciąż przyciąga uwagę rówieśników swoich wnuków, a nawet prawnuków. Nelson Mandela, niegdyś najsłynniejszy więzień apartheidu, potem prezydent RPA, a dzisiaj, jak sam żartobliwie powtarza, „tylko polityczny emeryt”, pozostaje dla milionów moralnym i symbolicznym punktem odniesienia. Na 18 lipca, dzień 85. urodzin Mandeli, zaplanowano właśnie w MTV specjalny godzinny talk-show z jego udziałem. Najbardziej znany w historii czarny polityk, a przede wszystkim Madiba (czyli przewodnik), jak nazywają go Afrykanie, ma w tym czasie rozmawiać z widzami stacji o epidemii AIDS, która na Czarnym Lądzie dotyczy dziś już ponad 10% mieszkańców, o sensie walki o demokrację, wreszcie o wartości pojednania między ludźmi. Organizatorzy zapowiadają, że program obejrzą blisko 2 mld osób, głównie w krajach Trzeciego Świata. Z perspektywy Europy taka skala audytorium wydaje się nieprawdopodobna. Ale, jak napisała na początku lipca Agencja Reutera, Mandela całym swoim życiem udowodnił, że „potrafi czynić rzeczy niemożliwe”. Niektórzy łączą siłę moralną Mandeli i jego charyzmatyczny wpływ na ludzi z królewskim pochodzeniem. Madiba urodził się bowiem w miejscowości Umtata w Transkei jako syn wodza plemienia Tambu, jednego z głównych szczepów dominującej w Afryce Południowej społeczności Xhosa. Od dziecka szykowano go więc do roli władcy. Jego opiekunem i nauczycielem w dzieciństwie był członek rady plemienia. Ojciec dbał o wykształcenie Mandeli, wysłał go m.in. na studia do Fort Hare (skąd go zresztą relegowano za zorganizowanie strajku studentów). Wielu ludzi, także tych z drugiej strony politycznej barykady, liderów systemu segregacji rasowej w tzw. białej RPA, podkreśla, że element królewskiego wychowania pozostał w osobowości Nelsona Mandeli do dziś. Roelof Pik Botha, członek ostatniego rządu apartheidu, wspomina w swoich pamiętnikach, że kiedy w 1994 r., w momencie przejmowania władzy w RPA przez czarną większość, pierwszy raz osobiście spotkał się z Mandelą, był zaskoczony, bowiem „człowiek, który całe życie spędził w konspiracji i więzieniu, rozsiadł się na prezydenckim fotelu z taką swobodą i gracją, jakby przygotowywał się do tej roli od lat”. Botha zanotował też: „Był przywódcą w każdym calu, w każdym geście. A tak niewiele brakowało, byśmy uniemożliwili mu spełnienie jego misji”. Czarni Afrykanie mieli i mają do Madiby jeszcze bardziej entuzjastyczny stosunek, niekiedy wręcz bałwochwalczy. Jeden ze współpracowników Mandeli nie wahał się w publicznym wywiadzie oznajmić dziennikarzom: „Sami się przekonacie, że to prawdziwy przywódca. Kroczy jak prezydent, siedzi przy stole jak prezydent, je jak prezydent. Kiedyś widziałem, jak śpi. Zapewniam was, że nawet w pościeli wygląda jak prezydent. Myślę, że nawet sny ma prezydenckie”. I jeszcze garść określeń, jakimi opisywali Mandelę inni. Cytowany już tutaj Pik Botha nazwał go „Mesjaszem, który przeprowadził nas przez wzburzone wody (procesu przejścia od apartheidu do władzy czarnej większości – red.)”. Jego wieloletni prześladowca, dyrektor więzienia na Robben Island, gen. Johan Willemse, porównał go do starożytnego rzymskiego senatora. Dla Billa Clintona jest „żywym dowodem, że Dobro zawsze zwycięża Zło”. Z kolei była sekretarz stanu USA, Madeleine Albright, nazwała Mandelę „gigantem XX stulecia”, a Dalajlama – „dziedzicem Mahatmy Gandhiego”. Jak wiele trzeba dokonać, aby ludzie widzieli w człowieku… herosa? Sam Mandela czasami powtarza, że on „po prostu tylko siedział w więzieniu”. Ale to na pewno zbyt mało, by zdobyć taką popularność, ludzką miłość i autorytet. Być może, ważniejszy jest fakt, że dzisiejszy Madiba poświęcił całe życie dziełu wyzwolenia Południowej Afryki z systemu, który dzielił ludzi na lepszych i gorszych. Najpierw walczył z apartheidem, płacąc za to m.in. 28 latami więzienia i rozbitym życiem osobistym (patrz: ramka). Potem, już w wolnej RPA, podjął wielki wysiłek, by wprowadzić w tym kraju własną grubą kreskę, co naraziło go zresztą na oskarżenia ze strony czarnych radykałów, że „chroni białych oprawców”. Wiele osób mówi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 29/2003

Kategorie: Świat