Świat jest jeden

Świat jest jeden

Warszawa 29.06.2017 r. Michal Kleiber - profesor nauk technicznych, nauczyciel akademicki, prezes Polska Akademia Nauk, fot.Krzysztof Zuczkowski

Niwelowanie nierówności to warunek przetrwania świata. Jeśli sytuacja się nie zmieni, biedni rzucą się do gardeł bogatym Prof. Michał Kleiber – przewodniczący Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus” Polskiej Akademii Nauk, w latach 2007-2015 prezes PAN, w latach 2001-2004 minister nauki i informatyzacji. Panie profesorze, 45 lat temu ukazał się raport Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu”. Czy od tego czasu zbliżyliśmy się do tych granic? – Wprawdzie wiele prognoz z „Granic wzrostu” się nie sprawdziło, ale ta publikacja uruchomiła pokłady społecznej odpowiedzialności za świat. Mimo to dzisiaj, niestety, jest gorzej niż 45 lat temu. Z odpowiedzialnością czy rezerwami wzrostu? – Z jednym i z drugim. Z powodu niedostatku refleksji świat jest bliżej granic wzrostu niż w 1972 r., a wielu politykom ciągle nie chce się o tym poważnie myśleć. Bomba demograficzna W czasie publikacji „Granic wzrostu” na Ziemi żyło ponad 4 mld ludzi, obecnie – ok. 7,5 mld. Czy powinniśmy się bać przeludnienia? – Wśród wyzwań stojących przed ludzkością problem demografii pozostaje jednym z najważniejszych. Obecnie liczba ludności na Ziemi rośnie w tempie 1 mld w ciągu 12 lat, a to oznacza, że w 2030 r. będzie nas pewnie prawie 9 mld. Ziemia nas wyżywi? – Ziemia zdoła wyżywić jeszcze kilka dodatkowych miliardów ludzi, ale łączy się z tym konieczność zasadniczych, dalekosiężnych zmian w polityce i ludzkiej mentalności. W polityce, bo prawie cały przyrost demograficzny następuje w krajach, które nie są w stanie zadbać o choćby podstawowy dobrostan swoich obywateli. To oznacza, że niepowiększająca się część populacji będzie musiała zadbać o tę powiększającą się część. Problem mentalności polega m.in. na ostrym sprzeciwie wobec (ściśle kontrolowanych!) upraw genetycznie zmodyfikowanych, podczas gdy w wielu regionach świata jest to jedyna droga zapewnienia dostatecznej ilości pożywienia. 70% wody pitnej na świecie zużywa rolnictwo, a tej wody brakuje, zwłaszcza w Afryce. To jedna z przyczyn fali migracyjnej, z którą mamy obecnie do czynienia i która z pewnością szybko nie zaniknie. A Europa jest i pozostanie najbliższym i najbardziej atrakcyjnym celem tej współczesnej wędrówki ludów. Kiedyś ludzkość rosła liczebnie daleko od nas – w Chinach i Indiach. Od kilku dziesięcioleci mamy do czynienia z eksplozją demograficzną w Afryce. W 1950 r. mieszkało w niej niespełna 230 mln osób, obecnie – miliard więcej, ponad 200 mln cierpi z powodu niedożywienia. Jak rozbroić tę bombę? – Demografia z całą pewnością doprowadzi do zasadniczych zmian na świecie, przy tym nie ma gwarancji, że zmiany te przebiegać będą spokojnie, bez wielkich konfliktów. Trzeba się odwoływać do mądrości polityków, którzy dzisiaj, niestety, zbyt często nie rozumieją skali narastających problemów. Niezwykle szkodliwy jest krótki horyzont czasu, w jakim planują swoje działania, często tylko do następnych wyborów. Brakuje dalekosiężnych strategii opartych na prognozach rozwoju globalnych wydarzeń. Multimiliarderzy w mikrobusie Jeszcze niedawno spodziewano się napływu głównej fali nielegalnych migrantów i uchodźców do Unii Europejskiej ze wschodu, dlatego siedzibę Fronteksu (Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej) ulokowano w Warszawie. – Obecna fala migracji z Afryki jest m.in. efektem podjęcia w ostatnich dekadach przez państwa uznające się za demokratyczne próby przeszczepienia własnego modelu państwom, które nie były do tego przygotowane. Amerykanie, wspomagani przez kilka krajów europejskich, kierując się niewątpliwie szczytnymi hasłami, doprowadzili do katastrofy społecznej w krajach północnej Afryki. Rozumiem, że komuś jest trudno zasnąć, wiedząc, że obywatelom krajów autorytarnie rządzonych dzieje się krzywda. Niestety, odrębności kulturowe, odwieczne obyczaje i niedostatki edukacji sprawiają, że gwałtowna zmiana sytuacji jest tam niemożliwa. Na szczęście zdajemy sobie sprawę, że np. w Chinach taka próba musiałaby zakończyć się nieobliczalną w skutkach katastrofą. Należy więc oprzeć się na modelu demokracji, który troszczy się o sprawiedliwość i dobrostan obywateli we własnym kraju, nie narzucając arogancko takiego samego modelu innym państwom, mając nadzieję, że dojdą do niego w pokojowym procesie przemian. Trzeba wierzyć, że przy dzisiejszym globalnym obiegu informacji udane rozwiązania polityczne – zapewniające rozwój i zapobiegające nadmiernym nierównościom społecznym – okażą się z czasem wzorcem mobilizującym do zmian w krajach dzisiaj kulturowo dalekich od nas. Mimo szybkiego wzrostu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 28/2017

Kategorie: Wywiady