Władze Wrocławia zapłaciły spółce 5 mln zł zadatku na budowę domu, na którą nie wydały prawomocnego pozwolenia. Budynek nie powstał do dziś Przeciętny mieszkaniec Dolnego Śląska dowiadywał się o istnieniu tej firmy, jeśli chciał kupić parę dolarów lub marek. Nad większością kantorów widniał od lat napis “Sieć Kantorów Gant”. Przeciętny Polak dowiedział się o tej spółce, jeśli interesował się giełdą. Twarz samego Grzegorza Antkowiaka, wówczas głównego udziałowca firmy, objawiła się w telewizji i gazetach przy okazji tzw. sprawy zoo. Dwa lata temu w prasie pojawiły się informacje o tym, że zadłużony po uszy wrocławski Klub Sportowy “Ślęza” wyprzedaje, co może, m.in. stadion sportowy sąsiadujący z ogrodem zoologicznym. Teren został przed sprzedażą podzielony na dwie działki: mniejszą, niespełna hektarową, i większą o powierzchni 5,5 hektara. Mniejsza działka w ciągu kilku miesięcy zmieniła właściciela dwukrotnie, drożejąc przy okazji sześciokrotnie. Zarobił na tym już nie klub, ale pierwszy prywatny właściciel, pewne niczym nie wyróżniające się małżeństwo. Drugim została spółka ANMA, polska odnoga koncernu BP. Większa działka też trafiła w prywatne ręce. Były to ręce Grzegorza Antkowiaka. Może we wszystkich tych transakcjach nie należałoby dopatrywać się niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że na obydwu działkach nie wolno budować ani kantorów, ani domów, ani sklepów, ani stacji benzynowych. Teren położony jest bowiem na tzw. wielkiej wyspie, czyli chronionej ze względów przyrodniczych i konserwatorskich części Wrocławia. Druga przeszkoda to bezpośrednie sąsiedztwo ogrodu zoologicznego. Zgodnie z przepisami w pobliżu zoo nie może powstać nic, co mogłoby zakłócać spokój zwierząt. Trzeci powód jest taki, że do sprzedaży doszło w przeddzień planowanego zajęcia komorniczego. Długi klubu obciążały hipotekę tego właśnie gruntu. Uzyskana od Antkowiaka kwota była zbyt niska, żeby wierzyciele mogli odzyskać swoje pieniądze. Sprawa trafiła do prokuratury. Sprzedaż tuż przed zajęciem komorniczym, działanie na szkodę klubu i uniemożliwienie zaspokojenia wierzycieli jest przestępstwem. Pozew w sądzie o unieważnienie całej transakcji złożył też niezależnie jeden z wierzycieli klubu. Wydawać by się mogło, że dwie tak poważne instytucje jak prokuratura i sąd są w stanie zahamować ten przedziwny ruch w nieruchomościach. Aquapark zamiast zoo Sprawa stała się naprawdę głośna dopiero wiosną tego roku. Wówczas krzyk podnieśli państwo Gucwińscy. Do tej pory wierzyli, że zgodnie z obietnicami władzy z poprzedniego ustroju, stadion przejdzie kiedyś na własność zoo. Stadion bowiem to jedyny kawałek gruntu, o jaki można powiększyć ogród. Bez tego w momencie przystąpienia do Unii Europejskiej ogrodu we Wrocławiu nie będzie. Nie odpowiada normom. Tymczasem Antkowiak zapowiedział, że zamierza na swoim nowym terenie wybudować aquapark. To już trzeci aquapark, jaki miał powstać we Wrocławiu. Żaden jednak nie powstał. Nic dziwnego, że i tym razem nikt w kąpielisko nie uwierzył. Antkowiak natomiast publicznie zadeklarował, że chętnie odsprzeda teren miastu. Cena? No cóż, właściciel nie może na takim interesie stracić. Ustalenie wartości gruntu to jedno, a hipoteki, stare i te, które on sam zdążył na boiskach szybciutko pomnożyć, to drugie. Władze miasta nie mogły dłużej milczeć. Wiceprezydent Stanisław Huskowski deklarował, że nie miał pojęcia o sprzedaży stadionu i zagrożeniu dla istnienia zoo, i obiecał mieszkańcom, że jakoś to będzie. Niespełna dwa miesiące później gazety doniosły triumfalnie, że gmina Wrocław zamieni się na nieruchomości z biznesmenem Grzegorzem Antkowiakiem. Za stadion “Ślęzy” Wrocław odda mu Wzgórze Andersa. Wiceprezydent Andrzej Jaroch powiedział wówczas “Gazecie Wyborczej”, że do zamiany będzie mogło dojść dopiero wtedy, kiedy zostaną spłacone wszystkie długi obciążające hipotekę stadionu i kiedy zakończy się spór sądowy. Obie nieruchomości wycenią rzeczoznawcy i ewentualną różnicę trzeba będzie dopłacić. W ten sposób uspokojono opinię publiczną. Wzgórze Andersa to obsadzona drzewami i obsiana trawą hałda powojennych gruzów. U podnóża tej hałdy rozciąga się kilka hektarów gładkiego jak stół terenu. Jest pusty i zapewne nadaje się pod zabudowę wielokondygnacyjną. Zwłaszcza że wzgórze leży w sercu Krzyków, typowej mieszkaniowej dzielnicy Wrocławia. Bloki 4- i 10-piętrowe wyrosły tu już 20-30 lat temu. Dziś na skwerkach i między starszymi budynkami upychane są nowe
Tagi:
Jolanta Krysowata









