Świt po ataku

Świt po ataku

Śmierć jest w Syrii na każdym kroku. Dzisiaj to sąsiad, a jutro może mama albo ja Tysiące ludzi mieszka pod ziemią – w piwnicach, tunelach czy prowizorycznych okopach. Głównie z obawy przed kolejnymi nalotami, ale też z powodu braku innego, bezpiecznego miejsca w okolicy. – Po ostatnich atakach rządowych sił zbrojnych nasze miasto zostało zrównane z ziemią, ale tylko ci, którzy musieli, wyjechali do obozów. Reszta żyje na gruzach – mówi 22-letni Amin Haszim, student inżynierii, mieszkaniec syryjskiej Dumy. Amin był świadkiem ostatnich nalotów, kiedy wojsko, wykorzystując zakazaną broń chemiczną, zbombardowało obszar wschodniej Ghuty. Niepokorna wschodnia Ghuta – Była trzecia, może czwarta nad ranem. Usłyszałem helikoptery, później samoloty. Huk wybuchów postawił mnie na równe nogi. Kilkanaście minut później krzyki i płacz uświadomiły mi, że stało się coś koszmarnego. Wiedziałem, że muszę się schować, by przeżyć. Krzyczałem do rodziców i rodzeństwa, płakałem. Zebraliśmy najmłodszych i zbiegliśmy do piwnicy. Tam spędziliśmy pierwszych kilka godzin. Potem nastała cisza. Trwała w nieskończoność. Chciałem wyjść i pomagać rannym, ale rozsądek nie pozwolił. Mama też zabroniła – wspomina Amin. Kiedy opadł kurz, zdecydował się wyjść ze schronu, by zobaczyć skutki ataku na Dumę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 17-18/2018, 2018

Kategorie: Świat