Świta Papieża

Świta Papieża

Podczas każdej pielgrzymki Janowi Pawłowi II towarzyszy 30 osób. Oprócz wysokich urzędników Kurii Rzymskiej z Papieżem jeżdżą m.in. dwaj lekarze, członkowie Gwardii Szwajcarskiej, ochrona osobista, kamerdyner i siostra zakonna

Co tak naprawdę zmieniło się w papieskich podróżach, odkąd Jan Paweł II musi pokonywać coraz większe ograniczenia wynikające z jego dolegliwości i wieku? To pytanie zadałem jednemu z prałatów z Kurii Rzymskiej, który towarzyszył Papieżowi w ostatnich pielgrzymkach. „Pokazały one – odpowiedział po namyśle ów ksiądz – że autorytet i charyzmat Ojca Świętego wcale nie ucierpiały. Być może jest nawet odwrotnie. To, że spełnia swe duszpasterskie obowiązki do końca, pokonując na oczach wiernych ograniczenia starości i cierpienie, daje ludziom wiele do myślenia”.

Biskup Dziwisz – najbliższa podpora

Widoczne jest, że podczas swych pielgrzymek Jan Paweł II coraz bardziej – w sensie przenośnym i dosłownym – wspiera się na swym najbliższym współpracowniku i przyjacielu, księdzu biskupie Stanisławie Dziwiszu. Niektórzy w Kurii Rzymskiej twierdzą, że w związku z tym rosną wpływy i władza osobistego sekretarza Papieża. Spekulacje te biorą się stad, że biskup Dziwisz coraz częściej reprezentuje go na spotkaniach i konferencjach wewnątrzkościelnych oraz podejmuje różne decyzje w sprawach bieżących. Jednak, być może, najważniejszą trafną decyzją, jaką kiedykolwiek podjął, był błyskawiczny wybór szpitala i drogi dojazdu do niego po zamachu na Jana Pawła II z 13 maja 1981 r. Wraz z upływem czasu Papież, jak każdy stary człowiek, ma wyostrzone poczucie bilansu czasu, który mu pozostał, i stara się spożytkować go na rzeczy najistotniejsze. Powtarza często: „Tyle jest jeszcze do zrobienia…”.
Patrząc na biskupa Dziwisza podczas mszy i innych ceremonii z udziałem Papieża, można najlepiej zorientować się w stanie samopoczucia Ojca Świętego. Jego osobisty sekretarz jeszcze od czasów krakowskich jest zawsze blisko niego, gotów wesprzeć go ramieniem, podać w odpowiedniej chwili pastorał, wygładzić fałdy szat, gdy Papież zasiada na fotelu przy ołtarzu czy podczas oficjalnej wizyty. „Istnieje miedzy nimi ścisły związek, jak miedzy ojcem a synem”, mówi papieski biograf, towarzyszący Janowi Pawłowi II niemal we wszystkich 98 zagranicznych podróżach, watykanista dziennika „Corriere della Sera”, Luigi Accattoli.
Ci, którzy mieli z biskupem Dziwiszem częściej do czynienia, wiedzą, że nie jest on człowiekiem, którego interesuje władza. Taktowny, dyskretny i zorganizowany, działa zawsze w cieniu Papieża. Należy do ludzi, którzy podając rękę, patrzą rozmówcy w oczy i potrafią zapytać dokładnie o to, co najbardziej leży na sercu. Wśród „zawodowych kurialistów” wyróżnia go jedna szczególna cecha – kiedy ksiądz Stanisław, jak wielu go nadal nazywa mimo sakry biskupiej, coś obiecuje i mówi: „Zadzwonię do pana”, można być stuprocentowo pewnym, że zadzwoni na czas.
Biskup Dziwisz nigdy nie udziela wywiadów. Nie znaczy to jednak, że nie zwraca uwagi na media. Przeciwnie, śledzi z uwagą, jaki wizerunek Papieża stwarza prasa. Pod koniec jednej z podroży, którą odbyłem, mając volo papale, sekretarz Ojca Świętego jeszcze w samolocie przyszedł do mnie i wyraził zadowolenie z wszystkich korespondencji na temat tej pielgrzymki, jakie nadałem do PAP. Po czym dodał: „A tej jednej, z Nikaragui, nie czytaliśmy”. Chodziło o depeszę z Managui, w której napisałem, że był to jedyny raz, kiedy Papieżowi nie udało się nawiązać dobrego kontaktu z tłumem wiernych. Manipulowanym zresztą dość naiwnie przez ówczesne sandinistowskie władze Nikaragui.
Obok księdza biskupa Dziwisza widać nieustannie przy Papieżu, podczas oficjalnych wystąpień Jana Pawła II, 30-letniego księdza, który wygląda na „typowego Włocha”. Ten „Włoch” to urodzony we Lwowie ksiądz prałat Mieczysław Mokrzycki, od czterech lat drugi sekretarz osobisty Papieża.

Kardynał Grocholewski – znawca prawa i układów

40 lat w Watykanie. Cała kariera Zenona Grocholewskiego, który w lutym ub.r. otrzymał z rąk Papieża kapelusz kardynalski, związana jest z Kurią Rzymską. Jej zwyczaje, układy i zasady funkcjonowania zna on jak mało kto. Lista funkcji sprawowanych przez tego wybitnego znawcę prawa i jednego z najbliższych dziś współpracowników Jana Pawła II jest bardzo długa: konsultor Papieskiej Rady ds. Interpretacji Tekstów Prawnych, członek Papieskiego Komitetu ds. Międzynarodowych Kongresów Eucharystycznych, członek Kongregacji ds. Biskupów, przewodniczący Papieskiego Dzieła Powołań Kapłańskich, przewodniczący kilku komisji ds. „kadr” kościelnych.
Swój autorytet w Kościele kardynał Grocholewski budował przez lata jako szef jednej z najważniejszych kongregacji watykańskich, zajmującej się sprawami wychowania katolickiego, która sprawowała nadzór kościelny nad 900 wyższymi uczelniami, seminariami katolickimi na całym świecie. Nie wymieniam stanowisk i tytułów naukowych kardynała, ponieważ ta lista byłaby jeszcze dłuższa. Wystarczy powiedzieć, że jego bibliografia obejmuje ponad 550 publikacji w 12 językach. Nie licząc oczywiście odczytów i wykładów, które kardynał wygłasza przy okazji licznych podróży – najczęściej do Stanów Zjednoczonych, gdzie czuje się jak u siebie w domu.
Jak każda wpływowa osobistość w Kurii, ma zwolenników i przeciwników. Co ostatni mają mu za złe, że „zajmuje swą osobą zbyt wiele miejsca” przy Papieżu.

Kardynał Sodano – drugi po Papieżu

75-letni postawny Piemontczyk, sekretarz stanu, kardynał Angelo Sodano, zwany czasami przez dziennikarzy „wicepapieżem”, zanim objął to stanowisko w 1991 r., przeszedł wielką próbę zręczności dyplomatycznej jako nuncjusz papieski w Chile (1977-1988) za czasów splamionej krwią dyktatury gen. Augusta Pinocheta. Był tym, który przygotował niezwykle trudną wizytę Jana Pawła II w Chile.

Chociaż mówienie o preferencjach i antypatiach politycznych kardynałów uchodzi w Kurii Rzymskiej za pewien nietakt, o kardynale Sodano mówi się, że jest otwarty na wszystkie opcje, być może, z lekką przewagą sympatii dla umiarkowanej lewicy.
Sekretariat Stanu jest dykasterią Kurii Rzymskiej, która najściślej współdziała z Papieżem w sprawowaniu jego posługi, i zarazem jedną z najstarszych instytucji kościelnych. Secretaria Apostolica, w skład której wchodziło 24 sekretarzy apostolskich, została ustanowiona już w 1487 r. W obecnej postaci istnieje od 1988 r., kiedy Jan Paweł II zreformował Kurię Rzymską i nadał nową strukturę Sekretariatowi Stanu, dzieląc go na dwie sekcje: Sekcję Spraw Ogólnych i Sekcję ds. Relacji z Państwami, zwaną potocznie „watykańskim MSZ”. Na jego czele stoi obecnie nie Włoch, lecz Francuz, arcybiskup Jean-Louis Tauran – drobnej postury, subtelny dyplomata, który potrafi znaleźć dla Kościoła godne, a przynajmniej zręczne wyjście z niemal każdej pułapki, w które obfituje dziś polityka międzynarodowa.
Gdy Papież wyjeżdża w zagraniczną podróż, Tauran zwykle pozostaje, aby pilnować spraw Kościoła na miejscu, w Rzymie.
Kardynał Sodano należy do tego nielicznego grona najbliższych współpracowników Jana Pawła II, którzy widują szefa praktycznie codziennie. Zjawia się u niego z teczką wypchaną dokumentami i omawia najważniejsze sprawy, wymagające decyzji samego Papieża.
O ludziach urodzonych w Piemoncie mówi się we Włoszech, że są uosobieniem solidności i dobrej organizacji pracy. U kardynała Sodano widać to dokładnie podczas papieskich podróży, w których zawsze bierze udział. Za prezydentem Stanów Zjednoczonych noszą walizeczkę z szyframi do uruchomienia odpowiednich wyrzutni. Papieżowi do nieprzerwanego kontynuowania jego misji duchowej w świecie wystarcza mieć pod ręką kardynała Sodano, który służy mu m.in. jako „czerwony telefon” łączący ze światem.
W pewnym sensie Sodano jest przeciwieństwem Dziwisza. Podczas gdy osobisty sekretarz Papieża nigdy dotąd nie udzielał wywiadów ani nie dawał oświadczeń dla prasy, watykański sekretarz stanu nie stroni od kontaktów z mediami. Ma zresztą na ogół „dobrą prasę”. W Watykanie opowiada się anegdoty o jego „piemonckim” umiarze i specyficznym poczuciu humoru. Pewien ambitny ksiądz z Sekretariatu Stanu otrzymał któregoś dnia od niego polecenie napisania listu z laudacją z okazji 50-lecia działalności jednego z członków włoskiej chadecji. Młody urzędnik watykański włożył wiele inwencji w pochwałę jubilata. Kardynał Sodano odesłał mu projekt listu z adnotacją: „To prawdziwa hagiografia, trochę więcej umiarkowania!”. Autor poprawił, ale otrzymał projekt z notką: „To panegiryk”. Trzecią czy czwartą wersję laudacji odesłano mu z krótkim poleceniem: „Proszę wysłać zwykły telegram”.
Drugim po kardynale Sodano człowiekiem w Sekretariacie Stanu jest „Il Sostituto” – „Zastępca”. Do niedawna był nim Gian Battista Re, który pozostawał przez lata w codziennym kontakcie z Papieżem. Jan Paweł II w uznaniu jego zasług dla papiestwa i Kościoła mianował go kardynałem i postawił na czele jednej z najważniejszych watykańskich kongregacji, doradzającej w nominacjach biskupów.
Następcą kardynała Re został arcybiskup Leonardo Sandri, 58-letni Argentyńczyk pochodzenia włoskiego. Arcybiskup Sandri zdążył już odegrać rolę w przyspieszeniu niedawnej kanonizacji Juana Diega – pierwszego indiańskiego świętego – mimo pewnych wahań Kongregacji ds. Świętych. Jednak Sandriemu do osiągnięcia wyjątkowej pozycji, jaką miał jego poprzednik, pozostaje do przebycia długa droga. Na razie jest postrzegany jako zręczny i sumienny wykonawca poleceń kardynała Sodano.

Biskup Marini – mistrz ceremonii

Mianowany w 1987 r. przez Papieża Mistrz Papieskich Ceremonii Liturgicznych, zwany w skrócie „ceremoniarzem”, 60-letni dziś biskup Piero Marini, sakrę biskupią otrzymał razem ze Stanisławem Dziwiszem. Podobnie jak ksiądz sekretarz zawsze uczestniczy w zagranicznych podróżach Jana Pawła II.

Jego obecność podczas tej pielgrzymki ma szczególne znaczenie, ponieważ program podróży objął inaugurację sanktuarium Miłosierdzia Bożego – zupełnie nowego miejsca kultu. Święto Bożego Miłosierdzia zostało wprowadzone przed dwoma laty i towarzyszą mu nowe obrzędy liturgiczne. Ceremoniarz papieski jest specjalistą od „nowych liturgii”. Na przykład gdy Papież modlił się wspólnie z żydami w synagodze, mistrz ceremoniału musiał opracować scenariusz przebiegu uroczystości. Podobnie było z modlitwą pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie. Marini opracował również ceremoniał liturgiczny wspólnej modlitwy Papieża z prawosławnymi i anglikanami czy otwarcia Świętych Wrót podczas inauguracji Roku Jubileuszowego 2000.
Obecnego ceremoniarza papieskiego opisuje się przede wszystkim jako człowieka niezmiernie oddanego Papieżowi, niepodatnego na wpływy różnych watykańskich frakcji. Niektórzy mówią o nim nieco lekceważąco (zazdrość nie jest wyłącznie domeną świeckich): „Ministrant w randze biskupa”. Jego rola jest coraz trudniejsza w miarę zmniejszania się sprawności fizycznej Jana Pawła II. W Watykanie i w czasie podróży zagranicznych pomaga Papieżowi przez cały przebieg mszy w sprawnym poprowadzeniu liturgii. Gotów jest wesprzeć go w każdej chwili i oczekuje się od niego, że znajdzie odpowiednią formułę czy sposób skrócenia mszy, gdyby Papież poczuł się zbyt zmęczony, aby dokończyć liturgię.

Ksiądz Boccardo – nowy organizator, nowy styl

Od wizyty w Toronto głównym organizatorem wszystkich podróży papieskich nie jest już ojciec Roberto Tucci, długoletni dyrektor prowadzonego przez jezuitów Radia Watykańskiego, w uznaniu olbrzymich zasług dla papiestwa mianowany przez Jana Pawła II kardynałem. Człowiek, który zwykle stał spokojnie i obserwował – z założonymi w charakterystyczny sposób rękami, jakby zza sceny – świetnie zaprojektowane i dopracowane w każdym szczególe przez jego ekipę ceremonie, ma teraz następcę. Został nim ks. Renato Boccardo, który długi czas był zastępcą dyrektora watykańskiego protokołu dyplomatycznego do specjalnych poruczeń, a także uczestniczył jako pomocnik w ceremoniach papieskich. Sukces Światowych Dni Młodzieży w Toronto jest jego zasługą.

Chociaż zasada drobiazgowego przygotowywania papieskich podróży zagranicznych daje na ogół świetne wyniki, czasami życie zmusza organizatorów do improwizacji. W maju tego roku, podczas spotkania z bułgarską młodzieżą w Sofii, Papież improwizując niespodziewanie dłuższy końcowy fragment przemówienia po polsku, powiedział: „Nie wiem, czy jeszcze mi będzie dane kiedykolwiek odwiedzić Bułgarię, cieszę się więc, że pod koniec mojej podróży mogłem się z wami spotkać”.
Polski ksiądz, pracujący od niedawna w Bułgarii, którego trzymano w odwodzie, gdyby zaszła konieczność tłumaczenia, stremowany tak przełożył to na bułgarski: „Cieszę się, że pod koniec mego pontyfikatu…”. Parę godzin później sofijska popołudniówka ukazała się z olbrzymim nagłówkiem: „Papież zapowiedział koniec swego pontyfikatu!”.
Wszyscy przyznają, że styl organizowania papieskich podróży od przyjścia Boccarda nieco się zmienił. Nowy organizator jest bardziej widoczny od pozostającego zawsze w cieniu ojca Tucciego. Jest też bardzo otwarty wobec mediów, nie stroni od wywiadów, często widać go na pierwszym planie podczas ceremonii papieskich i nie ukrywa, że to lubi.
Wzorem zakonnej, może nawet przesadnej skromności jest natomiast jezuita, ojciec Czesław Drążek, redaktor naczelny polskiego wydania „L’Osservatore Romano”. Tę funkcję sprawował przez całe lata 80. dzisiejszy redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, ojciec Adam Boniecki. Ksiądz Drążek przyleciał z papieżem do Polski nie tylko jako dziennikarz, ale przede wszystkim jako postulator beatyfikacji ojca Jana Bejzyma, którego życie i pracę wśród trędowatych w Afryce studiował jeszcze jako rektor Kolegium Ojców Jezuitów, słynnego Ignatianum w Krakowie.
W obecnej pielgrzymce, jak we wszystkich poprzednich, bierze również udział bezpośredni szef ojca Drążka, Mario Agnes, redaktor naczelny „L’Osservatore Romano” – dziennika, którego wpływy w świecie są odwrotnie proporcjonalne do jego bardzo niskiego nakładu (we włoskim wydaniu codziennym nie przekracza on 5 tys. egzemplarzy). Nie mówiąc już o hierarchii kościelnej, każdy wstępniak „L’Osservatore” studiowany jest przez wszystkie liczące się ambasady i ministerstwa spraw zagranicznych jako niemal rygorystyczna wykładnia wypowiedzi Papieża i polityki Watykanu. Raz tylko w czasach najnowszych watykański dziennik zamieścił komentarz, którego autor – zastępca redaktora naczelnego, ksiądz redaktor Levi, opacznie zrozumiał prawdziwe intencje Papieża i napisał na początku lat 80., że ruch Lecha Wałęsy nie ma w Polsce przyszłości. Duchowny ten stracił posadę.

Navarro Valls – newsy z pierwszej ręki

Człowiekiem, o którym dziennikarze żartują niekiedy, że w czasie papieskich podróży ma najwięcej do powiedzenia, jest dyrektor Sala Stampa Vaticana – Watykańskiego Biura Prasowego – Hiszpan Joaquin Navarro Valls. Z wykształcenia lekarz psychiatra, z zamiłowania dziennikarz i lotnik. Próbował nawet swych sił na arenie, w walkach byków. Jako pierwszy w Watykanie skomputeryzował swe biuro i namówił Papieża na założenie watykańskiej strony internetowej www.vatican.va.
To on, pozostając w czasie każdej pielgrzymki w bezpośrednim kontakcie z Janem Pawłem II, komentuje bezpośrednio najważniejsze wydarzenia w przebiegu podróży. Nie musi szukać dziennikarzy, aby coś powiedzieć. Towarzyszący Papieżowi wysłannicy prasy, radia i telewizji z całego świata starają się nie przegapić momentu, kiedy Navarro Valls pojawi się na trybunie prasowej lub gdzieś niedaleko ołtarza podczas mszy papieskiej. Ten, kto był obecny na briefingu przeprowadzanym zwykle niemal w biegu, ma newsa, inni zaś wypytują gorączkowo, co powiedział rzecznik Watykanu.

Navarro Valls przygotowywał wizytę na Kubie, która doszła do skutku w styczniu 1998 r. Witając się z Fidelem Castro, powiedział: „Pan jest szczęśliwym człowiekiem. Papież codziennie się za pana modli”. Fidel podobno był bardzo wzruszony. Rozmowa trwała siedem godzin, a papieska wizyta na wyspie należała do szczególnie udanych.
Z Papieżem podróżują też księża z Sekretariatu Stanu prowadzący w nim sprawy danego kraju. Gdy Jan Paweł II leciał niedawno do Kazachstanu i Armenii, zabrał ze sobą jezuitę ojca Stanisława Szlowieńca, który zajmuje się w Watykanie sprawami Kościołów wschodnich. Tym razem do Polski przyleciał jeden z najzdolniejszych kurialistów, ksiądz Paweł Ptasznik z Krakowa, z wykształcenia filolog klasyczny, prowadzący w Sekretariacie Stanu sprawy polskie.

Dotąd mawiano żartobliwie w Kurii Rzymskiej, że jedyną sekcją, którą w Sekretariacie Stanu prowadzi bezpośrednio Papież, jest sekcja polska. Teraz jednak Jan Paweł II ogranicza się do przekazywania jej zasadniczych wskazówek i wytycznych, a ich „rozpracowaniem” zajmują się już kurialiści.

Ci, których nie widać

Papieżowi towarzyszą również bliscy i oddani mu ludzie, których nie widać lub których się nie zauważa. Nad bezpieczeństwem Jana Pawła II czuwa – oprócz miejscowej policji – grupa agentów watykańskiego Korpusu Straży Państwowej, którą dowodzi od lat w każdej podróży spokojny i czujny kawaler Orderu Wielkiego Krzyża, inspektor generalny Camillo Cibin. Podczas pielgrzymek towarzyszy Ojcu Świętemu czterech członków Gwardii Szwajcarskiej i czterech ludzi z ochrony osobistej.
Były włoski karabinier, Antonio Gugel, mężczyzna o ujmujących manierach i powierzchowności, wenecjanin niemieckiego pochodzenia, podróżuje z papieżem jako jego osobisty asystent i kamerdyner.
Doktora Renata Buzzonettiego, osobistego lekarza Jana Pawła II niemal od początku pontyfikatu, widzieliśmy u boku Papieża podczas wszystkich jego podróży. Sam jest już w podeszłym wieku, ale nadal jeździ ze swym pacjentem. Od kilku lat wspiera go młody kardiolog – w Rzymie mówi się, że polskiego pochodzenia – dr Patrizio Polisca.
Wreszcie jeździ zawsze z papieżem jedna z pięciu sióstr sercanek prowadzących „gospodarstwo” Karola Wojtyły. Siostry potrafią przygotować jego ulubione dania tradycyjnej krakowskiej kuchni i upiec kremówki, zadbać o niego, gdy choruje lub czuje się słaby. Zwykle podróżowała z Papieżem siostra Tobiana. Tym razem musiała ją zastąpić inna sercanka z papieskiego domu.
Cały orszak jest niewielki – liczy w sumie 30 osób. Jednak z coraz większymi ograniczeniami ruchowymi Jana Pawła II rośnie jego rola. Dlatego też, jak mówią watykańscy kurialiści, coraz trudniej się do niego dostać. Członkami papieskiej świty mogą być jedynie ci, do których Papież ma całkowite zaufanie.


Na pokładzie papieskiego samolotu
Papieska świta podróżuje razem z Ojcem Świętym samolotem specjalnym. W pierwszej części samolotu oprócz Jana Pawła II lecą zazwyczaj kardynał Angelo Sodano oraz biskup Stanisław Dziwisz.
Dalej znajdują się członkowie oficjalnej delegacji: biskupi i prałaci Sekretariatu Stanu, papiescy ceremoniarze, lekarz Renato Buzzonetti i nadworny fotograf, Arturo Mari.
Kolejny przedział zajmuje osobista ochrona, a następny – dziennikarze mający specjalną akredytację, tzw. volo papale. Do Polski z taką akredytacją przyleciało 69 osób.

 

Wydanie: 2002, 33/2002

Kategorie: Kościół

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy