Syndrom hawański

Syndrom hawański

Nikt nigdy nie dowiódł, że istnieje broń dźwiękowa, zdolna posłużyć do przeprowadzenia ataku

CBS News nadała ten materiał 9 sierpnia 2017 r., wyprzedzając inne stacje: grupa pracowników amerykańskiego Departamentu Stanu oddelegowanych na Kubę zapadła na poważną niewyjaśnioną chorobę. Informacje były dość ogólnikowe, ale brzmiały niepokojąco – w całej sprawie coś śmierdziało, lecz dziennikarze nie potrafili powiedzieć, co. Następnego dnia stacja CNN, bez owijania w bawełnę, ogłosiła, że istnieje podejrzenie ataku na personel dyplomatyczny Stanów Zjednoczonych w Hawanie, natomiast NBC donosiła: „Stany Zjednoczone wycofują pracowników ambasady z Kuby w wyniku tajemniczego »ataku«”.

Wszystko zaczęło się w grudniu 2016 r., gdy u grupy amerykańskich dyplomatów na Kubie wystąpiły podobne objawy: bóle głowy i uszu, zaburzenia słuchu, zawroty głowy, szumy uszne, zaburzenia równowagi, zaburzenia wzroku, problemy z pamięcią, trudności z koncentracją i zmęczenie. W ciągu sześciu miesięcy problemy te dotknęły łącznie 16 osób. Personel medyczny ambasady nie umiał znaleźć przyczyny i część chorych ewakuowano do USA, gdzie dwa zespoły lekarzy pracujące dla dwóch różnych instytucji przeprowadziły szereg testów. Na czele pierwszego zespołu stał Michael Hoffer, laryngolog i specjalista od urazów odniesionych na skutek eksplozji; drugiej grupie przewodził Douglas H. Smith, neurochirurg, ekspert w zakresie wstrząsu mózgu. Ostatecznie wszyscy lekarze doszli do podobnych wniosków: niespotykany dotąd zestaw objawów świadczył o wystąpieniu zupełnie nowego syndromu. Określono go mianem „złożonego uszkodzenia sieci mózgowych”; był podobny do „urazowego uszkodzenia mózgu”, tyle że u pacjentów do żadnego takiego urazu nie doszło.

Co było przyczyną? Musiało istnieć coś, co łączyło wszystkie przypadki. Pierwsza cecha wspólna była oczywista: osoby dotknięte dziwnym syndromem pracowały w kubańskich placówkach amerykańskiego Departamentu Stanu i kanadyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Oprócz tego miały jeszcze jedną wspólną cechę: niemal wszyscy słyszeli tajemnicze hałasy na krótko przed wystąpieniem objawów. Hałasy te bardzo się od siebie różniły, wspominano o zgrzytach, o głośnym dzwonieniu i wysokim cykotaniu, przywodzącym na myśl świerszcze. Jedna z osób twierdziła, że odgłosy te wydawały się ukierunkowane – chodząc po domu, ciągle słyszała je z takim samym natężeniem. Zdaniem innych czasem napotykało się ścianę dźwięku, można było jednak przed nim uciec. Ktoś opowiadał, że obudził się w środku nocy z głośnym dzwonieniem w uszach.

Barwne relacje ofiar stanowiły jedyną poszlakę w sprawie; spekulowano, że dyplomaci ucierpieli na skutek jakiegoś rodzaju fal dźwiękowych lub ataku sonicznego. Agencje wywiadu i autorytety medyczne uczestniczące w śledztwie zgodnie twierdziły, że atak taki byłby rzeczą bezprecedensową, ale możliwą. Ruszyło polowanie. Według doniesień prasowych FBI i CIA wzięły się do przeczesywania domów i pokojów hotelowych dyplomatów, lecz nie znaleziono żadnych śladów użycia broni dźwiękowej. Lekarze próbowali wykorzystywać bardziej wyrafinowane metody badawcze, by zweryfikować hipotezę o ataku sonicznym. Tymczasem zgłaszały się nowe ofiary, najpierw na Kubie, potem w Chinach, problem stał się więc jeszcze bardziej palący.

Kiedy podano do publicznej wiadomości informacje o podejrzeniu ataku, media z całego świata szybko się nimi zainteresowały. We wrześniu 2017 r. BBC umieściła na swojej stronie internetowej materiał „Stany Zjednoczone ujawniają szczegóły niedawnego ataku dźwiękowego na dyplomatów na Kubie”. Cztery miesiące później ABC News donosiło: „Amerykańskie władze nadal nie potrafią wyjaśnić tajemniczej choroby. Nie wyklucza się wirusa ani ultradźwięków”. Aż wreszcie zjawisko zyskało nazwę: syndrom hawański.

Amerykańscy politycy nie omieszkali publicznie zareagować na te niepokojące wydarzenia. Marco Rubio zorganizował przesłuchanie w Senacie i oznajmił, że „z całą pewnością” doszło do ataku – Kubańczycy albo sami mieli za niego odpowiadać, albo przynajmniej dobrze wiedzieli, kto jest sprawcą. Odpowiadając na pytania dziennikarzy, Donald Trump dolał oliwy do ognia, rzucając nieprzemyślane słowa: „Na Kubie dzieją się bardzo złe rzeczy”. Kubańskie władze twierdziły natomiast, że nie mają żadnej szczególnej wiedzy na temat choroby dyplomatów.

Eksperci – lekarze, fizycy, specjaliści od broni i inżynierowie – zaczęli się wypowiadać dla prasy i formułować różne analizy sytuacji. Nie osiągnęli konsensusu, lecz pewne wątki przewijały się wyjątkowo często. Po pierwsze, nikt nigdy nie dowiódł, że istnieje broń dźwiękowa, zdolna posłużyć do przeprowadzenia tego rodzaju ataku. Po drugie, co bodaj bardziej kłopotliwe dla zwolenników tej hipotezy, nic nie wskazuje, by dźwięk mógł spowodować uszkodzenie mózgu, trudno było zatem powiązać dziwne hałasy słyszane przez dyplomatów z urazami, o których mówili ich lekarze. Dość wcześnie padło za to hasło „zbiorowa histeria”. Mark Hallett, kierownik wydziału kontroli motorycznej amerykańskiego Narodowego Instytutu Zaburzeń Neurologicznych i Udarów (NINDS), oznajmił w wypowiedzi dla „Guardiana”: „Obiektywnie rzecz biorąc, zbiorowa histeria jest najbardziej prawdopodobna”.

Pełny opis klinicznych objawów syndromu hawańskiego, a także wyniki badań oraz charakterystykę pacjentów upubliczniono w lutym 2018 r., kiedy „Journal of the American Medical Association” opublikował studium 21 przypadków. Wcześniej eksperci nieuczestniczący bezpośrednio w badaniach mogli się opierać wyłącznie na doniesieniach prasowych. Artykuł w „JAMA” kończył się wnioskiem: „Wydaje się, że u pacjentów wystąpiło złożone uszkodzenie sieci mózgowych, którego nie poprzedzał jednak uraz głowy”. Autorzy odnieśli się bezpośrednio do kwestii zbiorowej histerii. „Badania neurologiczne i testy kognitywne zdecydowanie wykluczyły, by doszło do symulowania choroby. […] Pacjenci nie próbowali migać się od pracy, przeciwnie, zależało im na powrocie do obowiązków, nawet kiedy lekarze namawiali ich do urlopu zdrowotnego”.

Mimo że według artykułu u dyplomatów wystąpiło uszkodzenie mózgu, żadne z przywołanych badań nie zdołało tego dowieść. Wyniki tomografii komputerowych okazały się najzupełniej normalne, nie potwierdzono również jakiejkolwiek choroby mózgu, choć to akurat nie powinno nas dziwić – w neurologii diagnozy często mają charakter spekulatywny i opierają się głównie na ustaleniach klinicznych. Odrzucając tezę o psychosomatycznym podłożu symptomów, doktor Smith, jeden z głównych autorów artykułu, stwierdził, że zanim osobiście zetknął się z pacjentami, sceptycznie odnosił się do całej historii, lecz porozmawiawszy z nimi, nabrał przekonania, że „wszyscy co do jednego w pełni wierzyli w realność swoich objawów”. (…)

Debata toczyła się w najlepsze, sprawa miała również poważne konsekwencje polityczne. Stany Zjednoczone odwołały połowę pracowników ambasady na Kubie, pozostawiono tylko podstawowy personel. Szczególnie ucierpiała na tym obsługa wiz, co przełożyło się na ruch turystyczny. (…) Ponadto USA wydaliły kubańskich dyplomatów z Waszyngtonu. Kubańscy specjaliści twardo zaprzeczali, jakoby władze w Hawanie mogły mieć cokolwiek wspólnego z atakami, stosunki między obydwoma krajami zaczęły się psuć. Aby sytuacja mogła się poprawić, ktoś musiałby albo odkryć tajemniczą broń użytą do ataku dźwiękowego, albo też wykazać trafność którejkolwiek z innych diagnoz.

Podczas gdy politycy prowadzili dyskusje, a prasa oddawała się spekulacjom, zespół doktora Smitha próbował znaleźć obiektywne przyczyny problemu. Niemal 18 miesięcy później w „JAMA” ukazał się długi artykuł zawierający opis bardziej zaawansowanych badań z użyciem neuroobrazowania, w których uczestniczyła część dyplomatów. Wyniki mogły świadczyć, że w porównaniu z grupą kontrolną zanotowano u nich mniejszą objętość mózgów. Czyżby wreszcie pojawił się upragniony dowód? Autorzy nie chcieli tego jednoznacznie przyznać; w podsumowaniu oznajmili, że konieczne są dalsze badania.

Pojawiła się więc kolejna dziwaczna tajemnica i znów zaroiło się od nagłówków prasowych. Gazety wybiórczo przytaczały wnioski z artykułu w „JAMA”, zależnie od linii redakcyjnej. Jedne przywiązywały dużą wagę do rzekomych patologicznych zmian w mózgach dyplomatów, inne zaś zalecały ostrożność w formułowaniu konkluzji.

Nie potrafię ze stuprocentową pewnością wskazać przyczyny syndromu hawańskiego, ale nie będzie zaskoczeniem, że zdecydowanie opowiadam się po stronie specjalistów, według których za wszystkim kryje się czynnościowe zaburzenie neurologiczne lub zbiorowa choroba psychogeniczna. Ponadto, choć żadnej z rozważanych diagnoz nie udało się jednoznacznie potwierdzić, prześledzenie tego, co wydarzyło się w Hawanie, może być bardzo pouczające. Incydent sprawił, że pewna grupa specjalistów wpadła w pułapkę polityki, komercyjnych interesów i, co bodaj najważniejsze, własnej dumy. Część z nich nadal nie zdołała się uwolnić.

Zacznijmy od broni dźwiękowej, która tak bardzo przyczyniła się do nadania rozgłosu całej historii. Od samego początku specjaliści stanowczo podkreślali, że nic im nie wiadomo o istnieniu jakichkolwiek urządzeń zdolnych posłużyć do „ataku sonicznego”. Eksperci z zakresu medycyny mówili równie zdecydowanie, że dźwięk nie może wywołać uszkodzenia mózgu. Zespół dr. Smitha przyznawał to w pierwszym artykule opublikowanym w „JAMA” – opisano tam trudności z powiązaniem dźwięku z hipotetycznym zaburzeniem sieci mózgowych. Każdy, kto zadałby sobie trud uważnego przeczytania artykułu, dowiedziałby się, że „zgodnie z obecnym stanem wiedzy dźwięki w słyszalnym dla człowieka zakresie nie powodują trwałych uszkodzeń ośrodkowego układu nerwowego”.

Skoro wszyscy, łącznie z lekarzami, zgadzali się, że teoria broni dźwiękowej jest mało wiarygodna, dlaczego przez tak długo brano ją pod uwagę? Cóż, moim zdaniem przyjęła się, bo była wygodna politycznie, prosta i przekonująca dla laików. Niejedna fałszywa informacja zawdzięcza tym trzem cechom swoją długowieczność. Teoria broni dźwiękowej świetnie wpasowywała się w istniejącą od wielu lat atmosferę wzajemnej nieufności między dwoma krajami, ponadto była ekscytująca i kontrowersyjna. (…)

Czynnościowe zaburzenia neurologiczne są zazwyczaj niewytłumaczalne z anatomicznego i biologicznego punktu widzenia; często właśnie owa niewytłumaczalność stanowi klucz do postawienia diagnozy. Objawy pochodzą z nieświadomości, wynikają z pewnych przekonań pacjenta co do tego, jak funkcjonuje jego ciało. Przeważnie owe przekonania są nietrafne. Nietrudno wyjaśnić, dlaczego ludzie uwierzyli, że dźwięki mogą spowodować uszkodzenie neuronów. Dźwięk wpada przecież do naszych uszu, a stamtąd na pozór już niedaleko do mózgu. Teoria broni sonicznej prezentowała bardzo prosty mechanizm: dźwięk przez ucho dociera bezpośrednio do mózgu i powoduje jego uszkodzenia. Ale to anatomiczny nonsens. Ucho wcale nie jest bezpośrednim kanałem dostępu do mózgu – jest po prostu jednym z narządów zmysłów, podobnie jak skóra. (…)

Nerwy służą przekazywaniu wszelkich bodźców zmysłowych. Bodźce dźwiękowe nie stanowią tu wyjątku. Fala energii dźwiękowej nie ma bezpośredniego dostępu do mózgu ani do żadnego innego narządu. Ponadto każda fala, która byłaby zdolna siać spustoszenia w mózgu, uszkodziłaby też inne narządy. Tezę, że niszczycielski dźwięk w jakiś dziwny sposób mógłby upodobać sobie wyłącznie mózg, należy zatem uznać za rodzaj mądrości ludowej opartej na błędnych przekonaniach dotyczących anatomii i fizjologii. (…)

Na szczególną uwagę zasługują okoliczności „ataków”. Miało do nich dochodzić w najróżniejszych miejscach: w zatłoczonych hotelach, w prywatnych willach, na 20. piętrze bloku. Pewien lekarz, którego na Kubę wysłał Departament Stanu, usłyszał dziwny hałas, gdy tylko zameldował się w swoim pokoju w hotelu Capri. Nikt nie wiedział o jego przyjeździe do Hawany, ale – jeśli wierzyć tej historii – sprawcy ataku już na niego czekali. Agent CIA został zaatakowany krótko po zameldowaniu się w hotelu Nacional, w którym mieszkało wówczas wielu innych gości. Dźwięk na tyle głośny, by uszkodzić czyjś słuch, z pewnością zostałby usłyszany również przez osoby w pobliżu, lecz tak się nie stało: słyszały go wyłącznie ofiary syndromu hawańskiego. Broń niezbędna do przeprowadzenia ataku musiałaby mieć niewielkie rozmiary lub działać z dużej odległości, by pozostała niezauważona. (…)

Fascynujące, że choć wiele osób barwnie opisało napastliwy hałas, nikt go nie nagrał. Agencje wywiadowcze próbowały, ale bez powodzenia. Przez krótki czas wydawało się, że Associated Press zdołała zarejestrować ten dziwny dźwięk, choć nie udało się to ani FBI, ani CIA. Nagranie odtworzono w telewizji, część ofiar potwierdziła ponoć, że właśnie taki dźwięk usłyszały. Był wysoki i piskliwy, najwyraźniej jednak na nagraniu tracił swoją straszliwą moc, mógł więc zostać bezpiecznie puszczony telewidzom. Jak później wykazali specjaliści, były to po prostu odgłosy cykad.

Mimo wszystkich tych przeszkód teoria broni dźwiękowej okazała się zaskakująco żywotna. Jej zwolennicy tyle razy przekonywali o istnieniu broni na konferencjach prasowych, że chyba w końcu wycofanie się z tego stało się niemożliwe. Jak to zwykle bywa z szalenie popularnymi koncepcjami, teoria nie była zupełnie oderwana od rzeczywistości i prawdopodobnie właśnie dlatego tak skutecznie się szerzyła. (…)

Różnice opinii wśród lekarzy to rzecz najzupełniej normalna. Czasami przywiązujemy się do jakiegoś wyjaśnienia i niełatwo się z nim rozstać. Sama wielokrotnie byłam winna takiego postępowania. Warto się choćby zastanowić, czy dla zespołów amerykańskich lekarzy uczestniczących w śledztwie tropienie broni sonicznej nie było ekscytującą przygodą, pozwalającą na chwilę oderwać się od codziennej rutyny. W kręgach medycznych często powtarza się maksymę: „Kiedy słyszysz tętent kopyt, powinieneś zakładać, że to konie, a nie zebry”. Zaburzenia psychosomatyczne spotyka się bardzo często, ataki z użyciem broni dźwiękowej to rzadkość. Dlaczego zatem zwyczajna diagnoza została zepchnięta na dalszy plan przez inną, która zdaniem wielu specjalistów była zupełnie bezsensowna?

Stawianie diagnozy polega z reguły na zgromadzeniu listy objawów, wskazują one bowiem, który narząd nie funkcjonuje prawidłowo. Kiedy problem zostanie zlokalizowany, należy zastanowić się nad przyczynami. Jednak autorzy artykułu z „Journal of the American Medical Association” przyjęli odwrotną strategię. Jak deklarowali, tekst miał prezentować „wstępne ustalenia dotyczące 21 pacjentów po ekspozycji na ten sam czynnik o nienaturalnym charakterze”. Innymi słowy, założono, że doszło do ataku. Diagnoza została z góry ustalona, pozostało jedynie znaleźć objawy pasujące do teorii o broni dźwiękowej. Na zakończenie artykułu konkludowano, że u dyplomatów doszło do „złożonego uszkodzenia sieci mózgowych”.

Ale co to konkretnie znaczy? Po prawdzie, nic szczególnego. To po prostu przyznanie się do braku pewności, tyle że w technicznym żargonie, opis zestawu objawów potwierdzający, że z pacjentami coś jest nie tak. Na pewno nie mamy tu do czynienia z porządną diagnozą medyczną. Czynnościowe zaburzenie neurologiczne może wystąpić na skutek zmian w połączeniach między poszczególnymi regionami mózgu, więc również da się je umieścić w szufladce z napisem „złożone uszkodzenie sieci mózgowych”. To samo dotyczy urazów głowy i wielu innych problemów zdrowotnych.

Zawroty i bóle głowy, szumy uszne, problemy z pamięcią oraz zaburzenia równowagi należą do objawów, z którymi lekarze spotykają się szczególnie często. Niemal każdy lekarz rodzinny, neurolog czy laryngolog ma z nimi do czynienia co najmniej kilka razy w tygodniu. Dlaczego zatem, kiedy zewnętrzni specjaliści proponowali uznanie syndromu hawańskiego za czynnościowe zaburzenie neurologiczne lub zbiorową chorobę psychogeniczną, lekarze opiekujący się dyplomatami zupełnie zlekceważyli te głosy? (…)

Syndrom hawański był jak potężna fala, która porwała wiele osób, m.in. pracowników amerykańskiej ambasady, polityków i lekarzy. Chwilami zdawało się, że dr Hoffer nie potrafi ukryć podniecenia związanego z tym, że stał się jednym z najważniejszych tropicieli międzynarodowego spisku. Rozmawiając z dziennikarzami, barwnie odmalowywał moment, kiedy wezwano go na konsultację. Dzwoni telefon, lekarz podnosi słuchawkę, po drugiej stronie odzywa się głos: „Doktorze Hoffer, tu Departament Stanu, mamy problem”. Musiał się poczuć jak bohater filmu z serii „Mission: Impossible”. Moim zdaniem wpłynęło to na dalszy przebieg wydarzeń. Można powiedzieć, że zbiorowa histeria udzieliła się nie tylko pacjentom, ale i lekarzom. Personel amerykańskiej ambasady złapał się w sieć utkaną przez różne potężne siły. Doświadczeni lekarze oznajmili ofiarom, że doszło u nich do uszkodzenia mózgu, i w ten sposób de facto rozkazali im, by zaczęły szukać u siebie objawów.

Niepokój narastał, dyplomatom polecono zgłaszanie się do lekarzy, nawet jeśli dotąd czuli się zupełnie dobrze. Na skutek tego rodzaju komunikatów zdrowi ludzie zaczęli analizować szum doznań generowany przez ich ciała i wyławiać z niego rozmaite dziwne sygnały. Byli coraz bardziej wystraszeni. Pracownicy ambasady usłyszeli od przełożonych, że muszą być czujni, że muszą chować się za betonowymi ścianami i bacznie obserwować swoje ciała. (…) Politycy wysokiego szczebla oraz lekarze przeczuleni na punkcie swojej reputacji wygłaszali kategoryczne i jednoznaczne oświadczenia dla prasy.

Nie umiem sobie wyobrazić, jak trudno byłoby w takiej sytuacji stawić opór i nie wykształcić symptomów, a także jak trudno byłoby przyjąć diagnozę zbiorowej choroby psychogenicznej, skoro wszyscy „eksperci” tak lekceważąco wypowiadali się na jej temat. Człowiek to istota, która wciela narracje. Jedne są zakorzenione w kulturze, drugie mają charakter osobisty. Niektóre poznajemy dzięki wpływowym ludziom: lekarzom, politykom, aktywistom, osobom publicznym, celebrytom. Cóż mogli zrobić pracownicy ambasady, kiedy przedstawiciele władzy z całą stanowczością powtarzali im, że są atakowani?

Jeśli człowiek ma istotne podstawy, by podejrzewać u siebie chorobę, a szablon objawów jest dostatecznie szczegółowy, jednostce łatwo ją zinternalizować, a następnie przekazać innym. Dzieje się tak dlatego, że choroba wydaje się wiarygodna. A poza tym tak właśnie działa ludzka fizjologia. Sprawy czasem wymykają się spod kontroli i nie ma w tym niczego dziwnego.

Suzanne O’Sullivan, Śpiące królewny. Tajemnicze przypadki ze świata neurologii, tłum. Jan Dzierzgowski, Znak Literanova, Kraków 2023

Wydanie: 2023, 25/2023

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy