Jak sypał gang „Klapy”

Jak sypał gang „Klapy”

Grupa miała jasno sprecyzowany cel – porwania dla okupu. Przestępcy funkcjonowali jak niewielka korporacja, gdzie każdy miał swoje miejsce Gdańsk, listopad-grudzień 2001 Józef Przemyski miał niespełna metr sześćdziesiąt wzrostu. Gęsta siwa czupryna dodawała mu powagi. Siedział przy stoliku w restauracji „Kubicki” przy ulicy Targ Rybny na Starym Mieście w Gdańsku. Dopiero gdy wstał, zauważało się jego niski wzrost, zwłaszcza przy mierzącym prawie metr dziewięćdziesiąt podinspektorze Schutzem. Uśmiechnął się, gdy policjant podawał mu rękę. Schutze znał się z Przemyskim od marca tego roku. Nawet faceta polubił. Przemyski był właścicielem trzech kantorów i dwóch sklepów jubilerskich w Gdańsku. Wszystkie w świetnej lokalizacji na Starym Mieście. Choć dysponował dużym majątkiem, mieszkał w bloku na Przymorzu i nie chwalił się ochroną. Z Schutzem poznali się po porwaniu, które przeżył biznesmen. Pod koniec lutego czterej mężczyźni napadli go przed domem na Chłopskiej. Pobili metalowymi rurkami i wsadzili do czarnego mercedesa. Więzili i torturowali w domku letniskowym w Ocyplu, a następnie wywieźli do Jankowa pod Gdańskiem. Przestępcy tak brutalnie wymuszali zeznania, że złamali Przemyskiemu nogę. Zostawiali go na wiele godzin przykutego do kaloryfera. Przez niemal cztery tygodnie Przemyski nic nie widział: bandyci owinęli mu głowę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 27/2019

Kategorie: Kraj