Szkoła nierówności

Szkoła nierówności

Z jakiegoś powodu dzieci nie uczą się podczas lekcji. Jak sam im nie wytłumaczę, to nie zrozumieją. Edukacja po reformie – Pracuję od godz. 5.30 do 13.30. Mam jeszcze młodsze dziecko, niemowlaka. Jeśli daję radę, to pilnuję, żeby córka odrobiła wszystkie lekcje, ale nie zawsze się udaje. Zwykle zajmuje nam to dwie-trzy godziny. Najgorzej jest z matematyką, córka zupełnie sobie nie radzi – opowiada Ewa, matka trzecioklasistki z niewielkiej miejscowości w Mazowieckiem. Iwona, samotna matka drugoklasisty: – Jeśli go nie dopilnuję, to nie zrobi. A jak nie zrobi więcej niż dwa-trzy razy, jestem wzywana do szkoły. Najtrudniejsza jest dla mnie pomoc w angielskim, bo ja po angielsku nie mówię. Myślę o korepetycjach, ale na razie brakuje pieniędzy. – Z jakiegoś powodu dzieci nie uczą się podczas lekcji – dodaje Jacek, ojciec bliźniaków w trzeciej klasie warszawskiej podstawówki i syna w klasie szóstej. – Jak sam im nie wytłumaczę, to nie zrozumieją. Wszystko zrzucane jest na rodziców. – Dziesięciolatek jest w stanie się skupić najwyżej przez 30 minut, zakładając, że nie ma zaburzeń uwagi – mówi psycholożka kliniczna Patrycja Kochan, pracująca jednocześnie jako psycholog w szkole podstawowej w Warszawie. U młodszych dzieci ten czas jest jeszcze krótszy. Z opowieści rodziców wynika zaś, że ilość zadawanych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 39/2018

Kategorie: Kraj