„Skrzypek na dachu”, „Metro”, „Mayday” – nawet zespoły grające te sztuki kilka lat nie potrafią wyjaśnić tajemnicy sukcesu Seksu, prochów i rock and rolla nigdy dosyć. Przynajmniej tak głosuje nogami od ponad sześciu i pół roku publiczność łódzkiego Teatru im. S. Jaracza. Bilety na monodram Erica Bogosiana w wykonaniu Bronisława Wrocławskiego znikają jak kamfora, ale choć „Seks, prochy i rock&roll” to najdłużej grana na tej scenie sztuka, nie należy jeszcze do krajowej czołówki. Większość polskich teatrów może się pochwalić przynajmniej jednym przedstawieniem, którego publiczność od lat nie pozwala zdjąć z afisza. Nie tylko musical Krystyna Janda już od 13 lat wychodzi na scenę warszawskiego Teatru Powszechnego jako Shirley Valentine w monodramie pod tym samym tytułem, o zwierzeniach czterdziestoletniej gospodyni domowej wyzwalającej się spod tyranii męża. W kilku miastach w Polsce triumfy święcą farsy Raya Cooneya „Mayday” i „Okno na parlament”. W Teatrze Polskim we Wrocławiu pierwsza z nich miała premierę w 1992 r., a druga dwa lata później. Drugi tytuł utrzymuje się ponad osiem lat w repertuarze Teatru Rozrywki w Chorzowie. A grany od ośmiu sezonów w krakowskim Teatrze Bagatela „Mayday” w styczniu widzowie zobaczą po raz siedemsetny. – Właściwie każdy aktor z naszego zespołu zastanawia się, gdzie tkwi sekret powodzenia tej akurat inscenizacji „Mayday” – mówi Alina Kamińska, aktorka Bagateli. – Bo przecież opowiadana historia jest banalna: mężczyzna nie miał serca odmówić dwóm kobietom, więc ożenił się z obydwiema, popełniając bigamię. Przypadek sprawia, że wszystko się wydaje, stwarzając mnóstwo prześmiesznych sytuacji i zdarzeń. Wydany przez ZASP na początku tego roku „Raport o stanie polskiego teatru” dostarcza na pozór prostej odpowiedzi. Na liście 50 najchętniej oglądanych spektakli połowa to farsy, bajki dla dzieci i klasyka lekturowa. Ale jeśli tak, to jak wytłumaczyć utrzymywanie się latami w repertuarze sztuk poważniejszych? Bo monodramy Bogosiana to raczej ostra satyra, a Krystyna Janda na tej samej scenie co „Shirley…” prezentuje od sześciu lat „Marię Callas. Lekcję śpiewu”, która raczej nie pasuje do gatunku komedia, choć humoru w niej nie brakuje. Ponadto w całym kraju dziesiątki spektakli gra się po cztery, pięć lat, a wśród nich znajdziemy także „Hamleta” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego i „Bzik tropikalny” Grzegorza Jarzyny w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. – „Dziady” czy „Wyzwolenie” Swinarskiego albo „Biesy” Wajdy też grano po dziesięć i więcej lat – przypomina Dariusz Miłkowski, dyrektor Teatru Rozrywki w Chorzowie. – Gatunek nie ma tu nic do rzeczy. Liczy się dobry tekst – dodaje Bronisław Wrocławski. Jest jednak jeden gatunek, który wydaje się szczególnie predestynowany do długiego życia na scenie – musical. Słynne „Koty” Andrew Lloyda Webera na londyńskim West Endzie grano 21 lat! W Polsce też nie brakuje spektakularnych sukcesów. Poprzeczkę tysiąca przedstawień dawno przeskoczyło „Metro” Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy, zawojowawszy bez reszty zwłaszcza młodą publiczność. W chorzowskim Teatrze Rozrywki od dziesięciu lat grany jest „Skrzypek na dachu”, a rok krócej „Evita”. – Musical to moda ze świata. Aura znanego tytułu często przyciąga publiczność również u nas – twierdzi Dariusz Miłkowski. – Jednak nie zawsze – broadwayowski hit „Pocałunek kobiety pająka” z trudem utrzymaliśmy trzy sezony w repertuarze. Genius loci i coś jeszcze Nawet przy ogólnie sprawdzonym repertuarze istnieje ryzyko porażki. – Musical „Cabaret” we Wrocławiu grano trzy sezony, w Gdyni zaledwie jeden, a w Chorzowie wystawialiśmy go dziesięć lat – mówi dyr. Miłkowski. – Nasz teatr to swego rodzaju fenomen w skali kraju – twierdzi natomiast Jacek Schoen, dyrektor Teatru Bagatela w Krakowie. – Możemy się pochwalić stałą dziewięćdziesięciokilkuprocentową frekwencją. I to nie tylko na sztukach takich jak „Makbet” z Domogarowem w roli głównej, gdy na każdy spektakl musieliśmy robić dostawki. Tu działa genius loci. Jednak podobną frekwencją może pochwalić się kilkanaście teatrów w Polsce, w tym kilka warszawskich. Zatem co jeszcze zapewnia sztuce długowieczność? Na pewno dobry tekst. – Bogosian łapie widza w pułapkę. Publiczność najpierw się śmieje z jego bohaterów, a potem odnajduje postacie, stworzone przez Amerykanina przeszło 20 lat









