Szturm na „Wiedźmina”

Szturm na „Wiedźmina”

Widzowie spierają się o film, ale czekają na drugą część – Ten film to jakaś kpina, nieudolnie zrobiony! – Scenariusz jest zły, wątki poplątane, dialogi żenujące! – Lepiej było wcale nie zabierać się za prozę fantasy, niż wciskać nam takiego gniota! Zobaczycie, że film zrobi klapę, zresztą na nic innego nie zasługuje! Takie opinie przeważały po premierze prasowej „Wiedźmina”, która odbyła się 31 października br. Na popremierowe spotkanie z twórcami filmu przyszło wielu „sapkologów”, w tym twórcy stron internetowych o „Wiedźminie”, założyciele nieformalnego Komitetu Obrony Jedynie Słusznego Wizerunku Wiedźmina oraz uczestnicy Pikników Wiedźmińskich. A jednak wbrew przewidywaniu rozczarowanych filmem sapkofanów film nie robi klapy. Producenci mówią wręcz o niebywałym sukcesie frekwencyjnym: tylko w pierwszy weekend „Wiedźmina” obejrzało ok. 184 tys. widzów. To więcej, niż niejeden film zdołał zgromadzić przez kilka tygodni czy nawet miesięcy projekcji. Żebrowski zaskoczył 19-letni Marcin J. z Warszawy, tegoroczny maturzysta, należy do tych zagorzałych fanów Sapkowskiego, którzy urządzili internetowy protest przeciwko ekranizacji „Wiedźmina”. Marcin nie tylko nawoływał do zmiany obsady („Ten lalusiowaty Żebrowski sprawdza się jako paniczyk Skrzetuski czy maminsynkowaty Pan Tadeusz, ale niech się nie bierze za Wiedźmina!”, „Grażyna Wolszczak nie może być Yennefer, skoro przyznaje się, że nigdy nie czytała Sapkowskiego!” itd.), ale wraz z kolegami sapkofanami jeździł na plan filmowy, żeby „przypilnować reżysera” i „czuwać” nad kręceniem „Wiedźmina”. Dzisiaj Marcin jest „generalnie” zadowolony z adaptacji. – Ważne, że udało się zachować atmosferę opowiadań Sapkowskiego, „aurę” wokół jego bohaterów. Ale największym pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie Michał Żebrowski jako Wiedźmin. Teraz mi trochę głupio, że tak gorąco protestowałem w Internecie przeciwko niemu, uważałem, że on się absolutnie nie nadaje na Wiedźmina, jest do tej roli za młody, za ładny i za delikatny. Tymczasem został wspaniale, wiarygodnie ucharakteryzowany – i znakomicie zagrał. Wzbudził też mój podziw tym, że kilka miesięcy trenował sztukę walki aikido, bardzo poważnie przyłożył się do tej roli – kiwa głowa Marcin. Ogólne uznanie młodych widzów (a tacy przeważają wśród publiczności) zyskał też Zbigniew Zamachowski jako bard lekkoduch, przyjaciel Geralta, postać malownicza i sympatyczna. Wszyscy są zgodni co do tego, że reżyser od niechcenia potraktował wątek miłości Wiedźmina do Yennefer. – Ten wątek jest ledwie zaznaczony, a przecież u Sapkowskiego wysuwa się na główny plan – dodaje Marcin. – Szkoda, bo Grażyna Wolszczak okazała się nadzwyczajna, jej gra mnie wprost urzekła. Chyba każdy widz, patrząc na nią, rozumie, że Wiedźmin zakochał się w niej na amen. Poplątane wątki Decyzja o ekranizacji prozy najpopularniejszego polskiego pisarza nie zaskoczyła chyba nikogo. Najlepiej nadawały się do tego przygody Geralta, Wiedźmina, czyli doskonałego wojownika, którego zadaniem jest zabijanie potworów zagrażających ludziom. Wiedźmin to bardzo atrakcyjna pod względem filmowym postać: niby-człowiek, ale nie do końca – w dzieciństwie poddano go specjalnym mutacjom genetycznym (efektem ubocznym są jego białe włosy), dzięki czemu stał się niepokonanym wojownikiem, znającym też podstawy magii. Nie jest jednak pozbawioną ludzkich uczuć maszyną do zabijania, lecz człowiekiem z krwi i kości. Wprawdzie starzeje się dużo wolniej niż inni, jest silniejszy i posiada niezwykłe zdolności (np. słyszy z dużej odległości, potrafi „wzlatywać” nad ziemią itd.), ale płaci za to wysoką cenę. Większość ludzi traktuje go z góry jak mutanta-najemnika, kukłę pozbawioną uczuć, tymczasem on jest zdolny do miłości, poświęcenia i cierpienia. Postanawia więc walczyć o uznanie własnego człowieczeństwa i prawo do normalnego życia. Aby z przygód Wiedźmina Geralta zrobić opowieść zakończoną happy endem, scenarzysta, którego nazwiska nie wymienia się, notabene, w czołówce, posklejał wątki z kilku opowiadań Sapkowskiego, m.in.: „Kwestia ceny”, „Mniejsze zło” i „Granica możliwości”. Niestety, zrobił to chaotycznie, ponadto część scen dopisał „od siebie”, o co niezadowoleni sapkofani mają największe pretensje. Nie wiadomo, dlaczego wyciął istotne sceny dotyczące miłości bohatera do Yennefer, a rozbudował wątki bez znaczenia dla fabuły, strywializował dobre dialogi Sapkowskiego. Efekty specjalne, o których tyle mówiono przed premierą, budzą często śmiech oraz komentarze, że producenci powinni kupić sobie kilka gier komputerowych i na nich się uczyć.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Wituska