Tag "Andrzej Celiński"

Powrót na stronę główną
Kraj

Tesco

„Po wyśmianiu homoseksualistów, poparciu dla kary śmierci konserwatywny, stanowczo katolicki polski rząd obrał sobie nowy cel – Tesco”. To brytyjski tygodnik „Observer”. Odpowiada internauta podpisujący się „polski katolik”: „Ten rząd reprezentuje mnie i prawie 40 mln Polaków! Homoseksualiści sami się robią pariasami społecznymi. Brytyjska prasa powinna pisać o brytyjskich problemach”. Odpowiedzi podobnych tej jest przytłaczająca większość. Zadziwia łatwość, z jaką polska minister finansów, w dniu swej inwestytury, wypowiada się na tematy dla inwestorów ważne. Pokażcie kraj, w którym minister o tak wysokiej pozycji w rządzie mówi negatywnie o wskazanym z nazwy inwestorze. Odnosząc się do klasy zjawisk, a nie do czegoś dla tego jednostkowego inwestora specyficznego. Nie mówiąc już o randze problemu, o pierwszym przekazie, jaki chce polityk dać obserwatorom. Co na to urząd ochrony konkurencji? Przeciwnik handlu niedzielnego, a też zwolennik ograniczeń rozwoju wielkoobszarowych hipermarketów (poglądy tak samo dopuszczalne w debacie publicznej jak im przeciwne) może podjąć, rzecz oczywista, starania, by przekonać opinię publiczną do swej koncepcji. Wszystkie podmioty na tym rynku traktować musi jednak równo. Nie wie o tym minister? Profesor ekonomii? Doradca Balcerowicza? Dla poprowadzenia brytyjskiej opinii publicznej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zbadajcie go. Póki nie będzie za późno

„Ja mówię, a Pan na mnie krzyczy”, powiedziała po kilkunastu minutach Justyna Pochanke do coraz bardziej zacietrzewionego ministra Wassermanna. W środowy wieczór, 2 listopada, rozmawiała z nim w TVN 24, ściślej, chciała rozmawiać – o jego pozycji w rządzie, odpowiedzialności i zmianach. Nie da się opisać tego, co słyszeliśmy i co widzieliśmy. Żadne słowa nie mogą głębiej przekazać treści wypowiedzi ministra niż on sam. Trzeba go pokazywać. W imię najżywotniejszych interesów mojego Kraju. Pięć, dziesięć, jeśli nie wystarczy, to i piętnaście razy! Do skutku. Do momentu, kiedy Kaczyńscy i Marcinkiewicz, a także Jurek i inni z PiS opamiętają się. Przez kilkanaście minut Wassermann opowiadał o jakichś swoich urojeniach, o swoich dzieciach, które miały stracić życie (nie straciły) w wyniku pracy rzemieślnika. Nie wiadomo o czym. Starsza kobieta pozwana przez ministra, rzecz zresztą sama w sobie kuriozalna – nie z powództwa cywilnego, lecz w ramach procedur karnych, nie wiadomo za co, powiedziała spokojnie do kamery: „Ten człowiek jest nieuczciwy, jak trzeba, mogę pójść siedzieć, ale to powtórzę – ten człowiek nie jest uczciwy”. Przyłączam się do niej. Jeśli Kaczyńscy chcą mieć człowieka ewidentnie chorego za szefa wszystkich służb mających chronić największe interesy Polski, jej suwerenność i gospodarkę, to ja mogę, aby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czas na nową lewicę

Nie lekceważę wysiłku Olejniczaka, nie lekceważę wysiłku Borowskiego. Ale i jedno, i drugie to za mało Chodząc ulicami, odwiedzając licea i uczelnie, podsłuchując rozmowy w metrze, czytając wypowiedzi w rozmaitych periodykach, zwłaszcza tych offowych, kulturalnych – nie można nie dostrzec urody myślenia młodego pokolenia Polaków. Wyrosło pokolenie ludzi otwartych na nowe doświadczenia, ciekawych świata, wyposażonych w rozmaite umiejętności, ambitnych i naprawdę wolnych. Chcących po prostu żyć ze sobą, ze swoimi bliskimi, twórczo i godnie. Wypatrujących przyjaznego otoczenia społecznego, przestrzennego i instytucjonalnego. Świata sensownie poukładanego. Bez agresji, głupoty, niepotrzebnej dominacji kogokolwiek nad kimkolwiek. Polityka nie jest i nie będzie ich kochanką. Dobra polityka dla nich to polityka dyskretna. W stonowanym garniturze, a nie w kufajce. Myślę o młodych, wykształconych i, raczej, pracujących. Uniwersalnych, jeśli idzie o umiejętności. Coraz częściej pracujących u siebie. Myślę też o ludziach, którzy nie mogą znaleźć pracy, choć zdaje im się, pewnie po wielokroć słusznie, że potrafiliby robić lepiej to, co inni robić mogą, bo mają szczęście albo dobrą protekcję. Myślę więc o ludziach świadomych swej wartości, doświadczających przepaści między sobą, z ich jakością, a sferą publiczną, z jej jakością. *** Polska przeżywa paroksyzm zmian. Najważniejsze to zmiany kulturowe. Te wynikające z wolności, która jest czymś niezrównanie większym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Znaki firmowe socjaldemokracji

Gdy konkurują ze sobą dwie ważne wartości – wolność i sprawiedliwość – liberał wybierze wolność, a socjaldemokrata sprawiedliwość Zacznijmy od przykładów. Z wiarą, że władza jest po to, by zmieniać świat na lepszy. By służyć ludziom. By w praktykę realnej polityki wpleść wartości opisujące wielkie ludzkie tęsknoty za dobrze urządzonym państwem i przyjaznym człowiekowi społeczeństwem. Przykład pierwszy W listopadzie mijającego 2003 r. zakończyła się szczęśliwie droga przez ciernie 30 tys. organizacji pozarządowych, które w społeczeństwie okresu smuty, jeśli idzie o altruistyczne zachowania obywatelskie, w państwie będącym ofiarą permanentnie trwającego podboju dokonywanego nie tylko przez watahy polityków, ale też przez wielkie masy swoich obywateli, próbują tworzyć ponadplemienne, ponadkorporacyjne instytucje integrujące. Organizują posiłek dla bezdomnych i biednych, kupują mieszkania wychowankom domów dziecka, wystawiają w osiedlowych teatrzykach sztuki dla dzieci i dorosłych, opracowują standardy prawne do walki przeciw korupcji, odbudowują więzi rodzinne w blokowiskach, pomagają w hospicjach dożyć ostatnich dni umierającym. Czynią to, co dodaje wartości naszemu życiu, czego państwo nie za bardzo chce robić i nie za bardzo robić potrafi. Nie dla zysku, ale dla przyjemności służby czemuś rzeczywiście cennemu. Idzie o mały fragmencik noweli do ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych. Ten akurat, który wprowadzając

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Sojusz licytował za wysoko

Oczekiwanie na zmianę, czyli co ma się wydarzyć na kongresie SLD Pół roku temu, kiedy myśleliśmy o zbliżającym się kongresie, wiedzieliśmy jedno – potrzeba nam wielkiej debaty, w ogniu której wypali się zło i otworzy droga prowadząca do odzyskania zaufania. Problemem było, jak ją zorganizować, by nic nie krępowało dyskusji, by rozmawiać ze sobą otwarcie, nie niszcząc tego, co dobre, nie dekomponując partii, nie anarchizując jej. Mamy w pamięci przykład AWS, odpornej na medialną krytykę, niereformowalną, butną i pełną pychy. Lądowanie było bardzo twarde. Nie odzyskamy zaufania bez uczciwej, rzetelnej debaty, w której nie wstyd będzie pokazać, czego dokonaliśmy w dwudziestomiesięcznym czasie naszych rządów, a co kompletnie nam nie wyszło. Wierzę, że jest dziś czas, by powiedzieć pewne rzeczy do końca. Po to, aby nikomu w SLD nie przyszło do głowy, że krytyczna analiza własnego funkcjonowania jest jedynie teatrem dla publiczności. Kongres nie ograniczy się więc do spraw organizacyjnych. Oczekiwać można zmian statutu prowadzących do skutecznego eliminowania zjawisk szkodzących partii i jej wizerunkowi. Kongres będzie miejscem otwartej debaty politycznej. Bez ulizywania rzeczywistości. Ale i bez rewolucyjnego chaosu. Filozofia oświeconego umiarkowania – zmień tylko tyle, ile musisz zmienić, znajdź możliwie najmniejszy element, którego wymiana pociąga za sobą przebudowę całego systemu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Ucieczka od rozumu

Stało się dobrze, że Łapiński odchodzi z SLD. Do polityki się nie nadaje. Widzi w niej wyłącznie siebie Są zachowania i zdarzenia, wobec których człowiek jest bezradny. Rozumem do ich przyczyn dojść nie można. Są nielogiczne, bezsensowne, kosztowne dla zainteresowanych, niczym nieusprawiedliwione. Do takich należy reakcja dwóch prominentnych polityków Sojuszu – Mariusza Łapińskiego i Aleksandra Naumana – na fotografowanie ich spotkania w towarzystwie dwóch innych jeszcze osób, w restauracji mieszczącej się w gmachu SLD w Warszawie, na Rozbrat. Zwykle w takich sytuacjach, czeka się na wyjaśnienia głównych aktorów wydarzeń, na orzeczenie stosownych organów. Mamy tu do czynienia z łańcuchem zdarzeń o niszczącej logice. Zainteresowani to nie tylko dziwacznie zachowujący się politycy, ale i partia, której są ważnymi uczestnikami. Dotyczy to szczególnie Mariusza Łapińskiego, ze względu na pozycję, jaką osiągnął w strukturach SLD. Także dlatego, że jego sposób uczestnictwa w polityce, najpierw w pracy rządu, później poza rządem, w strukturach partii jest z pewnością oryginalny. Czas płynie, szkody rosną lawinowo, czekanie na pełne – wewnątrz partii i przez organa państwa – wyjaśnienie wszystkich ważnych dla sprawy okoliczności staje się zabójcze. Jej wizerunek na długo zostaje naznaczony. Partia nie może się stać zakładnikiem nieznających miary polityków. Prywatność osób

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Gol do własnej bramki

Nieprawdziwa i niepotrzebna wypowiedz Mariusz Łapińskiego dla radia Zet nie służy formacji przeżywającej trudne chwile Nieprawdziwa, niesłuszna i niepotrzebna wypowiedź Mariusza Łapińskiego dla Radia Zet nie służy formacji przeżywającej trudne chwile. Późniejsze jego komentarze także nie. Godna polecenia zasada, że o kolegach mówić trzeba dobrze albo wcale, w tym przypadku zastosowana być nie może. Są takie błędy i okoliczności, w których je popełniono, że trzeba mówić głośno, nawet kiedy chodzi o kolegę. Zwłaszcza gdy popełniwszy błąd, brnie dalej. Nie ma powodu ani usprawiedliwienia dla tworzenia nieprawdziwego wrażenia, że indywidualna postawa, ewidentnie błędna, podzielana jest przez szersze grono. Spieszę więc zapewnić, że nikt w SLD, pewnie i sam bohater sprawy, nie pracuje nad nową, bardziej restrykcyjną ustawą o prawie prasowym. Mało – jeśli w ogóle – jest u nas ludzi wierzących, że media uwzięły się szczególnie na ten rząd, parlament, na struktury demokratyczne państwa. Zapewne nie znalazłaby się większość uznająca, że „Rzeczpospolita” pisze na żenująco niskim poziomie. Spiskowe teorie dziejów nie są i raczej nigdy nie były specjalnością demokratycznej lewicy. Wolność prasy, tajemnica dziennikarska, pluralizm to fundamenty demokracji. Jeśli pojęcie niepoprawności politycznej w polskich warunkach coś już znaczy, to kwestionowanie tych spraw jest właśnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Wybraliśmy feudalizm

Władza jest co najwyżej miejscem uzgadniania interesów. To nie jest patologia, to zagadnienie kulturowe Mitem z czasów pierwszej „Solidarności” było przeświadczenie, iż ludzkiej solidarności, wspólnotowości, zmysłowi samoorganizacji i innym wyznacznikom społeczeństwa obywatelskiego nie pozwalała ujawnić się wcześniej w Polsce komunistyczna dyktatura. Przyjmowano, że znakomita większość Polaków uważała poprzedni ustrój za wrogi. Pozostali motywowani byli zapewne związkiem interesu z poprzednią władzą albo mentalnie nie byli w stanie rozpoznać sytuacji. Panowało przeświadczenie, że „społeczeństwo” i „władzę” dzieliła przepaść nie tylko jeśli idzie o interesy, ale i o wartości, wyobrażenia, punkty normatywnego odniesienia. W warunkach wolności i demokracji ujawnić się miały stłumione przez komunę wartości obywatelskie, a pośród nowych elit cechy, które będą dobrze służyć pożytkowi wspólnemu. Obawy co do jakości tych elit dotyczyły jedynie niepokoju o ich profesjonalizm. Ich uczestnicy nie mieli okazji zapoznać się z narzędziami władzy, nie mieli doświadczenia w rządzeniu. Ale i te niepokoje szybko uleciały. Mieliśmy tłumy profesorów, podczas gdy komunę opuścili prawie wszyscy. Stan wojenny, przerywając brutalnie sagę „Solidarności”, zapobiegł weryfikacji mitu. Okrągły Stół był może mniej kontestowany przez odchodzących aniżeli nadchodzących. A może odchodzący byli bardziej zdyscyplinowani? Socjologowie wówczas niestety milczeli. Dobrzy ludzie, zła władza Polski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Potrzeba mobilizacji

Niepokojące jest, że okręt flagowy naszej kampanii wyborczej – autostrady – stoi wciąż w suchym doku Wybierając się w drogę, myślimy, jak ją przebyć. Myślimy o możliwych wariantach, o tempie, o przystankach. Jeśli to ma być trudna droga, zawczasu planujemy wyjścia awaryjne – na wypadek burzy, nadmiernego zmęczenia, kontuzji. Idąc, kontrolujemy, czy wszystko przebiega zgodnie z planem. Mamy dobry program, więc… Wsłuchując się w rozmaite opinie o rządzie Leszka Millera, trudno napotkać fundamentalną krytykę obranego kierunku. W jednej sprawie jest ona oczywista – wobec europejskiej perspektywy dla Polski. Dwie partie parlamentarne i jedna rozgłośnia radiowa konsekwentnie widzą inny cel aniżeli przyjęty i z determinacją realizowany przez ten rząd, zresztą jak i przez wszystkie poprzednie. Badania opinii publicznej dają odpowiedź, jakie są proporcje zwolenników i przeciwników europejskiego kierunku polskiej polityki. Skoro program SLD w swoich zasadniczych liniach nie jest kontestowany, przeciwnie on sam, jak i skład rządu przedstawiony parlamentowi w październiku 2001 r., nie był zasadniczo podważany – wobec dzisiejszej jego krytyki i wyraziście negatywnego stosunku opinii publicznej – znaczenia nabiera pytanie o realizację tego programu. Ze spraw fundamentalnych zapisanych w programie SLD pozostawiam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Bilet w jedną stronę

Czy ludzie SLD wiedzą, po co wygrywa się wybory? Polityka potrzebuje wizji rozjaśniających przyszłość, planów zakotwiczonych w uznanych wartościach, słów rozumianych i oczekiwanych. Polityka potrzebuje wymiaru. Polityka sprowadzona do targów o drobiazgi, do gry doraźnych interesów, do zdobywaniu przewag i obrony przed konkurentami zamyka się w wąskim kręgu aktywistów. Ciekawi publiczność, tak jak ciekawiła baba z brodą w cyrku. Gromadzi wokół gawiedź w miejsce współodpowiedzialnych za przyszłość obywateli. Alienuje się i zamyka. Gdy sprawy idą dobrze, z taką polityką też można żyć i przeżyć. Kiedy przychodzi czas trudnych decyzji, staje się jałowa. Nie stoi za nią większość zdolna akceptować trudne decyzje. Przegrywają wtedy wszyscy. Wybór w polityce jest na ogół prosty: żyć łatwo, ale krótko albo żyć trudniej, lecz dłużej. Kraj, który się nie reformuje, nie odnawia, nie ulepsza, przegrywa w konkurencji. Wraz z nim przegrywają obywatele. Polityka nie jest pięknym przemawianiem do ludzi, lecz jest po to, by wyzwolić ludzki wysiłek dla piękniejszego życia. Nie schlebiać, lecz organizować. Polityka potrzebuje wiarygodnych aktorów. Zmieniać świat na trochę lepszy, niż on jest – to naprawdę piękne słowa. Jeśli prawdziwie oddają to, co w instytucjach władzy się dzieje. Gdy brzmią jak szyderstwo, gdy odbierane są jak ironia, ze złością, lepiej ich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.