Tag "bitwa o Monte Cassino"

Powrót na stronę główną
Historia

Legenda Monte Cassino

Bitwa miała wyłącznie znaczenie polityczno-propagandowe, a jej celem było pokazanie światu, że polski żołnierz walczy i ginie u boku zachodnich aliantów.

Bitwa o Monte Cassino od pierwszego dnia po jej zakończeniu stała się narodową legendą Polaków. Już w momencie zdobycia klasztornego wzgórza jeden z żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, przedwojenny poeta i aktor Feliks Konarski, napisał pieśń o „czerwonych makach na Monte Cassino”, do której muzykę stworzył Alfred Schütz – kompozytor i pianista pochodzenia żydowskiego, który wraz z Henrykiem Warsem kierował orkiestrą towarzyszącą polskim żołnierzom na szlaku od Iranu do Italii. A rok później, tuż po zakończeniu wojny, ukazała się trzytomowa książka „Bitwa o Monte Cassino” autorstwa znakomitego reportera i korespondenta wojennego Melchiora Wańkowicza. Jej pierwsze, bogato ilustrowane wydanie pojawiło się jeszcze we Włoszech, natomiast po powrocie Wańkowicza do kraju w 1956 r. książka mogła liczyć na kolejne edycje w masowych nakładach, a z czasem także na skróconą wersję, zatytułowaną „Szkice spod Monte Cassino”. Dzięki Wańkowiczowi i duetowi Konarski/Schütz bitwa stała się elementem „polityki historycznej” zarówno powojennej emigracji, jak i w Polsce Ludowej.

Z legendarnymi bitwami jest w Polsce kłopot. Ich daty i miejsca stanowią swoisty szkielet ojczystej historii, konsekwentnie utrwalany przez liczne wydawnictwa i muzea (z Muzeum Wojska Polskiego na czele), a przede wszystkim przez literaturę piękną, malarstwo, pieśń i film. Szkolna i pozaszkolna edukacja historyczna opiera się na takich „słupach milowych” jak Cedynia, Psie Pole, Płowce, Grunwald, Chocim, Jasna Góra, Wiedeń, Racławice, Raszyn, Olszynka Grochowska – no i na kolejnych bitwach z okresu II wojny światowej. Kłopot polega na tym, że właściwie żadne z tych starć (może poza bitwą warszawską w sierpniu 1920 r.) nie zmieniło losów Polski ani nawet nie wpłynęło znacząco na poprawę lub pogorszenie sytuacji naszego państwa. Polska nie stała się potęgą dzięki jakiemukolwiek zwycięstwu ani też nie upadła z powodu jakiejkolwiek klęski (kampanię wrześniową 1939 r. należy traktować jako całość, której przebieg zdeterminowały czynniki zewnętrzne – brak pomocy aliantów zachodnich i sojusz niemiecko-sowiecki – a nie takie czy inne działania polskiej armii).

Wiedzą o tym wszyscy profesjonalni historycy, a jednak pozostają bezradni wobec mitotwórczej roli bitew w naszej historii. Polacy bowiem kochają historię militarną, miejsca bitew i nazwiska wodzów znają lepiej niż postacie swoich królów i przywódców państwa, nie mówiąc już o rozumieniu długotrwałych procesów politycznych, społecznych czy gospodarczych, które przecież zawsze mają o wiele większy wpływ na losy państw i narodów niż nawet najbardziej krwawe starcia zbrojne.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Notes dyplomatyczny

Dyplomacja rocznicowa

Anna Maria Anders, pani w wieku 73 lat, jest ambasadorem RP we Włoszech od roku 2019. Innymi słowy, jako osoba w wieku mocno emerytalnym podjęła pierwszą pracę w służbie zagranicznej, i to od razu – ambasadora. Nie ma co ukrywać – polska dyplomacja pożytku z niej nie miała. Ale jest szansa, że już na koniec urzędowania w Rzymie jakieś plusy pani ambasador na swoje konto zapisze. Po prostu 18 maja mamy 80. rocznicę bitwy pod Monte Cassino, no i jako córka „tego” generała będzie miała swoje minuty. Nie tylko wśród Polaków.

W ramach obchodów planowane jest nadanie imienia gen. Andersa jednej z ulic w Rzymie. Rada miejska tę decyzję podjęła, choć nie wskazała, która ulica byłaby godna nosić to imię. W lipcu uroczystości „andersowskie” będą też miały miejsce w Ankonie, więc wiadomo, jaka postać najlepiej je uświetni. Dobre i to.

A 18 maja pod Monte Cassino? Żeby była jasność – MSZ pełnić będzie w tym wszystkim funkcję pomocniczą. Chociaż organizować będzie różne okolicznościowe imprezy, łącznie z pokazem filmu „Czerwone maki”, m.in. na Litwie i w USA. 

Natomiast główne uroczystości na cmentarzu organizują Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Według planów przyjętych jeszcze w ubiegłym roku przez poprzednią ekipę. 

Na cmentarzu będzie ponad 4,5 tys. osób z kraju i zagranicy. Wśród nich ostatni żyjący weterani 2. Korpusu Polskiego. Żyje ich jeszcze ok. 20, a są to osoby mające 100 i więcej lat, z tego sześciu ma na Monte Cassino przylecieć. 

Z Polski przelot będzie się odbywał specjalnym samolotem, udostępnionym przez premiera, lecieć nim będą przedstawiciele delegacji kombatantów, z różnych organizacji, a także sybiraków. Osobnym samolotem na uroczystości ma przybyć prezydent Andrzej Duda. 

Nie ma co ukrywać, powinniśmy się spodziewać wielkiej pompy, dla prezydenta i dla polskiej prawicy to przecież ważna okazja, by się zaprezentować. Szykujmy się więc na bitwę o to, kto większy patriota.

Bitwa ta rozegra się w cieniu pomnika gen. Andersa, który ma być odsłonięty 19 maja. Nawiasem mówiąc, jest w tym pewna ironia historii. Gdyby bowiem Anders żył w czasach PiS i służył w MON albo pracował w MSZ, natychmiast zostałby wyrzucony i opluty. Z prostego powodu – w roku 1910 zgłosił się jako ochotnik do rosyjskiej armii i służył w niej wiernie. Doszedł do stopnia sztabsrotmistrza, ukończył też kurs Akademii Sztabu Generalnego w Petersburgu. Panie Rau, to gorzej niż MGIMO!

Wracając do głównych uroczystości, wszystko zaplanowano pięknie: będzie te 4,5 tys. ludzi, będą harcerze (przyjadą z Polski), będą weterani. Ale, jak alarmują co poniektórzy, nie będzie… toalet. Jest na Monte Cassino muzeum pamięci zbudowane na 70. rocznicę bitwy, ale nie ma ono zaplecza sanitarnego. Jeśli więc ktoś z odwiedzających cmentarz wojenny potrzebuje skorzystać z toalety, musi iść do klasztoru kilkaset metrów dalej. Kłopot jest już przy paru autokarach. A przy ponad 4 tys. gości?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Romanowski Felietony

Nieodbyte rozmowy

Niedługo przed 79. rocznicą bitwy o Monte Cassino umarł w Krakowie prof. Wojciech Narębski, jeden z ostatnich jej uczestników. Był wtedy chłopcem 19-letnim. Odszedł 27 stycznia, dwa miesiące przed ukończeniem 98 lat. Niejednokrotnie w kancelarii Polskiej Akademii Umiejętności zdarzało mi się stać obok niego. Był drobniutki, filigranowy, zdawał się uosobieniem łagodności. Korciło, by go zagadnąć. Ale o co? Nie znałem się na uprawianej przez niego geologii, trudno też było składać nagle hołd weteranowi armii Andersa.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.