Tag "Donald Trump"

Powrót na stronę główną
Felietony Tomasz Jastrun

Czarne widzenie

Powszechne jest przekonanie, że przegramy wybory parlamentarne. Nie spotykam już nikogo, kto by był optymistą. Pan Krzysio, nasz szambiarz, uważa, że sprawa jest beznadziejna. Jak jeździ po prostych ludziach z szambem, to wszyscy, którzy dostają te 500+, boją się, że jeśli nie zagłosują na PiS, stracą te pieniądze. Wzruszenie i wdzięczność, że zostali obdarowani. Poza tym uważa, że opozycja nie ma twarzy. Schetyna słabiak, nawet Tusk się zużył. I już po herbacie. Tak mówi. Nasz pesymizm może być istotnym czynnikiem przegranej. A przecież sprawa nie jest beznadziejna. Problemem jest nie tylko nasze czarne widzenie, ale też impotencja opozycji. A tu coraz wyraźniej widać, że Polska nieuchronnie idzie grecką drogą, wzbogaconą przez wariant węgierski. Wszystko zmierza do duopolu politycznego, kiedy obie partie licytują się, kto da więcej, i żadna nie może zrezygnować z licytacji, bo wtedy na pewno przegra wybory. To śmiertelna spirala rozdawnictwa. Tak właśnie było w Grecji. I ta domieszka autorytaryzmu, podłość władzy, smród kłamstwa. Jeśli dopiero katastrofa ekonomiczna może odsunąć PiS od władzy, biada nam. • Nasi biskupi czują się zaszczuci przez świat liberalny. Liberalizm to dla nich diabeł. Czyli demokracja jest diabelska, bo nie ma jej bez liberalizmu. Wedle abp. Głódzia – to największy magnat i pasibrzuch

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Kankan na lotniskowcu

Podpisanie przez prezydenta Dudę porozumienia o zwiększonej obecności amerykańskich wojsk w Polsce wzmaga światowy wyścig zbrojeń Żyjemy w kraju niepodległym. Konstytucja głosi, że Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym obywateli – demokratycznym państwem prawnym (art. 1 i 2). Czy aby na pewno? Co ma wspólnego z demokracją i dobrem wspólnym polska polityka historyczna i informacyjna uprawiana przez ekipy postsolidarnościowe? Prowadzona bez rzetelnej debaty z narodem, uwzględnia wyłącznie interes polityczny ugrupowań rządzących. Wpływa oczywiście na stan świadomości części społeczeństwa, ale wsącza doń jedynie polityczny jad. Dziś spośród metod prowadzenia polityki na czołowe miejsce wysuwają się emocje; te negatywne stają się podstawowym środkiem perswazyjnym. Władza korzysta więc z nich i je podsyca. W rezultacie świadomość społeczeństwa jest w znacznym stopniu zamulona i zmanipulowana. Zdaje się słyszeć: możemy wam dać nawet nie jedno 500+ (bo to i tak nie z naszego portfela), ale kwestie egzystencjalne narodu to nasz monopol. Rzetelna debata polityczna jest więc zamknięta. Owszem, zdarzają się próby niezależnego myślenia. Wyrażany jest zarówno sprzeciw wobec prób podważania wyników II wojny światowej i tworzenia sprzecznej z prawdą nowej polityki historycznej, jak i apel o geostrategiczną refleksję związaną ze szczególnym zagrożeniem dla Polski, wynikającym z położenia naszego kraju na pierwszej linii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Prezydent na zakupach

Wielką niewiadomą są koszty, jakie Polska poniesie w wyniku zobowiązań zaciągniętych przez Andrzeja Dudę w czasie wizyty w USA Prezydent Andrzej Duda, który lubi demonstrować sympatię do polityki amerykańskiej i przymilać się do niezbyt sympatycznego prezydenta Donalda Trumpa, od początku kadencji, przez trzy kolejne lata, bezskutecznie zabiegał o oficjalną wizytę w Waszyngtonie. Udało się dopiero 18 września 2018 r. Obaj prezydenci odbyli wówczas rozmowy w Gabinecie Owalnym Białego Domu, chociaż – jak można było zobaczyć – Donald Trump siedział wygodnie i rozmawiał z posłusznie stojącym obok polskim prezydentem. Rozmawiano wówczas m.in. o stosunkach militarnych polsko-amerykańskich, zainstalowaniu w Polsce stałych baz amerykańskich, gotowości zbudowania bazy pod nazwą Fort Trump. Nazwa, która miała schlebiać samolubnemu prezydentowi USA, była zaskoczeniem dla samych Amerykanów, ponieważ tam nie ma zwyczaju nazywania czegokolwiek na cześć urzędujących czy żyjących byłych prezydentów. Różne obiekty obdarza się natomiast chętnie nazwiskami nieżyjących byłych prezydentów. Dwa dni przed tegorocznym spotkaniem prezydentów obu krajów 13 kongresmenów Partii Demokratycznej skierowało list do prezydenta Trumpa, wyrażając zaniepokojenie naruszaniem praworządności w Polsce przez rząd Prawa i Sprawiedliwości i apelując o rozmowę o tym problemie z polskim prezydentem. Zdaniem kongresmenów obecny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Chaszukdżi

Donald Trump kłamał w sprawie śmierci dziennikarza 2 października 2018 r. tuż po godzinie 13.00 Dżamal Chaszukdżi – mieszkający w Stanach obywatel saudyjski, dziennikarz i gracz o dużą stawkę w polityce Zatoki Perskiej, a także kamyk w bucie 32-letniego księcia koronnego i władcy saudyjskiego Muhammada ibn Salmana – wszedł do saudyjskiego konsulatu w Stambule. Tam spotkał grupę zamachowców nasłanych przez niestałego w uczuciach księcia koronnego – największego międzynarodowego sojusznika Jareda Kushnera, który pragnął grać pierwsze skrzypce w zagranicznej administracji teścia. Wszystko wskazuje na to, że po zamordowaniu i rozczłonkowaniu Chaszukdżiego jego szczątki rozpuszczono w beczce z kwasem bądź wywieziono z Turcji w przesyłce dyplomatycznej. Bez wiedzy niezbyt wyrafinowanych saudyjskich morderców tureckie służby bezpieczeństwa zarejestrowały ostatnie chwile Chaszukdżiego. W kolejnych godzinach i dniach, kiedy Saudyjczycy obstawali przy tym, że dziennikarz bez szwanku opuścił ambasadę, prezydent Recep Tayyip Erdoğan – w porozumieniu z Katarem oraz Iranem, wrogami Arabii Saudyjskiej – nadzorował stopniowo pojawiające się przecieki na temat mrocznych szczegółów zniknięcia i śmierci Chaszukdżiego. Prezydent Trump początkowo zbył doniesienia o zamordowaniu Chaszukdżiego. W miarę pojawiania się kolejnych szczegółów oświadczył, że nie ma zaufania do Turków. Wreszcie polecił Jaredowi, aby ten zadzwonił do „swojego kumpla”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Suwerenność à la Duda

Gdy słuchałem, jak prezydent Duda w Białym Domu w krótkim przemówieniu kilkanaście razy dziękował Trumpowi, pomyślałem, że jest to dobra ilustracja polityki prawicy. Modelowy przykład wstawania z kolan. I nowego typu suwerenności naszego państwa. Przecież z nawiązką wystarczyłaby jedna trzecia tej gorliwości w przekonywaniu Trumpa, jak wielkim jest politykiem i człowiekiem i jak bardzo Duda życzy mu powtórnego wyboru. Trump jest sprytnym handlowcem działającym w interesie USA. Sprzedał Polakom dużo i drogo. A zapłacił komplementami, ogólnymi deklaracjami i wywyższeniem Dudy. W dość dwuznaczny sposób. Komplementował go słowami, że polska para prezydencka „to ludzie bardzo przedsiębiorczy”. Wygląda na to, że Trump ograł Dudę w szkolny sposób. Nawet rotacyjne zwiększenie obecności wojska amerykańskiego obciął o połowę. Ekipa pisowska przed tą wizytą pompowała media zapowiedziami decyzji o stałych bazach i tysiącach żołnierzy. Efekty tych zabiegów, często na pograniczu żebractwa, już znamy. Znamy także stały punkt polityki zagranicznej tej ekipy: wrogów szukamy jak najbliżej granic, a przyjaciół na drugiej półkuli. Nie jestem przeciwnikiem budowania dobrych relacji z USA. Takich oczywiście, które dawałyby nam wymierne korzyści. Ale stawianie wyłącznie na Amerykanów, dla których zawsze będziemy państwem co najwyżej drugiego rzutu, jest politycznym amatorstwem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Ludzie Trumpa w Warszawie

Patrzymy na radosną facjatę prezydenta Dudy i sami się radujemy. Taki miękki masochizm. Bo wiemy, że za chwilę palnie coś bez sensu. Przy okazji rocznicy wyborów 4 czerwca Duda rzekł, że wówczas odrzucono ludzi Moskwy. Miałoby to sens, gdyby tę myśl rozwinął. I powiedział, że teraz rządzą u nas ludzie Trumpa. Tego od łapania za cipki i wielokrotnych bankructw na koszt amerykańskich podatników. Pasuje do Dudy jak ulał.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zmowa tabletkowa

Władze 44 stanów w USA chcą walczyć z gigantami farmaceutycznymi o uczciwe ceny leków Lista oskarżonych, która wpłynęła na początku maja do sądu stanowego w Connecticut, wyglądała imponująco. Wśród 20 podmiotów gospodarczych produkujących leki oraz 15 osób, którym władze 44 amerykańskich stanów zarzucają zmowę na rynku farmaceutycznym i nieuzasadnione podnoszenie cen, czasem nawet o kilkaset procent w ciągu pół roku, można znaleźć praktycznie wszystkie najbardziej znane marki w tej branży. Pfizer, Novartis, Mylan, Roche i przede wszystkim główny podejrzany, Teva Pharmaceuticals USA, miały według śledczych stworzyć kartel działający na podstawie niezgodnych z prawem pozarynkowych porozumień. Celem było jak najszybsze podniesienie cen leków w taki sposób, by dominująca w danym segmencie rynku firma zyskała, ale jednocześnie pozostali członkowie układu nie stracili. Farmaceutyczni giganci stworzyli wehikuł zadowalający wszystkie strony. Każdy z nich bowiem, przynajmniej na rynku amerykańskim, specjalizuje się w produkcji innych leków czy prowadzeniu badań nad innymi schorzeniami. Ich monopole pozostawały zatem nienaruszone, a zmowa gwarantowała jak najniższe straty, gdy na innym froncie zyskiwała konkurencja. Największym poszkodowanym byli oczywiście pacjenci. Funkcjonowanie kartelu powodowało ciągły i jednocześnie skokowy wzrost cen na całym rynku farmaceutycznym. Przy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Hemingway kpi sobie z embarga

Wbrew jastrzębiej polityce Trumpa dzięki kubańsko-amerykańskiej współpracy otwarto w Hawanie archiwum poświęcone nobliście Zacznę od wiadomości dotyczącej nie Ernesta Hemingwaya, ale relacji amerykańsko-kubańskich. Występując przed parlamentem 10 kwietnia, I sekretarz Komunistycznej Partii Kuby Raúl Castro stwierdził: „Obserwujemy coraz bardziej zagrażający Kubie ton rządu Stanów Zjednoczonych. (…) Zacieśnianie blokady i stosowanie ustawy Helmsa-Burtona oznacza powrót do dawnej tęsknoty do obalenia rewolucji kubańskiej drogą zaduszenia gospodarczego i biedy”. Dwa dni wcześniej Biały Dom anulował porozumienie zawarte między profesjonalną ligą bejsbolu USA (MLB) i kubańską federacją bejsbolu, na podstawie którego kluby amerykańskie mogły zatrudniać graczy kubańskich (swego czasu grę w Stanach Zjednoczonych zaproponowano młodemu Fidelowi Castro). Porozumienie to, uznawane za historyczne, zaczęło się rodzić trzy lata temu, za rządów Baracka Obamy, i zostało podpisane w grudniu 2018 r. Teraz Donald Trump je zerwał. W relacjach kubańsko-amerykańskich w ostatnim czasie są jednak również jaśniejsze momenty. W kwietniu w Finca Vigía (zwanej też La Vigía), dawnej willi Ernesta Hemingwaya w Hawanie, otwarto nowoczesne archiwum. To efekt współpracy instytucji amerykańskich i kubańskich, która rozpoczęła się w 2002 r. od podpisania porozumienia między władzami Kuby i amerykańską Fundacją Finca Vigía w sprawie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Niepoprawny ambasador

Przedstawiciel dyplomacji USA Richard Grenell mocno irytuje niemieckich polityków Korespondencja z Berlina Kryzys migracyjny zaszkodził Merkel, bo nie miała planu. Tu nie chodzi o to, by mieć dobre serce, lecz o to, by mieć plan. Jej błędy zmusiły ją w końcu do rezygnacji z kierowania CDU. Ale w Niemczech nie wolno o tym głośno mówić, bo od razu jest się posądzanym o bliskość ze skrajnymi partiami – mówił jesienią w telewizji Fox News Richard Grenell. 52-letni Amerykanin był kiedyś komentatorem tej stacji i gdyby nim pozostał, miałby święte prawo wyrażać swoją opinię. Obecnie jednak jest ambasadorem USA w Berlinie. Tę ważną funkcję pełniły w przeszłości osoby o umiejętnościach godnych mistrzów dyplomatycznego rzemiosła. – Niemcy tęsknią za silnymi liderami, którzy zapewnią im wreszcie bezpieczne granice – ciągnął zaś Grenell w programie „Tucker Carlson Tonight”. Po każdym jego komentarzu w bliskim Partii Republikańskiej medium niemieckie gazety kipią oburzeniem. – Grenell to kompletna katastrofa dyplomatyczna – powiedział poseł SPD Carsten Schneider, po tym jak ostatnio ambasador znów ściągnął na siebie falę krytyki. W marcu pupil Donalda Trumpa skrytykował plany budżetowe niemieckiego rządu, który jego zdaniem od lat redukuje wydatki na obronność. W Niemczech takie zaczepki są odbierane jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Paraliż postępowy

Wstyd się przyznać, ale w sprawach publicznych praktykuję czasami pocieszanie się cudzymi nieszczęściami, dlatego proszę mojego kolegę w Waszyngtonie, by napisał, jak widzi Donalda Trumpa. Odpowiada: „Nie mam żadnych wątpliwości, że jego rządy będą miały katastrofalne konsekwencje dla Ameryki i w znacznej mierze dla świata. Szczególnie jeśli wygra wybory ponownie, na co wiele wskazuje. Nie wiem, czy potrafię wyliczyć wszystkie przymiotniki opisujące Trumpa: psychopata, rasista, hejter, półgłówek, prostak, cham, egomaniak. Patentowany kłamca i mitoman, który wierzy we własne kłamstwa. Toksyczna, narcystyczna i impulsywna osobowość. Pozbawiony moralności i godności. Niezdolny do zrozumienia, a zatem i zachowywania ładu konstytucyjnego i praworządności. Niewątpliwie osobnik zaburzony umysłowo”. No to ładnie, myślę. Nie tylko my mamy polityczny pasztet. Tyle że tam ma to wymiar globalny. W tym samym czasie zaskakuje mnie telefonem przyjaciel z Los Angeles. Przybył do Warszawy. Jest operatorem filmowym. Nie widzieliśmy się kilka lat, jak zwykle najpierw rozmowy o tragediach, kto ze znajomych umarł, kto nagle stał się pisowcem i jakie to niepojęte, a są trzy takie osobliwe przypadki w naszym kręgu towarzyskim. Cytuję Boya: „Bo paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy”. A potem gadamy oczywiście o polskim nieszczęściu politycznym i o amerykańskim. Obaj śledzimy jedno i drugie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.