Tag "Kijów"

Powrót na stronę główną
Sport

Euro 2012 za tysiąc delegacji

Michał Listkiewicz: mistrzostwa Europy przeżyłem jak przygodę W 2003 r. jako zarząd PZPN pojechaliśmy do Lwowa, gdzie honorowe obywatelstwo odbierał Kazimierz Górski. Dla uczczenia tej wielkiej chwili Hryhorij Surkis, prezes ukraińskiego związku, zaproponował, żeby przy okazji zorganizować wspólne posiedzenie zarządów obu federacji. Spotkaliśmy się w Domu Kultury Kolejarz, starym sowieckim budynku. Surkis doskonale wiedział, że nie tylko przyznanie obywatelstwa Górskiemu będzie powodem, dla którego zapamiętamy tamten dzień. – Drodzy przyjaciele, co wy na to, żebyśmy zaczęli ubiegać się o organizację EURO w 2012 r.? – zaskoczył wszystkich gości z Polski. – Ale o czym ty mówisz? – Chcieliśmy zorganizować z Rosjanami, ale nas zlekceważyli. Wolą sami to zrobić. W naszym obozie zapanowała euforia. – No pewnie! Robimy! Razem! – przekrzykiwaliśmy się. Dla formalności jako zarząd przegłosowaliśmy, że razem z Ukraińcami zorganizujemy turniej. Takiego przedsięwzięcia w historii Polski jeszcze nie było. Gdy wsiadaliśmy do autokaru, którym wracaliśmy do Rzeszowa, gdzie zaplanowano nocleg (…), wciąż byliśmy oszołomieni. Chyba żaden z nas nie zdawał sobie sprawy, że bierze udział w historycznym wydarzeniu. * Ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski. Nie zdążyliśmy wyjechać ze Lwowa, gdy zobaczyliśmy za nami wóz strażacki na sygnale. (…) – Może jakiś wypadek?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Cena wojny

Ekonomiczna konfrontacja z Rosją będzie bolesna Codziennie jesteśmy bombardowani wieściami z frontu pod Kijowem i Charkowem czy z przejść granicznych w Hrebennem lub Medyce. Mniej interesują nas informacje z kto wie czy nie ważniejszego obszaru działań wojennych – gospodarki. Bo konflikty zbrojne wygrywają nie żołnierze, ale fabryki, banki, firmy wydobywające surowce energetyczne, produkujące paliwa, lekarstwa, amunicję i wszystko to, co niezbędne do zwycięstwa. Skutki gospodarcze każdej wojny są zaś długotrwałe i trudne do przewidzenia. Cena, jaką płacą zwycięzcy i pokonani, jest tym wyższa, im bardziej rozwinięte są państwa zaangażowane w konflikt. Dziś Polska na ukraińskim froncie prezentuje się dziarsko. Przyjmujemy uchodźców, dostarczamy Ukrainie broń, a nawet jesteśmy gotowi przekazać Amerykanom nasze myśliwce MiG-29. I nie zastanawiamy się, co czeka nas za kilka miesięcy. Ciężki czas dla kredytobiorców Polski Instytut Ekonomiczny, będący zapleczem eksperckim rządu Mateusza Morawieckiego, szacuje, że inflacja w kwietniu przekroczy 10%. I to mimo działania tarcz antyinflacyjnych. Podobnie ma być w kolejnych miesiącach, choć PIE zakłada, że średnioroczna inflacja w roku 2022 wyniesie 8,8%. To bardzo optymistyczne założenie. Przed wybuchem wojny w Ukrainie Komisja Europejska szacowała, że inflacja nad Wisłą sięgnie 6,8%. Teraz przyjdzie jej mocno zmienić prognozy. Inne ośrodki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie Wywiady

Dlaczego John Mearsheimer obwinia Stany Zjednoczone o konflikt w Ukrainie?

Kłopoty zaczęły się w 2008 r., kiedy zapowiedziano, że Ukraina i Gruzja wejdą do NATO. Rosjanie uznali to za egzystencjalne zagrożenie 1 marca 2022 r. na łamach „New Yorkera” ukazał się wywiad Isaaca Chotinera z profesorem Uniwersytetu w Chicago Johnem Mearsheimerem. Mearsheimer jest reprezentantem tzw. realizmu ofensywnego na gruncie stosunków międzynarodowych. Założenia tego stanowiska przedstawił w „Tragizmie polityki mocarstw”, swoim opus magnum. Dają się one streścić w kilku punktach: 1) głównymi aktorami w polityce międzynarodowej są państwa; 2) państwa działają w anarchicznym systemie, tzn. nie istnieje żaden arbiter sytuujący się ponad nimi i zdolny do zażegnywania konfliktów – system anarchiczny jest przeciwieństwem systemu hierarchicznego; 3) każde państwo, niezależnie od wielkości, posiada pewien militarny potencjał ofensywny; 4) państwa nigdy nie mogą być pewne intencji innych państw, szczególnie w dłuższej perspektywie; 5) nadrzędnym celem państwa jest przetrwanie; 6) państwa są racjonalnymi aktorami. Z założeń tych wynika kilka wniosków. Po pierwsze, że państwa obawiają się siebie nawzajem (każde państwo jest w stanie zaszkodzić każdemu innemu, nie znamy intencji innych aktorów). Po drugie, że system międzynarodowy jest systemem, w którym państwa mogą liczyć wyłącznie na siebie, ponieważ nie istnieje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Samobójstwo

Nie wiemy, ile trupów jest jeszcze potrzebnych tyranowi, nie wiemy, jak się zakończy wojna rosyjsko-ukraińska, ale jedno wiemy na pewno: już nie ma Rosji. To znaczy: Rosja istnieje jako państwo, nadal ma broń jądrową, nadal też jest globalnym graczem, ale nie ma Rosji z jej entelechią, z jej wielowiekową misją, z jej uniwersalizmem. Razem z pociskami, które spadły na Kijów, umarła ruskość Rosji. Ruskość Rosji! W Polsce często sobie z niej dworowaliśmy: jaka ruskość? Wszak to „potomek Czyngis-chana”! Ale takie właśnie było oblicze polskiej, zawsze dość prymitywnej rusofobii, naprzeciw której można było bez trudu postawić autentyczną ruskość, z językiem bliskim innym ruskim narodom, ze wspólnotą prawosławnej wiary, z identycznością korzeni sięgających Rusi kijowskiej. Nazwa „Rosja” znaczy w grece bizantyńskiej „Ruś” i jeszcze dziś zachowała się w języku rosyjskim ta zawsze niepokojąca dwuznaczność: russkij – to zarówno „ruski”, jak i „rosyjski”. Przemówienia Władimira Putina i Siergieja Ławrowa były dlatego tak nikczemne, że tkwiło w nich „racjonalne jądro”, że w Ukrainie jakaś opcja prorosyjska, choćby przytłumiona po aneksji Krymu, zawsze istniała, że miała ona kilkuwiekowe tradycje. Zwłaszcza u ludzi narodowości rosyjskiej, ale i u rodowitych Ukraińców nierzadka była orientacja na Rosję – czy to w niedawnej postaci nostalgii za ZSRR,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Międzynarodowy zaciąg

O losie Ukrainy zadecydują rezerwy, ochotnicy i najemnicy Kilka dni temu na podkijowskim odcinku rosyjsko-ukraińskiego frontu doszło do małej bitwy pancernej. Natarły na siebie dwa oddziały, nim padł ostatni strzał, dziewięć czołgów i cztery inne wozy bojowe zostały zniszczone. „Oszczędziliście nam 13 javelinów”, zadrwili Ukraińcy, mając na myśli śmiertelnie skuteczne amerykańskie wyrzutnie przeciwpancerne. W istocie bowiem był to przykład friendly fire, jak w natowskiej nomenklaturze określa się ostrzelanie własnych wojsk. Rosjanie, nim się zorientowali, że weszli w bratobójczy kontakt, spopielili kilkudziesięciu towarzyszy. Na wojnie – zwłaszcza nocą bądź przy ograniczonej przez pogodę widoczności – takie sytuacje się zdarzają. Dlatego wszystkie nowoczesne armie starają się wyposażyć żołnierzy w sprzęt poszerzający ich świadomość sytuacyjną. Rosjan mógłby uratować odpowiednik zachodniego systemu BFT (ang. Blue Force Tracker). Mowa o pozycjonerze własnych (niebieskich) wojsk, czymś na wzór cywilnego GPS, uwzględniającego położenie innych oddziałów, nawet do poziomu pojedynczych wozów, i zawierającego dodatkowe informacje na temat sytuacji w określonym rejonie. Ów terminal służy jednocześnie do wzajemnej komunikacji, zarówno głosowej, jak i pisemnej – tak by każdy podpięty mógł na bieżąco aktualizować dane. Prawdziwe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Polowanie na jachty

Rosyjscy oligarchowie od 2008 r., czyli od wojny z Gruzją, żyją z zachodnimi sankcjami. Wiedzą więc, jak je obchodzić „Koniec zakupów w Mediolanie, imprezowania w Saint-Tropez, diamentów w Antwerpii. To jest pierwszy krok” – tak o sankcjach wobec Rosji napisał na Twitterze szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Zostały one wprowadzone w związku z uznaniem przez rosyjską Dumę niepodległości Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. Na liście objętych sankcjami znalazło się 351 deputowanych oraz 27 osób i podmiotów, które „podważają integralność terytorialną, suwerenność i niepodległość Ukrainy”. Wśród nich są Władimir Sołowjow, jeden z czołowych rosyjskich publicystów telewizyjnych wspierających politykę Kremla, posiadający dwie luksusowe wille nad jeziorem Como we Włoszech, oraz Margarita Simonian, redaktor naczelna stacji telewizyjnej RT (Russia Today), właścicielka apartamentu w Nowym Jorku. Sankcje dotknęły także panie Prigożyny, Wiolettę i Lubow – matkę i żonę miliardera Jewgienija Prigożyna, znanego jako „kucharz Putina”, właściciela tzw. Grupy Wagnera, firmy zatrudniającej rosyjskich najemników działających m.in. w Libii, Syrii, Afryce i Ukrainie. Na liście znaleźli się też prezes Vneshtorgbanku (VTB) Andriej Kostin i jego zastępca Denis Bortnikow, syn Aleksandra Bortnikowa, kierującego Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB). Lista nie wydaje się imponująca,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Do czego nie przyda nam się literatura

Mieszkam pięć godzin od granicy. We Wrocławiu wojnę widać tylko przez media, które robią z nami dwie rzeczy: sztucznie poszerzają działanie zmysłów i wywołują surrealistyczne wrażenie jednoczesności zdarzeń. I to takich, które „nie mają prawa” istnieć obok siebie – jedna sekunda (bo tyle trwa przełączenie kanału) oddziela tydzień mody w Paryżu od zdjęć zamordowanej przez Rosjan dziewczynki. Zaledwie mrugnięcie okiem oddziela czerwony dywan na SAG Awards w Kalifornii od płonącej wieży telewizyjnej w Kijowie. Odcinek „Przyjaciół” od portretu zabitego ukraińskiego piłkarza Dimy Martynenki. Przedstawiany w dystopiach świat, w którym kawiarnie przyjmują gości obok obozów zagłady, jest naszą rzeczywistością. Trudno ją zintegrować, nie da się z nią pogodzić. Wojna nigdy się nie skończyła, nigdy nie ustała. Na co dzień słuchamy podcastów o wojnie, oglądamy obrazy wojny w kinie i telewizji. Czytamy książki: wojenne dzienniki dziewczynek i chłopców, mężczyzn i kobiet. Błyskotliwe, przejmujące reportaże, bojowe wiersze. Tylko że to literatura. Na pewnym poziomie przetworzenia – wojna staje się dla nas czymś w rodzaju metafory. I nie jest to niemoralne, po prostu książki zostają w pewnym stopniu zrównane w samej czynności czytania. Do różnych lektur wykorzystujemy podobne kompetencje kulturowe, przykładamy do nich gotowe scenariusze przeżywania. Emocje, które nam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Kalendarz wojenny

Agresja Rosji zmieniła życie Ukraińców. Ci, co zostali, dodają sobie i innym ducha. Ci, co są w Polsce, oddają krew, pomagają uchodźcom, ściągają rodziny – My, Ukraińcy, nie posługujemy się teraz zwyczajnym kalendarzem, jak kiedyś. Mówimy: „To było czwartego dnia od wybuchu wojny, to było piątego dnia od wybuchu albo od napaści Rosjan na Ukrainę” – wyjaśnia Walentin Czernoiwan, chirurg dziecięcy z Odessy. Dzień pierwszy. Walentin Z Polską i Polakami związany jest od 1992 r. Wówczas przyjechał do Zielonej Góry z grupą ukraińskich lekarzy, którzy założyli tu prywatną przychodnię. W Zielonej Górze, z przerwami na praktykę w Poznaniu, spędził 10 lat. Potem wrócił do kraju. Zawarte wówczas przyjaźnie przetrwały. Od pierwszego dnia napadu Rosji na Ukrainę codziennie, regularnie rozmawia z polskimi przyjaciółmi i uspokaja ich. Gdy na ekranie telewizorów w Polsce już pierwszego dnia Odessa pojawiła się w kłębach dymu po wybuchu dwóch rosyjskich rakiet, wyjaśniał: – Rakiety spadły do jeziora Liman, nie uderzyły w miasto. A poza tym mamy silną armię, żołnierze są naprawdę odważni. Pod Kijowem ludzie zatrzymali czołg rosyjski. Wyciągnęli z czołgu dwóch żołnierzy, zbili ich i wypuścili. Ci rosyjscy żołnierze to jeszcze dzieci. Nie wiedzieli, dokąd jadą ani po co. Dzisiaj nasi chłopcy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Co się wyłania z wojennej mgły?

Jak, czym i o co walczą Ukraińcy i Rosjanie Generałowie obiecali Putinowi, że uporają się z armią Ukrainy w ciągu dwóch-trzech dób. Następnie, do połowy marca, miała potrwać akcja wyłapywania niedobitków i pacyfikacji przejawów obywatelskiego oporu. Gdy pisałem te słowa – w ósmym i dziewiątym dniu inwazji – Ukraińcy nadal się bronili, a lokalnie, zwłaszcza w okolicach Kijowa, przechodzili do kontrataków. Świat przecierał oczy, zdumiony ukraińską determinacją i skutecznością, ale przede wszystkim rosyjską nieudolnością. Objawiała się ona na tyle sposobów, że w internetowych trendach indolencja najeźdźców górowała nad ich barbarzyństwem. Internauci – a więc spora część globalnej społeczności – częściej kpili z niekompetencji Rosjan, niż oburzali się ich brutalnością. W kręgach wojskowych i analitycznych – w Polsce i na Zachodzie – zaczęto wręcz mówić o wrażeniu déjà vu. Pierwsza wojna w Zatoce Perskiej (1990-1991) pokazała światu, że sprzęt made in USSR jest w dużej mierze niskiej jakości. „Radzieccy” tłumaczyli, że to błędny wniosek i że w odpowiednich rękach (nieirackich) uzbrojenie „dałoby radę”. Dziś ich następcy dostarczają kolejnych dowodów na słabość poradzieckiej i rosyjskiej techniki, ale też rosyjskiej sztuki wojennej (na pewno w wymiarze operacyjnym i taktycznym). Dramatyczna sytuacja Ukrainy po pierwszym tygodniu zmagań nie była bowiem skutkiem kunsztu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Uchodźcy u bram

Wydawało nam się, że świat, w którym żyjemy, opiera się na trwałych fundamentach. Tak silnych i stabilnych, że mimo rozmaitych turbulencji znajdziemy wyjście z każdego kryzysu. Od kilku dni, od wybuchu wojny w Ukrainie, wiemy, że to już zamknięty rozdział historii. Zegar przyśpieszył, ale wskazówki przesuwają się do tyłu. Jak w filmie dokumentalnym z lat 1938-1939. Dobre samopoczucie sytej Europy legło w gruzach. Mieliśmy nadzieję, że po okropnych doświadczeniach wojen światowych nikt nie wejdzie na tę drogę. To było naiwne. Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że możliwe są tylko złe rozwiązania. Albo bardzo złe. Dotychczasowy ład światowy został zakwestionowany w tak brutalny sposób, że trudno mieć jeszcze złudzenia, że znowu będzie, jak było. Stare się kończy. A nowe? Zależy od tak wielu niewiadomych, że dziś każdy scenariusz jest możliwy. Ukraina na swoje nieszczęście stała się poligonem dwóch mocarstw, za który nikt nie chce umierać. I tym razem, jak zawsze, największymi ofiarami tej wojny są zwykli ludzie. Giną, tracą domy, muszą uciekać z własnego kraju. Wierzyli politycznym hipokrytom. Może więc chociaż ofiary wojny dostaną realną pomoc od instytucji unijnych? W tym od Polaków i od polskich władz. A za ten najazd na suwerenny kraj Rosjanie muszą w przyszłości zapłacić. Przekroczyli czerwoną linię. Na dodatek strzelili w kolano tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.