Tag "konflikt na Ukrainie"

Powrót na stronę główną
Świat

Ukraina na bezdrożu

Młodzi uciekają, starsi szybko umierają. Po Majdanie wzbogacił się tylko Petro Poroszenko Ukraina zawsze wiedziała o sobie, że leży na skraju. Europy albo Azji. Niepodległość witało 52 mln mieszkańców. Dziś niewiele bogatsza niż getto Autonomii Palestyńskiej wyludnia się i starzeje. Pogarda władzy dla obywateli, nacjonalizm pompowany za 5 mld dol. przez Waszyngton wyprowadziły kraj na bezdroże. Wykruszył się potencjał wzrostu. Ukraina ma teraz 35,7 mln mieszkańców. Bilans 25 lat niepodległości to ubytek 16,5 mln obywateli, z tego 10 tys. ofiar wojny domowej. Według danych Eurostatu 3 mln Ukraińców wyjechało do UE, najwięcej do Polski (1,5 mln), Czech, Włoch i Niemiec. Paweł Anatoliewicz Klimkin, minister spraw zagranicznych, ogłosił niedawno, że kolejne 3 mln pracuje w Rosji. 80-87% zapytanych przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii nie widzi w tym nic złego. I to niezależnie od regionu – akceptują to nawet ci, którzy mieszkają po sąsiedzku z Krymem czy Ługańską lub Doniecką Republiką Ludową. Jedynie na zachodniej Ukrainie potępiających jest 35%. Sami wyjeżdżają w przeciwnym kierunku. Szaleństwo Majdanu Kiedy w 1991 r. w bezprecedensowo pokojowy sposób rozwiązał się Związek Radziecki, Moskwa postawiła dwa warunki: Ukraina zapewni jej panowanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ukraińskie sądownictwo bez sędziów

W ostatnich trzech latach ponad połowa sędziów przestała piastować urząd Jednym z głównych postulatów rewolucji na kijowskim Majdanie była reforma wymiaru sprawiedliwości. Prezydent Petro Poroszenko w przemówieniu inauguracyjnym nazwał ją „reformą wszystkich reform”. Sytuacja sądownictwa na Ukrainie jest skomplikowana – wiele spraw administracyjnych i kryminalnych pozostaje zawieszonych z powodu braku kadry sędziowskiej. W ostatnich trzech latach ponad połowa sędziów przestała piastować urząd, tylko w 2016 r. odeszło ze stanu sędziowskiego ponad 1,6 tys. osób, w zasadzie przy braku jakichkolwiek uzupełnień. Według przewodniczącego Wyższej Komisji Kwalifikacyjnej Sędziów Ukrainy Sergija Kozjakowa powodami tego są presja psychiczna i nieustające oskarżenia pod adresem sędziów. Kozjakow dodaje, że wielu sędziów nie jest w stanie potwierdzić kwalifikacji zawodowych ani upublicznić swojego stanu majątkowego. Sami sędziowie uzasadniają odejścia naciskami władz, zmierzających do podporządkowania sobie środowiska sędziowskiego, a także obawami o bezpieczeństwo swoje i rodzin w związku z groźbami ze strony świata przestępczego. Częstym zjawiskiem na rozprawach stała się obecność weteranów tzw. operacji antyterrorystycznej (ATO) oraz innych „aktywistów” ugrupowań patriotycznych, którzy kierują pod adresem sędziów obelgi i pogróżki, a nawet rzucają w nich butelkami. Butelką w wysoki sąd Szczególnie agresywnie wobec sądu, świadków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Węglowa blokada Donbasu

Ukraińskie media przemilczały, że Kijów kupuje węgiel z terenów zajętych przez separatystów Europa jest zmęczona ukraińskim kryzysem – mówi w wywiadzie z byłym premierem Ukrainy Arsenijem Jaceniukiem dla BBC HARDtalk brytyjski dziennikarz Stephen Sackur. To zrozumiałe – skomplikowany, nierozstrzygnięty konflikt z upływem czasu budzi tylko frustrację i niechęć obserwatorów. Wieści z Ukrainy coraz bardziej przekonują, że nie ma wyjścia z patowej sytuacji, której częścią jest konflikt na wschodzie kraju. Do kolejnego zaostrzenia ukraińskiego kryzysu przyczynia się trwająca od 25 stycznia blokada Donbasu, którą prezydent Ukrainy Petro Poroszenko nazwał wrogim projektem obliczonym na rozchwianie sytuacji wewnątrz kraju. Inicjatorami są byli członkowie batalionów ochotniczych Donbas i Dniepr (w tym czterech posłów Rady Najwyższej) finansowanych przez oligarchę Ihora Kołomojskiego. Niedawni bohaterowie „rewolucji godności” na kijowskim Majdanie, obecnie weterani antyterrorystycznej operacji, blokują tory kolejowe prowadzące na tereny samozwańczych Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej (DNR i ŁNR). W ten sposób sprzeciwiają się krwawemu handlowi z prorosyjskimi separatystami i domagają uwolnienia ukraińskich jeńców. Jeden z liderów blokady, poseł Semen Semenczenko (prawdziwe nazwisko Konstantyn Griszyn), były dowódca ochotniczego batalionu Donbas, oskarża rząd ukraiński o to, że mimo otrzymanego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Ludzie i granice

Jest tylko jedna droga do pokoju na Ukrainie: zapytanie mieszkańców Donbasu i Krymu, jaką przyszłość państwową chcą wybrać Podejmuję temat o wielkiej wadze, bo skutkujący od lat trudnymi do wyobrażenia katastrofami dotykającymi ludzi w wielu miejscach naszego niespokojnego globu. Wszyscy jesteśmy obywatelami jakiegoś państwa, członkami pewnego społeczeństwa, żyjemy w kraju mającym określone granice. Jestem zadowolony z granic mojego kraju, jak pewnie większość współobywateli. Jednak nie wszyscy na świecie są zadowoleni z kraju, w którym przyszło im żyć. Wielu chce coś zmienić. Swego czasu miałem wielu przyjaciół w Czechosłowacji – w Bratysławie, Pardubicach, Pradze. Pewnego razu dowiedziałem się, że Słowacy chcą wydzielić sobie z Czechosłowacji własne państwo. Byłem zaskoczony i zdumiony. Pytałem przyjaciół Słowaków, czemu podjęli to dzieło. Moim zdaniem wyjaśnienia nie były przekonujące. Jednak Słowacy byli zdeterminowani i zamierzali utworzyć własne państwo; uznali się za naród i skorzystali z prawa do samostanowienia, czyli z prawa do utworzenia własnego państwa. 1 stycznia 1993 r. Czesi i Słowacy podzielili sprawnie Czechosłowację na Czechy i Słowację, bez cienia wrogości, bez jednego wystrzału, zachowując znakomite relacje i wzajemny szacunek. Co za wspaniałych sąsiadów mamy na południu! Szkoci lepsi niż Ibo Czy ludzie zamieszkujący określone terytorium, połączeni językiem, religią,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wynocha!

Polska rodzina ewakuowana z Ługańska traci pracę i dach nad głową. Tak zadziałała „dobra zmiana” w PWPW Polska przyjęła około miliona uchodźców z Ukrainy – przekonywała 19 stycznia br. premier Beata Szydło w Parlamencie Europejskim. Jak to w praktyce wygląda, przekonali się Julia i Andrzej Czubaj z Ługańska. Gdy Julia miała 17 lat, jedną bluzkę i dwie spódnice, pojechała na wycieczkę do Polski. Jej mama wydała na bilet wszystkie oszczędności z książeczki córki. Koleżanki w pracy mówiły, że zwariowała, bo z trudem zgromadzone pieniądze można było przeznaczyć na coś pożyteczniejszego. Nastolatka uparła się, że musi jechać. Tłumaczyła matce, że powinna zobaczyć kraj, z którego pochodzą jej przodkowie. O Polsce nic nie wiedziała. Odkąd pamięta, o zakazanej ojczyźnie nie wolno było mówić ani w domu, ani na ulicy. Gdy dorosła, zapisała się do Obwodowego Stowarzyszenia Miłośników Języka i Kultury Polskiej „Warszawa” i Obwodowego Związku Polaków „Polonez” w Ługańsku. Tam poznawała kulturę polską, uczyła się języka. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, Julia miała już swoją rodzinę. Od ks. Grzegorza Rapy, który opiekuje się polską parafią pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Ługańsku i pomaga potrzebującym, dowiedziała się, że jest szansa ucieczki przed wojną do kraju przodków. 13 stycznia 2015 r. Julia z mężem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Straszą nas każdego dnia

Histeria to mało powiedziane, to jest psychoza wojenna prof. Mirosław Karwat – kierownik Zakładu Filozofii i Teorii Polityki Instytutu Nauk Politycznych. Członek Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych. Członek Komitetu Nauk Politycznych PAN. Autor takich publikacji jak „Miernoty i figuranci: formalistyczna degeneracja władzy”, „Sztuka manipulacji politycznej”, „O perfidii”, „O demagogii”, „O złośliwej dyskredytacji”. Włącza pan telewizor i co? Czuje pan wojnę? I wojenną propagandę? – Jak tylko wcisnę guzik, swąd po pokoju się roznosi, zapach prochu, amunicji, trupa i czego tam jeszcze. Histeria to mało powiedziane, to jest psychoza wojenna. Dziwna mieszanka – owszem, dziennikarze autentycznie się nakręcają, powrócił jakiś rodzaj oszołomstwa, dawno przecież wyśmianego. To bardzo widoczne w ich reakcjach na dowolną wypowiedź, która jest nie po ich myśli, która jest pod prąd, niezgodna z obowiązującym nastawieniem. Ale też widzę, że jest to podszyte cynizmem. Bo za tym idzie kalkulacja – media zawsze żywiły się sensacją, trupem, gwałtem transmitowanym na żywo, więc wojna znakomicie w to się wpasowuje. Media łakną tragedii. A tu ją mają. I to u sąsiada! I mają Putina, którym można straszyć. – Z nieba to spadło! Wreszcie jest o czym mówić. I obowiązuje zasada, którą do perfekcji doprowadził TVN, chociaż

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Jak to na wojence ładnie…

Przykładów rozmaitych kabotyńskich okrzyków, manifestacji głupiej fanfaronady mamy w naszej historii dostatecznie dużo. Przykładów bezgranicznej głupoty też. W okresie pierwszego „karnawału Solidarności” w latach 1980-1981 też ich nie brakowało. Sprzyjała temu euforia masowego ruchu, który „ruszał z posad bryłę świata”, boć przecież wtedy sam Lech Wałęsa mówił – i to chyba szczerze – „Socjalizm – tak! Wypaczenia – nie!”. To z tego okresu znane są wypowiedzi niektórych liderów Solidarności, z których jeden chciał w trampkach maszerować na Moskwę, drugi zaś tak przyp… aby moskiewskie kuranty zagrały Mazurka Dąbrowskiego. Na szczęście był to margines, a te buńczuczne okrzyki już wtedy uznane zostały przez większość za kretyńskie. Dziś kolegom z czasów pierwszej Solidarności dorównał Zbigniew Bujak, który uznał, że „byłoby fantastycznie, gdyby polscy żołnierze walczyli w Doniecku”. Żal mi bardzo Zbigniewa Bujaka, człowieka z piękną kartą lat 1980-1981 i podziemia Solidarności, który nie bardzo potrafił się odnaleźć w III Rzeczypospolitej i któremu na koniec powiedziało się coś bardzo głupiego. Ale ostatecznie jest dziś osobą najzupełniej prywatną, nie piastuje żadnych funkcji państwowych ani, o ile wiem, do żadnej z takich funkcji nie aspiruje. Jest wolność słowa, każdy może mówić, co chce, nawet niekoniecznie mądrze. Zresztą i bardzo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.