Jak to na wojence ładnie…

Jak to na wojence ładnie…

Przykładów rozmaitych kabotyńskich okrzyków, manifestacji głupiej fanfaronady mamy w naszej historii dostatecznie dużo. Przykładów bezgranicznej głupoty też. W okresie pierwszego „karnawału Solidarności” w latach 1980-1981 też ich nie brakowało. Sprzyjała temu euforia masowego ruchu, który „ruszał z posad bryłę świata”, boć przecież wtedy sam Lech Wałęsa mówił – i to chyba szczerze – „Socjalizm – tak! Wypaczenia – nie!”. To z tego okresu znane są wypowiedzi niektórych liderów Solidarności, z których jeden chciał w trampkach maszerować na Moskwę, drugi zaś tak przyp… aby moskiewskie kuranty zagrały Mazurka Dąbrowskiego. Na szczęście był to margines, a te buńczuczne okrzyki już wtedy uznane zostały przez większość za kretyńskie. Dziś kolegom z czasów pierwszej Solidarności dorównał Zbigniew Bujak, który uznał, że „byłoby fantastycznie, gdyby polscy żołnierze walczyli w Doniecku”. Żal mi bardzo Zbigniewa Bujaka, człowieka z piękną kartą lat 1980-1981 i podziemia Solidarności, który nie bardzo potrafił się odnaleźć w III Rzeczypospolitej i któremu na koniec powiedziało się coś bardzo głupiego. Ale ostatecznie jest dziś osobą najzupełniej prywatną, nie piastuje żadnych funkcji państwowych ani, o ile wiem, do żadnej z takich funkcji nie aspiruje. Jest wolność słowa, każdy może mówić, co chce, nawet niekoniecznie mądrze. Zresztą i bardzo mądrym ludziom zdarza się coś głupiego powiedzieć. Być może Bujakowi tak właśnie nieszczęśliwie się chlapnęło. Jednak słowa Zbigniewa Bujaka podchwycił Andrzej Duda, PiS-owski kandydat na prezydenta Rzeczypospolitej. Dotąd kandydat nic nie mówił, słuchał, mrugając oczkami, gdy prezes Kaczyński zachwalał jego walory, skromnie się uśmiechał, gdy prezes mówił o nim, że on teraz najważniejszy na prawicy, wyglądało, że chyba nawet w to wierzy, choć uwierzyć mu trudno. A teraz przemówił! Nawiązując do wypowiedzi Bujaka, że „byłoby fantastycznie, gdyby polscy żołnierze walczyli w Doniecku”, kandydat Duda mówi, że „to bardzo poważna decyzja, trzeba by się nad nią dobrze zastanowić”. Uwaga! Kandydat na prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych, mówi, że czynne zaangażowanie w konflikt zbrojny z Rosją jest sprawą godną rozważenia! O ile Magdalena Ogórek śmieszy swoim „kredo”, gdy plecie o Polsce jako krainie czarów, myli konstytucyjne uprawnienia prezydenta z władzą monarchy absolutnego i wyobraża sobie, że cały system prawny można stworzyć od nowa, a jednym dekretem uczynić obywateli szczęśliwymi, o tyle to, co mówi Duda, jest groźne. Można powiedzieć, że Dudzie też się chlapnęło, podobnie jak Bujakowi, że prędzej powiedział, niż pomyślał. Nie byłaby to dobra cecha kandydata na prezydenta, a tym bardziej prezydenta. Ale jest znacznie gorzej. Ta wypowiedź dotąd milcząco uśmiechającego się i mrugającego oczkami na prezesowe pochlebstwa Andrzeja Dudy wpisuje się w znacznie szerszy kontekst. Kontekst rusofobii nie tylko obsesyjnej, ale i połączonej z tęsknotą do martyrologii, która w formułowanej czy nieformułowanej, ale widocznej ideologii PiS jest bardzo silna. Wpisuje się w kontekst zmitologizowanej historii, pielęgnującej pamięć klęsk, a narodowe przywary podnoszącej do rangi cnót. Wizji, która pod hasłem polityki historycznej determinuje doraźne polityczne działania, a wpływając na kształt edukacji, deformuje myślenie kolejnych pokoleń Polaków. Wpaja też przekonanie, że największym szczęściem na ziemi jest pięknie zginąć za Ojczyznę i „dumnie dać się pochować” – jak dopowiada poeta. Jest w tej wizji jakaś siła fatalna, która zalegając w podświadomości, pcha polityków PiS do działań irracjonalnych i szaleńczych. Śp. Lech Kaczyński w Tbilisi oznajmił, że „przylecieliśmy tu walczyć”. W tym samym czasie prezydent Sarkozy, rozmawiając z Putinem, załatwiał pokój w Gruzji. Czy kandydat Duda wie, co mówi, chcąc rozważać możliwość czynnego zaangażowania się Polski w konflikt zbrojny z Rosją? Czy zdaje sobie sprawę, że samym takim gadaniem nie tylko szkodzi Polsce w bardzo trudnych relacjach z Rosją, ale i osłabia naszą pozycję w NATO i UE, które muszą jakoś się ułożyć z Rosją, bo wojny nie chcą, wiedząc, że byłaby równoznaczna z końcem świata? Dudzie koniec świata niestraszny, bo przecież „jeśli komu droga otwarta do nieba, tym, co służą ojczyźnie”, to o ile szerzej otwarta jest tym, „co pięknie za nią giną”. A poza tym „jak to na wojence ładnie”! I jeszcze „amaranty zapięte pod szyją, Ach, Boże mój, jak ci polscy ułani się biją”, ewentualnie „poszli nasi w bój bez broni” i na koniec: „Jasieńkowi nic

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2015, 2015

Kategorie: Felietony, Jan Widacki