Tag "konkurs chopinowski"
W filharmonii jak w samolocie
Chcę, aby nowicjusz w Filharmonii Narodowej czuł się swobodnie
Zofia Zembrzuska – absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku kulturoznawstwo oraz Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie na kierunku zarządzanie projektami. Ukończyła Państwową Szkołę Muzyczną II stopnia im. Józefa Elsnera w Warszawie (klasa skrzypiec). Od 2012 r. była związana zawodowo z Instytutem Adama Mickiewicza – początkowo na stanowisku realizatora projektów, a od 2018 r. jako menedżer programu Polska Music. W 2021 r. objęła stanowisko kierownika Wydziału Projektów i Wydarzeń Artystycznych, w ramach którego realizowane były wszystkie projekty instytutu. Od września 2021 r. była zastępcą dyrektora Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia.
Od ponad dwóch miesięcy zasiada pani w fotelu dyrektora Filharmonii Narodowej, jako pierwsza kobieta na tym stanowisku. Jesteśmy świeżo po XIX Konkursie Chopinowskim, kiedy to gmach filharmonii był oblegany przez melomanów, gotowych nawet spędzić kilka godzin nocnych w śpiworach, aby rano otrzymać wejściówkę. Czy taki stan oblężenia może się powtórzyć w normalnym sezonie koncertowym?
– Przede wszystkim mamy szczęście, że nasza filharmonia cieszyła się wtedy tak wielkim zainteresowaniem. To dla instytucji muzycznych ogromna szansa i dowód, że można zainteresować muzyką klasyczną szeroką publiczność. Choć z pewnością była to szczególna grupa słuchaczy, wśród nich znaleźli się także ci, którzy o muzyce klasycznej niewiele wiedzą. Właśnie wyjątkowa atmosfera konkursu, swoistego turnieju pianistów, przyciągnęła ich do nas. To dla nas pewna wskazówka.
W podobnym duchu docierania do nowych słuchaczy uruchomiliśmy w tym sezonie nowy cykl – Koncerty Czwartkowe, których formuła może być nieco przystępniejsza dla osób dopiero rozpoczynających przygodę z muzyką klasyczną: koncerty są krótsze, nie mają przerwy, a poprzedza je wprowadzenie dostosowane do potrzeb odbiorców. Zaczęliśmy od twórczości Bacha w wykonaniu orkiestry Kore pod kierownictwem Aapo Häkkinena. Między utworami prowadzone były krótkie rozmowy z muzykami, przybliżające dane dzieła.
To był pewnego rodzaju eksperyment, myślę, że udany. Muzyka stała się bliższa słuchaczom, zwłaszcza tym, którzy dotąd wyczuwali pewną niewidzialną barierę przy wejściu do filharmonii, do „świątyni sztuki klasycznej”. Teraz mogli nieco lepiej zrozumieć, o co w tej muzyce chodzi. Dostrzegli, że pozorna trudność w odbiorze nie powinna nikogo wykluczać. Dla takich właśnie czwartkowych słuchaczy, a zwłaszcza tych, którzy przychodzą do nas po raz pierwszy, umieściliśmy na stronie internetowej rodzaj przewodnika objaśniającego pewne rytuały związane z klasyką muzyczną, choć one też nie powinny nikogo wykluczać.
Czytam na waszej stronie hasła z przewodnika „Pierwsza wizyta w Filharmonii”, gdzie wspomina się np. o ubiorze, dając do wyboru strój wieczorowy albo dowolny: „Wystawna elegancja nie jest żadnym przymusem – nie każdy przecież czuje się dobrze w krawacie albo szpilkach. Jeśli należysz do tej grupy, polecamy prosty, schludny ubiór – tak, aby to Tobie było wygodnie”. To bardzo przyjazne podejście.
– Na naszej stronie są również wskazówki odnośnie do napojów i jedzenia w sali, spóźnionych słuchaczy, a nawet oklasków i wstawania z foteli. A wszystko po to, by z jednej strony przełamać uczucie niepewności u debiutujących słuchaczy, a z drugiej, by nie robić niepotrzebnego hałasu przeszkadzającego w odbiorze muzyki.
Mowa o szeleszczeniu, stukaniu fotelami, nawet kasłaniu. I wreszcie sprawa nagminna, bo średnio na co drugim koncercie rozlega się sygnał telefonu komórkowego. Podczas Konkursu Chopinowskiego utworzono nawet specjalne stanowisko pomagające publiczności przestawić aparat na tryb samolotowy. Może przydałaby się jakaś elektroniczna zapora odcinająca połączenia komórkowe?
– Przed każdym koncertem nadajemy prośbę o wyłączenie telefonów i innych urządzeń elektronicznych, aby nie zakłócały odbioru muzyki. Koncertów jest wiele i liczymy, że wszyscy nasi goście będą przestrzegać tego wymogu.
Ktoś policzył, że te koncerty to w roku 10 tys. minut muzyki, ponad 140 spotkań w filharmonii. Czy osiągnęliście już maksimum możliwości?
– Chodzi nam nie o liczbę, lecz przede wszystkim o najwyższą jakość. Zaplanowaliśmy 61 koncertów symfonicznych i chóralnych oraz 16 kameralnych – w tym cztery recitale. Scena Muzyki Polskiej proponuje osiem koncertów, do tego siedem Koncertów Czwartkowych. Koncertów dla dzieci będzie 36 – 16 w Sali Koncertowej i 20 w Sali Kameralnej. Nowy cykl, o którym wspomniałam, przeznaczony jest generalnie dla grupy dotąd najskromniej reprezentowanej, czyli od 16 do 26 lat, a więc tych, którzy już podejmują samodzielne decyzje o spędzaniu czasu wolnego, a jeszcze nie zarabiają. Pomyśleliśmy zatem
Kibole romantyczni
Antek po treningach zagląda do swojej ulubionej pizzerii prowadzonej przez fanów piłkarskich, bo tam zawsze wieczorem leci jakiś mecz; w domu telewizora nie ma, więc chłopak ma rytualną atrakcję przy pepperoni na cienkim. W zeszłym tygodniu zdumiał się, bo zamiast meczu wyświetlano konkurs. Kibice przy browarach zajadle się spierali o to, kto zagrał lepiej i komu jaka nagroda winna być przyznana. Gdybym tego na własne oczy nie zobaczył, nie uwierzyłbym. Pasaże zamiast passów, kantyleny w miejsce tiki-taki, a emocje jak na stadionie.
Lud pragnie chleba i igrzysk, nieważne, czy to tandetna Eurowizja, czy wirtuozowska chopiniada. Konkurs Chopinowski z każdą kolejną edycją coraz powszechniej jest śledzony jak zmagania olimpijczyków, ludzie na co dzień skąpani w disco polo, gangsta rapie czy stadionowych fistularzach à la Dawid Podsiadło nagle zmieniają się w pilnych melomanów i zastygają w zasłuchaniu.
No a teraz jeszcze naczelny kibol Rzeczypospolitej wbił się w garnitur, aby wygłosić swoje kocopoły w imieniu narodu polskiego i gratulować „kaloriom intelektualnym” podczas wręczania nagród.
Karolowi Nawrockiemu wysokokaloryczna dieta intelektualna nie jest potrzebna, albowiem on kocha lud kibolski, kibolskim emocjom i obyczajom w polityce hołduje, kibolska Polska jest jego ojczyzną, a ona nie w filharmonii, lecz na siłowni ducha hartuje. Gdy kibol Chopina słucha, to ucha wytężać nie musi, bo wiadomo, że cokolwiek się tam z odbiornika sączy, jest to polskość w najczystszej postaci, swojski smrodek Utraty pod Żelazową Wolą, mazurkowe synkopy pod strzechami chat mazowieckich, polonezowy patriotyzm w tonacji As-dur i żałobny marsz w kondukcie b-moll. Kibol w Polskę się wsłuchuje; za sprawą Chopina wchodzi z tą Polską raz na pięć lat w kilkutygodniową relację romantyczną, ale coraz mniej mu się podoba, że Polacy i tu nie wygrywają, coraz bardziej
Eric Lu uparty jak Chopin
Kontrowersje Konkursu Chopinowskiego
XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina już za nami i powoli słabną emocje wywołane werdyktem, a te były niemałe. Muzykolog prof. Marcin Gmys (rozmowa w „Przeglądzie” nr 42/2025) wyładował swoje emocje na Facebooku: „Wielka szkoda. Najstarszy zwycięzca w historii. Konkursowy walec. Siłownik. Do 2. etapu, w którym mógłby jeszcze zniknąć, doszedł trochę na fali triumfatora konkursu w Leeds. Potem dużo lepszy. Za co go zapamiętam? Za szereg nagród specjalnych: Nagrodę Szpitala Czerniakowskiego za najlepszą grę z plastrem na palcu, Nagrodę Stowarzyszenia Sklepów Meblowych za wymianę stołków w finale. Przesadzam? Tak, wiem. Ale rozczarowanie ogromne”.
A może to wcale nie rozczarowanie, tylko zaskoczenie? Komentatorka muzyczna „Gazety Wyborczej” Anna S. Dębowska napisała jeszcze przed ogłoszeniem wyników, że byłaby równie usatysfakcjonowana, gdyby zwyciężyli Kevin Chen (otrzymał II nagrodę), William Yang (VI nagroda) albo Tianyao Lyu (IV nagroda ex aequo z Japonką Shiori Kuwaharą).
Byli nawet tacy, którzy twierdzili, że już przed rozpoczęciem konkursu nazwisko zwycięzcy nie stanowiło zagadki.
Czy zwyciężył najlepszy?
O co tyle szumu? O kogo chodzi? O Amerykanina Erica Lu, który zdobył w konkursie I nagrodę i, co znamienne, w wymienionej przez Annę S. Dębowską trójce faworytów wcale się nie znalazł.
Konkurs, który tradycyjnie przyciąga uwagę świata muzyki, w tej edycji znów pokazał dużą rozpiętość talentów i szkół pianistycznych. Eric Lu, wcześniej, przed 10 laty, zdobywca IV nagrody, potwierdził konsekwencję i rozwój artystyczny, choć niektórzy pytali złośliwie, po co tu w ogóle przyjechał, skoro już jest laureatem.
Wielu liczyło, że znów zatriumfuje Polak. Stawiano od początku oczywiście na jedyną kobietę Zuzannę Sejbuk, potem na Mateusza Dubiela, na Piotra Pawlaka, w końcu na Yehudę Prokopowicza. Wreszcie w finale został tylko znakomity Piotr Alexewicz (V nagroda), więc na niego zwróciła uwagę cała Polska.
Nasi pianiści nie zajęli najwyższych miejsc, ale zdobyli kilka nagród specjalnych (za najlepsze wykonanie mazurków – Yehuda Prokopowicz, za najlepsze wykonanie ballady – Adam Kałduński). W każdym razie obecność polskich nazwisk wśród nagrodzonych podkreśliła silną krajową reprezentację. Tak można skomentować na chłodno wyniki tegorocznego turnieju, w czasie którego działo się wiele, a kandydaci do nagród prześcigali się w walce o punkty.
Posłuchać za wszelką cenę
Zainteresowanie publiczności przeszło wszelkie oczekiwania. Każdego dnia przesłuchań I, II i III etapu przed kasami ustawiały się kilkusetmetrowe kolejki po wejściówki. Zresztą kolejki formowały się przed gmachem Filharmonii Narodowej jeszcze w nocy. Niektórzy zawinięci w śpiwory i opatuleni koczowali przed drzwiami. „Wejście do środka jest warte każdej godziny stania”, zaznaczyła jedna z czekających osób. Rekordzistka, melomanka z Japonii, przychodziła pod budynek już o godz. 3 nad ranem, aby napewno dostać wejściówkę za 70 zł, bo przecież zwykłych biletów od dawna już nie było – wyprzedały się rok temu w ciągu jednego dnia.
Wykonań słuchała nie tylko publiczność, która wypełniała wszystkie miejsca na sali Filharmonii Narodowej (niewiele ponad tysiąc). Konkurs był transmitowany online na cały świat i tutaj odbiorców można liczyć w dziesiątkach milionów. To oddaje rangę wydarzenia i jednocześnie pokazuje poziom emocji.
Światowej sławy pianistka i pedagog Lidia Grychtołówna, obchodząca niedawno 97. urodziny – z tej okazji zaproponowano jej honorowe członkostwo w jury, a w ciągu ostatnich 30 lat jurorką była aż sześć razy – postanowiła ostudzić buzujące emocje. Powołując się na ogromne doświadczenie, powiedziała, że nie rozumie tych nerwowych dyskusji i kontrowersji, bo przecież dziś jest elektronika, doskonale służąca podliczaniu punktacji, i wynik wychodzi bez żadnego problemu.
Fakt, że Eric Lu zwyciężył w konkursie, nie powinien więc być aż takim zaskoczeniem. Sam laureat zachował wyjątkowy spokój. Przed 10 laty już znalazł się pośród nagrodzonych i wciąż potwierdza swoją klasę. Z pewnością jest to wielka osobowość pianistyczna, muzyk, który robi
Czy Warszawa ma gospodarza?
Kolejne modernizacje obnażają niekompetencję władz stolicy
Krytyczne uwagi na temat modernizowania Warszawy można uznać za czepianie się, malkontenctwo lub publicystykę uprawianą na zlecenie polityczne. Kiedy jednak usiąść i zacząć spisywać różne wpadki, pojawia się wątpliwość, czy nad tym wszystkim ktoś panuje. Chaos organizacyjny wywołany przez remonty podczas Konkursu Chopinowskiego wystawił Polskę na pośmiewisko. Tymczasem w ramach poszerzania warszawskiego centrum po drugiej stronie Wisły miasto remontuje drogę dojazdową do apartamentów, zamiast np. walczyć z narkomanią.
Remont czy gentryfikacja?
W pierwszym tygodniu października ruszyła modernizacja ulicy Okrzei w centrum Pragi-Północ. Doniesienia medialne o już wprowadzonych zmianach wyglądają jak katalog dewelopera. Decydentom nie można odmówić rozmachu. Pomysł na to, aby oddać ulicę pieszym i rowerom, ograniczając ruch samochodowy, idzie oczywiście z duchem czasów. Tym bardziej posadzenie 74 drzew. W materiałach prasowych czytamy o rewolucji i zielonej alei. Jest to część projektu „Nowe Centrum Warszawy”. Ulica Okrzei ma być naturalnym przedłużeniem mostu pieszo-rowerowego otwartego pod koniec marca 2024 r.
Pytanie, czy rzeczywiście modernizacja ma służyć mieszkańcom. Szczególnie że sam prezydent Trzaskowski mówił w kontekście tego remontu tylko o spacerowiczach i rowerzystach. Modernizacja zaś wydaje się skrojona typowo pod mieszkańców osiedla Port Praski z apartamentami za miliony. Osiedle przypominające drogie lofty w Amsterdamie wygląda dość groteskowo w otoczeniu odrapanych kamienic. Wręcz jak nieumiejętnie wklejone w programie graficznym. To deweloperskie miasteczko znajduje się co prawda w sercu Pragi-Północ, ale nie żyje zgodnie z rytmem historycznej okolicy.
– Bogatym z Portu Praskiego robi się paryską uliczkę, żeby mogli w ładnych okolicznościach podjechać pod apartament. A reszta dzielnicy zmaga się z tymi samymi problemami co zawsze. Kruszejące mury, dziury w asfalcie, niektórzy nadal nie mają w domach łazienek, a nawet samej toalety. Zauważmy, że remont Okrzei nie obejmuje całej ulicy. Kończy się na wysokości Jagiellońskiej, czyli tam, gdzie nie ma już nowych, ładnych budynków – alarmuje redakcję „Przeglądu” mieszkaniec Pragi-Północ, który pokazuje inną niż miejscy urzędnicy perspektywę.
W 2021 r., jak wskazywał w interpelacji radny Michał Szpądrowski (PiS), na Pradze-Północ było 998 mieszkań komunalnych bez łazienki, a 1015 lokali mieszkalnych znajdujących się w zasobach miejskich nie miało własnego WC. Okoliczni mieszkańcy opowiadają, że kiedy ktoś wiele lat temu wprowadzał się na Pragę-Północ, sam musiał sobie poradzić z kwestią łazienki, niezależnie od tego, czy mieszkanie było od miasta, czy nie.
O wyjaśnienia poprosiliśmy władze dzielnicy i kilku radnych z Pragi-Północ. Jedyny komentarz, jaki udało nam się uzyskać, przyszedł z prywatnego mejla radnej. Wynika z niego, że sytuacja się zmienia, ale na ile, to już trudno powiedzieć. Zwróciliśmy się także do działu komunikacji medialnej Pragi-Północ. Do dnia druku nie dostaliśmy odpowiedzi.
Media tymczasem alarmują, że od kilku lat w dzielnicy narasta również problem narkotyków – zarówno handlu nimi, jak i spożycia. W 2018 r. policja w Warszawie interweniowała 3394 razy, z czego na Pradze – 590. W 2023 r. liczba wszystkich przestępstw związanych z narkotykami w Warszawie wyniosła 6568, z czego na Pradze 1299. W ciągu pięciu lat odnotowano prawie dwukrotny wzrost. Dodatkowo to na Pradze-Północ jest najwięcej punktów leczenia substytucyjnego dla narkomanów. Z raportu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych za rok 2024 można się dowiedzieć, że na 1659 pacjentów korzystających z tego typu pomocy w Warszawie aż 1151 trafiło do centrów terapii metadonowej na Pradze-Północ.
Nadanie ulicy Okrzei zupełnie nowego stylu nie wydaje się więc inwestycją pierwszej potrzeby dla dzielnicy. Podobnie jak połączenie się z drugim brzegiem kładką za 100 mln zł. Takie pomysły jednak nie dziwią mieszkańców Pragi-Północ. Redakcja „Przeglądu Praskiego” informowała na początku września br., że na radzie budżetowej dzielnica podjęła decyzję o wynajęciu za 50 tys. zł świątecznej choinki. Jednocześnie wiceburmistrz Sylwester Klimiuk miał poinformować, że „dzielnica dysponuje 4 mln zł na remonty praskich dróg, ale nie jest
k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl
Nawet gdy znikniemy, Chopin zostanie
W tegorocznym Konkursie Chopinowskim startuje 29 Chińczyków, 13 Japończyków, są też Koreańczycy. Europa jest w ewidentnym odwrocie
Prof. dr hab. Marcin Gmys – wykładowca Instytutu Muzykologii UAM, były dyrektor Radia Chopin, komentator Konkursu Chopinowskiego na antenie TVP Kultura i na łamach „Ruchu Muzycznego”. Muzykolog, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor uczelniany Instytutu Muzykologii Wydziału Nauk o Sztuce Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Piastuje stanowisko redaktora naczelnego czasopisma „Res Facta Nova”, autor książki „Harmonie i dysonanse. Muzyka Młodej Polski wobec innych sztuk”.
Pamięta pan Konkurs Chopinowski w 1980 r., zwycięstwo Dang Thai Sona i porażkę Ivo Pogorelicia?
Jak z tamtej perspektywy ocenia pan obecny konkurs?
– Impreza ogromnie się rozrasta. Coraz więcej pianistów pragnie tutaj się pokazać. Do wstępnych kwalifikacji zgłosiło się ponad 640 młodych artystów, wytypowano 160, a po eliminacjach wyłoniono 84 kandydatów. Powiększenie liczby uczestników konkursu byłoby już absurdalne, bo rozciągnęłoby przebieg imprezy. Poszerza się też społeczny odbiór konkursu, gdyż od 2010 r. jego przebieg można śledzić online – co było w tamtym czasie decyzją pionierską. Ten sposób przyjął się w świecie, a obecnie muzyki z Warszawy słucha ponad 80 mln ludzi.
Muzyka Chopina zdobyła przebojem Daleki Wschód. Dowiadujemy się np. że 22 mln Chińczyków ma wyższe wykształcenie muzyczne w dziedzinie pianistyki – więcej niż połowa mieszkańców Polski. Zwycięstwo w naszym konkursie Koreańczyka Seong-Jin Cho w 2015 r. spowodowało lawinowy wzrost zainteresowania muzyką Chopina na Dalekim Wschodzie. Deutsche Grammophon wydaje jego trzy-cztery płyty rocznie w setkach tysięcy egzemplarzy, z czego w Europie sprzedaje się najwyżej po kilkadziesiąt tysięcy. To kropla w morzu w porównaniu z zapotrzebowaniem krajów azjatyckich. W tegorocznym konkursie startuje 29 Chińczyków, 13 Japończyków, a są jeszcze bardzo mocni Koreańczycy. Europa ze swoimi 24 pianistami jest w ewidentnym odwrocie. Mówiąc nie do końca serio, jako komentatorzy z utęsknieniem czekamy zawsze na przedstawicieli naszego kontynentu, bo łatwiej nam zapamiętać i poprawnie wymówić ich imiona i nazwiska.
Azjaci nas zalewają?
– Niewątpliwie. Ale to wspaniale, że artyści z Dalekiego Wschodu polubili muzykę Chopina. Ich poziom techniki pianistycznej przewyższał naszych kandydatów, choć od strony artystycznej i emocjonalnej było to podobne do produkcji komputera dźwiękowego.
Pamiętam, jak nasz znakomity krytyk muzyczny Jan Weber mówił o tych pianistach, że to automaty z ludzką twarzą.
– Dziś już by tak nie powiedział. Trzy-cztery dekady temu oni rzeczywiście grali trochę mechanicznie, natomiast obecnie zdarzają się u nich drobne pomyłki, błędy tekstowe, co wskazuje, że zaczynają stawiać na zaniedbywaną wcześniej sferę emocjonalną muzyki, której nie da się w pełni kontrolować. Ale nadal są doskonali, często nieskazitelni, jeśli chodzi o odtworzenie Chopinowskiego tekstu. Kariera Lang Langa, który utrzymuje pozycję na rynku zachodnim już ponad 20 lat, to potwierdza. Niektórzy żartują, że za 10 lat do etapu finałowego dostaną się sami Chińczycy i nikt z Polaków (zresztą jest to możliwe nawet w tym roku). Przed taką perspektywą „chroni” nas na razie skład jurorów.
Pierwszy raz jury przewodniczy obcokrajowiec, Garrick Ohlsson z USA.
– Ten wybór to dobra decyzja, bo chroni nas przed zbyt częstym powielaniem ocen i przed posądzeniami o stronniczość.
Czy przy poprzednich konkursach miał pan pretensje do jurorów, że np. nie dali pierwszej nagrody Aleksiejowi Sułtanowowi, tylko wytypowali dwie drugie nagrody ex aequo?
– Tego typu pretensje czasem się pojawiają i niekiedy wydają się uzasadnione, ale ryzykowne byłoby doszukiwanie się jakichś środowiskowych matactw. Regulamin konkursu próbuje im zapobiegać. Wiadomo, że profesor nie głosuje na swoich wychowanków. Co więcej, jurorzy w trakcie całego konkursu nie znają sumarycznej punktacji odnoszącej się do poszczególnych pianistów. Żaden nie wie, kto w danej chwili realnie prowadzi. Pełną punktację zna tylko jedna osoba prowadząca dokumentację, a ta jest ujawniana dopiero jakiś czas po zakończeniu wydarzenia.
Rozmawiamy, gdy trwa pierwszy etap konkursu, ale czy już teraz można coś powiedzieć o poziomie kandydatów?
– Nie potrafię porównać większości obecnych kandydatów do tych występujących w poprzedniej edycji konkursu, ale jestem przekonany, że mamy do czynienia z bardzo dobrym poziomem artystycznym. Wysłuchaliśmy już ok. 60 kandydatów, a czeka jeszcze ponad 20, ale poza dwoma lub trzema przypadkami nie było na razie słabych występów. Jest sporo przeciętnych, lecz ogólna średnia jest bardzo wysoka. Zwłaszcza kandydaci z Chin i Korei prezentują bardzo wysoki poziom.
Jury będzie miało problem z wyłonieniem najlepszych. Myślę, że zwycięży matematyka. Gdy się podsumuje punkty, będzie wiadomo, kto należy do czołówki. Nawet po dzisiejszych przesłuchaniach, czwartego dnia, kiedy wysłuchaliśmy ośmiorga pianistów z Azji, w gronie komentatorów nie byliśmy w stanie stwierdzić, kto był najlepszy. Czworo znakomitych i czworo bardzo dobrych. Wydawało się, że taki kandydat jak Bruce Liu, zwycięzca sprzed czterech lat, stanowi nieosiągalny szczyt możliwości – tym razem takich osobowości może być więcej. Na przykład Kevin Chen z Kanady, który ma już wygrane dwa prestiżowe konkursy, Eric Guo, też z Kanady, czy mająca za sobą wiele sukcesów Japonka Shiori Kuwahara, dla której ten konkurs to ostatnia szansa (urodziła się w 1995 r.).
Pojawiły się doniesienia, że „bezpaństwowiec” – pod neutralną flagą, jak zaznaczono w programie – czyli obywatel Federacji Rosyjskiej, Andrey Zenin, może stanąć wysoko.
– To na pewno talent, dobra technika i trochę „ciężkie” rosyjskie granie, które mnie osobiście
Konkurs chopinowski może odmienić życie
Wszyscy chcą grać pierwszoplanowe role czy, używając metafory pianistycznej, być solistami i występować w Carnegie Hall Jakub Piątek – reżyser i scenarzysta filmowy Kiedy zaczęła się twoja przygoda z konkursem chopinowskim? – Po studiach współpracowałem z Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina jako filmowiec, przygotowując krótkie zapowiedzi koncertów i materiały edukacyjne. Zrobiłem też film „In Between” o wykonawstwie historycznym przed I Konkursem Chopinowskim na Instrumentach Historycznych. Te działania pozwoliły mi zbliżyć się do muzyków. Wyjątkowo dobrze
Przepis na idealnego pianistę
Jurorzy konkursu chopinowskiego premiują artystów, którzy pokazują Chopina w nietypowym świetle Ktoś, kto wygra konkurs chopinowski, nigdy nie zejdzie z podium, bo w tej muzyce można pokazać najwyższe mistrzostwo. Być może nasz kompozytor stworzył wzorzec idealnego pianisty, jego utwory są różnorodne, jedne łatwiejsze, drugie bardzo trudne, jedne wesołe, inne smutne czy wręcz zwiastujące tragedię. Na konkursie trzeba się wykazać pamięciową znajomością ogromnej ilości muzyki, ok. 3-4 godzin nieprzerwanego grania, ale nie wystarczy
Muzyka niech łagodzi obyczaje
Dyrygent powinien być także dobrym dyplomatą, ale nie jest to jego główne zadanie Andrzej Boreyko – dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej Na pierwszej konferencji prasowej wspomniał pan, że to orkiestra zabiegała, by powierzyć panu kierowanie najważniejszą instytucją muzyczną kraju. Czy jednak nie zbiegły się tu również powody dyplomatyczne? Wobec złych stosunków między Polską a Rosją wygodnie mieć chyba w sercu stolicy takiego polsko-rosyjskiego ambasadora kultury. – Muszę przyznać, że zaskoczył mnie pan tym pytaniem.
Zwyciężył perfekcjonista
Będę musiał pracować jeszcze więcej niż dotąd – zapowiada Seong-Jin Cho Po występie Koreańczyka Seong-Jin Cho w drugim etapie konkursu jeden z komentatorów radiowych użył entuzjastycznego określenia, które zapadło w pamięć: majstersztyk artyzmu! Wtedy jeszcze nikt nie typował 21-letniego pianisty na zwycięzcę i złotego medalistę, do tej roli aspirowali inni uczestnicy turnieju. Dziś jednak trzeba uznać, że były to słowa prorocze. Wydaje się, że decyzja jurorów zaskoczyła także samego zwycięzcę, bo zaraz po ogłoszeniu









