Tag "kopalnie"

Powrót na stronę główną
Kraj

Szykuje się drugi Wałbrzych

Jastrzębska Spółka Węglowa stoi nad przepaścią

Świat stanął na głowie. Jeszcze niedawno na kontach Jastrzębskiej Spółki Węglowej były miliardy złotych. Dziś byt przedsiębiorstwa jest niepewny. W obawie przed bankructwem firmy na ulice miasta, od którego wzięła nazwę, wyszli nie tylko górnicy.

– Nikt z nami na ten temat nie rozmawia. Temat nagłaśniamy nie od tygodnia, nie od dwóch, tylko już od dłuższego czasu, że Jastrzębska Spółka Węglowa stoi nad przepaścią – podkreślał Patryk Pieczko ze związku Sierpień 80.

To właśnie ten związek zawodowy zorganizował 14 października demonstrację. – Jastrzębska Spółka Węglowa jest na skraju upadłości. Grozi jej bankructwo. Jeżeli nie dostanie pomocy ze strony państwa, do końca roku będzie problem z wypłatą wynagrodzeń – ostrzegł przewodniczący Sierpnia 80 Bogusław Ziętek.

Górnicy blokowali ulice i ronda. Następnie przeszli pod siedzibę spółki. Na jednym z transparentów widniał napis: „PiS, PO – jedno zło”. Dzień wcześniej kilka organizacji związkowych, wśród nich Solidarność i OPZZ, ogłosiło, że na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim zaczął działać Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy. W wydanym tego dnia oświadczeniu możemy przeczytać: „Powodem tej decyzji jest dramatycznie trudna sytuacja w przemyśle w naszym regionie, dotycząca zarówno przemysłu górniczego i hutnictwa, jak też innych branż przemysłu, które nie są w stanie unieść horrendalnie wysokich cen energii będących wynikiem unijnej polityki klimatycznej. Wielu mieszkańców regionu musi się liczyć z zagrożeniem cięcia wynagrodzeń. Istnieje realne ryzyko, że na Śląsku i w Zagłębiu utracimy dziesiątki tysięcy miejsc pracy, część bezpowrotnie”.

– To jest początek, bo rządzący nas lekceważą – tłumaczył Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej Solidarności. Krytykował nie tylko obecną ekipę rządzącą. – Pamiętamy szumne zapowiedzi poprzedniego rządu o Izerze. Ani śladu po tym. Chcecie likwidować 300-400 tys. miejsc pracy na Śląsku, ale nie budujemy nic.

W Jastrzębiu-Zdroju demonstrowali nie tylko górnicy. Na ich protest przyjechali rolnicy ze Świętokrzyskiego. Wśród demonstrujących były również kobiety. Jedna z nich trzymała transparent z napisem: „Ratujmy JSW! Ratujmy Nasze Miasto! JSW to życie Jastrzębia! W naszych rękach leży przyszłość”.

Morawiecki: milion aut

Wspomniana przez przewodniczącego górniczej Solidarności Izera miała być produkowana w Jaworznie. Pewnie każdy, kto śledził temat polskiego samochodu elektrycznego, pamięta tę liczbę: milion sztuk w 2025 r.

Jaworzno leży 26 km od Katowic. Żeby z Katowic dostać się do Jastrzębia-Zdroju, trzeba pokonać ponad 70 km. Jest jeszcze jedna różnica między tymi dwoma miastami – do Jaworzna dojedzie się pociągiem. Do Jastrzębia-Zdroju pociąg nie dociera. To jedno z nielicznych tak dużych miast w Polsce bez własnego dworca i linii kolejowej. Mieszka tam ponad 80 tys. ludzi. Stopa bezrobocia w ubiegłym roku wynosiła tam zaledwie 3,4%.

Rzec by można: raj na ziemi.

Raj na ziemi dzięki JSW. Jest ona tam największym pracodawcą, a zarazem jedynym znaczącym. Ponieważ górnicy bardzo dobrze zarabiają, dużo kobiet nie pracuje, zgodnie z modelem rodziny, który od końca XIX w. funkcjonował na Górnym Śląsku: mąż zarabia pieniądze, a żona zajmuje się domem.

Jakie to są zarobki? Górnik pracujący na przodku potrafi przynieść „do dom” i 25 tys. zł. Jastrzębska Spółka Węglowa swoim pracownikom wypłacała pensję nawet 18 razy w roku, a oprócz tego sowite nagrody. W kwietniu br. wynosiły one 6 tys. zł brutto dla każdego zatrudnionego na dole, 4,5 tys. zł brutto dla pracowników przeróbki i 3,5 tys. zł brutto dla pozostałych.

Nawet kobiety zatrudnione w JSW zarabiały pieniądze, o których inne Polki mogły tylko

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Imigranci wewnętrzni

Znowu znikam z powierzchni ziemi, dla higieny psychicznej, nie chcę oddychać powietrzem zatrutym przez faszyzujące bojówki, ksenofobicznych biskupów i zidiociałego do reszty prezydenta ministranta, który na odchodnym zrobił łaskę Bąkiewiczowi.

Tym razem wracam do starych sztolni czarnego łupka pod Opawą, właściwie nie wiem, czy to jeszcze Śląsk, czy już Morawy. Rzeka Morawica wije się przez tę krainę i coś tam od czegoś oddziela, ale wydobycie prowadzono po obu jej stronach. Dziś ledwie dychają pojedyncze kopalnie, jedną z nich odwiedzamy w sobotnie popołudnie. Stróż w baraku melancholizuje się z zaprzyjaźnioną parą przy wódce i czeskiej TV, na nasz widok ożywia się, najpierw instynktownie tłumaczy, że wstęp wzbroniony, potem, że właściwie moglibyśmy obejrzeć wstępny kawałek kopalni poza zasięgiem kamer, potem, że właściwie możemy zwiedzić całą, bo on sobie to wytnie z monitoringu, a później wysyła nam w sukurs ledwie trzymającego się na nogach kompana, który gotów jest odpalić maszyny, taśmociągi, pilarki i zademonstrować, jak się ze skał robi idealne kwadraty na dachówki, elewacje czy szpanerskie płyty talerzowe do restauracji (pomnę, jak niegdyś w pierwszej polskiej gwiazdce Michelina, Atelier Amaro, założonej w dawnym szalecie miejskim obok Zamku Ujazdowskiego, podawano na łupkach jeden z „momentów” degustacyjnych za pierdylion złotych, czyli kartofle z ogniska dla zatwardziałych mieszczuchów, którym to przypominało dziecięce wakacje na wsi u dziadków, bo nieomal mdleli z nostalgicznej rozkoszy, niczym krytyk kulinarny po spróbowaniu tytułowego ratatouille w wybitnym przeboju Pixara).

Tego już za wiele, wynosimy się, zanim dojdzie do jakiejś katastrofy, idziemy popatrzeć na stare, nieczynne już sztolnie, imponujące kształtem i przestrzenią, bo w podziemnych komorach kontrastują idealnie gładkie ściany wyrobisk z ułożonymi płytami łupkowymi, które przypominają sprasowane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Bal na węglowym Titanicu

W Jastrzębiu-Zdroju, które na węglu wyrosło i z węgla miało żyć, już tylko 4 tys. mieszkańców zarabia na chleb w kopalniach

– Anna Hetman, nauczycielka, kobieta wykształcona, w bajki wierzyć nie powinna. Nawet w te, które sama wymyślała – piekli się emeryt z kopalni Borynia. – A nawijała, panie, i to serio, że przenicuje górnicze Jastrzębie-Zdrój na turystyczny raj, do którego zjeżdżać będzie reszta świata, żeby podziwiać… duchy. Duchy jastrzębskiej przeszłości.

Przez cały 2023 r. jastrzębianie nie zaznali spokoju. Czy mżył deszcz, czy dął wiatr, w trąby dęła orkiestra górnicza. Rozpruł się wór z imprezami ku czci, a magistrat, nie bacząc na 100-milionowy deficyt budżetu miasta, zafundował jastrzębskim noworodkom A.D. 2023 ciepłe kocyki i body z dedykacją, że są skarbem. Co to był za bal! Dęty i nadęty, jak na jubileusz 60-lecia górniczej sypialni przystało, choć w mieście, które na węglu wyrosło i z węgla żyć miało po wsze czasy, już tylko 4 tys. mieszkańców zarabia na chleb w kopalniach.

– Bal na węglowym Titanicu – kwituje sentencjonalnie, bo po drugim już kuflu piwa, emeryt z Boryni, który pół wieku temu (z żoną, podkreśla, i bajtlem w kołysce) pożegnał rodzinne zadupie na Lubelszczyźnie i jak tysiące podobnych mu „łapańców” z setek biedaprzysiółków przyjechał budować górniczą potęgę Jastrzębia-Zdroju.

Miasto na węglu, kopalnie na aut

A na jastrzębski węgiel koksowy, o czym w aurze niedawnej fety warto przypomnieć, ostrzyła sobie zęby nie tylko ludowa ojczyzna. Już w połowie XIX w. baron Emil von Schlieben, a 40 lat później hrabia Heinrich Larisch w biznesowym duecie z firmą Westböhmische Gesellschaft instalowali na okolicznych polach badawcze wiertnie. Schlieben dokręcił się tylko do źródeł solanki, na których niejaki Felix Silvius Ferdinand von Königsdorff zbudował kurort swojego imienia – Bad Königsdorff-Jastrzemb (późniejsze, już pod polskim zarządem, Uzdrowisko Jastrzębie). Jeszcze mniej fartu mieli Larisch & WG. W 1903 r. wybuch metanu widowiskowo zmiótł ich wiertnię, a potężny słup ognia przez kilka nocy nie pozwalał zasnąć mieszkańcom. Trzy lata później, kiedy metan wysadził w powietrze kolejną wieżę wiertniczą, Larisch i spółka wywiesili białą flagę.

W 1951 r., 100 lat po eksperymencie von Schliebena, na polach okalających zdrojową osadę po raz kolejny zainstalowały się ekipy wiertnicze. W kontrze do poprzedników nie szukały węgla, bo jego zaleganie nie budziło już wątpliwości, a technika górnicza na tyle okiełznała wybuchową naturę metanu, że złoża uznano za bezpieczne do eksploatacji – najnowsze wiercenia miały określić zasobność pokładów i przesądzić o miejscu budowy kopalń. A plany były ambitne, niczym przekop Mierzei Wiślanej i CPK razem wzięte. W ciągu 25 lat, zakładali węglowi planiści, w rejonie miało fedrować 27 kopalń, przewidywano też, że Jastrzębie-Zdrój jako górniczą sypialnię zasiedli 200 tys. mieszkańców. Łącznie z przyległymi gminami, gdzie również planowano budowę blokowisk dla górników, jastrzębska metropolia miała liczyć 400 tys. dusz.

– Zajechałem kiedyś na jeden z odwiertów – opowiadał mi 30 lat później doc. dr Józef Paździora, szef Głównego Instytutu Górnictwa, który nadzorował pracę wiertaczy – a tam cała ekipa leżała pokotem narąbana jak helikoptery. Przewiercili trzymetrowy pokład węglowy i nawet go nie zauważyli. Efekt jest taki, że górniczą sypialnię zbudowano na najgrubszych pokładach, a kopalnie tam, gdzie złoża są już mniej zasobne. Dziś opłacałoby się wyburzyć miasto, by wybrać zalegający pod nim węgiel.

Alkoholowe ciągoty wiertaczy trochę w planach namieszały. Na węglu stanęło miasto, ale nie bądźmy drobiazgowi. W dzień św. Barbary 1962 r. z podziemi kopalni Jastrzębie wyjechał pierwszy wagonik z węglem. A potem było już z górki. W 1965 r. z fedrunkiem ruszyła kopalnia Moszczenica

Józef Romanowski jest dziennikarzem prasy regionalnej, czasopism branży wydobywczej (górnictwo węgla, miedzi, siarki) i okazjonalnie tygodników o zasięgu krajowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Górnictwo głęboko pod dnem

Kopalnia Bzie wydobywa w miejscu, gdzie węgla nie ma

Gdyby przyznawać anty-Noble za najbardziej nietrafione przedsięwzięcia gospodarcze, z pewnością jednym z głównych pretendentów do takiej nagrody byłaby budowa kopalni Bzie. Wyczynem zaiste niebywałym jest bowiem budowa kopalni węgla w miejscu, gdzie węgla nie ma.

To była największa inwestycja polskiego górnictwa węgla kamiennego ostatnich 20 lat. Należąca do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) kopalnia kosztowała 3 mld zł. W „papierach” było tam aż 180 mln ton węgla koksowego, wykorzystywanego przez przemysł hutniczy i uznawanego za surowiec strategiczny w Unii Europejskiej. Zakładano, że Bzie będzie wydobywać co najmniej 2 mln ton rocznie, co miało wspierać krajową produkcję stali.

Pierwsza ściana w kopalni została uruchomiona w marcu 2022 r. Już w sierpniu 2022 r. prezes JSW Tomasz Cudny przyznał, że doszło do fatalnego rozpoznania geologicznego złoża. Następnie wiceprezes ds. technicznych Edward Paździorko potwierdził, że z powodu skomplikowanej tektoniki złoża osiągnięcie zakładanego poziomu wydobycia (czyli 2,5 mln ton rocznie) jest niemożliwe.

Anty-Noble dla PiS

Za tę gigantyczną wpadkę trudno winić jedynie minioną ekipę rządzącą. Prace, które ostatecznie doprowadziły do wybudowania bubla za 3 mld zł, rozpoczęto w 2007 r. Ale za inne wyczyny pomniejsze anty-Noble należą się już ludziom związanym z PiS.

Takim wyczynem była budowa całkiem od podstaw kolejnej kopalni. Drążenie szybu Grzegorz rozpoczęto w 2017 r. Początkowo szacowano, że ma on kosztować zaledwie pół miliarda złotych. „Zaledwie” nie jest tu żartobliwym zabiegiem retorycznym. W 2022 r. koszt budowy Grzegorza sięgał już całego miliarda, a końca budowy nie było widać.

Otwarte pozostaje pytanie, dlaczego Grzegorz nazywa się Grzegorz. Gdy rozpoczynano budowę, wiceministrem energii odpowiedzialnym za górnictwo był Grzegorz Tobiszowski. Pytany o to zapewniał jednak, że zbieżność nazwy szybu z jego imieniem jest przypadkowa. I może tak było. W inauguracji budowy udział wzięła premier Beata Szydło, wbijając pierwszą łopatę.

– To radosny dzień dla polskiej gospodarki – mówiła. – Udowadniamy wszystkim niedowiarkom, którzy nie wierzyli w to, że w naszym kraju może powstać jeszcze zakład górniczy, że właśnie w Polsce można otworzyć nową kopalnię. Było wielu takich, którzy twierdzili, że czas polskiego górnictwa minął. A tymczasem to nieprawda. Konsekwentnie wprowadzamy w życie nasze reformy, które mają ustabilizować gospodarkę, uczynić polskie górnictwo konkurencyjnym, stworzyć nowe możliwości dla niego. Szyb Grzegorz jest tego doskonałym przykładem. Dzięki niemu przedłuży się żywotność kopalni Sobieski o 50 lat.

Projekt kompletnie nieopłacalny

Baju, baju, będziesz w raju, chciałoby się powiedzieć. Tym bardziej że już na samym początku ci, którzy znali się na górnictwie, mówili, że ta inwestycja jest kompletnie pozbawiona sensu. Głębokość szybu miała wynosić 870 m. Węgiel wydobywany z takiej czeluści nie miał szans konkurować z węglem z australijskich kopalń odkrywkowych, a nawet węglem z innych polskich kopalń, nie tak głębokich. Już na wstępie wiadomo było, że inwestycja nie będzie opłacalna. A potem się okazało, że raczej nie będzie kopalni. Choć miała ruszyć w 2023 r., do 2021 r. drążony szyb osiągnął głębokość jedynie 80 m. Później zabrakło pieniędzy i budowę przerwano. Następnie znowu ją rozpoczęto. Podobno w 2027 r. ma się zakończyć. Nie wiadomo po co, skoro już w przyszłym roku zaczniemy zamykać nasze elektrownie węglowe.

Kopalnię Grzegorz budował koncern energetyczny Tauron. Należała do niego spółka Tauron Wydobycie. Tenże Tauron Wydobycie dla Beaty Szydło uratował przed zamknięciem kopalnię Brzeszcze. Jej utrzymanie stanowiło jedną z obietnic

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Kopiemy ile wlezie

Nielegalne wydobycie piasku, żwiru, kamienia i innych kopalin to w Polsce bezpieczny, wart miliardy złotych biznes Siedem lat temu prof. Mariusz Orion Jędrysek, ówczesny główny geolog kraju, wiceminister środowiska i pełnomocnik rządu ds. polityki surowcowej państwa, tłumaczył w jednym z wywiadów, że w Polsce 30-50% kruszywa, znaczącą część torfu i niemal całość bursztynu wydobywa się nielegalnie. W niektórych województwach większość potrzebnego w budownictwie piasku i żwiru do dziś jest pozyskiwana na lewo. Na początku lat 90. XX

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Gorzki kawałek górniczego chleba

Za bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju zdrowiem i życiem płacą górnicy „Z czym wraca do domu górnik, któremu udało się przeżyć wybuch metanu w kopalni? Z rękami zapisanymi numerami telefonów… Brat mojego szwagra, chłopak, którego znam od ponad 20 lat, tak właśnie wrócił z nocnej zmiany. Jego ręce pokrywały numery telefonów do żon poparzonych kolegów. Numery, które podawali mu, póki jeszcze mieli siły. Zapisywał je jakimś flamastrem. Kilka godzin wcześniej szli razem na szychtę, rozmawiając

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Przegląd związkowy

Zmiany, których nie sposób uniknąć*

Musimy zadbać o mieszkańców Śląska. Przez dziesięciolecia region ten służył Polsce i mamy wobec niego zobowiązania Transformacja górnictwa i energetyki to dziś największe wyzwanie, przed jakim stoimy. Z jednej strony, to szansa na lepsze życie, czystsze powietrze, wyższe zarobki, rozwój nowoczesnych gałęzi przemysłu i zmniejszenie dystansu dzielącego nas od wysoko rozwiniętych krajów Zachodu. Z drugiej – konieczność zaplanowania i realizacji przedsięwzięć, które będą wymagały wyrzeczeń ze strony tysięcy pracowników i ich rodzin. Jeśli okaże się,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Przegląd związkowy

Wrze, oby nie wykipiało

9 czerwca w Warszawie związkowcy pokazali władzy żółtą kartkę Od kilkunastu miesięcy trwają protesty w zakładach energetycznych. W maju związki zawodowe działające w spółkach energetyczno-górniczych, okołoenergetycznych oraz ciepłowniczych w grupach kapitałowych PGE, TAURON, Enea i Energa powołały Ogólnopolski Komitet Protestacyjno-Strajkowy. 9 czerwca pracownicy tych zakładów manifestowali na ulicach Warszawy. Pod decyzją o powołaniu komitetu podpisali się liderzy 16 organizacji związkowych. Chodzi m.in. o przestrzeganie gwarancji pracowniczych zawartych w ponadzakładowych układach zbiorowych pracy. Sygnatariusze oczekują

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

To nie jest czeski film

W Turowie Praga pokazała Warszawie, jak należy dbać o swoje interesy Czy to musiał być szok dla ministrów rządu premiera Morawieckiego? 21 maja br. wiceprezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej sędzia Rosario Silva de Lapuerta wydała postanowienie w sprawie o sygnaturze C-121/21 R, którym nasz kraj został zobowiązany do niezwłocznego zaprzestania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. W praktyce oznaczało to zamknięcie elektrowni wchodzącej w skład holdingu Polska Grupa Energetyczna. Natychmiast posypały się oświadczenia, że wyrok

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Górnicy w czarnej dziurze

…czyli ostatnia szarża grubiorzy* W środę, 28 kwietnia, przedstawiciele górniczych związków zawodowych podpisali z przedstawicielami rządu uzgodniony w ubiegłym tygodniu program transformacji górnictwa węgla kamiennego oraz Górnego Śląska. W myśl umowy społecznej kopalnie mają być stopniowo zamykane do roku 2049. A cały region zostanie objęty szerokim planem pomocowym. Opisano w nim mechanizmy subsydiowania wydobycia węgla oraz osłon socjalnych dla odchodzących z pracy górników. Jeden z punktów przewiduje uruchomienie w 2024 r. w Jaworznie fabryki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.