Tag "Krzysztof Daukszewicz"

Powrót na stronę główną
Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy Polacy potrafią śmiać się z siebie?

Dr Małgorzata Osowiecka-Szczygieł,
psycholożka z Wydziału Psychologii w Sopocie USWPS

Coraz częściej tak – zwłaszcza młodzi ludzie często dystansują się od naszego typowego narzekania i szukają narodowych przywar, śmieją się z charakterystycznego sposobu życia czy tworzą komiczne memy o życiu w Polsce. Śmiejemy się z tego, co nam nie pasuje, jest dla nas dziwne czy niechciane (np. ceny w sklepach), ale też z tego, co sami robimy (np. parawany na plaży). Warto pamiętać, że humor jest jednym z najzdrowszych mechanizmów obronnych i jak nic innego uczy dystansu, potrafi łączyć i bywa początkiem rozmowy, wyzwala pozytywne emocje i sprzyja uwolnieniu tych negatywnych. Polacy – jak każdy inny naród – potrzebują więc uśmiechu, a nieraz nawet wyszydzenia czegoś czy totalnego obśmiania rzeczywistości.

 

Krzysztof Daukszewicz,
satyryk, publicysta

Proszę mnie pytać o wszystko, tylko nie o to, czy mamy poczucie humoru na własny temat. Nas bawi wyłącznie robienie karykatury z Polski.

 

Mirosław Pawłowski,
dyrektor Biblioteki Publicznej im. Juliana Ursyna Niemcewicza w Dzielnicy Ursynów m.st. Warszawy

Podobno najlepsze poczucie humoru na własny temat mają Szkoci i Czesi, ale nie wiem, czy to prawda. Ja lubię poczucie humoru Woody’ego Allena. Jego humor jest błyskotliwy, pełen ironii i jednowierszowych puent o człowieku. A czy my, Polacy, potrafimy śmiać się z siebie? Oglądając wypełnione amfiteatry i sale koncertowe na kabaretonach, mogę powiedzieć, że kochamy dowcipy o sobie, lecz czasami mam wrażenie, że odbieramy je raczej ogólnie, czyli dowcip nie mówi o mnie, tylko o sąsiadach – i dlatego mnie śmieszy. Autoironia to już wyższy stopień poczucia humoru, bo wymaga dystansu, którego niestety nieraz nam brakuje. Żarty stają się mniej subtelne i to niestety problem, bo rubaszność nie jest czasami najwyższych lotów. Nie narzekajmy jednak – niech każdego śmieszy to, co śmieszy, bo śmiech to zdrowie.

 

Prof. Jacek Wódz,
socjolog

Powiedziałbym, że raczej nie. Istnieje jednak pewien typ humoru, który nas bawi. Śmiejemy się z przywar osób powszechnie znanych. Jesteśmy narodem z kompleksami, więc bardzo nie lubimy, jak ktoś się wyróżnia, np. jest w czymś lepszy. A jeśli ktoś zajmuje bardzo eksponowaną pozycję, cieszymy się, kiedy możemy się pośmiać z jego potknięć i wpadek. Natomiast nie lubimy śmiać się z własnych wad.

 

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Wesołek na tronie

Zapamiętamy Andrzeja Dudę jako autora sytuacji śmiesznych i żenujących. Nawet nie trzeba go parodiować

Znany narciarz, gawędziarz, raper, przyjaciel Wąsika i Kamińskiego, ale przede wszystkim bohater niezliczonych internetowych memów. Długo można wymieniać przymioty mieszkańca Pałacu Prezydenckiego. Nie drukujemy jednak laurki dla Andrzeja Sebastiana Dudy. Każde zawierające garść faktów podsumowanie będzie dla prezydenta niekorzystne. Nie zmienia to faktu, że przygody Andrzeja Dudy są beczką śmiechu.

Andrew Polish

– Andrzej Duda nie potrafi znaleźć swojego czasu, żeby jakoś w ogóle się zaprezentować. Ma cechę osoby, która odzywa się nie wtedy, kiedy by należało – mówi satyryk i felietonista Michał Ogórek.

Duda rzeczywiście wydaje się człowiekiem, który trafia obok celu, a jego reakcje są przesadzone. Przypomina to satyrę stworzoną przez legendarnego komika Rowana Atkinsona w filmie „Johnny English”. Główny bohater to nieudolny szpieg w stylu Jamesa Bonda, karykatura brytyjskich stereotypów i zachowań. Jeśli nawet coś mu się udaje, jest to dziełem przypadku. Film prezentuje humor w stylu cringe, czyli mający wywołać śmiech poprzez zażenowanie. Cóż, sporo wystąpień publicznych Dudy daje taki sam efekt. Ba! Niektóre momenty kariery prezydenta (szczególnie te uwiecznione przez media) są jak polska adaptacja brytyjsko-francuskiego „Johnny’ego Englisha”. Andrew Polish zasiadający w Pałacu Prezydenckim.

– Jaką rolę ma prezydent Duda? Śmieję się, że kiedy pan prezydent pojechał na inaugurację Trumpa, to dostał tam takiej migreny, że wezwano lekarza. Podczas badania okazało się, że Dudzie skoczyło ciśnienie, i lekarz pyta, kiedy ostatnio to ciśnienie Dudzie badano. Prezydent odpowiedział, że trzy lata temu po powrocie z Nowogrodzkiej. Lekarz dalej go bada i mówi: „Poziom wazeliny wysoki, ale z tego, co pamiętam, to panu nie szkodzi. To jeszcze chciałem zapytać, kto zrobił wlewkę”. Pan prezydent odpowiada, że pan Mastalerek. Ukontentowany lekarz stwierdza: „To dobrze, bo to dobry specjalista”. Przechodząc do diagnozy, lekarz wyrokuje: „Panie prezydencie, muszę panu powiedzieć, że to, co pana boli, to nie jest migrena, pan ma po prostu za ciasną aureolę”. I mniej więcej w ten sposób oceniam rolę pana prezydenta – komentuje satyryk Krzysztof Daukszewicz.

Specyficzna nienaturalność prezydenta sprawia, że przeważająca część jego publicznych wystąpień natychmiast stawała się obiektem żartów, a telewizyjne kadry na zawsze zapisały się w historii polskiego memiarstwa. Dlaczego Andrzej Duda jest chodzącym generatorem sytuacji żenujących i śmiesznych?

– Odpowiedź jest bardzo prosta. Andrzej Duda nie dostosowuje mimiki do przekazu, a na dodatek stara się proste rzeczy umocnić miną. A że robi to nienaturalnie, pojawia się ogromny rozdźwięk między treścią a formą przekazu, który jest po prostu śmieszny. Tę karykaturalność doskonale było widać w słynnej wypowiedzi o rzeczach, które się człowiekowi nie śnią. Prezydent Duda, choć mówił zupełnie szczerze, próbował jednocześnie wzmocnić swój przekaz tonem głosu i ta nienaturalność wyszła komicznie – tłumaczy politolog dr Mateusz Zaremba z Uniwersytetu SWPS.

Z tą naukową opinią zgadza się Michał Ogórek. – Jeśli pan prezydent czasem zdobędzie się na jakiś poważniejszy gest, szybko okazuje się to nie mocnym tupnięciem, tylko lekkim puknięciem otwartą dłonią w stolik. Na dodatek zawsze wykonuje ten gest nie w tym momencie, kiedy należało. Czy to wynika z opóźnionego refleksu? Sądzę, że on cały czas myśli, że powinien coś zrobić, nie bardzo wie co, a gdy w końcu zdecyduje się coś zrobić, zawsze jest za późno – zauważa satyryk.

Zagubienie w złożoności świata polityki i jej różnych kontekstach dostrzega też Witold Bereś, redaktor naczelny miesięcznika „Kraków i Świat”: – Prócz książek ma Andrzej Sebastian Duda nad półkotapczanem zestaw DVD z pasjami oglądanym „Zezowatym szczęściem”. Kiedy już zapada zmrok i nikt Andrzejowi Sebastianowi Dudzie nie przeszkadza w subtelnych analizach własnej duszy, wraca nasz Wielki do sceny, gdzie obywatel Piszczyk przypadkiem idzie w marszu narodowców, choć wcześniej był kimś w rodzaju demokraty w Unii Wolności. Tłum krzyczy: „Wodzu, prowadź na Kowno! Niech żyje Polska od morza do morza!”, a Piszczyk konstatuje: „Stopniowo zaczął mnie ogarniać nastrój tego krzyczącego tłumu, chociaż wcale mi nie zależało na Kownie”. Po chwili jednak do marszu dochodzi druga grupa, która skanduje: „Ży-dzi na Ma-da-ga-skar!”. „Zupełnie nie wiedziałem, co krzyczeć – trochę się bałem, że z powodu mojego nosa mogą mnie wziąć za Żyda. Dlatego postanowiłem wykrzykiwać na przemian: jedno hasło dla tych z przodu pochodu, a drugie dla tych z tyłu”.

Nieudane próby wpisania się w trendy i bieżącą sytuację są znamienne dla prezydentury Andrzeja Dudy. Weźmy podjęcie wyzwania Hot16Challenge podczas pandemii. Kolejne osoby publiczne, aby dodać otuchy obywatelom siedzącym w pandemicznym zamknięciu, nagrywały rap lub melorecytacje i zapraszały do zabawy kolejnych wskazanych. W tym zestawieniu pojawił się wreszcie prezydent ze swoim „Ostrym cieniem mgły”. Widać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Co dziś oznacza być Europejczykiem?

Witold Bereś,
redaktor naczelny magazynu „Kraków i Świat”

Jeszcze do jesieni 2023 r., gdy bandyci napadli na Izrael (który zareagował niewspółmiernie), a nawet 2024 r., gdy Amerykanie wybrali Forresta Trumpa, było OK. Jesteśmy Europejczykami, bo chcemy Unii Europejskiej, która powstała po to, aby uniemożliwić wojnę na kontynencie. Mało tego, współgrała z USA (dzięki wojskom amerykańskim spacyfikowano Niemcy), zacieśniała współpracę z Izraelem, który był forpocztą Zachodu na Bliskim Wschodzie, wciągnęła młodą Europę, a i wypuściła dżina kultury i sukcesu gospodarczego. Mało: próbowała zaszczepić europejskość w swoim największym przeciwniku, Rosji. Dziś wszyscy się przelicytowują, kto był bardziej antyrosyjski, ale ja tam wiem, że gdyby 20 lat temu udało się Moskwę wciągnąć w krąg Zachodu, dziś byłoby inaczej. Lecz mój świat poszedł w diabły jak głosy oddawane na Unię Wolności – nie ma już ani jednego elementu, który przesądzał o mojej Europie. Dziś prawdziwy Europejczyk musi się szykować do wojny, wszyscy o tym trąbią na lewo i prawo, jakby to była bułka z masłem. A to mnie nie interesuje. Więc już nie wiem, co to znaczy być dzisiaj prawdziwym Europejczykiem.

 

Dr Agnieszka Kwiatkowska,
socjolożka, politolożka, USWPS

Trzy czwarte Polek i Polaków czuje się Europejczykami, podobny odsetek widzi Unię Europejską jako ostoję stabilności w świecie pełnym niepokojów. Europejskość dziś opiera się głównie na wspólnych wartościach: demokracji i praworządności, ochronie socjalnej obywateli, odpowiedzialności za środowisko i klimat, tolerancji i solidarności. Mimo problemów wewnętrznych Europa pozostaje przestrzenią współistnienia wielu kultur, a bycie Europejczykiem zakłada gotowość do dialogu i myślenia wspólnotowego, bez utraty własnej odrębności. W świetle obecnego kryzysu konstytucyjnego w Stanach Zjednoczonych europejskość to również współdzielona suwerenność i silne mechanizmy ochrony praworządności, które ograniczają możliwości szybkiego rozmontowywania demokracji na poziomie Unii.

 

Krzysztof Daukszewicz,
satyryk, komentator życia publicznego

Dziś bycie Europejczykiem oznacza, szczególnie w sposobie myślenia, stanie jak najdalej zarówno od Rosji, jak i od Ameryki. Obecna sytuacja na świecie jest szansą, aby Europa wreszcie zadbała o swoją integralność i zrobiła to solidnie i na serio. Warto zdać sobie sprawę, że teraz Ameryce nie będzie zależało na tym, aby Europa funkcjonowała na swoich zasadach. Dla Ameryki liczy się przede wszystkim jej własny interes. To jednak idealny punkt wyjścia do tego, aby Europa zaczęła myśleć o realizowaniu głównie swoich interesów.

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

W polityce zdrowy rozsądek nie obowiązuje

Politycy przebijają satyryków pod każdym względem

Krzysztof Daukszewicz – (ur. 1947 w Wichrowie na Warmii), poeta, pisarz, satyryk. Współtwórca kabaretu Gwuść w Szczytnie, autor piosenek, ballad i książek satyrycznych, w tym „Przeżyłem Panie Hrabio”, serii „Między Worłujem a Przyszłozbożem”, „Meneliki”, „Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach”, „Nareszcie w Dudapeszcie”, „Ziobranoc Europo” i – napisanej wraz z żoną Violettą Ozminkowski – „Sposób na przetrwanie”. Pisał felietony do „Przeglądu”. W 1991 r. otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki, a w 2021 r. Nagrodę im. Henryka Panasa ufundowaną przez olsztyńskie oddziały Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej i Związku Literatów Polskich.

Czy z satyrykiem można porozmawiać poważnie?
– Ze mną można, a nawet trzeba, bo jestem bardzo poważnym człowiekiem. Satyrycy z reguły są bardzo poważnymi ludźmi, co widać szczególnie w zderzeniu z politykami, bo jak oglądasz Sejm, to widzisz, że ci posłowie przebijają nas pod każdym względem.

Nie tylko w Sejmie, że wspomnę o galimatiasie związanym z kupowaniem dyplomów MBA w Collegium Humanum. Ty chyba na taką specjalną ofertę się nie załapałeś?
– Nie miałem takiej potrzeby, co więcej, już wiele lat temu przerwałem studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie w sposób, powiedziałbym, dosyć zabawny. Mieliśmy takiego profesora od pedagogiki, który nie zaliczał egzaminu nawet za pół pytania, na które student nie odpowiedział. Mnie trafiły się trzy pytania, na dwa typowo pedagogiczne odpowiedziałem bez problemu, ale profesor chciał mnie złapać na pytaniu o system oświatowy w… Bułgarii. A że już wtedy myślałem o uprawianiu profesji, jaką wykonuję dzisiaj, zdobyłem się na odwagę i uczciwie odparłem: „Panie profesorze, jeśli system oświatowy w Bułgarii będzie mi potrzebny w pracy zawodowej, to przysięgam panu, że pojadę do Bułgarii i sprawdzę to na własnej skórze”. Na co on zareagował bardzo życzliwie, bo postawił mi w indeksie tróję, ale zarazem dodał: „Mnie nie będzie przeszkadzało spotykanie pana na korytarzach WSP, ale nie widzę dla pana miejsca na tej uczelni”. W ten sposób delikatnie wybił mi z głowy studiowanie pedagogiki.

Ułatwiając podjęcie decyzji o poświęceniu się karierze satyryczno-kabaretowej?
– Dzięki niemu zaoszczędziłem raczej wiele wysiłku i kłopotów związanych z dalszym studiowaniem, jako że już w tym czasie pomieszkiwałem w Warszawie i musiałbym dojeżdżać na zajęcia do Olsztyna. W rezultacie byłem mu nawet wdzięczny, a gdy spotkałem go później na którymś zjeździe absolwentów pedagogiki, serdecznie się przywitaliśmy, a nawet przeszliśmy na „ty”.

Ale studiowanie w Collegium Humanum dawało więcej możliwości; ludzie z kasą mogli zdobyć dyplom bez pojawiania się na uczelni. A te dyplomy uprawniały do zasiadania w radach nadzorczych spółek, co wiązało się z kolejnymi dochodami. Co ciekawe, z takiej okazji korzystali ludzie różnych zawodów i z różnych opcji politycznych, podobno nawet Szymon Hołownia, choć stanowczo temu zaprzecza.
– Przecież nie ma pieniędzy oznakowanych logo PiS, PO, SLD czy Trzeciej Drogi. Pieniądze to pieniądze, jednakowo śmierdzą. Albo pachną, zgodnie z dewizą pecunia non olet. Zarabiały obie strony: ta sitwa na Collegium Humanum i potencjalni nabywcy dyplomów. Jeśli był to nieczysty interes, na co wskazują dotychczasowe ustalenia, to jednak na krótką metę. Takie sprawki wcześniej czy później wychodzą na światło dzienne i aż mi się nie chce wierzyć, by ktoś liczył, że to się nie wyda. Ale takie irracjonalne zachowania się zdarzają; niektórzy nawet liczą, że Jarosław Kaczyński będzie trwał wiecznie, choć każdy musi zdawać sobie sprawę, że przynajmniej przyroda na to nie pozwoli.

O właśnie, niedawno przewidywałeś publicznie, czyli w wywiadzie prasowym, że jeśli prezes Kaczyński wystawi kandydaturę „człowieka bez imienia” na fotel prezydenta, czyli niejakiego Karola Nawrockiego, to się przeliczy. A on wystawił, więc sądzisz, że się przeliczy?
– Gdybym mógł tak łatwo przewidywać, założyłbym w domu centrum wróżbiarskie i zarabiał grube pieniądze, nawet bez dyplomu MBA. Chociaż zdarzało mi się co nieco przewidzieć, że wspomnę o liście do Hrabiego sprzed ponad 30 lat, gdy pisałem: „A na pytanie Pana Hrabiego: Co w takim razie oznaczają w naszym kraju słowa pluralizm i demokracja, to odpowiadam, że co to jest pluralizm i demokracja, to wie tylko Lech Wałęsa, ale wygląda na to, że prawidłową odpowiedź schowali na później bracia Kaczyńscy”.

I te słowa okazały się prorocze? Co prawda Lech Kaczyński od dawna nie żyje, ale Jarosław wie najlepiej, jak w praktyce stosować demokrację i pluralizm, choć to drugie słowo nie jest już tak modne jak wtedy, gdy w charakterystyczny sposób powtarzał je Wałęsa.
– Teraz się śmieję, że z biegiem lat Jarosław Kaczyński coraz bardziej upodabnia się do Lecha Wałęsy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Od czytelników

Jak sobie radzić z jesienną chandrą?

Franciszek Ostaszewski, psycholog, Uniwersytet SWPS Warto zacząć od tego, że rzeczywiście występuje zjawisko nazywane seasonal affective disorder, sezonowe zaburzenie afektywne. To poczucie bardziej negatywnego nastroju związanego z jesienią czy zimą. Popularnie mówi się o nim właśnie jesienna chandra. Sposobów radzenia sobie z tym poczuciem jest kilka. Tak zwana sezonowa depresja często wiąże się z niedostatkiem słońca i brakiem odpowiedniej ilości witaminy D, którą w tym okresie należy suplementować. Poza tym, ujmując

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy kłamstwo w polityce ma krótkie nogi?

Prof. Radosław Markowski,
politolog, socjolog, USWPS

Jeden z amerykańskich prezydentów ukuł sentencję, że można kłamać, ale nie można kłamać we wszystkich sprawach, zawsze i wobec każdego. Polityka kieruje się tym, że politycy, ujmując to delikatnie, konfabulują. Przedstawiają w dobrym świetle siebie i swoje działania, a ich przeciwnicy robią wręcz odwrotnie. Czy kłamstwo się opłaca, zależy od popytu i podaży, jakie funkcjonują w polityce, czyli od tego, kto i do kogo kieruje komunikat. Jeśli spojrzeć na większość krajów, suweren jest zazwyczaj przeciętnie rozgarnięty i łatwo go karmić np. fake newsami. Weźmy Donalda Trumpa. To typ polityka, któremu opłaca się permanentne kłamanie. Podobnie jest w Polsce. Koalicji rządzącej nie opłaca się kłamać, ponieważ odbiorcami jej przekazu są głównie ludzie, którzy nie chcą prostej interpretacji faktów, oczekują konkretnych uzasadnień. Na drugim biegunie mamy wyborców opozycji, którzy przyjmą wszystko, co zakomunikuje im partyjny wódz. Nawet jeśli będzie stało w stuprocentowej sprzeczności z tym, co pokazuje rocznik statystyczny.

 

Krzysztof Daukszewicz,
satyryk, komentator polityczny

Kłamstwo w polityce już nie ma nóg, ponieważ kłamie się w niej na okrągło. Niektórych może zastanawiać, jak politycy w takim razie chodzą, ale widać, że jakoś sobie radzą, więc można odłożyć tę kwestię na bok. Dużo istotniejsze jest, że kula tych wszystkich kłamstw uderza w społeczeństwo.

 

Piotr Szumlewicz,
przewodniczący Związkowej Alternatywy

W polskiej polityce kłamstwa nie mają konsekwencji z tego prostego powodu, że największe partie w kluczowych sprawach oszukują. Wszyscy mówią chociażby o walce z kolesiostwem i nepotyzmem, a nikt nie przyjmuje zapobiegających im rozwiązań systemowych. Wszystkie liczące się partie w kampaniach wyborczych proponują mnóstwo zmian na lepsze, a ich liderzy wiedzą, że w najlepszym wypadku zrealizują tylko kilka propozycji. Czy tak musi być? Wydaje się, że dla wielu Polek i Polaków wiarygodność jest jednak zaletą. Wyborcy mogliby docenić partię, która mówiłaby prawdę i nie oglądała się na słupki poparcia. Na przykład wielu polityków obozu rządzącego wie, że świadczenie Rodzina 800+ w obecnej wersji jest nieskuteczne i drogie, ale unikają dyskusji na ten temat. Liderzy koalicji rządzącej nie mówią też o zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, choć jest to oczywistość dla wszystkich postępowych partii w Unii Europejskiej. Mówienie prawdy za wszelką cenę bywa dla polityków zgubne, ale koniunkturalizm może trwale odebrać wiarygodność.

 

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Co w Polsce jest OK?

Krzysztof Daukszewicz,
satyryk, felietonista

W Polsce OK jest pogoda… A mówiąc poważniej, to jeśli chodzi o jakiekolwiek plusy, jestem raczej zdezorientowany. Patrząc na otaczającą rzeczywistość, cały czas dochodzę do wniosku, że świat w ogólnym rozrachunku nieustannie głupieje.

 

Prof. Krystyna Skarżyńska,
psycholog społeczny, Uniwersytet SWPS

OK dla mnie znaczy, że coś lub ktoś jest w porządku, działa właściwie, jest słuszne, niekoniecznie zaś super. OK jest więc to, że Polska stała się kolorowa, zróżnicowana obyczajowo, religijnie, politycznie i językowo. Zwiększa to szanse na rozwój, innowacyjność, kształtuje prodemokratyczne umiejętności: dostrzegania różnych perspektyw, dochodzenia do zgody lub kompromisu. OK jest bardziej demokratyczny niż poprzedni rząd koalicyjny, zróżnicowany światopoglądowo, wiekowo i płciowo. OK są spory wewnątrz koalicji, gdy służą lepszemu rozwiązywaniu problemów, a nie pokazywaniu wielkiego ego i wyższości moralnej. OK jest zmiana polityki na bardziej prospołeczną, nastawioną na potrzeby Polaków. Słusznie powstały trzy specjalne komisje sejmowe. Miały pokazać, w jakim stopniu dobro jednej partii i jej sojuszników było ważniejsze niż dobro państwa i obywateli, jakie instytucje i osoby są odpowiedzialne za bezprawne działania. Nie jest OK wzajemne okazywanie przez świadków i członków komisji lekceważenia, czasem jawnej wrogości, obrażanie. OK jest pamięć o 4 czerwca: musical „1989”, debaty i książki na temat Okrągłego Stołu, o historii Solidarności i jej bohaterach, także o kolejnych prodemokratycznych ruchach obywatelskich. OK jest mniej straszenia wojną, a więcej działań realnie zwiększających bezpieczeństwo obywateli.

 

Marcin Goździeniak,
współtwórca podcastu muzycznego „Synestezja”

Bardzo OK jest to, że w polskiej branży muzycznej dzieje się dziś wiele ekscytujących rzeczy. Nasza scena obfituje w młodych, utalentowanych artystów, którzy zdobywają coraz większe uznanie. Podbijają listy przebojów i wyprzedają największe stadiony w kraju w zaledwie kilka minut. Jeszcze parę lat temu takie sytuacje miały miejsce, tylko gdy przyjeżdżały duże zagraniczne gwiazdy. Dzisiaj Sanah czy Dawid Podsiadło nie mają z tym najmniejszego problemu. Bardzo cieszy, że wielu naszych wykonawców występuje dziś w kultowym cyklu 

MTV Unplugged, czyli tzw. grania bez prądu. W takich aranżacjach mogliśmy usłyszeć i zobaczyć m.in. Mroza, Krzysztofa Zalewskiego, Wojciecha Waglewskiego czy Tomasza Organka. W ostatnich latach obserwujemy też wzrost zainteresowania płytami winylowymi. Wiele polskich wytwórni i sklepów muzycznych odnotowuje wzrost ich sprzedaży. Ten powrót do vintage nie tylko jest OK, to jest po prostu cool.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jerzy Domański

1200 i dalej

To już 1200. numer „Przeglądu”. Jubileusz i refleksja, że od 23 lat zawracamy głowę Czytelnikom. Co robimy chętnie, choć szron na głowie i włosów ubyło, z tą samą energią, z jaką startowaliśmy 20 grudnia 1999 r. A zaczęliśmy z przytupem. Cały zespół redakcyjny ówczesnego „Przeglądu Tygodniowego” rozstał się z właścicielem, który kupił tytuł za skromne pieniądze, bo chciał mieć trampolinę do kariery politycznej. Kapitalizm w polskim wydawnictwie wyleczył nas ze złudzeń, z którymi Polacy wchodzili w lata 90. Rzeczywistość była zbyt ponura

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Aleksander Kwaśniewski nagrodzony w Olsztynie

Laureatem drugiej edycji Nagrody im. Henryka Panasa, ustanowionej przez olsztyńskie oddziały Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej i Związku Literatów Polskich, został Aleksander Kwaśniewski. Zdziwienie postronnych obserwatorów mógł wzbudzić fakt przyznania byłemu prezydentowi RP nagrody imienia wybitnego redaktora i pisarza z Olsztyna, autora apokryfu „Według Judasza”. Uzasadnienie kapituły rozwiało jednak wątpliwości: statuetka z podobizną Henryka Panasa trafiła w ręce redaktora naczelnego w latach 80. XX w. tygodnika studenckiego „itd”, potem dziennika

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Optymistyczny obserwator otoczenia

Nie było władzy, której bym czapkował Krzysztof Daukszewicz – satyryk, pisarz, felietonista, kompozytor „A na pytanie Pana Hrabiego: – Co w takim razie oznaczają w naszym kraju słowa pluralizm i demokracja? To odpowiadam, że co to jest pluralizm i demokracja, to wie teraz tylko Lech Wałęsa, ale wygląda na to, że prawidłową odpowiedź schowali na później bracia Kaczyńscy”. Pamiętasz, skąd ten cytat? – Pamiętam, to cytat z mojej pierwszej książki, „Przeżyłem, Panie Hrabio”, która wyszła chyba w 1991 r. Tak sobie zafantazjowałem… Fantazja się spełniła, można

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.