Tag "kwarantanna"

Powrót na stronę główną
Wywiady

Przytulajmy się

Seks w czasie pandemii: niektórzy dzięki zamknięciu zobaczyli, że potrafią się sobą cieszyć Prof. Zbigniew Izdebski – seksuolog, pedagog Premier ogłosił kolejne obostrzenia w związku z pandemią. W tym zamieszaniu nie bierze się pod uwagę stanu psychicznego ludzi młodych. A ten nie jest najlepszy. W pana badaniu ludzie w wieku 18-29 i 30-49 lat mówili o wyczerpaniu psychicznym, a nawet o napadach agresji. – Gdy mówimy o pandemii i problemach wynikających z lockdownu, wskazujemy ludzi starszych. Oczywiście z punktu widzenia epidemiologicznego myślenie „chrońmy seniorów” niewątpliwie jest ważne. Ale w myśleniu o zdrowiu publicznym musimy pamiętać o kwestii zdrowia fizycznego, psychicznego i seksualnego. W marcu, kwietniu i maju 31% Polaków wskazało, że doświadczyło kryzysu psychicznego, załamania. Było to najbardziej widoczne w przedziale wiekowym 18-29 lat – w tej grupie kryzys dotyczył 49% osób. Ale też 46% było załamanych fizycznie. Bardziej załamane były kobiety (37%) niż mężczyźni. Kryzysu psychicznego doświadczyli głównie uczniowie i studenci skazani na naukę zdalną. Ludzie młodzi rozwojowo nastawieni są na kontakty społeczne z rówieśnikami. Tego zostali pozbawieni. Po wakacjach uczniowie wrócili do szkół podstawowych i ponadpodstawowych, a studenci byli zdani na naukę online. My, nauczyciele akademiccy, też jesteśmy tym zmęczeni. Mogę sobie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

To będzie bardzo ciekawy rok szkolny

Nadal nie wiem, za co jako dyrektor odpowiadam, który moment powinnam uznać za niebezpieczny i zamknąć szkołę Ewa Radanowicz – dyrektorka innowacyjnej Szkoły Podstawowej w Radowie Małym w województwie zachodniopomorskim, członkini społeczności The Global Change Leaders Ashoka. Edukatorka, trenerka, autorka książki „W szkole wcale nie chodzi o szkołę”. Czego pani się boi najbardziej przed rozpoczęciem roku szkolnego? – Absurdów. Już widać, że będą nam towarzyszyć w codziennej pracy. Będziemy musieli stosować procedury nieadekwatne do naszego środowiska. Do szkoły w Radowie Małym dzieci dowożone są z 19 miejscowości czterema autobusami. Spędzają w autobusie od 20 do 40 minut. W autobusach trudno zachować dystans społeczny. Dzieci potem wejdą do szkoły, gdzie będzie panował zaostrzony rygor sanitarny: oddzielna pracownia, zakaz większego mieszania się, przemieszczania. Rygor powinien być, ale w naszej szkole część zajęć, np. z matematyki, odbywa się na zasadzie projektu w kuchni szkolnej. Nieunikniona, a wręcz wskazana jest praca w grupach mieszanych wiekowo. Sanepid pewnie nam tego zabroni. Przypominam, że dzieci są wymieszane w autobusie. Tak samo wracają do domu. Pracujecie w sposób nieszablonowy. – Według planu lekcji nasze dzieci pracują minimum sześć godzin w tygodniu w różnych pracowniach tematycznych, np. humanistycznej,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Gra z wirusem

Branża gier komputerowych bierze odwet za lata traktowania jej jak znudzone dziecko szukające nowej rozrywki Tylko w marcu, pierwszym miesiącu globalnego ataku koronawirusa, rynek gier komputerowych zarobił 10 mld dol., co oznacza wzrost o 11% rok do roku. Wynik to imponujący i do pozazdroszczenia, szczególnie że wiele gałęzi przemysłu walczy o przetrwanie. Sprzedaż niektórych gier rośnie w zawrotnym tempie, notując nawet kilkudziesięcioprocentowe wzrosty. Z 10-miliardowego tortu segment gier mobilnych wyciął kawałek wartości 5,7 mld dol. i stał się bogatszy o 15%. Mniej – 1,5 mld dol. – zarobili producenci gier na konsole, ale i tak jest to w skali roku wzrost o 64%. Najlepiej sprzedawały się gry na rynkach europejskich i Stanów Zjednoczonych, tam gdzie pandemia najbardziej daje się we znaki. A jeszcze kilkanaście miesięcy temu WHO, widząc w grach komputerowych zagrożenie dla zdrowia psychicznego, chciała je wpisać na listę czynników uzależniających, czemu – nawiasem mówiąc – sprzeciwiło się wiele krajów, m.in. Wielka Brytania. Dziś jest odwrotnie, uznano, że ta groźna zabawa to mniejsze zło i właśnie Światowa Organizacja Zdrowia, zwierając szyki z firmami żyjącymi z cyfrowej rozrywki, wręcz propaguje granie, pomagające w zniesieniu domowej kwarantanny. No cóż,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Jakoś musimy to przetrwać

Górnicy stoją przed wyborem: albo zdrowie, albo praca. I pytają, dlaczego tak długo czekano z testami Złą wiadomością jest to, że rośnie liczba zakażeń górników na Śląsku, dobrą – że większość zakażonych nie ma objawów ani poważnych powikłań. Zaledwie kilka tygodni temu, w środku kwietnia, sytuacja górników i pracowników śląskich kopalń węgla kamiennego pod względem zakażeń SARS-CoV-2 wyglądała całkiem nieźle. Przynajmniej pozornie. Kopalnie pracowały, wydobywały surowiec mimo powiększających się zwałów i niesprzedanych zapasów. Spółki górnicze, wśród nich Polska Grupa Górnicza (PGG), Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW) czy Węglokoks, wprowadziły obostrzenia i środki bezpieczeństwa. Potwierdzano co prawda pojedyncze przypadki zakażeń u pracowników, ale sztaby kryzysowe zakładów informowały o szybkiej izolacji tych osób. I tak przez jakiś czas zdawały się potwierdzać uspokajające słowa Adama Gawędy, byłego już pełnomocnika rządu ds. górnictwa, który jeszcze w marcu przekonywał, że praca górników na dole jest bezpieczna. – Temperatura i przewietrzanie wyrobisk sprawiają, że to środowisko nie pozwala na przenoszenie się wirusa – mówił Gawęda. Trzeba chodzić do pracy i zarabiać Jednak nie tylko pracownicy kopalń twierdzili, że wcale tak nie jest i że wprowadzonych obostrzeń nie da się do końca przestrzegać, bo kopalnia to nie biuro czy sklep. Pod względem zakażeń przemysł wydobywczy to „bomba z opóźnionym zapłonem”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pamiętniki pandemii

Wyjątkowość sytuacji napędza niektórych do jej opisywania Maja Głowacka – socjolożka i kulturoznawczyni, doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się historią polskiej struktury klasowej, pamięcią klasową oraz kulturą wizualną. Justyna Kościńska – socjolożka. W Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego pisze doktorat na temat nierówności społecznych i dostępności usług publicznych. Wiceprzewodnicząca warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Czy ktoś jeszcze pisze pamiętniki? Wydaje się, że ich funkcję przejęły wpisy w mediach społecznościowych, w mniejszym stopniu blogi, które szczyt popularności mają już chyba za sobą. Maja Głowacka: – Trudno powiedzieć. Nie spotkałam się z żadnymi badaniami, jak popularne jest w Polsce bieżące spisywanie przeżyć i przemyśleń. Na pewno jednak u wielu osób taka potrzeba pojawiła się wraz z wybuchem pandemii. Zaobserwowaliśmy ją także wśród badaczy społecznych – szybko powstała grupa na Facebooku, na której na co dzień dzieliliśmy się spostrzeżeniami na temat zmian naszego życia i zmian w życiu społecznym. Była to dla naszego zespołu jedna z inspiracji do zorganizowania badań socjologicznych w formie konkursu pamiętnikarskiego. Justyna Kościńska: – Kiedy go ogłosiliśmy, zaczęliśmy dostawać wiadomości w stylu: „Już na samym początku pandemii zacząłem pisać pamiętnik, a teraz mam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Co mamy w głowach

Na własnej skórze przekonujemy się, że stan epidemii to ogromne nieszczęście. Mamy prawdziwą wojnę o zdrowie i życie. I o miejsca pracy. Gwałtownie zmieniają się wcześniejsze reguły. Jeszcze niedawno prowadziły nas one przez świat jak szyny pociąg. Koronawirus, unieruchamiając miliony ludzi w domach, wymusił na wszystkich zmianę tych reguł. To musi boleć. Zwłaszcza że pełnego powrotu do tego, co było przed COVID-19, z pewnością już nie będzie. Największe zmiany, choć jeszcze nierozpoznane i nieprzewidywalne, zachodzą w naszych głowach. Dla kilku pokoleń to, co teraz się dzieje, jest najgorszym doświadczeniem w całym ich życiu. Piszę tu o dorosłych. A przecież kompletnie rozwalone życie mają miliony dzieci i dorastająca młodzież. Trochę intuicyjnie, ale myślę, że psychologicznie najtrudniejszy jest dla wszystkich brak możliwości określenia, nawet w przybliżeniu, końca tej epidemii. Perspektywa z jednym wielkim znakiem zapytania jest szczególnie przygnębiająca. Naturalne jest zatem, że wszyscy szukają światełka w tym tunelu. W tak trudnym czasie rośnie zapotrzebowanie na autorytety. Pilnie rozglądamy się za ludźmi, którym możemy zaufać. Bo bardzo chcemy komuś uwierzyć, że nas przeprowadzi przez budzące strach nieznane zagrożenie. Ludzie, szukając liderów, weryfikują równocześnie tych, którzy formalnie pełnią funkcje przywódcze. Mamy polityków wybranych w spokojnych i generalnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Paryż na beczce prochu

Rośnie napięcie na biednych przedmieściach. Najmniejsza iskra może wywołać masowy bunt 18 kwietnia, miejscowość Villeneuve-la-Garenne, północne przedmieścia Paryża. 30-letni motocyklista zostaje ciężko ranny w wyniku kolizji z radiowozem. Źródła policyjne przekonują, że jechał ze zbyt dużą prędkością. Świadkowie utrzymują jednak, że policjanci celowo otworzyli drzwi auta, by motocyklista uderzył w nie z całym impetem. Policja stanowczo zaprzecza. Na próżno. Wideo z miejsca wypadku szybko obiega całą Francję i przyczynia się do wybuchu zamieszek na paryskich przedmieściach w departamentach Sekwana-Saint-Denis i Hauts-de-Seine. Podczas kilkudniowych protestów uczestnicy domagają się sprawiedliwości dla poszkodowanego, choć on sam apeluje na Twitterze, aby ludzie wrócili do domów i zaprzestali przemocy. Od tego czasu niepokoje społeczne rozprzestrzeniły się także na inne części kraju. Do zamieszek i starć z policją doszło m.in. w Tuluzie, Lyonie czy Strasburgu. 3 maja w Noisy-le-Grand na przedmieściach Paryża kilkanaście osób wdało się w bójkę z policjantami, którzy patrolowali ulice i sprawdzali, czy mieszkańcy stosują się do reguł kwarantanny. Pięciu policjantów zostało rannych, funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego. Dwóch mężczyzn aresztowano. Nagranie obiegło media społecznościowe. W ostatnich dniach również należąca do Francji wyspa Majotta stała się areną ostrych starć służb z mieszkańcami, którzy nie chcą się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Krajobraz po epidemii

Jaka będzie Polska po epidemii? Nikt nie wie, choć wszyscy na ogół są zgodni, że inna. Zacznijmy od epidemii. Pierwszy przypadek koronawirusa odnotowano w Polsce 4 marca, minęły więc od tego czasu pełne dwa miesiące. Ile osób zmarło? Wedle danych z chwili, kiedy to pisałem, 716. Czyli dziennie umierało mniej więcej 12 osób. Ile osób dziennie umiera w Polsce w ostatnich latach? Średnio ok. 1,2 tys. Wygląda na to, że zgony z powodu koronawirusa to ok. 1% wszystkich śmierci. Czy to dużo? Nie wiem. Czy gdyby nie te wszystkie obostrzenia, zmarłoby więcej? Zapewne tak. Ile razy czy o ile więcej? Nie wiem, nikt tego nie wie dokładnie. Epidemiolodzy mogą to co najwyżej szacować, a my możemy im wierzyć albo nie. Czy wszystkie obostrzenia i ograniczenia były konieczne? Zapewne nie. Gdyby np. w Tatrach otwarte były dla turystów nie trzy doliny, ale wszystkie, zapewne mniejsze byłoby zagęszczenie spacerujących i tym samym niebezpieczeństwo zarażenia. Czy zamiast pakować wszystkich, którzy przyjechali z zagranicy lub mieli kontakt z osobą zarażoną, na dwutygodniową kwarantannę, można by było sprawdzić ich testem i jeśli nie byliby zarażeni, zwalniać z niej? Teoretycznie tak. Nie wiem, dlaczego w ten sposób nie postępowano. Być może jednak nie można było, tylko ja nie znam powodów. Nie wiem też, dlaczego jazda

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Epidemia przemocy

Dla wielu osób stosujących przemoc nakaz „zostań w domu” staje się instrumentem usidlenia ofiary Agnieszka. To oczywiście nieprawdziwe imię. Kobiety doświadczające przemocy w rodzinie nie chcą podawać swoich danych. Maseczka skutecznie zasłania jej twarz. Niech więc będzie Agnieszka. Opowiada o tym, jak poznała męża, jak przez kilka lat byli parą, pracowali, urządzali mieszkanie, wyjeżdżali. Zwyczajne życie. – Owszem, przed ślubem zdarzało się, że mój partner zachował się wobec mnie nie w porządku, ale to były drobne przykrości – wspomina. – Kiedy coś przeskrobał, na przeprosiny obsypywał mnie prezentami. Gdybym mogła przypuszczać, jakie piekło mnie czeka, nigdy bym za niego nie wyszła. Teraz, w czasie epidemii, jesteśmy ciągle razem i to spotęgowało przemoc. Głównie psychiczną. Kiedy myślę, że tak miałoby być już zawsze, jestem przerażona. Jeśli dalej tak ma być, to lepiej, żeby mąż mnie wykończył. Dręczy duszę Co roku w Polsce przemocy domowej doświadcza ok. 90 tys. osób. Głównie kobiet i dzieci. W czasach izolacji, kiedy kontakt z psychologiem czy asystentem rodziny jest tylko zdalny, ojcowie, matki, mężowie, w ciałach których ukryli się oprawcy, dręczą swoje ofiary. Wiedząc, że przemoc karmi się milczeniem. Mieli dla siebie niewiele czasu. On był

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Baryton na balkonie

Uziemieni w domach artyści robią to, co potrafią najlepiej – śpiewają Ośmiogodzinny koncert „One World: Together at Home” przejdzie do historii. I to paradoksalnie dzięki temu, z czym żaden szanujący się show muzyczny nie powinien się kojarzyć, czyli partyzanckim warunkom realizacji, brakowi profesjonalnego nagłośnienia, chałupniczej (dosłownie!) scenografii. Nie chodziło bowiem o walory artystyczne. Bezprecedensowe przedsięwzięcie online, w które zaangażowały się dziesiątki gwiazd, głównie pierwszej wielkości, nie miało na celu wyłącznie pomocy charytatywnej. Owszem, realne pieniądze dla służby zdrowia także się liczyły, ale inicjatywa pod auspicjami WHO i Global Citizen miała być symbolicznym okazaniem wsparcia i wdzięczności medykom na pierwszej linii frontu w walce z epidemią. Uziemieni w domach artyści robili to, co potrafią najlepiej – śpiewali. I dodawali otuchy sobie nawzajem oraz fanom przed monitorami pod każdą szerokością geograficzną. „Jestem taka szczęśliwa, że stanowimy jeden świat. Myślę o nich każdego dnia, modlę się za nich każdego dnia”, mówiła ambasadorka wydarzenia Lady Gaga o personelu medycznym. Paul McCartney przypominał, że jego matka była pielęgniarką. „Powiedzmy naszym liderom, że potrzebujemy ich w celu wzmocnienia systemów opieki zdrowotnej na całym świecie, aby taki kryzys nigdy się nie powtórzył”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.