Tag "lokatorzy"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Gdzie jest morderca Jolanty Brzeskiej?

Naczelny Sąd Administracyjny wydał niezwykle ważny wyrok, w myśl którego zamknięta zostaje pełna patologii, korupcji i zwyczajnej niesprawiedliwości ścieżka bogacenia się tzw. kupców roszczeń. Skupowali oni przez dekady prawa do nieruchomości odebranych właścicielom na mocy tzw. dekretu Bieruta. Media udokumentowały liczne przykłady nadużyć. Wyspecjalizowani „handlarze”, często adwokaci i całe kancelarie, wykorzystując wiek, stan zdrowia i marną sytuację dawnych właścicieli i ich bezpośrednich spadkobierców, odkupowali za rażąco niskie stawki takie prawa (zdarzało się, że za prawo do odzyskania kamienicy płacili kilkadziesiąt złotych), następnie, często z naruszeniem przepisów, pozbywali się lokatorów, niejednokrotnie przemocowo zmuszali ich do wyprowadzki. Proceder trwał od początku lat 90., w jego konsekwencji „zwrócono” ponad 4 tys. nieruchomości. Szacuje się, że pokrzywdzonych tzw. dziką reprywatyzacją zostało 40-55 tys. mieszkańców stolicy. Każda kolejna ekipa rządząca miastem uprawiała proceder w najlepsze. Niezwykłego tempa „dzika reprywatyzacja” nabrała za rządów prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, której nawet mąż został beneficjentem takich praktyk. Po upublicznieniu sprawy po latach zrzekł się prawa do lokalu w prestiżowej kamienicy w Śródmieściu. W latach 2000. pojawił się ruch sprzeciwu wobec tego, przynoszącego setki milionów złotych zysku procederu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat Wywiady

W Berlinie mieszkanie prawem, nie towarem

Niemcy to nadal państwo socjalne i jeśli kogoś nie stać na czynsz w budynku, który został sprywatyzowany, może dostać pomoc od państwa Joanna Kusiak – socjolożka miasta, badaczka w King’s College Uniwersytetu Cambridge oraz aktywistka Deutsche Wohnen & Co. enteignen (DWE). 26 września odbędzie się w Berlinie, wraz z wyborami do Bundestagu, referendum w sprawie wywłaszczenia korporacji mieszkaniowych. Do jego organizacji doprowadziła inicjatywa Deutsche Wohnen & Co. enteignen (Wywłaszczyć Deutsche Wohnen i Spółkę). Jesteś jej działaczką. Wasi przeciwnicy z kręgów wielkiego biznesu mówią, że w tym referendum chcecie przegłosować komunizm. – Wydaje się, że korporacje takie jak Deutsche Wohnen czy Vonovia operują na rynku mieszkaniowym. Natomiast tak naprawdę ich pierwotnym rynkiem jest rynek finansowy. Mieszkania są tylko aktywami, za pomocą których mogą uczestniczyć w grze na rynku finansowym. Porównajmy taką korporację ze zwykłym właścicielem, jakimś panem Müllerem, wynajmującym mieszkanie czy całą kamienicę. Dla niego klientem jest lokator. Między nimi oczywiście istnieje konflikt interesów. Właściciel chce zarobić jak najwięcej, lokatorowi zależy, aby czynsz był niski. Mimo wszystko jest tu pewna współzależność charakterystyczna dla klasycznego kapitalizmu. Właściciel potrzebuje tego klienta. A spółki zarządzające nieruchomościami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Coraz ciszej nad tą śmiercią

Niewyjaśnione mimo upływu 10 lat zabójstwo Jolanty Brzeskiej obnaża nieudolność policji i prokuratury. Oraz lekceważenie polityków Gdy w roku 2016 Zbigniew Ziobro w blasku fleszy zapowiadał wznowienie śledztwa w sprawie śmierci warszawskiej działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej, mówił, że Ministerstwo Sprawiedliwości dołoży wszelkich starań, aby znaleźć jej zabójców. Zapowiadał, że prowadzący wcześniej sprawę prokuratorzy odpowiedzą „za rażące braki i zaniechania na pierwszym etapie śledztwa”. Po 10 latach od śmierci Brzeskiej i pięciu od konferencji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego ani nie wyjaśniono okoliczności zabójstwa, ani nie ukarano osób winnych zaniechań we wcześniejszym śledztwie. Również problem dzikiej reprywatyzacji budynków oraz nękania lokatorów przez prywatnych właścicieli pozostaje nierozwiązany. Niewygodna lokatorka Jolanta Brzeska od dzieciństwa mieszkała w budynku przy ulicy Nabielaka 9 na warszawskim Mokotowie. Wprowadziła się tam z rodzicami w latach 50. Jej problemy rozpoczęły się w 2006 r., gdy kamienica została zwrócona przez miasto spadkobiercom przedwojennych właścicieli. Działo się to, gdy Warszawą rządził prezydent Lech Kaczyński, a następnie komisarz Kazimierz Marcinkiewicz. Właścicielem budynku przy Nabielaka 9 szybko stał się Marek M. (obecnie oskarżony w innej sprawie związanej z reprywatyzacją), zwany kolekcjonerem kamienic. Wyszukiwał dawnych kamieniczników

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Lokator na kolanach

Lokator nie może się nudzić. Musi mieć niespodzianki. Szczególną atrakcję mają lokatorzy Krynickiej Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej z Krynicy-Zdroju. Nasz czytelnik mieszkający na ósmej kondygnacji bez windy zastał taką niespodziankę. Jak wszedł do mieszkania? To proste. Wczołgał się dołem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ateny nie dla ateńczyków

Od zeszłego roku czynsze w greckiej stolicy wzrosły o 17%, mieszkańcy są eksmitowani, a całe dzielnice zamieniają się w turystyczne getta Geraldine Hynes, 63-latka pochodząca z Irlandii, już od dłuższego czasu próbuje kupić mieszkanie w Atenach. Odkąd jej dawny najemca postanowił sprzedać lokum chińskim inwestorom, ona i jej mąż musieli opuścić dom, który wynajmowali przez przeszło trzy dekady. „Chciałabym mieć nareszcie jakiś bezpieczny własny kąt”, mówi pani Hynes. Zarabia skromną pensję jako nauczycielka języka angielskiego, a miesięczna emerytura jej greckiego męża została obniżona z 1,5 tys. do 500 euro w czasie kryzysu gospodarczego, który rozpoczął się w 2010 r. „Kiedy nas eksmitowano, w pobliżu były jeszcze mieszkania po 100 tys. euro. Teraz nie mogę znaleźć niczego poniżej 250 tys. euro. Są to ceny chińskie i rosyjskie. Nie greckie”, ubolewa Geraldine w rozmowie z reporterami z BBC. Ateny chińsko-rosyjskie Małżeństwo mieszkało w Koukaki, przyjemnej, dość spokojnej dzielnicy na obrzeżach Aten, graniczącej z Plaką, historyczną stolicą, która rozciąga się u podnóża majestatycznego Akropolu. Chociaż Koukaki nie wyróżnia się atrakcjami turystycznymi ani zabytkami typu must see, okolica ma swój klimat. Być może właśnie dlatego coraz więcej mieszkań zostaje wykupionych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Oregon kontroluje czynsze

Czy władze publiczne powinny ustalać ceny najmu mieszkań? Katherine Brown, 59-letnia prawniczka i członkini Partii Demokratycznej, na amerykańskiej mapie politycznej wyróżnia się niemal od początku kariery. Kiedy ponad dwie dekady temu pierwszy raz wchodziła w zwarcie z republikanami zasiadającymi we władzach stanu Oregon, ci zarzucali jej, że jako urodzona w Hiszpanii nie ma pełnego prawa decydowania o losach obywateli Stanów Zjednoczonych. Później zaszła tamtejszej prawicy za skórę zdecydowanym działaniem na rzecz ochrony środowiska i kontroli emisji oraz zaangażowaniem w ruchy związkowe i walkę o prawa pracownicze. Ameryka na dobre jednak zapamiętała sobie jej nazwisko w 2015 r., kiedy Brown, wygrywając wybory na gubernatora stanu, stała się pierwszą w historii USA otwarcie biseksualną osobą piastującą to stanowisko. Wprowadzony kilka tygodni temu decyzją pani gubernator ogólnostanowy limit wzrostu czynszów w wynajmowanych mieszkaniach był więc kontynuacją jej linii ideologicznej i wizerunku politycznego. Co jest jasne dla obserwatorów polityki, nie zawsze wydaje się tak oczywiste z ekonomicznego punktu widzenia. Zwłaszcza że Oregon w ostatnich kilkunastu latach stopniowo zyskiwał na atrakcyjności jako jeden z najgorętszych rynków mieszkaniowych w Ameryce. Cały region północnego zachodu, razem ze stanami Idaho i Waszyngton, przyciąga niemal na skalę masową małe i średnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Polska ciasnota

Horror mieszkaniowy przed wojną Spośród obiegowych opinii dotyczących życia w PRL szczególnie żywotna jest taka, że stłoczono wtedy ludzi w maleńkich, standardowych mieszkaniach i że była to jedna z przemyślanych szykan państwa wobec obywateli, których w ten sposób chciano upodlić. A wynikało to z nędzy, która ogarnęła nasz kraj pod panowaniem komunistów. Peerelowska ciasnota i brzydota mieszkań jako degradacja po II RP, w której żyło się pięknie i przestrzennie, to zadziwiająco trwały mit historyczny, chyba tym trwalszy, im bardziej antykomunizm i tęsknota za II RP stają się jałową etykietką tożsamościową. A przecież przez cały okres II Rzeczypospolitej jednym z niewyobrażalnych dziś mankamentów życia większości jej mieszkańców, a także bardzo poważną barierą cywilizacyjną, blokującą wszelki awans społeczny, był – jak to nazywała prasa tamtego okresu – „głód mieszkaniowy”, czyli konieczność mieszkania w potwornej ciasnocie, w fatalnych warunkach higienicznych i przy braku elementarnej intymności oraz jakichkolwiek perspektyw i nadziei na poprawę stanu rzeczy. Chałupa jeszcze z pańskiego drewna Po I wojnie światowej 73% obywateli RP (według spisu ludności z 1931 r.) mieszkało na wsi i w małych miasteczkach, w warunkach skrajnego i wciąż pogłębiającego się przeludnienia. Najmniejsze było w dawnym zaborze pruskim, największe zaś w Galicji, gdzie w 1938 r. 100 ha ziemi musiało wyżywić przeciętnie 114

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Miejska rewolucja w Hiszpanii

W Madrycie, Walencji, Kadyksie, Pampelunie, Saragossie i innych miastach burmistrzami zostały osoby związane z ruchami obywatelskimi Jeszcze nie tak dawno Ada Colau stała na czele ruchu lokatorskiego i blokowała eksmisje. A od trzech lat jest burmistrzem jednego z największych miast w Europie – Barcelony. Przedtem skłoterka i aktywistka, teraz pionierka nowej polityki lewicowej i inspiracja dla innych hiszpańskich burmistrzów. Róża ognia Spacerując po ulicach Barcelony, łatwo zapomnieć, że w przeszłości w tym miejscu dochodziło do wielkich napięć politycznych. Wokół pełno ekskluzywnych butików, galerii, hoteli, restauracji, kafejek i sklepów. Buntowniczego wyrazu miasta nie znajdziemy na pocztówkach ani w pamiątkach dla turystów. Ale choć Barcelona jest niewątpliwie zamożną, kosmopolityczną i mieszczańską metropolią, postępowe idee i organizacje kwitną tu od dawna. Rebeliancki nastrój największego katalońskiego miasta jest zakorzeniony w wielowiekowej historii. W XIX w. miasto było kolebką radykalnych ruchów społecznych, socjalistycznych i anarchistycznych. Zyskało nawet przydomek la rosa de foc, czyli róża ognia. To tu powstał anarchosyndykalistyczny związek zawodowy CNT, który zrzeszał ponad 400 tys. członków. Strajki generalne i twardy opór anarchistycznych robotników były na porządku dziennym. Stolica Katalonii hołduje również głębokim wartościom republikańskim, była jednym z głównych bastionów oporu wobec

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Lokatorzy jak towar

Gdańska spółdzielnia sprzedała kamienicę z mieszkaniami komunalnymi. Miasto umywa ręce Na budynku przy al. Grunwaldzkiej 597 na granicy Oliwy i Sopotu wisi baner: „Kamienica z działką i lokatorami sprzedana przez miasto Gdańsk z polecenia Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i Prezesa Spółdzielni za 400 tys. Sprawę bada prokuratura, pomocy!”. Na działce stoją maszyny budowlane, przy samym murze domu głęboki wykop. W mieszkaniu na parterze pali się światło, pukam, otwiera mi drobna blondynka, woła męża. – Jesteśmy zrozpaczeni – mówi Krzysztof Krasa. – Od półtora roku żyjemy na walizkach. Kamienica razem z nami przechodzi z rąk do rąk. W budynku jest 12 mieszkań, a pierwszy nabywca kupił dom za cenę jednego mieszkania. Pół roku później kolejna firma zapłaciła mu już ponad 2 mln zł. Krążą pogłoski, że jest i trzeci kupiec. Postawiono nas przed faktem dokonanym, chociaż regularnie przez kilkadziesiąt lat płaciliśmy czynsz do miasta. Pierwszy nabywca twierdził, że w domu ma powstać przychodnia, teraz pod naszymi oknami podobno budują akademik, choć niektórzy twierdzą, że to będzie hotel lub pensjonat, bo do plaży od nas jest 3 km. Potężne świdry naruszają konstrukcję budynku, który jest w rejestrze zabytków. W czerwcu odłączono nam prąd

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wkładka mięsna

Dlaczego spółka Orange Polska miałaby sprzedać mieszkania lokatorom, skoro mogła więcej zarobić Mówią o sobie, że są wkładką mięsną. 30 czerwca 2017 r. firma Orange Polska SA, następca Telekomunikacji Polskiej SA i poważny operator komórkowy, sprzedała ich mieszkania w alei Waszyngtona 96 w Warszawie. Niektórzy zajmowali je od 55 lat. Myśleli, że do śmierci mają zapewniony dach nad głową. Stało się jednak inaczej. Być może będą musieli opuścić swój dom. Spółka Orange twierdzi, że pięć razy proponowała lokatorom wykup mieszkań, ale część z nich nie zdecydowała się na to. Ta część, zwana przez nich samych wkładką mięsną, potwierdza, że faktycznie kilka razy pytano ich, czy byliby skłonni kupić swoje mieszkania. Odpowiadali, że tak. Ale dlaczego, mimo ich zgody, za każdym razem do zakupu nie dochodziło, nie mają pojęcia. Namawialiśmy do wykupu Złośliwi mówią, że Orange się zwija. Sprzedaje nieruchomości, bo ich nie można przenieść. Na stronie internetowej reklamuje, że ma do zbycia 800 budynków, lokali i gruntów w całym kraju, także w bardzo atrakcyjnych lokalizacjach. Na przykład w Krakowie sprzedaje budynek Poczty Głównej, usytuowany tuż obok Plant. Oferty napłynęły od ponad 60 kontrahentów z kraju i zagranicy. Wśród nich są znamienite sieci hotelowe. Może

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.