Tag "Ministerstwo Klimatu i Środowiska"
W geście dla natury
Wprowadzenie systemu kaucyjnego ma zmniejszyć ilość odpadów komunalnych i zwiększyć poziom recyclingu
Celem wprowadzenia systemu kaucyjnego jest zmniejszenie ilości zmieszanych odpadów komunalnych odbieranych przez gminy i zwiększenie poziomu recyklingu. Po stworzeniu systemu kaucja będzie pobierana od każdego wprowadzonego na rynek napoju w opakowaniu objętym tą procedurą. Zwrot kaucji użytkownikowi końcowemu będzie następował również za pomocą systemu, bez konieczności okazywania paragonu potwierdzającego nabycie napoju.
Nieodebrana kaucja zostanie przeznaczona na finansowanie i rozwój systemu kaucyjnego. Kaucja ma zachęcić do zwrotu opakowań i zwiększyć ilość ponownie wykorzystanych i przetwarzanych surowców służących do wytworzenia opakowań. System ma objąć trzy rodzaje opakowań: butelki plastikowe do 3 litrów, metalowe puszki do 1 litra, a także – od 1 stycznia 2026 r. – szklane butelki wielorazowego użytku do 1,5 litra.
Opakowania będzie można odnieść do automatu i otrzymać zwrot kaucji, która wyniesie 50 gr dla butelek PET i puszek oraz 1 zł dla szklanych butelek wielokrotnego użytku. Ministerstwo Klimatu i Środowiska wydało zezwolenia na obsługę systemu kaucyjnego pięciu różnym podmiotom. Jednak już teraz są firmy, które na własną rękę, nie czekając na ruch resortu, uruchomiły w swoich sklepach inteligentne butelkomaty.
Zmiana częściowo systemowa?
Firmy informatyczne przygotowały odpowiednie programy, które współpracują z maszynami RVM – recyklomatami – firm RVM Systems Polska, ReVend, Maas Loop oraz Tomra. Dzięki temu automaty do zbiórki opakowań zostały w pełni zintegrowane z aplikacją Kaucyjni.pl. Jednak aby uznać, że system kaucyjny jest gotowy, trzeba pokonać kilka barier.
Prace nad ustawą kaucyjną trwały kilka lat. Przepisy zostały ostatecznie przyjęte przez parlament i podpisane przez prezydenta w 2023 r. Część branży, interesariuszy systemu kaucyjnego, zwracała jednak uwagę, że regulacje wymagają uzupełnienia o kluczowe dla nich elementy. Po wyborach parlamentarnych nowe kierownictwo resortu klimatu i środowiska rozpoczęło prace nad nowelizacją ustawy. Jej ostatnia wersja została przyjęta przez parlament i podpisana przez prezydenta w grudniu 2024 r. Obligowały nas do tego dyrektywy unijne, a także chęć dogonienia pionierów gospodarki odpadami, takich jak kraje skandynawskie czy Niemcy. „To w końcu ogromne przedsięwzięcie logistyczne i technologiczne. Dlatego kluczowe jest, aby proces ten był jak najlepiej zintegrowany z istniejącą infrastrukturą sklepów”, argumentowali przedstawiciele handlu.
System kaucyjny wystartuje w Polsce 1 października br., chociaż wcześniejsze przepisy zakładały jego start na początku 2025 r. Co to oznacza? Duże sklepy, o powierzchni powyżej 200 m kw., będą musiały odbierać puste opakowania i oddawać klientom kaucję. Z kolei mniejsze – będą pobierać kaucję, ale przystąpienie do systemu odbioru opakowań będzie w ich przypadku dobrowolne.
Koniec zgniatania
Uruchomienie systemu kaucyjnego przyniesie kilka pozytywnych zmian również dla klientów. Do ich kieszeni wpłyną drobne za zwrócone butelki i puszki, a przy tym zmniejszy się nieco przepełnienie śmietników, do których trafiają opakowania. Przestaniemy też zgniatać butelki – do tej pory robiliśmy to, by zmniejszyć objętość odpadów. W długofalowej perspektywie zaś odczujemy złagodzenie wpływu szkodliwych substancji na środowisko i będziemy się cieszyć z tego, że dzięki recyklingowi mniej tworzyw sztucznych zalega w ziemi, zanieczyszcza wodę i powietrze, bo wraca na rynek w postaci nowych wyrobów.
Inaczej sytuacja wygląda w branży handlowej, recyklingowej i przemyśle opakowań. – Należy jasno zaznaczyć, że celem systemu kaucyjnego nie jest generowanie zysków dla punktów handlowych, lecz zapewnienie sprawnego obiegu opakowań w duchu tzw. gospodarki cyrkularnej. Ustawa nie przewiduje zysków dla handlu, ale rekompensaty. Koszty prowadzenia zbiórki przez sklepy mają być pokrywane przez operatorów systemu kaucyjnego. W większości
b.tumilowicz@tygodnikprzeglad.pl
Wiatrakowe wariactwo
Powiało grozą. Jak zawsze, gdy odzywa się Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska, wynalazek Hołowni wciśnięty Tuskowi do rządu. Ogłosiła ona, że rząd włączy wiatraki. Wróciła koncepcja, by wiatraki można było budować 500 m od zabudowań. Gdyby głupota mogła fruwać, to ekipa, która lansuje tę paranoiczną koncepcję, już lądowałaby na Marsie. Upieranie się przy tej próbie skoku na kasę prowadzi koalicję na mieliznę. Mamy pomysł. Przetestujmy te 500 m na domach i daczach polityków, którzy koncepcję lansują. Postawcie wiatraki przy swoich domach. A później zajmiecie się naszymi.
Komu bije dzwon, czyli zakład o kościół
Z dokumentu urzędowego: „Zostanie przeprowadzony dowód z oględzin w sprawie uciążliwości hałasowych powodowanych przez funkcjonowanie przedmiotowego zakładu”. „Dowód z oględzin” to słuchanie dźwięku dzwonów emitowanego przez „przedmiotowy zakład” – kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Poznaniu.
Jolanta Hajdasz, świeżo upieczona prezeska Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, czyli przybudówki PiS: „To kolejna metoda na eliminowanie wiary katolickiej i katolików z przestrzeni publicznej. Narzędziem w tym wypadku stały się przepisy dotyczące zwalczania hałasu, a konkretnie decyzje władz, by wyciszyć dzwon. Należy walczyć o kościelne dzwony, bo dziś zaczyna przeszkadzać ich dźwięk, a jutro problemem mogą się stać procesje, pielgrzymki i krzyże”.
Bój o to, w którym kościele za głośno dzwoni, trwa w całej Polsce.
Ateista i ministrant
Kobylepole, wioska pod Poznaniem, nazwę wzięła od pasanych tam w średniowieczu kobył. W XVI w. stała się własnością rodu Mycielskich herbu Dołęga. W XIX w. Mycielscy wybudowali tu pierwszy browar przemysłowy na ziemiach Wielkiego Księstwa Poznańskiego, a następnie sprzedali go z zyskiem Niemcowi. Sprzedaż majątku zaborcy nie była wyrazem patriotyzmu, na szczęście wybuchło powstanie wielkopolskie i w 1920 r. browar odkupiła polska spółka. W 1950 r. Kobylepole wchłonął Poznań. W 1974 r. przy ulicy Majakowskiego wybudowano kościół pw. Wniebowzięcia NMP.
Poznaniem od 2013 r. rządzi Jacek Jaśkowiak. Ateista, były ministrant i niedoszły jezuita, okrzyknięty przez prawicę wrogiem krzyża. Ta strzelba musiała wypalić i zaiste wypaliła, w 50. rocznicę odprawienia pierwszej mszy w kościele przy ulicy radzieckiego futurysty. Do Wydziału Klimatu i Środowiska Urzędu Miasta w Poznaniu trafiła skarga, z której wynikało, że okoliczna ludność cierpi katusze z powodu bicia dzwonów. Podpisała się pod nią jedna osoba, ale, jak poinformowała mnie Joanna Żabierek, rzeczniczka prezydenta Jaśkowiaka, „każdy mieszkaniec Poznania może złożyć skargę do Wydziału Klimatu i Środowiska, a wydział zobowiązany jest do sprawdzenia zasadności interwencji i przeprowadzenia postępowania niezależnie od liczby zgłoszeń, jaka wpłynęła w danej sprawie”.
Najpierw zwrócono się do proboszcza Dominika Kużaja, ten zlecił wykonanie badań akustycznych. Wyniki omówił na mszy, ale bez szczegółów. „Rozumiem, że dźwięk dzwonów może niektórych mieszkańców niepokoić. Dlatego podjąłem decyzję o skróceniu czasu bicia dzwonów o połowę. Dzwony będą nadal biły podczas mszy i uroczystości, ale krócej. Zależy nam na tym, aby wciąż mogły wzywać wiernych, ale w sposób, który nie będzie uciążliwy dla mieszkańców. Mam nadzieję, że to rozwiązanie wpłynie pozytywnie na stosunki między parafią a mieszkańcami”, obwieścił z ambony.
Zgniły kompromis
Leśnicy wyklęci
Trzeba mieć tupet, by oskarżyć kierownictwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska o działanie na szkodę skarbu państwa.
12 lipca, w 951. rocznicę śmierci św. Jana Gwalberta, patrona włoskich lasów i leśników, rodzimi przedstawiciele tej szlachetnej profesji zorganizowali przed kancelarią premiera w Warszawie i w miastach wojewódzkich protest. Dotyczył on decyzji Ministerstwa Klimatu i Środowiska z 8 stycznia br. o wprowadzeniu półrocznego zakazu i ograniczeń w pozyskiwaniu drewna w dziewięciu lokalizacjach w kraju.
Zakaz ten przedłużono do jesieni. W praktyce oznaczało to wstrzymanie wyrębu drzew w najstarszych i najbardziej atrakcyjnych miejscach. Chodziło o Bieszczady oraz puszcze: Borecką, Świętokrzyską, Augustowską, Knyszyńską, Karpacką, Romincką, a także Trójmiejski Park Krajobrazowy, okolice Iwonicza-Zdroju i Wrocławia.
Restrykcje objęły 94 tys. ha lasów położonych na terenie 28 nadleśnictw. Była to realizacja wcześniejszych uzgodnień Koalicji 15 Października.
Decyzję ministry Pauliny Hennig-Kloski z uznaniem przyjęły organizacje ekologiczne, które przez ostatnie osiem lat walczyły z rabunkową wycinką prowadzoną przez dziarskich drwali. Nie spodobała się za to Związkowi Leśników Polskich w Rzeczypospolitej Polskiej. Ruszyli do boju „w obronie polskich lasów”, które chcieli wyciąć.
Przy czym mamy tu do czynienia z recydywą. Starym pomysłem w nowym opakowaniu. Rok wcześniej, w kwietniu, politycy Solidarnej Polski rozpoczęli zbieranie podpisów pod projektem obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej o tej samej nazwie. Polskim sosnom, świerkom i dębom zagrażać miała Unia Europejska, która chciała jakoby przejąć kontrolę nad rodzimym drzewostanem, ograniczyć wycinkę i doprowadzić do ruiny nasz przemysł drzewny i meblarski. Następnie osłabić gospodarkę i zubożyć społeczeństwo. Liderzy SolPolu planowali zebrać 100 tys. podpisów.
Ze wsparciem Radia Maryja, myśliwych z Polskiego Związku Łowieckiego i ówczesnego kierownictwa Lasów Państwowych (ściśle związanego z formacją ministra Zbigniewa Ziobry) zebrali pół miliona. Sprawą zajął się Sejm, lecz przegrane przez PiS wybory uczyniły tę polityczną inicjatywę nieaktualną.
Końce w wodę
W ratowaniu Odry chodzi o to, by wszystko zostało po staremu Pod koniec lipca tego roku w okolicy jazu Lipki, niedaleko Brzegu w województwie opolskim, rybacy zauważyli w Odrze śnięte ryby. Informacja o tym trafiła następnego dnia do Inspekcji Ochrony Środowiska. Potem było tylko gorzej. Na początku sierpnia straż rybacka, wędkarze, członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej i mieszkańcy miejscowości położonych nad Odrą zaczęli tonami wydobywać z rzeki śnięte ryby, martwe ptactwo, a nawet bobry. Katastrofa ekologiczna wstrząsnęła
Grzywna za obronę Świętokrzyskiego Parku Narodowego
Sąd Rejonowy w Kielcach nałożył mandaty na osoby uczestniczące w proteście przeciwko zmniejszeniu Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Powodem ukarania ma być „zakłócenie spokoju lub porządku publicznego”. Oskarżeni nie zgodzili się z zarzutem i wnieśli sprzeciw od wyroku nakazowego. Czterech
Lex Izera w cieniu lex TVN
Jak PiS przepchnął możliwość wycinania lasów pod biznes Wczoraj, przykryta szumem wokół ataku na TVN, przeszła specustawa „lex Izera”, pozwalająca na wycinkę lasów należących do Lasów Państwowych pod inwestycje. Za głosowali posłowie PiS, Solidarnej Polski i część
Jak leśnik leśnikowi…
Posiadłość za kilka tysięcy? Tylko w Lasach Państwowych Andrzej Konieczny i Józef Kubica, poprzedni i obecny dyrektor generalny Lasów Państwowych, odkupili z 95-procentową bonifikatą domy od „samych siebie”. Jak ujawniły media, Konieczny za 110-metrowy, odnowiony dom w miejscowości Pomorze na Podlasiu zapłacił zaledwie 9420 zł, choć był on wyceniony na 188,4 tys. zł. Natomiast Kubica za dom jednorodzinny i dwa budynki gospodarcze na terenie nadleśnictwa Brynek na Śląsku, wyceniane na 198,8 tys. zł, zapłacił w styczniu br. 9943,20 zł.
UE wprowadza dyrektywę „plastikową”
3 lipca w życie wchodzi dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie ograniczenia wpływu niektórych produktów z tworzyw sztucznych na środowisko, która ma za zadanie wykluczyć z użycia część jednorazowych opakowań używanych głównie w gastronomii. To niestety zła wiadomość dla kawoszy,
Państwo z dykty w działaniu
Baltic Pipe story – czyli jak przez niekompetencję przegrywamy wojnę z Duńczykami o gazociąg Morze nieszczęść. Gromady dyletantów, które kierują naszym państwem każdego dnia narażają Polskę na miliony strat. Przykładem z ostatnich dni jest sprawa Baltic Pipe, rurociągu, którym ma płynąć gaz z szelfu norweskiego, poprzez Danię i Bałtyk, do Polski. Wszystko wydawało się w tej sprawie zaklepane. Gazociąg miał zostać ukończony do jesieni 2022 r. To był ważny termin, ponieważ umowa na gaz z Rosji obowiązuje