Tag "pisarze"

Powrót na stronę główną
Kultura

Szarość, czyli mieszanina najdzikszych kolorów

Niezwykłe historie czasem czekają tuż za płotem Krzysztof Story – reporter, autor książki „Stąd. 150 drzwi pod jednym adresem” Dlaczego ulica Cicha 3? – Na początku chciałem napisać książkę o Polsce, o zwykłych ludziach i ich sprawach. Dopiero potem wymyśliłem, jak do nich dotrzeć. Postanowiłem, że będę jeździł po całym kraju i zachodził pod jeden konkretny adres. Tak naprawdę – co wyjaśniam w książce – nie była to wcale ulica Cicha, ale jedna z najpopularniejszych ulic w Polsce (w pierwszej trójce mamy Leśną, Polną, Słoneczną – przyp. red.). Odwiedzałem mieszkania, domy zlokalizowane pod numerem trzecim. Zmieniłem nazwę ulicy na Cichą z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, nie chciałem narażać bohaterów na rozpoznanie. Po drugie, Cicha pasuje do tych opowieści, tych bohaterów. To, co ich łączy, to fakt, że żaden z nich nigdy nie udzielał wywiadu. To, o czym mówią mieszkanki i mieszkańcy Cichej 3, nie jest słyszalne, nie trafia do głównego nurtu mediów. Pośród 106 bohaterek i bohaterów z 84 ulic Cichych, bo pod tyloma – ze 150 odwiedzonych  – adresami udało mi się porozmawiać, nie trafiłem na nikogo znanego, nikt tam nie był gwiazdą, ale każdy był ekspertem od swojej codzienności. Książka jest efektem przeszło trzyletniego projektu reporterskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Każda najpiękniejsza kobieta świata

Vademecum relacji damsko-męskich Jerzego Pilcha „Mężczyźnie zawsze myli się miłość z pożądaniem, taka jest ekonomia jego mózgu. Na przykład męskie oko zbudowane jest w ten sposób, że za kobietami na ulicy musi się on oglądnąć. To nie jest kwestia jego słabej czy silnej woli, lecz zdeterminowanie anatomiczną konstrukcją. Nie ma na to rady. Przypuszczam, że praojcu Adamowi też to się mieszało. Aczkolwiek nie miał zbytniego wyboru, bo w okolicy była tylko jedna kobieta. I może dlatego utwierdził się w przekonaniu, że żywione do niej uczucie jest miłością, choć w rzeczywistości było to jedynie pożądanie. […] Prawdziwa miłość jest trudna, produkuje tysiące problemów, zakochanie jest czystą estetyką. Trudno byłoby zakochać się w brzydkiej kobiecie, ale brzydką kobietę można intensywnie kochać. W zakochaniu zawsze bierze udział część osoby, nie ogarnia się jej całościowo. Można być zakochanym w rozmowach z kobietą albo w jej fantastycznie długich nogach”. Spróbujmy, posiłkując się Pilchową twórczością, jego wypowiedziami, ale i rozmowami z nim, ułożyć minivademecum relacji męsko-damskich, pamiętając o żartobliwej przestrodze regularnie kierowanej przez pisarza do zapoznawanych kobiet: „Rzuć go – ale pamiętaj: ja ci niczego nie obiecuję”. I dodajmy – nie wszystko zostanie tu spisane. * 1. Wielokrotnie stawiano męskie pytanie, w kulturze, literaturze i dniu codziennym:

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Z „Wieczoru” do „Czerwoniaka”

Kariera Tadeusza Dołęgi-Mostowicza Kiedy warszawiacy wyrywali gazeciarzom egzemplarze „Wieczoru” z odcinkami „Znachora”, w mieszkaniu Tadeusza Dołęgi-Mostowicza przy Piusa XI telefon numer 9-72-74 dzwonił bez ustanku. Ledwie rozłączyli się producenci filmowi, już o poufną rozmowę prosili wydawcy największych polskich gazet. Oczywiście chodziło im o to, żeby podkupić najpopularniejszego polskiego pisarza, skłonić go, aby porzucił „Wieczór”, którego wydawcy, nie dysponując ogromnym kapitałem, nie mogli uczynić ze swojej gazety pisma o zasięgu ogólnopolskim, trafiającego nie tylko do wszystkich regionów kraju, ale i do wszystkich jego klas społecznych. Ogólnopolski czytelniczy entuzjazm czy może nawet histeria, jaka rozpętała się za sprawą „Znachora”, spowodowały, że teraz wielcy wydawcy nie chcieli odpuścić. W tych negocjacjach mniejsi szybko odpadli, liczyło się tylko dwóch graczy. Krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny”, zwany „Ikacem”, oraz warszawski „Kurier Czerwony”, powszechnie określany jako „Czerwoniak”, wydawany przez wielki i bajecznie bogaty koncern Dom Prasy, codziennie w dwóch edycjach: porannej (z nadtytułem „Dzień Dobry”) i wieczornej („Dobry Wieczór”). (…) Gazety konkurowały ze sobą na polu sprzedaży i reklamy, jednak nie było między nimi zasadniczych różnic politycznych. Obie szczyciły się bezpartyjnością, co oznaczało, że bezwzględnie popierały sanacyjne rządy. Szukanie pozytywów Mostowicz w końcu wybrał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Pisanie na emigracji

Między Wrocławiem a Toronto, czyli jak Polska długa i szeroka Ewa Stachniak – kanadyjska pisarka powieści o Polsce Polskie tłumaczenia pani powieści umieszcza się na półkach z literaturą kanadyjską, choć jest pani pisarką polską, z urodzenia i zainteresowań literackich. Czuje pani misję promowania kraju na obczyźnie? – Nie myślę o Polsce w kategoriach literackiej misji czy ambicji. Urodziłam się i dorastałam w Polsce. Sięgam po polskie tematy, bo są dużą i ważną częścią moich doświadczeń. A dzisiaj są istotne, bo obecny minister kultury marzy o wielkiej hollywoodzkiej produkcji promującej nasz kraj i dziedzictwo kulturowe. O czym mógłby być taki film? – Dobrych polskich historii nie brakuje. Tyle że promowanie kraju i jego dziedzictwa kulturowego to bardziej domena polityków niż pisarzy. Napisałaby pani scenariusz filmu np. o Zygmuncie Krasińskim albo królu Stanisławie Auguście Poniatowskim? – Moje książki są precyzyjnie skonstruowane i wyrzucenie czegokolwiek byłoby dla mnie zbyt bolesne. Poza tym po ukończeniu każdej książki rzucam się natychmiast na nowy temat; pisanie scenariusza byłoby hamulcem. Prawa filmowe sprzedałam już – i to kilka razy – jedynie do „Katarzyny Wielkiej”. Ale od sprzedania praw do realizacji droga niestety jest długa i jak dotąd nic z tego nie wyszło. Pisze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Święta Beata od poetów

Mam kolegę, Maćka, który zawsze kiedy umrze jakiś jego znajomy – lokalny poeta, bibliotekarka albo wokalista grupy punkowej – dzwoni do mnie i mówi: – Dziewczyno, musisz o nim napisać felieton. To był taki wspaniały człowiek. Tyle dobrego zrobił. Tak go wszyscy lubili. Potem kolega odprawia nad zmarłym prywatny rytuał, podczas którego pije, płacze i dzwoni do ludzi, żeby zmarłego wspominać. W taki sposób się żegna. A w sprawie felietonu nigdy nie nalega. Prośbę wyraża raz i wygląda na to, że jest ona także częścią tego rytuału. Kiedy ze stanowiska – teatru/muzeum/domu kultury/galerii – odchodzi ktoś, kogo kochamy, kto jest jednym z tych świeckich świętych, co integrują wokół siebie społeczność, czujemy się tak jak Maciek. Zwłaszcza jeśli odejście naszego „świętego” to nie żadne odejście, tylko zwolnienie. Teraz, Maćku, pilniejsze jest pisanie o żywych, szczególnie jeśli są – jak mówi Krystian Lupa – „marzycielami”, czyli ludźmi, których horyzontu nigdy nie ograniczały takie rzeczy jak polityczne kunktatorstwo, chciwość, nawet zwykła próżność czy – jak to się mówi – kariera. Taką osobą jest Beata Gula, którą właśnie zwolniono z funkcji kierowniczki literackiej Staromiejskiego Domu Kultury. Jak można

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Zjednoczone stany lękowe

Nie trzeba już nawet czytać książek, żeby być au courant z literaturą współczesną – dość zawiesić oko na facebookowych inbach literatów. Jako człowiek niepoprawnie XX-wieczny nie mogę się nadziwić Jackowi Dehnelowi, że mimo znajdowania upodobań estetycznych w starociach, odzieżowej ostentacji (cylinder, laska, mucha, surdut), a także charakterystycznej dystynkcji prozatorskiej frazy, które wskazywałyby na próby droczenia się z czasem, zarazem pozostaje nadaktywnym użytkownikiem mediów społecznościowych. Ja staroświecko wierzę, że pisarzowi nie uchodzi nadmiernie się pospolitować z tłumem internautów; tzw. walla facebookowego traktuję jak album podróżniczy, ewentualnie tablicę ogłoszeń (jako autor w stanie upadłości nie mam ostatnio wiele do ogłaszania), z zasady nigdy nie wdaję się w dyskusje, a nawet zbywam milczeniem niemal wszystkie komentarze. W moim przekonaniu nie wypada pisarzowi wdawać się publicznie w pyskówki, chyba że w starym stylu, gdy czyni to na łamach prasy jako felietonista – co nie poszło drukiem, nie liczy się wcale. Wierzę, że gdyby Boy, Słonimski czy Kisielewski dożyli czasów Twittera i FB, wyniośle by je ignorowali jako fora ludowe, sami zaś wściekle ucieraliby nosa komu trzeba na papierze. Tymczasem popularni pisarze wyładowują swój temperament publicystyczny w awanturach internetowych, ku uciesze gawiedzi i mojemu zażenowaniu. O ile papier daje szansę na literackie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Nieznośna lekkość picia

Co pisarze i ich bohaterowie polecają do picia na sylwestrowej imprezie „Ta książka jest ordynarna, porąbana, ma zbyt długi prolog i opowiada o miłości, jakby ktoś nie zauważył. A także o pijaństwie, bo pijaństwo i miłość to bardzo wdzięczne tematy na książkę”. Tak powieść „Pokalanie” rozpoczął Piotr Czerwiński. Autor tej dosyć niedocenionej pozycji sprzed dekady wyjawił banalną prawdę: amory i alkohol to dobry temat. Na film, na książkę, na artykuł. Ten będzie o miłości do drinków – o trunkach, które znamy, kochamy, a także o tych, których smak wciąż jest nam obcy. To opowieść jak znalazł dla planujących domowego sylwestra. Co polać? Jednym z najpopularniejszych drinków świata jest Vesper Martini pijany przez Jamesa Bonda. Ian Fleming podał dokładny przepis w powieści „Casino Royale” (1953): trzy części ginu, jedna część wódki, pół części likieru Lillet – rozmiar drinka wedle potrzeb, ale według standardowych miar będą to proporcje 60, 20 i 10 ml. Dziś trudno przyrządzić Vesper Martini w oryginalnej postaci znanej z książki (i przede wszystkim z jej ekranizacji), ponieważ gin był w latach 50. XX w. mocniejszy, a producent likieru w międzyczasie zmienił recepturę. Naszą wariacją na temat tego drinka możemy się pochwalić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Nowy Noe

Nieczęsto się zdarza, żeby bohaterem popularnego filmu był pisarz. A jeśli już – raz na jakiś czas – to koniecznie w aurze sensacyjnej: jako samobójca albo zwyrodnialec. Lub reprezentant jakiejś ciemnej i gorzkiej odmiany życia, którą można chcieć podpatrywać jedynie z daleka, z fascynacją, jaką wywołuje w nas brzydota. Ale trzeba być wyrozumiałym, bo kto chciałby oglądać faceta, który siedzi i pisze? To by nie przeszło nawet w kinach studyjnych. Może na jakimś biennale sztuki nowych mediów jako świadectwo degrengolady sztuki współczesnej, sztuczna awangarda. Dziełko skwitowane machnięciem ręki: Dajcie spokój, Andy Warhol nakręcił coś takiego w latach 70.! Dlatego ucieszyłam się, że wystrzałowy duet Sarah Treem i Chagaj Lewi powziął ryzykowny zamiar i głównym bohaterem swojego serialu uczynił właśnie pisarza. Wiele obiecujący tytuł „Affair” („Romans”), odważna zasada organizująca każdy odcinek (tę samą historię z drobnymi zmianami oglądamy oczami różnych bohaterów) mogły zaostrzyć apetyt. Cóż, nadszedł dołujący sierpień, puste miasta, jaskółki i beton. Czyli tzw. smutek zwrotnic, który może zniwelować tylko małe uzależnionko: trzy sezony to wiele godzin zatrudnienia dla umysłu. Odpaliłam laptopa, a przygodę z serialem postanowiłam potraktować pretekstowo: sprawdzę, jaki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.