Tag "polityka społeczna"

Powrót na stronę główną
Kraj

Wolontariusz, czyli kto?

Niemal 70% Polaków jest zaangażowanych w pomoc osobom uchodzącym z Ukrainy Pomagać, pomagam, wolontariat, wolontariusz, uchodźca to od inwazji Rosji na Ukrainę chyba najczęściej pojawiające się w polskiej przestrzeni publicznej słowa. Słyszę od znajomych, którzy od lat udzielają się społecznie na rzecz osób marginalizowanych albo praw zwierząt, że przez lata spotykali się z pewnym lekceważeniem, pobłażliwością, wzruszaniem ramionami. Ten odbiór społeczny się zmienia, ale do nie tak dawna wolontariusz to nie brzmiało dumnie. Zaangażowanie społeczne, za darmo, za „swoje”, w czasie wolnym, kojarzyło się najczęściej ze zbiórkami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, potem pojawili się wolontariusze np. Świątecznej Paczki i innych organizacji. I niejeden raz przyprawiano wolontariuszom gębę. Od 24 lutego wolontariusz stał się kimś innym, lepszym, dobrem powszechnym, dumą narodową. Wolontariuszami, czyli tymi, którzy pomagają, opiekują się, stali się niemal wszyscy. Nie wypada nie pomagać, nie angażować się w pomoc ofiarom wojny i sąsiadom zza wschodniej granicy. – Pomagamy, bo to pozwala nam radzić sobie w czasach niepewności i niepokoju, uzyskiwać kontrolę, poczucie skuteczności. Pomagamy, żeby zaspokoić nasze różnorodne potrzeby, a w działaniach pomocowych kierujemy się różnymi motywami: bo tak trzeba, bo to ważne, bo to dobre, bo wierzymy, że dobro powraca. Pomagamy, bo wynika to z naszych obowiązków zawodowych, bo robią tak autorytety,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd związkowy

Musimy dać radę!

Rzeczywistość kryzysu uchodźczego przypomina sytuację z kryzysu covidowego Od kilku lat zmagamy się z kolejnymi kryzysami – COVID-19, kryzys energetyczny, wysoka inflacja – co powoduje postępującą pauperyzację społeczeństwa. Zwiększenie kwoty wolnej od podatku i zwolnienie z tej daniny najniższych emerytur, symboliczna podwyżka wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej (wymuszona przez związki zawodowe), wzrost płacy minimalnej czy waloryzacja świadczeń emerytalno-rentowych nie rekompensują rosnących cen towarów i usług. Propozycje Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych mające poprawić sytuację ekonomiczną pracowników i świadczeniobiorców, przedstawiane głównie na forum Rady Dialogu Społecznego, są odrzucane albo realizowane tylko częściowo. A rządzący z braku merytorycznych argumentów powtarzają znaną od lat mantrę: kryzys. Ale nie poddajemy się. Na początku tego roku OPZZ przedstawiło opracowanie dotyczące wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych oraz jego wpływu na koszty życia obywateli. Wskazaliśmy, że w czasie pandemii koronawirusa znacząco wzrosła liczba osób żyjących poniżej progu ubóstwa (minimum egzystencji). Jest ich niemal 2 mln, w tym ponad 400 tys. dzieci i 300 tys. seniorów. Łatwo wyliczyć, że w zależności od liczby osób w gospodarstwie domowym ten próg wynosi między 530 a 640 zł na osobę. Nie ograniczamy się do punktowania problemów. Dlatego w naszej analizie przedstawiamy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Jedziemy na rezerwach

Mam sporą wyobraźnię, ale nie przypuszczałem, że w Polsce możliwy jest taki wysyp mężów stanu. Co rusz ktoś ma pomysł, jak uratować świat, a przynajmniej Europę. A celują w tym prezydent Duda i premier Morawiecki. Samozwańczy reprezentanci Unii pokochali fotki na tle jej flag. Szybko zapomnieli, że ich obóz polityczny nazywał je szmatami. Aktywność dyplomatyczna prezydenta i premiera o tyle mnie nie zaskakuje, że przecież gdzieś muszą sobie odbić klęski na krajowym podwórku. Im więcej problemów z inflacją, drożyzną, kredytami i Polskim Ładem mają firmy i zwykli ludzie, tym większa jest pokusa, by się od tego oderwać. Dla polityków każda wojna to okazja, by zyskać na popularności. Najlepszym przykładem jest prezydent Zełenski, którego popularność przed wojną szorowała po dnie, a teraz bije rekordy aprobaty. Ilekroć słucham bardzo sprawnych wystąpień Zełenskiego, przypomina mi się dla kontrastu bohater polskiej prawicy Edward Rydz-Śmigły. Stawianie pomników uciekinierowi, który porzucił własną armię, nadawanie alejom i ulicom jego imienia, jest taką aberracją, że rozumem nie da się tego ogarnąć. Najłatwiej jest teraz o piękne słowa. Gorzej albo wręcz fatalnie jest z czynami. Tam, gdzie obywatel czeka na aktywność administracji i na szybkie, skuteczne działania pomocowe, może sobie czekać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

O socjalu w Łosicach

Zburzenie Pałacu Kultury to nie był szczyt myśli własnych Cezarego Kaźmierczaka. Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców zaproponował rządowi „korektę polityki socjalnej”. Może chce rząd PiS uwalić, bo proponuje „likwidację 13. emerytury, likwidację 500+ na pierwsze dziecko i innych form pomocowych dla rodzin”. PO przy nim to pikuś. A najbardziej z pomysłów Kaźmierczaka zadowoleni będą w jego rodzinnych Łosicach na Mazowszu. Pewnie marzą o tym, by oddać ten cały socjal na jakiś zbożny cel. Choćby przedsiębiorcom Kaźmierczaka. Taki nowy program 100 tys.+ dla naszych kochanych biznesmeników mógłby zostać ogłoszony na wiecu w Łosicach. Entuzjazm gwarantowany.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Wiedząc tak wiele, nie wiemy niczego

Nigdy wcześniej w historii świata tak wielka liczba ludzi nie posiadała umiejętności czytania i pisania. Nigdy wcześniej informacja o odległych wydarzeniach nie docierała w najdalsze od nich regiony tak szybko. Nigdy wcześniej ludzkość nie dysponowała tak precyzyjnymi systemami obserwacyjnymi i geolokalizacyjnymi. Nigdy dotąd tak wyrafinowany sprzęt lotniczy nie krążył nad naszymi głowami. Nie jesteśmy w stanie zliczyć stacji telewizyjnych, radiowych, portali internetowych, źródeł w mediach społecznościowych, które 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bez chwili wytchnienia i przerwy relacjonują lub może raczej maglują informacje ze świata. A szczególnie te ze strefy wojennej, szczególnie jeśli jest ona w Europie, nawet na jej obrzeżach – jak w przypadku Ukrainy. Ale czy wiemy więcej, rozumiemy lepiej, przyswajamy bardziej? Odpowiedź może być tylko jedna – nie. Absolutnie nie. Realną wartością w cyfrowym wszechświecie jest sam ruch bitów, ich przepływ, udostępnianie, a wszystko w tempie nieogarnialnym przez nas – statystów, żyjących w przekonaniu, że jesteśmy odbiorcami, czytelnikami, widzami. Łudzimy się, że jesteśmy istotami myślącymi, ale jesteśmy tylko końcówkami odbiorczymi, palcami na klawiszach. Klikamy, więc jesteśmy – deklarowałby współczesny Kartezjusz. Nie mamy żadnych szans na ocenę ani selekcję treści i materiałów, które nas bombardują ze wszystkich stron. Starodawne pojęcia takie jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Porozmawiajmy o wyzysku

Były takie słowa, których przez ostatnie przeszło 30 lat nie wypadało wypowiadać publicznie. Na przykład wyzysk. Kogoś, kto jednak się odważył, niejako automatycznie zaliczano do dziwaków. Nawet nie do komunistów czy marksistów, ale właśnie do dziwaków (wiem coś o tym). Neoliberalizm tak przemodelował ludziom mózgi – również tym z tytułami naukowymi – że odruchowo uważali wyzysk za urojenie. Wszak rynek kapitalistyczny jest sprawiedliwym i doskonałym mechanizmem wyceny każdej pracy. Jeśli więc ktoś zarabia mało i czuje się pokrzywdzony, to jedynie jego wina. Ma to, na co zasługuje. Może w poprzednim systemie, z definicji niesprawiedliwym, należało walczyć o swoje, ale nie w kapitalistycznym raju. Dlatego spadła aprobata dla strajku jako narzędzia walki z wyzyskiem. Tym bardziej że wciąż umacniający się hiperindywidualizm skłaniał do traktowania wszelkich działań kolektywnych jako z góry podejrzanych. W ten sposób w kąt poszły dobrze uzasadnione i niemal od setek lat obecne podejrzenia, że system kapitalistyczny jest niesprawiedliwy społecznie, wyzysk jest w nim czymś powszechnym, a walka z nim konieczna. Co ciekawe, z faktów tych zdawał sobie sprawę nawet Adam Smith, patron wolnorynkowców i jeden z założycieli tradycji liberalnej w ekonomii i filozofii. Pisał wszak: „Nasi kupcy i fabrykanci narzekają na bardzo złe skutki wysokich płac,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Mniej nas w rolach, które gramy

Mnie też zawstydzają te śmieszne zielone kiełbaski na wierzbach i to, że idąc z moim starym, kulawym psem, odnotowuję: 13 marca, dzień, w którym rzeka pachnie inaczej. Pierwszy raz w tym roku. Nad moim blokiem przelatują dwa ptaszyska giganty – powoli machają skrzydłami, ale lecą szybko. Stąd nie widzę dokładnie, ale to muszą być czaple albo bociany. I jest już ten charakterystyczny ruch na osiedlach: „Dawaj, kto pierwszy do bramki!”. Albo: „Łap go! Musimy go POWSTRZYMAĆ!”. Ale czy każde z tych zdań nie kończy się domyślnym dopiskiem: „No i co z tego, i tak jest wojna”? Po prostu wiosna jest skandalem, jak mogła? I wtedy przypominam sobie film „Anomalia” Petera Brosensa i Jessiki Woodworth, w którym mieszkańcy małej wsi świętowali koniec zimy, organizując rytualne procesje z obnoszeniem przeskalowanych kukieł. Jednak specjalnie przygotowany przez bohaterów ofiarny stos nie zapalił się i wiosna nie nadeszła. Zamiast budzić się do życia, świat zaczął umierać: wymierały pszczoły w pasiekach, krowy przestały dawać mleko, zwierzęta zaczęły zachowywać się inaczej niż zwykle. Ludzie zaczęli patrzeć na siebie podejrzliwie. Barykadowali się w chatach, pilnując zasobów. A wkrótce zaczęli rozglądać się za winnym. Myślę o „Anomalii”, spacerując z psem. Podbiega do nas roześmiana grupka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Milczę i pomagam przeżyć

Polskie dzieci nie mają pomocy, a ty sprowadzasz tu to bydło – takie słowa płyną do Fundacji Prodeste z Wrocławia Na co dzień Prodeste zajmuje się terapią zaburzeń i wsparciem osób ze spektrum autyzmu oraz ich rodzin. Aktualnie także tych uciekających z Ukrainy. Dr Joanna Ławicka i jej zespół stali się dla wielu jedyną szansą na życie i skuteczną pomoc. Im mniej rodzina i środowisko rozumieją specyficzne potrzeby ludzi z autyzmem, tym trudniej na co dzień. A co dopiero w warunkach wojny, stresu, ucieczki. – Nie mam pojęcia, jak to się stało, że nagle zostaliśmy centrum ewakuacyjnym dla osób autystycznych z Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna, było dla nas oczywiste, że pomożemy, ale mieliśmy inne plany. Zaoferowaliśmy zajęcia dla dzieci we wrocławskim ośrodku, konsultacje dla rodziców, wsparcie emocjonalne, pomoc z dokumentami. Czyli to, czym na ogół się zajmujemy – mówi prezeska i współtwórczyni Fundacji Prodeste, Joanna Ławicka, pedagożka specjalna, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki, konsultantka transkulturowej psychoterapii pozytywnej. Tymczasem informacje o tym, że pomagają autystycznym uchodźcom, przedostały się w różne miejsca w sieci, także za zachodnią granicę i na inne kontynenty. – I okazało się, że piszą do nas rodziny autystycznych osób z Ukrainy, nie z prośbą o wsparcie emocjonalne,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czy fala zaleje rynek pracy

Przed związkiem zawodowym Ukraińców stoją niewyobrażalne wyzwania Jurij Kariagin – profesor nauk ekonomicznych, prezes Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich w Polsce Spotkaliśmy się dwa lata temu na konferencji poświęconej migrantom z Ukrainy. Już wtedy rozwiązania wymagały problemy wynikające z ich dużej liczby na rynku pracy. – W tamtym czasie liczba pracowników z Ukrainy zatrudnionych w Polsce wynosiła ok. 1 mln, a w okresie letnim dochodziła do 2 mln. W 2016 r., kiedy powstał Międzyzakładowy Związek Zawodowy Pracowników Ukraińskich w Polsce, składki na ZUS płaciło 100 tys, Ukraińców, a w 2020 r. było ich już ok. 500 tys. Ukraińscy pracownicy mieli wpływ na wzrost PKB. W poszczególnych latach ten wzrost wynosił 0,5 pkt proc. Dziś uchodźców z Ukrainy jest 1,8 mln (dane z 15 marca br.). – Nie ma dokładnych informacji, ile z tych osób zostało w Polsce, a ile pojechało do innych krajów. Większość stanowią kobiety i dzieci. Trudno jednak określić, jak dużo jest wśród nich osób w wieku produkcyjnym. Ponadto część mężczyzn zatrudnionych w Polsce wróciła do Ukrainy, by walczyć w obronie ojczyzny. Wcześniej w Polsce było nieznacznie więcej zatrudnionych ukraińskich mężczyzn niż kobiet –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Refugium i dwubiegunówka

Mija dziesięć lat, od kiedy odkryłem z przyjaciółmi Niedźwiedzią Górną, jedną z najpiękniejszych jaskiń Polski. Gdy tylko we wstępnych partiach znaleźliśmy artefakty, ściągnięty w trybie pilnym archeolog datował wstępnie skorupy na okres wczesnego średniowiecza i uznał, że jaskinia musiała stanowić refugium w niespokojnych czasach. Otwór nieduży, łatwy do zakamuflowania, a zaraz za nim obszerna sala nadająca się do zamieszkania – zanim wejście zasypało się na tysiąc lat, ludzie przeczekiwali wewnątrz niezliczone zawieruchy wojenne. W czasach tzw. średniowiecznego optimum klimatycznego średnia roczna temperatura na Jurze sprawiała, że w grocie panowały warunki całkiem komfortowe – stała temperatura, zimą ciepło, latem chłodno: żyć nie umierać. Odkąd świat stanął bliżej krawędzi nuklearnej katastrofy, niż to miało miejsce kiedykolwiek nie tylko za mojego życia, coraz częściej chciałbym się zapaść pod ziemię – dobrze więc wiedzieć, gdzie się zapaść najdogodniej. Na czas apokalipsy znam parę naturalnych schronów, w których przy zgromadzeniu odpowiednich zapasów można doczekać, aż radioaktywny pył opadnie, i potem wziąć udział w ewentualnym restarcie ludzkości. Dobrze jest wiedzieć, że ma się dokąd zbiec, wszystko wtedy podporządkowuje się logistyce, to lepsze niż rozpaczliwa panika – wiadomo, że jest kierunek i miejsce, gdzie będzie w końcu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.