Tag "polska polityka"

Powrót na stronę główną
Opinie

Dlaczego polityka historyczna zbankrutowała?

Czy polityka historyczna jest Polsce potrzebna? Tak. Czy powinna być ona realizowana jak dotychczas? Nie Polityka historyczna zawsze budziła w Polsce kontrowersje. Odkąd na początku XXI w. w debacie publicznej pojawiły się pytania o to, jak – i czy w ogóle – państwo powinno kształtować narrację historyczną, wciąż odpowiedzi nie są zgodne. Tak to zazwyczaj bywa nad Wisłą, że popadamy z jednej skrajności w drugą. Albo państwo całkowicie pozbawia się wpływu na pamięć zbiorową obywateli, albo próbuje ją odgórnie ustanowić, bez oglądania się na potrzeby i nastroje społeczne. W konsekwencji trudno mówić o jakiejkolwiek stabilności i kontynuacji w tej sferze. Tymczasem pamięć jest jednym z elementów budujących każdą wspólnotę. Odniesienia do wspólnych doświadczeń z przeszłości – nawet jeśli nie były one udziałem nas samych, a jedynie naszych przodków – integrują społeczeństwo i tworzą poczucie jedności wśród jego członków. Warto zaznaczyć, że pamięć zbiorowa, bo o niej mówimy, dotyczy zarówno zapamiętywania, jak i zapominania. Innymi słowy, w kształtowaniu naszej tożsamości równie ważną rolę co wspólne wspomnienia odgrywają wspólne amnezje, dotyczące najczęściej tych wydarzeń i osób, które mogłyby zakwestionować spójną wizję historii. Paradoksalnie w epoce rewolucji technologicznej, aby dowiedzieć się czegoś o sobie, coraz częściej sięgamy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Kalendarz, który nie sprzyja

W sprawach unijnych kalendarz nam nie sprzyja. Przynajmniej w dwóch kwestiach: posiedzenia Rady Europejskiej, czyli przywódców 27 państw członkowskich, oraz prezydencji. Zacznijmy od prezydencji. Polska będzie ją sprawować w Unii w pierwszej połowie 2025 r., czyli jeszcze za kadencji Andrzeja Dudy. Akurat w trakcie kampanii prezydenckiej i samych wyborów (odbędą się najpewniej w maju 2025 r. i to one de facto zadecydują, kto będzie miał władzę w Polsce). Wyobrażacie sobie państwo, jaka to będzie walka? Jakie podstawianie nóg? Tak czy inaczej, nasza unijna placówka już do prezydencji się szykuje. Jednym z działań będzie wyprowadzenie ze wspólnego budynku ambasady RP w Brukseli, żeby było miejsce dla zwiększonej grupy urzędników. Tak było zresztą podczas poprzedniej prezydencji, w drugiej połowie 2011 r. – by obsługiwać tamto wydarzenie, Polska zakupiła obecny budynek przedstawicielstwa, gdyż ten pierwszy niczego by nie pomieścił. Problem pojawił się po zakończonej prezydencji, kiedy urzędnicy skierowani do jej obsługiwania wrócili do Warszawy. Nagle w wielkiej kamienicy zaczął hulać wiatr. Zdecydowano się więc ściągnąć na ostatnie piętro naszą ambasadę w Belgii. I w ten sposób pod jednym dachem mamy dwie „firmy”. Aczkolwiek tylko ze wspólną windą. Ale zanim dotrwamy do prezydencji, czeka nas ciekawe posiedzenie Rady Europejskiej, wyznaczone na 14 grudnia. Bo jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Koniec przyjaźni

Dlaczego polska polityka wobec Ukrainy zawiodła? Wódka, baranie kożuchy, muzyka i śpiewy. Tak wyglądał najambitniejszy projekt polsko-ukraińskiej dyplomacji przed 24 lutego 2022 r. Decydenci w Warszawie doszli do wniosku, że muszą zbliżyć się z prezydentem Zełenskim i jego ekipą, z którą – co samo w sobie uderzające – nie udało im się wcześniej zbudować funkcjonalnych relacji i sprawnych kontaktów. Postawiono więc wszystko na jedną kartę – „projekt przyjaźń”. Była to próba „wejścia w buty prezydenta Kwaśniewskiego z czasów pomarańczowej rewolucji i zbudowania półprywatnych relacji między Dudą i Zełeńskim”. Zapadła decyzja, aby głowy obu państw, prezydenci polski i ukraiński, wraz z doradcami, spotkali się w nieformalnej, męskiej atmosferze. To znaczy: z alkoholem, jedzeniem, śpiewami i wygłupami. Jako miejsce wybrano prezydencki ośrodek w Wiśle. Do spotkania doszło, misja się powiodła, ekipy Dudy i Zełenskiego rzeczywiście się do siebie zbliżyły. Choć podobno to polski prezydent mocniej uwierzył w przyjaźń i szczerą bliskość. Miesiąc po spotkaniu rosyjscy żołnierze przekraczali granice Ukrainy i parli na Kijów. Gdyby nie spotkanie w Wiśle, w tym kluczowym momencie relacje Polski i Ukrainy byłyby dużo słabsze, a dojścia polskiej władzy do ukraińskich elit jeszcze bardziej niż dziś mizerne. Tą historią zaczyna się fascynująca i ożywcza książka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

A wszystkich ich nie żal

Ten spektakl „Nie mam sobie nic do zarzucenia” trwa przez epoki, lata, rządy, systemy. Nie musi odnosić się do zbrodni ani nawet przestępstw. Wszak wielka część naszego społecznego dostosowania się oparta jest na regułach i prawach niepisanych, nieskodyfikowanych, a często nawet (co może jest niepożądane) niewyrażanych. A jak coś jest niewyrażane, to jak może być obowiązująca zasadą? Te ogólnikowe sądy towarzyszą mi, kiedy nieco z boku i dystansu przypatruję się inauguracji obrad nowego Sejmu, w którym dyscyplinującego, brutalnego, koszarowego drygu nie uprawiają już niedawni dominanci i bezskrupulanci z PiS. Ale byli już ministrowie, marszałkowie i marszałkinie („ach, nie życzę sobie marszałkini”, mówi Elżbieta Witek) sprawiają wrażenie zwierzakowych bohaterów kreskówek, którzy tak pędzą, że nie orientują się, iż opuścili twarde podłoże i szybują nad przepaścią, a ich nogi wciąż gnają. Z przyzwyczajenia do niepohamowanego tupetu wykrzykują coś Czarnkowie, Ziobry et consortes z trybuny sejmowej, jakby wciąż do nich nie dotarło, że ten etap hucpy mają już za sobą, że wygrywając „nominalnie”, przegrali frontalnie. Że nie rozdają już kart. Że kiedy żądają tego, czego odmawiali swoim politycznym adwersarzom, mogą zderzyć się ze ścianą. Takim zderzeniem z „nowym” (cokolwiek to znaczy) była próba uczynienia ze skompromitowanej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Trudna kohabitacja

Jeśli ktoś miał jeszcze co do tego jakiś cień wątpliwości, to po przemówieniu prezydenta wygłoszonym w Sejmie, na jego pierwszym posiedzeniu, już mieć jej nie powinien. Rząd demokratycznej koalicji przez pierwsze pół kadencji czeka okres trudnej kohabitacji. Prezydent Duda zapowiedział, że za pomocą weta będzie bronił najważniejszych „zdobyczy” (naprawdę tak to nazwał!) ostatnich ośmiu lat. A do tych najważniejszych zdobyczy z całą pewnością zalicza się zrujnowanie Trybunału Konstytucyjnego, upolitycznienie Krajowej Rady Sądownictwa, naprodukowanie sędziów dublerów, upolitycznienie prokuratury. To, co wymaga naprawy w pierwszej kolejności, a więc przywrócenie praworządności, czyli uczynienie z Polski na powrót państwa prawa, może być dokonane tylko w drodze ustaw. Jeśli prezydent będzie takie ustawy wetował, koalicja nie ma dostatecznej liczby głosów, by weto odrzucić. Wyniszczająca wojna polsko-polska wchodzi zatem w nową fazę, której na imię „trudna kohabitacja”. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 47/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Stanisław Filipowicz

Sen listopadowy i ogrody plastikowych krasnali

Listopad – widma, echa, wspomnienia. Równo 160 lat temu – 19 listopada 1863 r. – odbyła się w Gettysburgu uroczysta inauguracja cmentarza wojennego, miejsca spoczynku żołnierzy poległych w bitwie, którą kilka miesięcy wcześniej stoczyły armie Północy i Południa. Gettysburg pozostawił w pamięci Ameryki bolesny ślad. Stoczona tu największa bitwa wojny secesyjnej była okrutna i krwawa – armia Południa poniosła w niej druzgocącą klęskę, zapowiadającą definitywną przegraną. Zachowane świadectwa ukazują obraz bitewnego Armagedonu. Czy warto wracać pamięcią do tych zdarzeń? Jakie znaczenie mogą mieć dla nas gettysburskie reminiscencje? Sens Gettysburga wykracza poza akapity amerykańskiej historii, wibracje są głębsze. W inauguracji cmentarza uczestniczył prezydent Abraham Lincoln. Wygłosił on krótką (niezmiernie krótką) mowę, składającą się jedynie z 272 słów, które jednak – jak się miało okazać – stały się częścią naszej historii. Lincoln pytał o sens próby, której poddana została Ameryka. Spoglądając w przyszłość, nie używał słowa demokracja. Mówił o „władzy ludu, poprzez lud i na rzecz ludu”; najmocniejszy akcent położył na kwestię wolności. Tragedia pola bitwy obudziła sumienie Ameryki – wznieciła głód oczyszczenia znoszącego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Przywrócić praworządność

Prof. Wojciech Sadurski: Przez ostatnich osiem lat zbliżaliśmy się do Budapesztu 14 listopada odbyło się seminarium zorganizowane przez Instytut Polityczny im. Macieja Rataja „Jak naprawić demokrację i przywrócić praworządność w Polsce po wyborach?”. Była to kolejna część cyklu spotkań „Jak naprawić Polskę?”. Główną prezentację dotyczącą naprawy demokracji, praworządności i wyzwań, z jakimi się to wiąże, przedstawiał prof. Wojciech Sadurski – konstytucjonalista, politolog i filozof wykładający na co dzień filozofię prawa na Uniwersytecie w Sydney oraz w Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Sadurski jest znanym komentatorem życia politycznego i autorem licznych książek oraz artykułów naukowych z zakresu filozofii prawa, konstytucjonalizmu porównawczego i filozofii politycznej. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 47/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym Fot. Krzysztof Żuczkowski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

O Niemcach inaczej

Od Sikorskiego do Kaczyńskiego i z powrotem Po co nam Niemcy? Po co Niemcom Polska? Te pytania znów padają, nie uciekniemy od nich. Niemcy, stosunek do nich, stały się jednym z kluczowych elementów polskiej polityki. Zawdzięczmy to Jarosławowi Kaczyńskiemu. Mistrz wzniecania konfliktów i dzielenia wyczuł tu okazję. Więc – mocą państwa i całego pisowskiego aparatu – rzuca pytania: czy jesteś za podległością Polski wobec Niemiec? Czy za niepodległością? Czy Niemcy powinny nam zapłacić reparacje za II wojnę światową? Czy mamy je darować? Taki jest sposób PiS na polityczne życie po 15 października. Straszenie Niemcami. Odgrzebywanie wroga. To odgrzebywanie trwa zresztą od kilku lat, od czasu gdy PiS przejęło władzę. „Zagrożenia płyną ze wschodu i zachodu – to słowa Jarosława Kaczyńskiego jeszcze z 2021 r. – Jest tak, że bardzo wielu po obu stronach Europy nie chce zaakceptować naszej podmiotowości, nie chce zaakceptować perspektywy naszego rozwoju, wzrostu naszej siły, wzrostu naszej determinacji, by być narodem nie tylko niezależnym, wolnym, ale także silnym, liczącym się. Bo tylko taka Polska może przetrwać”. Innymi słowy – Niemcy, bo ich wyraźnie wskazuje, nie chcą zaakceptować silnej Polski, chcą ją zwasalizować. Co więc wybierasz? Jesteś Polakiem czy zdrajcą? Identyczne myślenie towarzyszy wielkiej kampanii dotyczącej reparacji. Tu też stawia nas przed wyborem, do jakiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Opozycja totalna

Można rzec: nic nowego. PZPR też utożsamiała swój interes z interesem Polski. Stanisław Kania, I sekretarz KC PZPR, oznajmiał w 1981 r., że socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości. Wojciech Jaruzelski w roku 1982 nazwał popierające go ugrupowanie Patriotycznym Ruchem Odrodzenia Narodowego. Takie deklaracje oburzały mnie do żywego, bo nikt nie ma monopolu na patriotyzm. A przecież miały uzasadnienie. Byt Polski, trwałość jej kształtu terytorialnego, zależały od ZSRR. A to mocarstwo żądało w Polsce ustroju socjalistycznego i sojuszniczej wierności. Tu nie było pola kompromisu, choć w szczegółach kompromis osiągnięto jak najbardziej, bo trudno było nie widzieć odrębności PRL – tego „najweselszego baraku w socjalistycznym obozie”. Polityka PZPR, która tak mnie oburzała, realizowała jednak polską rację stanu. Tę rację stanu, która w tamtym okresie historycznym została – bez naszego przyzwolenia – nam dana. Gdy jednak dziś Jarosław Kaczyński powiada, że wraz z odejściem PiS od władzy Polska utraci niepodległość, nie wkracza nawet na szlaki PZPR. On realizuje politykę wymierzoną wprost w polską rację stanu. I to też nic nowego: taką politykę prowadził przez minione osiem lat. W konsekwencji więc promował polską samotność – tak jak w przegranym 27:1 głosowaniu w Parlamencie Europejskim, gdy nawet Orbánowe Węgry nas opuściły, za to wracająca

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Kto powinien stanąć przed Trybunałem Stanu?

Sylwia Gregorczyk-Abram, adwokatka, działaczka społeczna, Wolne Sądy Można rozważać postawienie przed Trybunałem Stanu prezydenta Andrzeja Dudy za wielokrotne naruszanie konstytucji, m.in. ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, odbieranie przysięgi od dublerów w Trybunale Konstytucyjnym, powołanie Julii Przyłębskiej na prezesa TK mimo braku uchwały zgromadzenia ogólnego sędziów TK, analogiczne powołanie Małgorzaty Manowskiej na pierwszą prezes Sądu Najwyższego bez uchwały zgromadzenia ogólnego sędziów SN i przy braku statusu sędzi SN, inicjatywę w zniszczeniu konstytucyjnego statusu KRS czy powoływanie neosędziów. Z kolei premier Morawiecki i minister Sasin mogliby odpowiadać za organizację „wyborów kopertowych”, a minister Ziobro za sprzeniewierzanie środków z Funduszu Sprawiedliwości i niewykonywanie orzeczeń europejskich trybunałów, co doprowadziło do zapłaty ogromnych kar i blokady funduszy unijnych. Ryszard Kalisz, prawnik, były szef Kancelarii Prezydenta RP Bez wątpienia za okres ostatnich ośmiu lat w przypadku Zbigniewa Ziobry, a w przypadku Jarosława Kaczyńskiego za okres, kiedy był wicepremierem, możliwe jest postawienie ich przed Trybunałem. Mnóstwo deliktów konstytucyjnych popełnił prezydent Andrzej Duda, ale także Adam Glapiński jako prezes Narodowego Banku Polskiego, Elżbieta Witek i Marek Kuchciński jako marszałkowie Sejmu, minister Mariusz Kamiński… Kolejka jest dosyć długa i uważam, że mechanizm

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.