Tag "polska polityka"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Niech żyje socjalizm!

Idę za ciosem. W ubiegłotygodniowym felietonie posłużyłem się tytułem „Dlaczego (nie) socjalizm?”, który zapożyczyłem od Geralda Allana Cohena, z niewielkiej, ale zajmującej i odważnej książeczki, która już 12 lat temu ukazała się w Polsce wysiłkiem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, z przedmową pani profesor Elżbiety Mączyńskiej, w tłumaczeniu Anny Gąsior-Niemiec. Tym razem biję po oczach tytułem najnowszej książki Thomasa Piketty’ego, którą – znak czasu – opublikowało właśnie w formie e-booka (elektronicznej) Wydawnictwo Krytyki Politycznej, w tłumaczeniu Beaty Geppert. Dlaczego „Niech żyje socjalizm?”. Ta pozycja Piketty’ego, autora globalnego bestsellera „Kapitał w XXI wieku” (w polskim wydaniu 800 stron, w tłumaczeniu Andrzeja Bilika, także nakładem Krytyki Politycznej), jest zbiorem jego felietonów drukowanych w latach 2016-2020 w „Le Monde”. Pierwsze zdanie wstępu brzmi tak: „Gdyby w 1990 roku ktoś mi powiedział, że w 2020 opublikuję zbiór tekstów pod tytułem »Niech żyje socjalizm!«, uznałbym to za kiepski żart. W 1989 roku skończyłem 18 lat. Całą jesień spędziłem, słuchając w radiu audycji o upadku komunistycznych dyktatur i »realnego socjalizmu« w Europie Wschodniej. (…) W marcu 1992 po raz pierwszy pojechałem do Moskwy, gdzie widziałem takie same puste sklepy, takie same szare ulice.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Prawo do aborcji nie jest sprawą najpilniejszą

Właściwie wszystkie partie demokratycznej koalicji mówiły w programach o potrzebie rozdziału Kościoła i państwa. Gdy jednak przyjrzeć się dokładniej temu, co mówiły, powstaje nieodparte wrażenie, że każda rozumie to nieco inaczej. Z kolei Kościół, ten hierarchiczny, przez ostatnie lata tak silnie związał się z jedną stroną sceny politycznej, ba, z jedną partią, że teraz musi się liczyć z tym, że przegrał wraz z tą partią wybory, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Oczywiście nie będzie chciał się pogodzić z przegraną i wykorzysta każdą okazję, by odzyskać niedawną pozycję. Wśród posłów zwycięskiej koalicji nie brakuje osób wierzących, uznających autorytet Kościoła. To na nie Kościół będzie wywierał największą presję, one też znajdą się w najtrudniejszej sytuacji. Zacznie się zapewne od sporu o aborcję. A tak na marginesie, doszło do tego, że aborcja jest teraz terminem kompromisowym. Katoprawica chętniej używa terminu „zabójstwo nienarodzonego”. Przypominam, że za sanacji, do której tak tęskni dzisiejsza prawica, nazywało się to spędzeniem płodu. Jeśli koalicja od próby zmiany prawa aborcyjnego rozpocznie swoje rządzenie, nie wróżę jej długiego żywota. A dyskusja już się zaczęła. Reprezentanci obydwu przeciwstawnych radykalnych skrzydeł koalicji, choć jeszcze nie utworzyła ona rządu, już w tę dyskusję się wdają. Jedni twierdzą, że od uregulowania dopuszczalności aborcji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ochroniarz

Andrzejowi Dudzie teraz wreszcie przyjdzie zdawać egzamin z prezydentury Teraz Duda. Andrzej Duda… – Osądzam surowo Andrzeja Dudę, gdyż uważam, że jest karykaturą prezydenta, aktorem, który gra prezydenta. – On ma zagwarantowaną kadencję i mógłby zachowywać się w sposób – nie chcę używać słowa „przyzwoity” – ale odpowiedzialny, godny. To, że tak się nie dzieje, jest chyba związane z jakimś brakiem charakteru. – U prezydenta drażni mnie takie demonstrowane zadowolenie z siebie przy jednoczesnej niesamowitej służalczości czy oportunizmie wobec oczekiwań PiS. To są opinie Jadwigi Staniszkis na temat prezydenta Andrzeja Dudy, jeszcze z roku 2018. Kluczowe pytanie brzmi: czy są aktualne? Czy coś się zmieniło? Chichot historii spowodował, że polityk z dalekiego rzędu PiS został w roku 2015 kandydatem na prezydenta. Wygrał wybory, bo wiatr społecznych oczekiwań był przeciwko ówczesnym rządzącym. Potem był Adrianem, postacią z kabaretowych scenek. Czasami wetował najbardziej skandaliczne ustawy, de facto ratując PiS. Tak było dotąd. Teraz wreszcie przyjdzie mu zdawać egzamin z prezydentury. Po ośmiu latach nieważności ostatnie kilkanaście miesięcy będzie dla niego jak stempel na życiorysie. Tak zostanie zapamiętany. To będą najważniejsze miesiące w jego politycznym życiu. Dlaczego? PiS zbudowało cały system bezpieczników,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Streamingi bez tantiem

Artystom uciekają co roku dziesiątki milionów złotych Polska jest jednym z ostatnich krajów unijnych, które nadal pracują nad prawem zmieniającym podejście do przychodów z treści zamieszczanych na platformach internetowych i w serwisach streamingowych. Chodzi o przystosowanie polskiej legislacji do dyrektywy Parlamentu Europejskiego nr 2019/790, czyli tzw. Digital Single Market (jednolitego rynku cyfrowego). Dyrektywa reguluje m.in. kwestie praw autorskich pod kątem nowych technologii. Chodzi o eksploatację takich treści jak filmy, teksty czy muzyka w internecie. Wszystko po to, by artyści dostawali należne im wynagrodzenie, gdy ich praca znajdzie się w sieci. Projekt utknął jednak na etapie konsultacji społecznych, które zarządziło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obecnie polscy artyści nie dostają praktycznie ani grosza za swoją twórczość zamieszczaną w serwisach streamingowych. Polska miała wprowadzić regulację DSM do… 7 czerwca 2021 r. Tymczasem jest ostatni kwartał 2023 r. i w tej sprawie nie dzieje się nic. Gdzie te pieniądze? Obecnie zgodnie z polskim prawem tantiemy odprowadzają stacje telewizyjne, kina, dystrybutorzy płyt DVD i Blu-Ray czy operatorzy telewizji kablowych. Podobnego obowiązku nie mają zaś platformy streamingowe, takie jak najpopularniejszy w Polsce Netflix. To oznacza ogromne straty dla rodzimych twórców treści wideo i dla muzyków.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Lewica po wyborach

Mała partia czy młodzieżówka Koalicji Obywatelskiej? To, że lewica w wyborach poniosła klęskę, jest oczywiste. Trudno nazwać sukcesem utratę ponad 30% wyborców i prawie połowy mandatów. Dla porównania: Prawo i Sprawiedliwość, wielki przegrany wyborów, straciło 16% wyborców, pozostałe partie – zyskały. Ta katastrofa jest tym bardziej bolesna, że ostatnie lata lewicy sprzyjały. PiS boleśnie uderzało swoją polityką w kolejne segmenty jej elektoratu. Politycznie wiatr wiał w żagle lewicy i można było się spodziewać, że te 12,4%, które otrzymała w roku 2019, jeszcze powiększy. A dostała 8,6%! Trzech tenorów wywalczyło o 1 pkt proc. więcej niż Miller z Palikotem w roku 2015, który to wynik uznano za największą klęskę lewicy w historii. Co więc stało się teraz? Zacznijmy od liderów. Gdy po exposé Mateusza Morawieckiego w 2019 r. przemówił Adrian Zandberg, lewicowcy pękali z dumy. Wystąpienie Zandberga usuwało w cień perory innych polityków, on był gwiazdą tamtego dnia. Dziś wiemy, że był to jednorazowy występ. A trzech tenorów, którzy mieli odbudować siłę lewicy, okazało się mirażem. Robert Biedroń po zdobyciu mandatu europosła de facto wybrał emigrację i dziś bardziej realizuje się w roli celebryty. Pokazał to zresztą jego wynik w wyborach prezydenckich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Symetryzm dał zwycięstwo opozycji

PiS powróci do władzy, jeśli nie znikną przyczyny, dla których już dwa razy po nią sięgnęło. Symetryści to rozumieją, ale czy pojmie nowy rząd? Gdyby liberalna klasa dyskutująca spisała wspólnym wysiłkiem katechizm dobrego opozycjonisty z czasów panowania Zjednoczonej Prawicy, z pewnością dowiedzielibyśmy się z niego, że jednym z najcięższych grzechów przeciwko demokracji był symetryzm. Zasługiwałby on na własny sylabus błędów, pośród których znaleźlibyśmy liczne uchybienia względem dziennikarskiej rzetelności i obywatelskiej asertywności. Spór dotyczyłby tylko tego, czy grzeszono z głupoty, czy z wyrachowania. Ja stawiam tezę odwrotną: symetryści mieli rację od samego początku, ale musieliśmy czekać do wyborów, aby wykazać to w sposób niezbity. Zacznijmy jednak od uporządkowania pojęć. Skoro na katechizm się powołaliśmy, pozostańmy w tej poetyce i odwołajmy się do jego metody pytanie-odpowiedź. A zatem: kim są symetryści? Termin jest publicystyczny, nie naukowy, poszukajmy więc podpowiedzi u wziętych publicystów. Karolina Wigura i Jarosław Kuisz pisali, że jeśli symetryści w ogóle istnieją, są to ludzie zatroskani o „o przyszłość kraju kolonizowanego przez egoistyczne partie polityczne”. Piotr Zaremba przypisywał im zdolność „stawiania pytań i obiektywnego zachowania dystansu”, co w warunkach skrajnej polaryzacji urasta do rangi „wyboru moralnego”. W podobny ton uderzał redakcyjny kolega Jakub Dymek, który na łamach PRZEGLĄDU zestawiał symetryzm z solidnym dziennikarstwem. Piotr Kaszczyszyn

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Triumf – i co dalej?

Tak po wyborach z czerwca 1989 r. zatytułowałem swój artykuł w „Tygodniku Powszechnym”. Powtarzam dziś te słowa, bo za nami wybory równie przełomowe. Czy jednak rzeczywiście „równie”? W tamtym czerwcu frekwencja wyniosła 62%. Co znaczy, że rysującego się przełomu nie dostrzegło 38% uprawnionych. Obecnie frekwencja przekroczyła 74%. Co znaczy, że przełomu nie dostrzegło tylko 26% uprawnionych. Dzisiejsi demokraci patrzyli na PiS bardziej wrogo niż dawna Solidarność na PZPR. A i pisowcy postrzegali demokratów bardziej wrogo niż PZPR ówczesną Solidarność. Bo wtedy, 34 lata temu, PZPR prowadziła kampanię – jak sama mówiła – „niekonfrontacyjną”. A dziś to nawet nie była konfrontacja, to była brutalność. Sprawie wygranej PiS podporządkowano wszystko: pieniądze ze spółek skarbu państwa, usłużne media, podstęp referendalny, nie cofnięto się nawet przed ujawnieniem tajemnicy wojskowej. W trakcie kampanii roku 1989 nikt z władzy nie odważyłby się powiedzieć, że Lech Wałęsa to zdrajca. W trakcie kampanii roku 2023 PiS mówiło tak o Donaldzie Tusku codziennie. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 43/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Śmierć sapera

Z politycznego punktu widzenia Zbigniew Rau to już historia MSZ. Za parę tygodni pożegna się z al. Szucha i nikt nie wątpi, że na zawsze. Ale mimo to jeszcze trochę może, o czym przekonał się były już rzecznik prasowy Łukasz Jasina. On średnio pasował do PiS i do Raua, więc jego koniec w MSZ nie dziwi. Choć może zastanawiać zaciekłość, z jaką go potraktowano. Tuż przed wyborami, w piątek, 13 października, Jasina w rozmowie ze stacją RMF FM na pytanie, czy zagraniczne komisje zdążą policzyć wszystkie głosy w wyznaczonym czasie, odparł: „Na pewno zdarzą się takie komisje, które nie będą tego w stanie zrobić. Ja jestem rzecznikiem, czyli jestem osobą specjalizującą się w urzędowym optymizmie, ale nie będę przed państwem taił, że rzeczywiście bardzo się o to martwimy, martwimy się o terminy zliczania głosów”. Po tej wypowiedzi w trybie natychmiastowym został zdymisjonowany z funkcji rzecznika. I to z hukiem, bo towarzyszył temu oficjalny komunikat MSZ, że nastąpiło to w związku z nieprawdziwymi informacjami na temat przygotowania komisji za granicą. A już w kolejnym tygodniu, 18 października, Jasinę wyrzucono z ministerstwa. Przy zachowaniu terminów wypowiedzenia po 30 listopada będzie poza gmachem. Ta historia pokazuje kilka spraw. Przede wszystkim niebywałą mściwość i niemądrość PiS. Owszem, wypowiedź rzecznika była mało roztropna. Ale łatwo było

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Mamy złoty róg!

Jest się z czego cieszyć. Opozycja wygrała z PiS, w dodatku padł rekord frekwencji! W wyborach wzięło udział aż 74,38% uprawnionych do głosowania. To nie tylko najwyższa frekwencja w wyborach parlamentarnych w dziejach III RP – przekroczyła ona nawet o kilkanaście procent tę z przełomowych wyborów w 1989 r. Świadczy to o kilku rzeczach. Po pierwsze, nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej obywatelskie. Po drugie, ludzie uwierzyli, że od nich coś zależy, obniżył się, jak widać, poziom szkodliwej alienacji społecznej. Marsz 1 października wyraźnie wzmocnił poczucie wspólnoty. Po trzecie, większość społeczeństwa powiedziała: dość! Analiza socjologiczna wyborców pokazuje, że za PiS opowiadają się określone grupy społeczne. Słabiej wykształceni, ubożsi, raczej mieszkańcy małych miejscowości. Skądinąd wiadomo, że to ludzie najbardziej podatni na propagandę i demagogię. Z tego proste wnioski na przyszłość. Trzeba stawiać na edukację, odpartyjnić media, z TVP, która przez ostatnie lata była tubą prymitywnej, nachalnej, demagogicznej propagandy, zrobić źródło rzetelnej informacji. Ale rządzący muszą być świadomi, że na razie jedna trzecia społeczeństwa myśli tak jak PiS, podziela poglądy tej partii, taką jak ta partia ma wizję patriotyzmu i polityki. To także są pełnoprawni obywatele Rzeczypospolitej. Odrzucenie rządów PiS to również odrzucenie koncepcji obywateli drugiego sortu, a nie wymiana drugiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy PiS grozi rozpad?

Prof. Lech Szczegóła, socjolog, UZ Życie wewnętrzne tego typu partii jak PiS, stanowiących niemal osobistą własność lidera, zawsze pozostaje tajemnicą. Otoczony przez dworaków starzec, niczym w słynnej książce Kapuścińskiego, tylko do pewnego czasu kontroluje swój świat. Wciąż na tyle, aby żaden delfin nie wypracował autorytetu porównywalnego z jego własnym. W sytuacji, gdy korpus oficerski formacji jest mierny i skłócony, wszyscy będą trwać razem. Przynajmniej do czasu kolejnych wyborów, być może przyśpieszonych, o czym najbardziej marzą już teraz ziobryści – najbardziej niepewny element układanki pod nazwą Zjednoczona Prawica. Jarosław Kaczyński, który swoimi obsesjami na punkcie Tuska praktycznie utopił kampanię wyborczą PiS, pozostaje niezbędnym spinaczem. Aspirujący do pozycji lidera „czegoś własnego” przez lata powtarzali jedynie słowa prezesa i wiernie służyli. Nic nie zrozumieli, niczego się nie nauczyli. Prof. Robert Alberski, politolog, UWr To zależy, czy mamy na myśli PiS jako partię, czy mówimy o Zjednoczonej Prawicy. PiS jako partia nie ma dziś żadnego interesu w tym, żeby się dzielić. Wynika to z faktu, że prawdopodobnie będzie opozycją. Bardzo mocną. Można powiedzieć, że dopiero PiS pokaże, co to znaczy totalna opozycja. Warto pamiętać, że PiS nadal ma prezydenta i Trybunał Konstytucyjny. Ten partyjny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.