Tag "przemoc domowa"
Zabita, bo była kobietą
We Włoszech kobietobójstwo stało się odrębnym przestępstwem zagrożonym karą dożywocia.
Korespondencja z Rzymu
25 listopada, w Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy wobec Kobiet, parlament dokonał historycznego aktu: Izba Deputowanych jednogłośnie zatwierdziła art. 577 bis Kodeksu karnego. Przepis ten uznaje, że zabójstwo kobiety motywowane dyskryminacją, z nienawiści, z potrzeby kontroli czy chęci dominacji albo w celu „ukarania” kobiety za odmowę, zakończenie relacji czy próbę odzyskania wolności nie jest już zwykłym zabójstwem, lecz zbrodnią o jednoznacznie zdefiniowanym charakterze.
W ten sposób państwo przyznaje, że część aktów przemocy to nie przypadkowe tragedie, lecz brutalny wyraz uprzedzeń i nierówności, wymagają więc stanowczej odpowiedzi prawnej i społecznej. Jeszcze dekadę temu termin femminicidio funkcjonował głównie w środowiskach akademickich i w języku organizacji walczących o prawa kobiet. Dziś stał się nie tylko pojęciem medialnym, lecz także kategorią prawną, zmieniającą sposób postrzegania przemocy ze względu na płeć.
Dotychczas sprawca zabijający kobietę dlatego, że jest ona kobietą, odpowiadał wyłącznie za zabójstwo – motywacja płciowa pozostawała w tle. Nowe przepisy zmieniają ten paradygmat: oprócz faktu odebrania życia podkreślają społeczne i genderowe źródła zbrodni. Definicja zaczerpnięta z Enciclopedia Treccani, włoskiej encyklopedii powszechnej, brzmi: „zabójstwo kobiety ze względu na to, że jest kobietą”. To sformułowanie znalazło odzwierciedlenie w tekście ustawy.
„Oczywiście próba znalezienia odpowiedzi na rzeź, której jesteśmy świadkami – na życie odbierane poprzez tortury, pobicia czy stalking – to krok naprzód, który może dawać nadzieję. Ale tej drogi nie da się pokonać, opierając się wyłącznie na często nieskutecznej represji. Trzeba ją przejść wspólnie, z udziałem organizacji i stowarzyszeń, by naprawdę zrozumieć problem, od środka – napisała na blogu Roberta Bruzzone, psycholożka sądowa i kryminolożka, jako komentarz do decyzji parlamentu. – Kobiety potrzebują moralnej zmiany: stałej edukacji, zaczynającej się już w dzieciństwie, od szkoły, od budowania sieci wsparcia i solidarności, od świadomości zakorzenionej w zbiorowej mentalności, że zbrodnia przeciw kobiecie nie jest przestępstwem »drugiej kategorii« i nie można jej bagatelizować słowami: sama tego chciała”.
Ustanowienie przestępstwa kobietobójstwa to symboliczne potwierdzenie tego, o czym organizacje kobiece mówią od lat. Nadanie mu rangi prawnej podkreśla wagę problemu i zobowiązuje państwo do prowadzenia spójnej polityki ochrony. W tle pozostaje jednak pytanie, które coraz częściej wybrzmiewa we włoskim społeczeństwie: dlaczego – mimo rosnącej świadomości i zaostrzania prawa – kobiety nadal giną z rąk tych, którzy powinni je chronić? Czyli byłych lub obecnych mężów, partnerów i narzeczonych.
Dramatyczna plaga
Po dwóch głośnych kobietobójstwach – śmierci Giulii Cecchettin i Giulii Tramontano – które na długie miesiące wstrząsnęły Włochami i wywołały falę protestów, wydawało się, że wreszcie coś się zmieni.
22-letnia Giulia Cecchettin zniknęła w nocy 11 listopada 2023 r., po wyjściu do centrum handlowego z byłym chłopakiem. Jej ciało owinięte w foliowe worki odnaleziono tydzień później, na dnie jaru. Filippo Turetta przyznał się do zbrodni. Motywem była zemsta za zerwanie. W grudniu 2024 r. sąd skazał go na dożywocie, a w październiku 2025 r., po wycofaniu apelacji, wyrok stał się prawomocny.
Nie mniej wstrząsająca była historia 29-letniej Giulii Tramontano, będącej w siódmym miesiącu ciąży. 27 maja 2023 r. w jej mieszkaniu pod Mediolanem partner
Granie potwora zostawia ślad
Po pewnym czasie odczuwasz skutki swojej pracy jak bóle fantomowe
Hejt za rolę, czyli gdy fikcja boli za bardzo
Tomasz Schuchardt stworzył przekonujący portret oprawcy, tyrana swojej partnerki. Jego kreacja, autentyczna i oparta na sile, jest jednym z najmocniejszych elementów filmu. I właśnie dlatego aktor stał się celem mimowolnych ataków niektórych widzów.
Tuż po premierze zaczęły się pojawiać reakcje ludzi, którzy nie potrafili oddzielić fikcyjnej postaci filmowej od aktora. Schuchardt został mimowolnie odpowiedzialny za ekranowego Grześka i emocje kierowane w jego stronę. W mediach i nawet w świecie rzeczywistym zaczęły się mnożyć komentarze pełne niechęci i złości. Sam aktor przyznał, że ktoś podszedł do niego i nazwał „przemocowcem”. Tymczasem ataki, jeśli już, powinny być kierowane wyłącznie do fikcyjnego bohatera. Ale to Schuchardt jest obrzucany błotem. Obrywa za postać, której miał nadać wiarygodność. Za postać, którą budował tak realistycznie, by widz uwierzył w jej brutalność. To, co miało być dowodem jego profesjonalizmu, obróciło się przeciwko niemu.
Aktor nie popełnił żadnego błędu. Zderzył się tylko z efektem ubocznym trudnej i intensywnej roli. Teraz, zamiast wyrazów uznania, słyszy komentarze pełne oskarżeń i ocen, które dotyczą nie jego, ale granej przez niego postaci.
Weronika Mikusek
Tomasz Schuchardt – (ur. w 1986 r.) absolwent PWST w Krakowie. W latach 2010-2014 występował w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Później był związany z Teatrem Ateneum w Warszawie. Kreacja w filmie „Chrzest” przyniosła mu nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę męską w Gdyni, a występ w „Jesteś Bogiem” – nagrodę za najlepszą drugoplanową rolę męską na tym samym festiwalu. Za rolę w „Doppelgängerze. Sobowtórze” otrzymał Orła i nagrodę w Gdyni. Razem z Agatą Turkot odebrał na Warszawskim Festiwalu Filmowym Specjalną Nagrodę Jury za główne role w „Domu dobrym” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.
Grasz w filmach i w serialach, w mniejszych projektach i w głośnych tytułach, u debiutantów i u bardzo doświadczonych twórców. Według jakiego klucza dobierasz kolejne role?
– Klucze zmieniały się w ciągu lat. Na samym początku decydował fakt, że ktoś w ogóle chciał mnie zaangażować. Nie otrzymywałem wielu propozycji, więc brałem prawie wszystko, co przychodziło. Kierowałem się tym, że trzeba grać. Taka zasada powinna zresztą obowiązywać podczas nauki aktorstwa, ponieważ rozwój aktora polega głównie na praktyce. Trzeba występować wszędzie, gdzie się da, aby mieć jak najwięcej zawodowych spotkań. Dobrze jest współpracować z kilkoma reżyserami, z różnymi aktorami, wybierać odmienne teksty. Zdobywać szlify w telewizji, na deskach teatralnych, w kinie albo w serialach. Oczywiście w ramach możliwości i nie za wszelką cenę.
Twoje podejście musiało później się zmienić.
– Klucz wyboru zmienił się, gdy doszedłem do takiego punktu, w którym miałem więcej propozycji niż czasu. Wtedy zacząłem się uczyć trudnej sztuki selekcji. Najważniejszy stał się dla mnie scenariusz, czyli rozważenie, czy coś mnie zainteresuje w tekście, czy rola, którą mam przygotować, jakoś mnie rozwinie.
Drugim decydującym czynnikiem jest oczywiście spotkanie, czyli to, z kim będę grał i kto będzie mnie reżyserował. Jestem też zwolennikiem brania udziału w projektach niskobudżetowych. Jeżeli komuś można pomóc na początku drogi, którą przecież każdy z nas przechodził, to chętnie się angażuję.
Zgodziłbyś się z tezą, że granie czarnych charakterów jest bardziej atrakcyjne dla aktorów?
– Nie. Dużo wdzięczniej pracuje się nad portretem bohatera, który ma jakieś charakterystyczności. Chodzi o ciekawostki fizyczne, które kogoś wyróżniają, o inną specyfikę mówienia. Tworząc kino biograficzne, dowiadujemy się np., że ktoś się jąkał lub kulał na prawą nogę. Albo reżyser wymaga od nas, żebyśmy mówili z litewskim akcentem, jak znana postać historyczna. Atrakcyjne są także sytuacje, w których podejmujemy się wyzwań dodatkowych – uczymy się jeździć konno, strzelać z broni, grać na instrumencie.
Co więcej, gdy dobrze się wykona charakterystyczną rolę, jest ona bardziej zauważana przez widza. Moje doświadczenia jednak podpowiadają, że takie role częściej pojawiają się na drugim planie. Miałem przyjemność grać bohaterów pierwszoplanowych i tych charakterystycznych z drugiego planu – to rzeczywiście trochę inny rodzaj pracy. Szerzej myśli się o postaci pierwszoplanowej, gdzie indziej rozkłada się akcenty. Trzeba precyzyjnie rozrysować, jak przedstawić bohatera, do czego on dąży i gdzie nastąpią momenty jego załamania. Z kolei niektóre sceny należy wręcz zostawić postaciom drugoplanowym, aby tworzyły bogatsze tło dla całej historii. Nie każda sekwencja musi należeć do protagonisty. Występując na drugim planie, zwykle próbujesz w kilku momentach zawrzeć esencję bohatera. Ostatnio zagrałem w jednym filmie tylko trzy sceny. Wtedy musisz zaznaczyć swoją obecność na tyle, żeby nadać postaci ważność, a jednocześnie nie przysłonić niczego z drogi głównego bohatera.
Może czarne charaktery gra się łatwiej?
– Nie jest tajemnicą, że każdy z nas, aktorów, ma do czegoś łatwiejszy dostęp. Niektórzy mają naturalną predyspozycję do ról komediowych. Pojawiają się i nieważne, co zrobią, już będzie śmieszniej. Nikt nie powie, że bycie zabawnym okupili tytaniczną pracą. W moim przypadku jest podobnie z byciem groźnym. Mam specyficzną twarz i jestem świadom swojej urody. Wiem z różnych rozmów, że ludzie widzą we mnie cwaniaka albo osobę mocno przekonaną do swoich racji. Do takich postaci mam na pewno łatwiejszy dostęp.
Z rolą Grześka w „Domu dobrym” chyba tak prosto nie było.
– Rzeczywiście, mocno popracowałem sobie nad pewnymi rzeczami w moim bohaterze. Łatwość w graniu czarnych charakterów, o której wspomniałem, wystarczy na kilka scen, na epizod, w którym złoczyńca pojawia się z bronią albo grozi komuś spojrzeniem. My jednak rozmawiamy o bohaterze bardzo często obecnym na ekranie. Chociaż gram główną rolę męską, uważam, że jej funkcja jest służebna. Od początku wiedziałem, że to jest film Agaty Turkot, film o Gośce i innych kobietach, które doświadczyły przemocy domowej. Ja miałem stworzyć ścianę, o którą będą uderzać albo przez którą nie mogą się przebić. Postać Grześka reprezentuje jednak szerokie spektrum przemocy. Na początku filmu funkcję
Zło nie umiera nigdy
„Dom dobry” Smarzowskiego, czyli polska norma
Film ma wstrząsnąć społeczeństwem w kwestii przemocy domowej. Otóż nic podobnego się nie stanie! Nie po to taki model związku nasze społeczeństwo wypracowało przez setki lat, by go teraz wywrócił jeden film. Choćby i wstrząsający, choćby i oglądany przez miliony.
Zamiast więc pałać słusznym oburzeniem, co łatwe, raczej starannie obejrzyjmy film. Słychać, że oto nareszcie obraz, który o przemocy wobec kobiet opowiada z męskiego punktu widzenia. Skąd! Jest odwrotnie: kamera od początku do końca podąża za Małgorzatą. A Grzegorz, mąż, jest oprawcą, który Małgorzacie się przytrafia. Trochę jak choroba, kalectwo, depresja – nie my jesteśmy winni i niewiele możemy zaradzić.
Nie wygląda, by Grzegorz do związku przemocowego doszedł drogą własnych doświadczeń, ewolucji przekonań. Jest na to zbyt ograniczony. Po prostu powtarza „polską normę”: żona jest na wyposażeniu męża. Przypomina jej o tym z pewnością zbyt brutalnie, ale jest krewki z natury, a żona oporna. Z tym wszystkim Grzegorz nie jest zboczeńcem, który zbałamucił kobietę, żeby się z nią ożenić, a potem wyżywać się na niej. On nie czerpie przyjemności z zadawania bólu, próbuje tylko na swój „sprawczy” sposób wyegzekwować w małżeństwie układ, w jakim zapewne sam się wychował i w jakim żyją ludzie z jego sfery. I w ogóle wszyscy mu znani. Żona ma być jego wizytówką, ozdobą i paprotką na biurku. Powiada się powszechnie, że „damą w salonie, dziwką w łóżku, kucharką w kuchni”, ale nie dlatego, że kobieta taka uniwersalna – raczej taka posłuszna. A jeżeli nie sprawdza się jako wizytówka, to przechodzi przyśpieszony kurs muzyki poważnej: dostaje omłot przy dźwiękach „Toccaty i fugi d-moll” Bacha.
Grzegorz to postać niejasna, wiemy o nim niewiele i tylko „objawowo”. Polak katolik – sakramenty obowiązkowo – w interesach i w lokalnej polityce „twardy facet”. Ma gadane, łatwo omota kobietę. Przy tym banalny i kiczowaty: przynosi róże, słucha Grechuty sprzed pół wieku. W sumie sprawczy gość, średnia krajowa. A jako domowy bokser ma odpowiedników i na salonach, i na melinach, czego świadectwo dają żony w grupach wsparcia. I najważniejsze: ma za sobą wszystkich zawodowych „obrońców rodziny”: od księdza, przez policję, sądy, po opinię publiczną.
Grzegorz jest pułapką, która czeka na mysz. Problem w tym, że ofiara wpada zbyt łatwo. Bo Gośka i Grzegorz, znajomi z sieci, sondują się nawzajem odgadywaniem autorów aforyzmów w stylu „Kto był wszystkim, będzie niczym”, choć podobny banał mógł się wypsnąć zarówno mistrzowi Lao Tsy (VI w. p.n.e.), jak i Janowi Pawłowi II czy Oldze Tokarczuk. Autora wyszukiwarka w trybie AI znajdzie w mniej niż trzy sekundy. A Grzegorz znajdzie go w mniej niż trzy minuty w zbiorze aforyzmów, którzy trzyma na półce. Nie wynika
Trzeba się skarżyć na złe traktowanie
Zadziwiająco często ludzie starsi są bezradni nawet w prostych sprawach
Stanisław Brzozowski – dziennikarz, społeczny rzecznik praw osób starszych w Olsztynie od początku 2010 r. Jego powołanie było realizacją postulatu zapisanego w programie „Pogodna i bezpieczna jesień życia na Warmii i Mazurach” na lata 2007-2014, a społeczna funkcja znalazła potwierdzenie w kolejnych programach polityki senioralnej przyjmowanych przez zarząd województwa.
Kogo w dzisiejszych czasach uważa się za osobę starszą, bo średnio żyjemy o wiele dłużej niż kiedyś, gdy 60-latka uważano za staruszka?
– Określają to przepisy i dokumenty polityki senioralnej, zgodnie z którymi za osobę starszą uważa się taką, która ukończyła 60 lat, choć potocznie są to osoby w wieku emerytalnym: kobieta – 60 lat i mężczyzna – 65. Co nie znaczy, że dzisiejszych emerytów można nazwać starcami. Istotnie granica wieku, także w Polsce, wyraźnie przesunęła się w górę.
Mam kilkoro znajomych, którzy przekroczyli dziewięćdziesiątkę, są sprawni fizycznie i umysłowo, oczywiście na miarę dostojnego wieku. Wychodzi, że jedną trzecią wieku przeżywają na emeryturze.
– To prawda, że coraz więcej ludzi dożywa tak pięknego wieku, ale średnio raczej nie jedną trzecią, lecz kilkanaście lat, najwyżej jedną czwartą życia spędzają na emeryturze.
Spędzają aktywnie? Eksperci już się zastanawiali, jak zagospodarować im wolny czas, żeby mogli poczuć radość jesieni życia. Chyba wielu działa na uniwersytetach trzeciego wieku?
– Może tak się wydawać, ale według statystyk zaledwie 10-15% osób w wieku emerytalnym jest zaangażowanych w różne formy aktywności. Są nawet trochę widoczne w przestrzeni medialnej, na forach internetowych, lecz jeśli spojrzymy na liczby, zobaczymy, że 85% emerytów tej aktywności w ogóle nie przejawia, często spędza cztery-pięć godzin dziennie przed telewizorem! W samym Olsztynie żyje ok. 40 tys. osób po sześćdziesiątce, a w czterech uczelniach typu UTW zaangażowanych jest zaledwie 1,5 tys.
Może starsi ludzie niekoniecznie chcą „się douczać”, wolą spacer do lasu, zakupy albo wyjście na imprezę kulturalną? Czy istnieje w Polsce program aktywizacji zachęcający ich do nowych form spędzania wolnego czasu?
– To kwestia osobistego nastawienia. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Jeśli odziedziczyłeś w genach chorobę nowotworową, jeśli nie potrafiłeś sobie w życiu radzić i cierpisz biedę albo jeśli dachówka spadnie ci na głowę, nie masz na to wpływu! Ale na jedną rzecz masz wpływ – jeśli dziś nie ruszysz czterech liter, jutro będziesz miał kłopoty, jeśli dziś wyłączysz głowę, jutro przestaniesz być wartościowym człowiekiem. Na to mamy wpływ i tyle możemy zrobić, od tego zależy, w jakim stanie obudzimy się następnego ranka. To uwaga geriatry, dr Małgorzaty Stompór, z którą współpracujemy.
Współpracujemy? Jako rzecznik praw osób starszych, podobno jedyny w kraju?
– Nie jedyny! Tylko w naszym województwie jest nas troje działających społecznie pod egidą Federacji Organizacji Socjalnych Województwa Warmińsko-Mazurskiego FOSa, dużej organizacji pozarządowej. Fakt, że zostałem powołany najwcześniej, bo już w 2010 r., ale są jeszcze Krzysztof Marusiński w Orzyszu i Urszula Wolna w Elblągu. Jesteśmy rzecznikami społecznymi, ale nasza funkcja została zapisana w wojewódzkim programie polityki senioralnej, co jest dla nas ważne, bo występując w sprawach osób starszych, możemy się powołać na to umocowanie.
W dokumentach wyczytałem, że zajmujecie się całą gamą tematyczną, od oszustw dotykających seniorów po konflikty rodzinne. Jak pomagacie w takich przypadkach i czy w ogóle możecie pomóc?
– Różnie bywa. Kiedy dochodzi do przemocy czy oszustwa wobec seniora, gdy osoby starsze stają się ofiarami kradzieży, odsyłamy na policję. Nie zajmujemy się ściganiem przestępstw. Możemy za to interweniować w imieniu osób starszych, pomóc seniorowi w załatwieniu trudnej sprawy, doradzić… Zadziwiająco często ludzie starsi są bezradni nawet w prostych sprawach. Zwłaszcza w kontaktach z urzędem, sądem i ZUS. Może to pozostałość z dawnych czasów, ale gdy usłyszą, że ich sprawa jest nie do załatwienia, odchodzą od okienka ze spuszczoną głową, pogodzeni z losem, nawet jeśli racja jest po ich stronie. W wielu przypadkach prosta czynność, czyli odwołanie od decyzji urzędnika, może całkowicie zmienić ich położenie. Tylko trzeba im uświadomić, że odwołanie to ich prawo, a nie urzędnicza łaska.
Kiedyś pracowaliśmy razem w prasie olsztyńskiej i w artykułach zajmowaliśmy się zwalczaniem biurokracji, więc i teraz z takimi przypadkami potrafisz sobie poradzić. Możesz podać przykłady interwencji rzecznik?
– Kilka miesięcy temu zgłosił się do mnie mężczyzna, który jako ofiara przestępstwa poruszał się na wózku, część ciała miał sparaliżowaną. Widać było, że potrzebuje wsparcia. W pierwszym podejściu jego potrzeby ocenione zostały na 64%, nie dawało mu to prawa do zasiłku wspierającego. Pomogłem mu napisać odwołanie i dostał ponad 80%, a więc zasiłek też otrzymał. Wystarczyło odwołanie, widzę jednak, ile osób nie potrafi się na to zdecydować.
Czy miałeś również przypadki, że wiekowa już kobieta żali się na synową, która źle ją traktuje, a syn nie broni matki?
– Oczywiście. Badania socjologiczne wskazują, że dla osoby starszej rodzina jest najważniejsza. Jeśli w domu wszystko układa się dobrze, reszta problemów schodzi na dalszy plan. Podkreślam, że aby wszystko było OK, muszą się w to zaangażować obie strony. Jest to zadanie dla młodych, ale i dla ich rodziców, którzy też
Nie musisz się zgadzać na przemoc
W ośrodkach wsparcia ofiary odzyskują siłę, sprawczość i wiarę w człowieka
Osoby doświadczające przemocy lub będące jej świadkiem mogą poszukiwać wsparcia m.in. w Ogólnopolskim Pogotowiu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia, tel.: 22 824 25 01 (do fundacji), 800 12 00 02 (bezpłatny, dostępny całodobowo numer do konsultanta Niebieskiej Linii), www.niebieskalinia.pl, www.niebieskalinia.info.
Inne przydatne witryny dla ofiar przemocy:
cpk.org.pl – strona internetowa Centrum Praw Kobiet,
fundacja-fortior.org (tel.: 48 795 631 614).
Paweł Jankowski
Według policyjnych danych w 2024 r. w Polsce wypełniono łącznie 59 174 formularze niebieskich kart. To nieco mniej niż w roku 2023 (62 170). Co ciekawe, trzy lata temu, gdy do Polski napłynęła fala uchodźców z Ukrainy, liczba niebieskich kart wynosiła 61 645, podczas gdy dwa lata wcześniej – 72 601. Mogłoby to sugerować do pewnego stopnia, że spowodowana obostrzeniami pandemicznymi izolacja społeczna była jednym z największych zapalników przemocy, skoro dochodziło do niej częściej niż w kolejnych latach, i to mimo napływu ludności. Pamiętać należy jednak, że niebieskie karty są tylko częściowym odzwierciedleniem zjawiska przemocy, które nie zawsze jest oficjalnie zgłaszane i ujmowane w statystykach.
W oficjalnych danych odnoszących się do przemocy domowej kobiety są wskazywane jako ofiary kilkakrotnie częściej niż mężczyźni. Inaczej sprawa wygląda w przypadku najbrutalniejszych form przemocy fizycznej, których następstwem jest pośrednio (pobicie ze skutkiem śmiertelnym) lub bezpośrednio (zabójstwo) utrata życia. W takich przypadkach – co pokazują dane z raportu „Czarna księga ofiar przemocy domowej w Polsce w 2021” – mężczyźni kilkakrotnie częściej niż kobiety byli ofiarami śmiertelnymi rodzinnych porachunków z przemocą w tle.
Punktem wyjścia każdej przemocy jest toksyczna relacja, cementem tej toksyczności natomiast przewaga sprawcy nad ofiarą. Przewaga, która – tak jak sama przemoc – może być fizyczna, psychiczna i systemowa. Czasami sprawca jest po prostu większy i silniejszy – ma warunki, by zadać fizyczny ból. Innym razem ofiarą przemocy, np. psychicznej, pada osoba, której brakuje asertywności i innych zasobów społecznych, takich jak wysoka pozycja socjoekonomiczna czy wsparcie rodziny.
Ofiary każdego rodzaju przemocy domowej mogą korzystać m.in. z pomocy w ramach specjalistycznych ośrodków wsparcia. Z ostatnich danych ze strony Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, pochodzących z 2022 r., wynika, że w każdym województwie znajduje się przynajmniej jeden ośrodek tego typu. W niektórych częściach kraju jest ich po kilka. Najwięcej, bo aż cztery, w Podkarpackiem.
Wielotorowa praca w takim ośrodku oznacza objęcie podopiecznego pomocą psychologiczną, pracą socjalną i poradnictwem prawnym. Pomoc przeznaczona jest dla osób przebywających tymczasowo w hostelu ośrodka, ale można też uczęszczać na zajęcia ambulatoryjne. Z pomocy tej korzystali lub nadal korzystają Łucja, Olena i Marek – klienci ośrodka wsparcia, w którym sam pracuję. Noszą inne imiona, jednak ich przeżycia to autentyczne historie i traumy będące doświadczeniem wielu ofiar przemocy.
Brak świadków wśród świadków Jehowy
Łucja wspomina dom rodzinny pozytywnie, jednak czuje, że czegoś mogło w nim brakować, choć nie umie wskazać, czego dokładnie. Rodzice żyli w zgodzie, ale jakby obok siebie. Być może dlatego jej mama zdecydowała się szukać wyższej formy duchowości i poczucia wspólnoty poza domem rodzinnym. Świadkowie Jehowy jawili się jako społeczność, która pomoże zapełnić bliżej niesprecyzowaną pustkę. Łucja i jej mama zaczęły regularnie uczęszczać na spotkania zboru.
Mijały lata, przyszła dorosłość. Na życiowej ścieżce Łucji pojawił się Tomek, również członek wspólnoty. Po jakimś czasie kobieta wiedziała już, komu ofiaruje serce i z kim podzieli się intymnością. Noc poślubna przyniosła jednak kilka rozczarowań. Pierwsze miało miejsce wtedy, gdy Łucja poczuła ból, którego nie
Co dalej z lex Kamilek
Ustawa jest konieczna, ale po niezbędnych korektach
Na początku był chaos. I później był chaos. Teraz wszyscy się przyzwyczaili, co nie znaczy, że są szczęśliwi. Wiele mówi się o ustawie w instytucjach edukacyjnych, ale w mediach społecznościowych można też znaleźć krytyczne dyskusje choćby pilotów wycieczek.
Lex Kamilek to potoczna nazwa Ustawy z 28 lipca 2023 r. o zmianie ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw, która weszła w życie 15 lutego 2024 r. Przepisy poszły w dwóch kierunkach: przeciwdziałania przemocy domowej oraz przeciwdziałania pedofilii – te zapisy dotyczą instytucji.
Naiwnością byłoby myślenie, że jeśli uchwali się ustawę, ludzie przestaną zabijać dzieci. Tak nie zdarzyło się nigdzie na świecie. Doświadczenia niemieckie, hiszpańskie czy austriackie pokazują, że gdy zaczyna się luzować pewne przepisy, dzieje się farsa, jak w Polsce z alimenciarzami. Raz ich przyciśnięto i powsadzano do więzień, więc zaczęli płacić. Ale trwało to pół roku. Po poluzowaniu wróciliśmy do punktu wyjścia.
Niemniej jednak wypadałoby czegoś oczekiwać od ustawy, która skutecznie utrudniła życie społeczne w szkołach i placówkach oświatowych. Odpowiadał za nią ówczesny wiceminister sprawiedliwości dr Marcin Romanowski, ten sam, który znalazł bezpieczne schronienie na Węgrzech. Obecna rzecznik praw dziecka Monika Horna-Cieślak była jej współtwórczynią. Weto prezydenta Nawrockiego przyjęła z zadowoleniem. Wskazała, że nowela ustawy „obniża standard ochrony dzieci w Polsce przed nadużyciami, zwłaszcza seksualnymi (…) poprzez wprowadzenie nieuzasadnionych wyjątków umożliwiających całkowite odstąpienie od realizacji obowiązków weryfikacji karalności bądź obowiązki te, w sposób nieuzasadniony, łagodzi”. Zdaniem rzeczniczki tego typu zmiany mogłyby realnie zwiększyć ryzyko dla dzieci w placówkach oświatowych i sportowych, osłabiając dotychczasowe mechanizmy ich ochrony.
Czy rzeczywiście była taka groźba?
Boimy się bliskości z dzieckiem
– Relacje w szkole legły w gruzach. Boimy się bliskości z dzieckiem. Rozmawiamy wyłącznie przy drzwiach otwartych, nie przytulamy, choć młodsze dzieci bardzo tego potrzebują. Nie rozumieją, że to „dla ich dobra”. Czują się odtrącone. Usztywnili się szczególnie młodsi nauczyciele. Boją się. Szczytem upokorzenia naszego środowiska były niektóre zapisy w standardach ochrony małoletnich przygotowanych przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę. Nauczyciel ma nie spać z dzieckiem na wycieczce. Naprawdę? Przez 35 lat mojej pracy w szkole nie marzyłam o niczym innym jak spanie z uczniem w jednym łóżku – mówi, prawie płacząc, nauczycielka, która nazwiska nie poda. Taki mamy klimat. Dodaje tylko, że w szkołach umierają inicjatywy społeczne.
Przywołany przez nauczycielkę zapis literalnie brzmi: „Niedozwolone jest pozostawanie dzieci samych na noc w pokoju pracowników (z wyjątkiem członków rodziny – za zgodą opiekuna dziecka), spanie z dzieckiem w jednym pokoju (z wyjątkiem zbiorowych sal) lub w jednym łóżku”.
Na przeregulowanie wspomnianych standardów ochrony małoletnich i jego skutki zwraca uwagę portal Prawo.pl: „Ustawa, która miała wzmocnić ochronę małoletnich, sparaliżowała rynek pracy. Pracodawcy nie chcą przyjmować uczniów na praktyki albo wycofują się z tego zamiaru. Powodem jest konieczność wprowadzenia rozbudowanych standardów ochrony małoletnich, w tym przyjęcia odpowiednich dokumentów wewnętrznych i wymóg sprawdzania pracowników, którzy będą opiekunami tych praktyk. Zdaniem prawników przepisy wymagają pilnej korekty, jeżeli chcemy wspierać szkolnictwo zawodowe”.
Z drugiej zaś strony nie można nie zauważyć, że po wejściu w życie
Brudów nie pierze się w domu
Przemoc domowa nie jest prywatną sprawą. To problem części społeczeństwa, niezależnie od statusu lub wykształcenia
– Kobiety, które zgłaszają się po pomoc, są z bardzo różnych środowisk. Przemocy doświadczają również tzw. kobiety sukcesu, jednak najczęściej są to osoby będące w gorszej sytuacji ekonomicznej – słyszę od Dagmary Adamiak, gdy pytam ją o profile kobiet, które, będąc ofiarami przemocy domowej, korzystają z jej pomocy. Jest prawniczką i prezeską Fundacji RÓWNiE. Historie jej klientek nie są rzadkimi przypadkami. Cierpienie, które stało się ich doświadczeniem, jest obecne w setkach tysięcy polskich domów.
Kontakt do Ani dostałam od wspólnej znajomej. Kilka lat temu nie zgodziłaby się na tę rozmowę. Dziś, po długotrwałej terapii, wciąż z oporami dzieli się swoją historią. Ania przez 10 lat żyła w małżeństwie, w którym od początku była obecna agresja: – Najpierw myślałam, że to ja go prowokuję. Krzyczał, że jestem głupia, że nic nie potrafię. Pierwszy raz były mąż uderzył mnie, gdy nasza córka miała kilka miesięcy. Przepraszał, płakał, obiecywał, że to się nigdy nie powtórzy. A ja chciałam wierzyć, że się zmieni.
Z czasem przemoc stała się codziennością. Początkowo dotyczyła tylko Ani, później dzieci były świadkami agresji, a na końcu same okazały się celem. – Najbardziej bolało, kiedy córka mówiła: Mamo, nie płacz, tata się uspokoi. Dzieci żyły w napięciu, zawsze czujne, żeby go nie zdenerwować. Skorzystałam z porady koleżanki, żeby regularnie dokumentować wszystkie ślady na ciele po uderzeniach.
Dagmara Adamiak potwierdza: – W sądzie wciąż najczęściej mówi się o przemocy w kontekście przemocy fizycznej. To sprzeciw wobec tego rodzaju przemocy jest najbardziej wyraźny w świadomości społecznej. Ten typ jest też najłatwiejszy do rozpoznania, udowodnienia i zauważenia przez osoby postronne.
Ciemna liczba
Ania zgłosiła sprawę na policję, mężowi założono Niebieską Kartę. Mimo to nadal nie czuła się bezpiecznie. – Miałam wrażenie, że to tylko papierek. W przeszłości zawsze bałam się, że kiedy wróci po przesłuchaniu, będzie tylko gorzej. I rzeczywiście, po każdej wizycie policji jego furia narastała.
– Powody, dla których ofiary przemocy nie decydują się na zgłoszenie, są złożone i obejmują zarówno bariery emocjonalne, jak i społeczne – zwraca uwagę Emilia Sikorska, specjalistka ds. bezpieczeństwa publicznego. – Dominuje tu lęk i strach przed tym, co może się wydarzyć, gdy sprawca dowie się o złożeniu zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa lub założeniu Niebieskiej Karty. Ofiara wątpi w to, że policja czy instytucje ochronią ją w wystarczający sposób.
Czym zatem jest Niebieska Karta? To narzędzie prawne, które pozwala na dalsze ustalenie planu pomocy i wsparcia. – Niebieska Karta sama w sobie nie usuwa sprawcy z mieszkania. Jest procedurą dokumentowania przemocy i inicjowania pomocy. To służby decydują o tym, czy zastosować nakaz opuszczenia lokalu przez sprawcę, jeśli zagraża on życiu lub zdrowiu innych osób – tłumaczy Dagmara Adamiak.
Ania jest już po rozwodzie, a sąd przyznał jej pełne prawo
Dziewuchy
Nie są przebojowe, ale czasem wstępuje w nie energia. Jedne dla odwagi muszą się napić, drugie stać na przebojowość tylko w snach Ilona, Danusia i Mariola mieszkają na wsi, 40 km na południe od Krakowa. We wsi są trzy sklepy spożywcze, szkoła, kościół, dwór i remiza. O jej mieszkańcach ludzie z sąsiednich wiosek mówią pogardliwie: dworusy. Dworusy to ci, którzy nie mieli swojej ziemi i pracowali dla dworu. Nie mieli ziemi, więc też żadnych ambicji ani potrzeby posiadania czegokolwiek. Część dworusów już wymarła.
Życie dziecka albo poprawczak
O wykopaniu ciała czteroletniego Leosia z leśnego dołu pani Danuta dowiedziała się z telewizji. Prawnuka szukała od miesiąca Kilkakrotnie była na policji. Tłumaczyła, pokazując zdjęcie uśmiechniętego chłopczyka, że dziecko może być w niebezpieczeństwie. A ona je wychowywała od noworodka. Była mu matką, bo ta prawdziwa, jej wnuczka Karolina, miała zaledwie 14 lat. Jedyne, co umiała zrobić przy dziecku, to selfie na spacerze z małym w wózku. Pani Danuta nie miała do Karoliny pretensji, że ta nie potrafiła zająć się synem. Też przecież była
Pakistanka, która chciała być Włoszką
Saman Abbas została zamordowana przez rodzinę za to, że nie chciała się zgodzić na małżeństwo z przymusu Korespondencja z Rzymu Miała duże, orzechowe oczy i piękny uśmiech. W mediach społecznościowych używała pseudonimu ItalianGirl. Nosiła dżinsy i malowała usta. Została zamordowana przez bliskich za to, że nie chciała się zgodzić na małżeństwo z przymusu i splamiła honor rodziny. Jej historia wstrząsnęła Włochami. Ciało dziewczyny odnaleziono w listopadzie 2022 r., zakopane na głębokości 2 m w zrujnowanym pomieszczeniu gospodarczym na farmie w Novellarze, w regionie Emilia-Romania,









