Tag "rodzicielstwo"

Powrót na stronę główną
Kraj

Smycz zamiast wózka

Coraz więcej młodych woli wychowywać zwierzęta niż dzieci

To nie kaprys, lecz przejaw bezsilności wobec rzeczywistości, w której rodzicielstwo staje się luksusem. Potrzeba opieki pozostała, zmienił się jedynie jej adresat.

W słoneczny weekend wybieram się na spacer na warszawskie Pole Mokotowskie i obserwuję pary przytulające się na ławkach oraz grupy znajomych piknikujące na trawie. W tym sielskim obrazku w oczy rzuca się jeden szczegół. Prawie nigdzie nie widać dzieci, a niemal przy każdej grupce siedzi przynajmniej jeden pies. To nowa moda czy symbol głębokiej zmiany społecznej?

Kaganiec ekonomiczny

Dla niektórych podstawowy problem to pieniądze, a raczej ich brak. – Jeszcze trzy lata temu myśleliśmy z partnerem o powiększeniu rodziny, ale rzeczywistość mocno zweryfikowała te plany – mówi mi 32-letnia Ania, specjalistka od marketingu z Warszawy. – Mieliśmy odłożone kilkadziesiąt tysięcy złotych, które dziś są już warte o wiele mniej. A wychowanie dziecka kosztuje coraz więcej. Pieluchy, ubranka, żłobki, zajęcia dodatkowe… ceny tego wszystkiego poszybowały w kosmos.

Ania, która z partnerem Tomkiem zdecydowała się na adopcję Kluska, kundelka ze schroniska, przyznaje, że jego utrzymanie też sporo ich kosztuje, ale jest to kompletnie inna skala inwestycji. – Jesteśmy szczęśliwi, że możemy dzielić życie z Kluskiem, choć naszym marzeniem wciąż jest dziecko – dodaje Tomek. – Najpierw musimy mieć gdzie mieszkać, a nasza zdolność kredytowa pozwala jedynie na zakup kawalerki z ratami rozłożonymi na 30 lat.

Inwestycja w dzieci w dzisiejszej Polsce stała się dla wielu barierą nie do pokonania. Inflacja zmienia priorytety młodych ludzi, którzy niejednokrotnie rezygnują z planów rodzicielstwa na rzecz mniej kosztownego zajmowania się zwierzęciem.

– We wszystkich rozwiniętych gospodarkach już od dłuższego czasu rodzicielstwo staje się dobrem luksusowym – tłumaczy ekonomista Jan Oleszczuk-Zygmuntowski z Polskiej Sieci Ekonomii. Jako powód podaje fundamentalną zmianę roli najmłodszych w systemie ekonomicznym. – Okazało się, że dziecko nie tylko nie wspiera pracy, ale staje się wręcz znacznym kosztem, wymagającym inwestycji. Trzeba je posłać do szkoły, zapewnić start w dorosłość, a także inwestować w jego kompetencje i rozwój.

Potrzeba opieki

Wybór zwierzęcia domowego jest często jedną z niewielu dostępnych form realizacji potrzeby opieki, która nie zrujnuje domowego budżetu ani nie sprawi, że trzeba rezygnować z dotychczasowych kosztownych przyjemności, takich jak chociażby podróże. Według Jana Oleszczuka-Zygmuntowskiego skala problemu jest alarmująca. Efekt spadku dzietności może być z powodów makroekonomicznych tak duży, że społeczeństwo zmierzać będzie ku „kolektywnemu samobójstwu”. I jest to przypadek Polski czy Korei Południowej.

W takiej pułapce tkwią tysiące młodych. To ludzie z dobrymi zawodami, ale bez pomocy z zewnątrz skazani na niepewność. Pies, który nie potrzebuje własnego pokoju, staje się w tych warunkach racjonalnym i bezpiecznym wyborem. – Pokazuje to, że ludzie mają naturalną potrzebę opiekowania się. W zdrowym społeczeństwie potrzeba ta realizuje się poprzez reprodukcję, wychowywanie dzieci i troskę o starsze pokolenia. Nie jest to ani kwestia konserwatywna, ani liberalna, ale naturalny element funkcjonowania człowieka – mówi ekspert. Tyle że w systemie, w którym żyjemy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Mali ludzie, wielkie zasięgi

Gdy prywatność dziecka staje się rozrywką i sposobem na zarabianie

Kilkuletnia córka polskiej influencerki relaksuje się na masażu, pomaga mamie w kąpieli i idzie na przekłuwanie uszu. Wszystko to możemy obejrzeć na naszych telefonach. Dziewczynka zdobywa dzięki temu fanów, którzy montują kompilacje swoich ulubionych scen z jej życia. Jeden z filmów zebrał prawie 300 tys. polubień i został zapisany na niemal 30 tys. profili na użytek prywatny.

Piąty najpopularniejszy kanał na platformie YouTube, Vlad and Niki, ukazuje codzienne życie czwórki rodzeństwa w wieku od trzech do 12 lat, mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Kanał śledzą 143 mln użytkowników, a najpopularniejszy film obejrzało… 1,1 mld osób.

Jednak za kolorowymi kadrami kryją się pytania: gdzie przebiega granica prywatności i jakie zagrożenia płyną z pokazywania dzieci w internecie?

Sharenting kontra parenting

Sharenting, od połączenia angielskich słów share (dzielić się) i parenting (rodzicielstwo), to zjawisko publikowania wizerunku i momentów z życia dzieci w mediach społecznościowych. Mimo że zyskało zwolenników, coraz częściej podnoszą się głosy krytyczne, że jest to forma naruszania prawa dzieci do prywatności, jak i zbyt wczesne wprowadzenie ich w świat medialnego konsumpcjonizmu. W tym kontekście głośno zrobiło się o Fundacji Dzieci Są z Nami, założonej przez Anielę Woźniakowską, influencerkę znaną pod pseudonimem Lil Masti, a wcześniej występującą w sieci jako SexMasterka i walczącą w federacjach freakfightowych.

Fundacja od początku wzbudzała kontrowersje, głównie ze względu na postać założycielki oraz jej przeszłość zawodową i internetową. W sieci zawrzało po opublikowaniu celów fundacji. Jeden z nich brzmiał: „Stawiamy czoła ruchom, które chcą wyeliminować wizerunek dzieci z internetu”. To zdanie szczególnie zbulwersowało przeciwników sharentingu. Wielu ekspertów zwraca uwagę, że uczynienie priorytetem walki z ochroną prywatności dzieci może oznaczać niebezpieczne przesunięcie granic. To nie krytyka rodzicielstwa, lecz wyraz troski o prawo dziecka do intymności, którego samo jeszcze nie jest w stanie dochodzić.

Chociaż nie udało nam się skontaktować bezpośrednio z Anielą Woźniakowską, zainteresowani mogli zapoznać się z oświadczeniem opublikowanym na jej profilu. Tłumaczy w nim, że powstanie Fundacji Dzieci Są z Nami było odpowiedzią na poglądy propagowane przez przedstawicieli zawodów zaufania publicznego. Celem jest także promocja obecności dzieci w przestrzeni cyfrowej oraz stworzenie „karty dobrych praktyk”. Intencje mogą wydawać się słuszne, krytycy zwracają jednak uwagę, że cała narracja fundacji zdaje się bardziej bronić prawa rodziców do pokazywania dzieci niż praw samych dzieci.

Co na to rzeczniczka praw dziecka? Monika Horna-Cieślak w oficjalnym oświadczeniu odniosła się do wypowiedzi Anieli Woźniakowskiej: „Z niepokojem obserwuję ostatnie doniesienia o popularyzacji sharentingu, czyli upubliczniania treści z udziałem dzieci. Działania te są sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy o bezpieczeństwie dzieci w środowisku cyfrowym oraz z kierunkami działań instytucji publicznych”. Rzeczniczka podkreśliła ponadto, że „wizerunek każdego człowieka, a więc również dziecka, jest dobrem osobistym i danymi osobowymi, które w przypadku dzieci należy szczególnie chronić”.

Wolność słowa (nie) dla dzieci

Stanowisko rzeczniczki pozostaje w wyraźnym konflikcie z zawartym w oświadczeniu fundacji stwierdzeniem Anieli Woźniakowskiej, że „nie ma badań naukowych świadczących o negatywnym wpływie sharentingu na rozwój dziecka (są jedynie publikacje)”. W odpowiedzi Monika Horna-Cieślak napisała: „Warto przy tym zwrócić uwagę na dostępne badania przeprowadzone w 2024 r. przez Rzecznika Praw Dziecka, które wskazują, że aż 74% nastolatków uważa publikowanie zdjęć/filmów przedstawiających kogoś bez jego zgody za jedno ze szczególnie szkodliwych zjawisk w internecie”.

W tym kontekście deklaracja fundacji o „stawianiu czoła ruchom, które chcą wyeliminować wizerunek dzieci z internetu” brzmi jak jawne przeciwstawienie się nie tylko ekspertom, ale też obowiązującym normom prawnym i społecznym.

Choć Fundacja Dzieci Są z Nami promuje widoczność najmłodszych w przestrzeni cyfrowej jako wyraz normalności i wspólnoty, doświadczenia z ostatnich lat pokazują, że ta obecność może mieć dla dzieci bardzo realne i bolesne konsekwencje.

Tak było w przypadku 10-letniej Sary Małeckiej-Trzaskoś, której rodzice wypromowali córkę na najmłodszą dziennikarkę sejmową w ramach projektu „Perspektywa Sary”. Rozmowy dziewczynki z sejmowymi politykami na platformach społecznościowych i aktywna promocja konta

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Psychologia Wywiady

Czy relacja matki i córki musi być trudna?

Matkom, które rodziły w latach 70. i 80. XX w., trudno zrozumieć, że ich córki wybierają samodzielne życie

Magdalena Śniegulska – psycholożka, psychoterapeutka, autorka tekstów popularyzujących wiedzę psychologiczną z obszaru wychowania dzieci i problemów rozwojowych. Prowadzi terapię indywidualną i grupy terapeutyczne dla dzieci i młodzieży. Współpracuje z organizacjami zajmującymi się wspieraniem rozwoju i edukacji dzieci i młodzieży.

Można uchwycić moment, w którym relacja matka-córka zaczyna być trudna? Od czego zależy, czy taka właśnie jest?
– Jakość relacji zależy od osób w nią zaangażowanych, a więc i od córki, i od matki. Jednak specyfika relacji rodzicielskich polega na tym, że odpowiedzialność ponosi rodzic – w tym przypadku matka. Zanim zaczniemy szukać początków trudności, warto powiedzieć, co wiemy o relacjach między rodzicami a dziećmi. Wiemy, że bardzo ważne są rozmowy, ale nieoceniające, dające przestrzeń na wyrażanie swoich poglądów. Kiedy pojawiają się jakieś problemy, wiadomo, że można je bezpiecznie omówić. Córki zachęcane do samodzielnego poszukiwania rozwiązań nabierają pewności siebie. I ufają, że matka w nie wierzy, że dadzą radę, potrafią. Dlatego tak ważne jest poczucie kompetencji rodzica. Są kobiety, które świetnie czują się jako matki małych dzieci, mają z nimi dobrą relację, potrafią stworzyć bliskość. I to dla córki niesamowity kapitał, bo nawet jeśli w wieku nastoletnim ta relacja się zepsuje albo skomplikuje, to jest duża szansa, że po okresie adolescencji kontakt między nimi się poprawi

Jest do czego wracać.
– Ale zdarza się też, że początek jest trudny i dopiero kiedy córka ma kilkanaście lat, udaje się nawiązać relację. Nagle okazuje się, że matka jest córce bardzo potrzebna i ma z nią dobry kontakt. Pamiętam kobietę, która pojawiała się w moim gabinecie na różnych etapach macierzyństwa. Na początku mówiła, że bardzo nie lubi bycia matką, że ta rola jest dla niej obciążająca i budzi w niej duży niepokój, krótko mówiąc: nie czerpie z niej żadnej satysfakcji. Jednocześnie była odpowiedzialna i chciała być w tej roli jak najlepsza, ale podkreślała, że i tak się nie sprawdza. Takie miała poczucie.

Bardzo smutne.
– Towarzyszyłam jej przez te wszystkie lata i w pewnym momencie ona powiedziała: „Chyba wreszcie odnalazłam się w tej roli, teraz jest właściwie w moim życiu najważniejsza. I sprawia mi przyjemność!”. Okazało się, że z córką nastolatką łatwiej jej złapać kontakt, wreszcie różne rzeczy zrozumiała i zobaczyła, że wcześniej miała na nią konkretny plan. Mówiła: „Chciałam, żeby była taka jak ja – silna, niezależna i samodzielna. Ale okazało się, że ona potrzebuje czegoś innego. Dużej rodziny, rozbudowanych relacji i bycia w nich w zupełnie innym stylu niż ja”.

Fajnie, że to zobaczyła.
– No właśnie! Pomyślałam, że z jednej strony to bardzo trudne doświadczenie: skonfrontować się z tym, że nasze wartości są inne niż te, które ma dorastająca córka. A z drugiej wspaniale, że można w takiej sytuacji odczuwać satysfakcję. Przyznaję jednak, że to rzadsze przypadki, zwykle jest na odwrót, czyli statystycznie częściej trudny moment nadchodzi, kiedy córka dojrzewa. Wiele córek mówi wtedy „sprawdzam” i punktuje matki, robi wszystko, żeby wyciągnąć ich negatywne cechy. Jakiś czas temu jedna z matek opowiadała mi, jak udzielała swojej córce rad dotyczących relacji romantycznych. A sama była po dwóch rozwodach. Jej córka powiedziała: „Z całym szacunkiem, ale nie jesteś mistrzynią relacji!”.

Trafiony zatopiony.
– Matka na to: „Faktycznie, to prawda”. Ale zarazem miała poczucie, że mimo wszystko dłużej żyje, więcej na ten temat wie i że patrzenie z zewnątrz na relację córki daje jej inną perspektywę. Jednak córka stwierdziła, że woli porozmawiać z babcią, ponieważ to ona była w długotrwałym związku. Myślę, że to trudny moment również dlatego, że oddzielenie matki od dziecka, galopująca samodzielność są same w sobie bardzo ciężkie, a co dopiero brutalność w ocenianiu wyborów rodzica? Nielubienie matki w tym czasie jest często bardzo silne, pojawiają się emocje i słowa dla obu stron przykre. Przy czym oczywiście nie jest tak, że nastolatki czerpią przyjemność z ranienia rodzica, raczej mają poczucie, że muszą to robić, że tak trzeba.

Poza tym w symbolicznym sensie trzeba chyba uśmiercić rodzica, żeby wybić się na niepodległość.
– I doświadczyć takiej pewności, że bez rodzica sobie poradzę. Jestem odrębna. A świat mi nie zagraża, nie jest niebezpieczny. Często sposobem poradzenia sobie z budowaniem siebie na nowo i przeformułowaniem relacji jest znielubienie matki. Nastolatki robią to, żeby odciąć pępowinę, a potem budować się w nowym kontekście. To, co mnie ostatnio zaskakuje, to obserwacja, że dla młodych dziewczyn bardzo duże znaczenie mają relacje pozarodzinne.

Czym jest dla nich rodzina?
– Bardzo podobała mi się wypowiedź 17-latki, która stwierdziła, że dla niej to jest stado. Czyli osoby, które wybrała i w relacjach z którymi naprawdę może być sobą. Nie ma znaczenia, czy są tam więzy krwi. Powiedziała: „Przecież od tego zaczyna się rodzina, że spotykają się osoby,

Fragment książki Marty Szarejko Masz to po mnie. Jakie przekonania dostałyśmy od naszych matek i babek? Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Psychologia Wywiady

Głos matki zawsze w głowie

Każdy z nas ma etapy w życiu, kiedy potrzebuje wsparcia, ale u ludzi o osobowości zależnej będzie to ciągła potrzeba.

Iwona Michalak-Jędrzejczak – psycholożka i certyfikowana psychoterapeutka

„Mam 40 lat i nadal słucham mamy”, „Zdanie matki jest dla mnie najważniejsze”, „Nie chcę sprawiać matce przykrości” – słyszałam od wielu kobiet w wieku między 30 a 65 lat. Część otwarcie prosi matkę o opinię, inne zastanawiają się w myślach, czy ich decyzja spotka się z jej aprobatą. Czy głos matki na zawsze zostaje nam w głowie?
– To nie musi być głos matki czy ojca, może też należeć do innych ważnych w naszym życiu osób. Głosy wewnętrzne mocno determinują schemat i styl naszego funkcjonowania. Ważna jest świadomość ich posiadania i umiejętność odpowiedzenia sobie na pytanie, kto jest autorem danych słów. Warto też zastanowić się, czy jako dorośli nadal chcemy traktować te głosy jako własne.

A co z tymi, którzy potrzebują taki głos doradczo-komentujący słyszeć z zewnątrz i ciągle pytają matkę o zdanie, bo w dorosłym życiu nie potrafią podejmować samodzielnych decyzji? Co oznacza pojęcie „osobowość zależna”?
– Osobowość zależna odnosi się do osób, u których można dostrzec tendencję do uzależniania od innych swoich decyzji, działań, a nawet myślenia. To, jak się definiują i jak traktują siebie, zależy od kogoś, drugi człowiek jest rodzajem lustra. I o ile przeglądanie się w takim lustrze może być wyrazem zdrowia psychicznego, bo często służy refleksji, o tyle w przypadku osobowości zależnej może być ubezwłasnowolniające. Takie osoby mogą mieć problem z podejmowaniem decyzji. Pozorną strefą komfortu jest dla nich ciągłe rozglądanie się i czekanie, żeby ktoś potwierdził, czy ich wybór jest słuszny. Każdy z nas ma etapy w życiu, w których potrzebuje wsparcia, natomiast u ludzi o osobowości zależnej będzie to ciągła potrzeba. Część z nich w pewnym momencie uświadamia sobie, że nie jest im z tym dobrze.

Czy to można zmienić?
– To każdy z nas jest autorem swojego życia i wszystko można zmienić, ale to zwykle długi proces. I przede wszystkim trzeba być uważnym na siebie. Pilnować, by nasze działania nie wynikały z tego, co ktoś nam podpowiada, tylko z naszej potrzeby.

Czy dobra jest tu metoda małych kroków, czyli zaczynanie od decyzji o mniejszej wadze, nim weźmiemy się za te o cięższym kalibrze?
– To bardzo dobry pomysł, pod warunkiem że jednostka sama podejmuje taką decyzję. Nie wtedy, gdy przyjaciółka, koleżanka czy psychoterapeuta mowie: „Zmień to” i ktoś na siłę to robi. Jeśli dane działanie nie jest uwewnętrznione, to i tak będzie związane z zewnątrzsterownością.

W wielu historiach pojawia się wątek dziecka walczącego o akceptację matki. Nie tylko w okresie dzieciństwa czy dojrzewania, ale też w dorosłym życiu. Czy to może być jedna z dróg do rozwinięcia się osobowości zależnej?
– To nie jest zero-jedynkowe. Nie można uznać, że jeśli ktoś zabiegał o akceptację rodzica, będzie osobowością zależną. Ale może to być ścieżka, która będzie prowadzić do takiej tendencji. Ryzyko jest wtedy szczególnie wysokie, gdy pojawia się nagroda. Wówczas ten schemat wygląda następująco: dążenie do akceptacji – podporządkowanie – uznanie przez rodzica, czyli nagroda. Dostajemy określony przekaz i tworzymy ścieżkę w mózgu: „To zachowanie powoduje, że mama jest zadowolona, że mnie kocha”.

Zastanawiam się, na ile ciągłe dążenie do akceptacji matki wpływa na to, że ktoś rozwija skłonność do perfekcjonizmu.
– Te wątki się ze sobą łączą. Dążenie do bycia idealnym bierze się stąd, że dziecko często dostaje komunikat: „Jesteś niewystarczający”. Próbuje więc zasłużyć na miłość. Czasem wymiarem tej miłości jest brak kary, a czasem lekkie muśnięcie, przytulenie, mały akt akceptacji. W opisanych historiach smutne jest to, że to tylko strzępy miłości. Ale dla tych dzieci, nastolatków i dorosłych   – w ich wymiarze – lepsze jest to niż nic. Perfekcjonizm może wynikać z tego, że ktoś ciągle się stara i szuka różnych ścieżek, żeby zadowolić matkę. Ale też z tego, że jeśli ciągle wszystko jest na wysokim C i raz, drugi, trzeci wpada pochwała, czyli pozorna gratyfikacja od rodzica (bo to miłość warunkowa), to wytwarza się wysoki standard. A wtedy dochodzi do sytuacji, w których dziecko uważa się za mądre tylko wtedy, gdy dostaje szóstkę, nie gdy sześć minus.

Dlaczego często jest tak, że wszystko kumuluje się na jednym dziecku? Mam na myśli sytuacje, w których np. są cztery siostry i trzy wyprowadzają się z domu, a jedna zostaje z matką. Czuje się w powinności o nią dbać, w jakimś stopniu poświęcić jej swoje życie. Dlaczego pada akurat na nią?

 

Izabela O’Sullivan, Matka. O pierwszej, najważniejszej i nie zawsze łatwej relacji, Sensus, Katowice 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Tata na urlopie

Coraz więcej mężczyzn decyduje się skorzystać z urlopu rodzicielskiego i być z dzieckiem w domu 26 kwietnia 2023 r. weszła w życie europejska dyrektywa work-life balance, zmieniająca m.in. zasady przyznawania urlopów rodzicielskich. Jak? Zgodnie z nowymi przepisami każdemu z rodziców przysługuje dziewięć tygodni urlopu, którego nie można przenieść na drugiego rodzica. Ojcowie zyskali: mają nie tylko dwa tygodnie w pełni płatnego urlopu ojcowskiego, na wykorzystanie którego jest rok, ale także owe dziewięć tygodni „nieprzechodniego” urlopu, czyli takiego, którego nie można

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Dziad do obrazu

Równonoc – urodziny taty. Im dłużej nie żyje, tym więcej mam z niego; frazy, że „z ojcem zacząłem się dogadywać po jego śmierci”, wciąż jeszcze nie wyświechtałem tak, by straciła na tragicznej efektowności. Żyjący rodzice drażnią na wiele sposobów, po ich śmierci nagle ma się do nich bezgraniczną cierpliwość – od kiedy ojciec nas odumarł przed pięcioma laty, mówiłem do niego częściej niż przez całe życie. Zwłaszcza podczas marszrut górskich, najchętniej samotnych, bo nie trzeba z nikim kroku równać,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

I obiecuję, że cię nie poślubię

Chcą kochać i związać się z kimś, ale niekoniecznie stawać na ślubnym kobiercu. A miłości młodzi Polacy i Polki szukają w internecie Miłość dla młodych Polek i Polaków wciąż jest wielką wartością. Z sondażu „Jak kochają Polacy?” wynika, że dla aż 90% to właśnie miłość nadaje życiu sens. 79% wierzy zaś w miłość na całe życie. Jednak przekonanie, że niezbędnym elementem tej miłości jest ślub, w ciągu ostatnich dekad znacząco zmalało, co widać po liczbie zawieranych małżeństw. W 2008 r. w Polsce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Promocja

Wazektomia Łódź – wszystko, co musisz wiedzieć

Wstęp Wazektomia to chirurgiczna procedura antykoncepcji dla mężczyzn, polegająca na przecięciu i zatkaniu nasieniowodów. Stała się ona popularna ze względu na swoją skuteczność, jednorazowość i minimalne powikłania. Wielu mężczyzn uważa wazektomię za wygodne rozwiązanie w planowaniu rodziny. Niemniej

Kraj

Bunt Polek – nie chcą mieć dzieci

Rok temu było bardzo źle. Teraz jest jeszcze gorzej. Rodzi się tak mało dzieci, że demografowie mówią: dramat Kiedy w ubiegłym roku w Polsce zanotowano zaledwie 305 tys. urodzeń, czyli najmniej od II wojny światowej, demografowie zaczęli bić na alarm. Ogółem w 2022 r. populacja zmniejszyła się o 141 tys. w stosunku do poprzedniego roku, a największy wpływ na ten ubytek miała rekordowo niska liczba urodzeń. O 27 tys. niższa niż rok wcześniej. I choć tendencję

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Od czytelników

Trudna decyzja

Nikt nie ma prawa zmuszać mnie do życia dziewięć miesięcy w nieustannym strachu, że na 70% coś złego się stanie W związku ze śmiercią kolejnej ofiary restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego wrócił jak bumerang bolesny temat piekła polskich kobiet. Pomyślałam, że moja historia może komuś pomóc i postanowiłam ją opisać. Mam teraz 68 lat, jestem już emerytką. Zaszłam w nieplanowaną ciążę w 1991 r., mając 36 lat. Prawo nie było wtedy tak restrykcyjne. A ja z różnych przyczyn nigdy nie chciałam i nie planowałam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.