Tag "seriale"
Teatr jest niezagrożony
W świecie, w którym coraz więcej rzeczy generuje AI, scena pozostaje przestrzenią, gdzie dzieją się rzeczy ludzkie
Agnieszka Żulewska – aktorka. Zagrała m.in. w filmach „Chemia”, „Demon”, „Cicha ziemia” czy „Ostatni komers”. Związana z warszawskim Teatrem Rozmaitości. Można ją zobaczyć w serialu platformy Max „Porządny człowiek”.
Podobno lubisz po jakimś czasie wracać na ekran, by o sobie przypomnieć, i to projekt musi cię przyciągnąć. Co zatem było przyciągające w serialu „Porządny człowiek”?
– W aktorstwie bywa różnie. Najczęściej propozycja, którą otrzymuję, musi zadziałać na mnie jak magnes. Natomiast w przypadku „Porządnego człowieka” była to przede wszystkim reżyserka Aleksandra Terpińska. Prywatnie się przyjaźnimy. Imponuje mi swoim sposobem działania, myślenia i determinacją. Jest prawdziwą komandoską filmową! Pracuje wspaniale, z niezwykłą umiejętnością ogarniania wielkich planów filmowych. Jako twórczyni ma w sobie ogromną moc, dlatego chciałam spotkać się z nią w pracy.
Twoja bohaterka Kamila, silna, niepokorna kobieta, mogłaby być siostrą innych granych przez ciebie postaci. Masz typ ról, które przyjmujesz?
– Są role, w których czuję się dobrze, i takie, które kompletnie mi nie wychodzą. Źle się czuję w komedii – to dla mnie niezwykle trudny gatunek. Może chodzi o dystans do rzeczywistości, którego mi brakuje? Może coś nie pozwala mi wystarczająco „oddychać”, by komedię złapać i przez siebie przepuścić? Dlatego faktycznie propozycje, które dostaję, mają zwykle większy ciężar gatunkowy. To działa w obie strony – wiem, co mogę z siebie dać, bo jest to forma mi najbliższa; a reżyserzy wiedzą, że mogą mi taki materiał zaoferować, więc spotykamy się pośrodku. To często role kobiet silnych, ale z bagażem życiowych doświadczeń. Mam wrażenie, że to teatr jest miejscem, gdzie mam więcej przestrzeni na różnorodność i mogę bardziej poszaleć. Mam nadzieję, że film też będzie się zmieniał – a może to ja się zmienię? Dojrzewam, więc i moje możliwości aktorskie się rozwijają.
„Demon” Marcina Wrony to nie komedia, wręcz przeciwnie, ale masz w tym filmie fantastyczne sceny, na pograniczu komedii, groteski i właśnie ciężkiego dramatu.
– Może potrzebuję reżysera, który naprawdę czuje komedię i potrafiłby mnie przez nią poprowadzić. Sama intuicyjnie nie umiem tego gatunku wyczuć, trochę się gubię w jego rytmie.
Na pewno też komedią nie jest „Porządny człowiek”. Ponownie grasz matkę. W wypadku Kamili jednak mogłaś czerpać z doświadczenia własnego rodzicielstwa. Widzisz różnicę w przygotowaniu się do roli?
– Tak, to naprawdę radykalna zmiana w sposobie odbierania rzeczywistości – pojawia się ogromne wyczulenie na kwestie związane z posiadaniem potomstwa: jego znikanie, choroby, a także na więź między matką a dzieckiem. Po porodzie nagle otworzyła się potężna, bezgraniczna przestrzeń miłości do tego nowego człowieka. Praca nad tymi tematami na planie jeszcze bardziej to uwypukla.
Teraz inaczej patrzysz na zawód?
– Oczywiście. Wcześniej moje życie było przede wszystkim pracą, wszystko robiłam dla siebie, pod siebie. To dość egoistyczne podejście. Czerpałam garściami, a cała rzeczywistość była podporządkowana moim przyjemnościom i aktorstwu, które też było pasją. Po urodzeniu Gucia jest zupełnie inaczej. Priorytet przesunął się na niego, a dzięki temu mam wrażenie, że w pracy złapałam głębszy oddech. Zawód stał się czymś dodatkowym do tego, co najważniejsze
Kryminał z domieszką szaleństwa
Twórczość jest odzwierciedleniem nie tyle rzeczywistości, ile stanu ducha danych czasów
Dawid Ogrodnik, Olaf Lubaszenko i Tomasz Schuchardt – aktorzy serialu „Czarne stokrotki” (Canal+)
Gdy oglądałem pierwsze odcinki „Czarnych stokrotek”, zastanawiałem się, skąd ta zawziętość u Rafała. Intryga zaczyna się niepozornie, bo o nagłym zaginięciu dzieci w Wałbrzychu mało co wiadomo. Postać policjanta detektywa skojarzyła mi się z Philipem Marlowe’em Raymonda Chandlera.
Dawid Ogrodnik: – To znaczy?
On także bierze nowe sprawy właśnie z powodu swojej samotności. Stara się być częścią jakiejś wspólnoty. I kryje to pod maską trochę zgrywusa, trochę amanta. Jak bardzo samotny jest Rafał?
– Trafiłeś w samo sedno. Kiedy pracowałem nad postacią Rafała, tego typu konstrukcję bohatera sobie wymyśliłem. Znajdziemy u niego podkręconą aktywność zawodową właśnie dlatego, że próbuje przykryć tym samotność. Rafał nie chce, aby ktokolwiek zauważył, jaki jest naprawdę. Nawet nie potrafi dotrzeć do swojego partnera i powiedzieć mu, jak faktycznie się czuje. Kreując Rafała, chciałem przykryć wszystko, co tylko się dało.
W serialu poznajemy powody tego osamotnienia.
– Jego aktualny stan ducha bierze się z traum dzieciństwa. Rafał stracił ojca w wypadku w kopalni. Brak męskiego wzorca wpłynął na jego sposób wyrażania emocji i poczucie własnej wartości. W sytuacjach stresowych te wszystkie rzeczy wychodzą, najczęściej w najmniej spodziewanych momentach.
Trudno było znaleźć balans między jowialnym zacięciem a wewnętrznym cierpieniem?
– Dla mnie to zawsze praca zespołowa, bo tylko dzięki niej będę w stanie znaleźć złoty środek między skrajnymi emocjami mojego bohatera. Obraz, który widz ogląda, nie jest w pełni tym, co sobie na początku wymyśliłem. Aktorzy nie mają takiej władzy, więc mogą jedynie wnieść wkład własny i liczyć na to, że ten niuans nie zniknie wraz z montażem i reżyserią. Dostałem od Mariusza Paleja (reżyser serialu – przyp. red.) tak ogromny kredyt zaufania, że w żadnej scenie nie musiałem się ograniczać. To pozwoliło mi grać Rafała na różne sposoby.
Serial przypomina produkcję „Dark”, choć to porównanie trochę na wyrost. Czy w trakcie pracy nad rolą odwoływałeś się do jakichś dzieł kultury?
– Netfliksowe „Dark” zdecydowanie było naszą główną inspiracją wizualną, jeszcze na etapie produkcyjnym. Kiedy czuję, że moja postać będzie bliska znanemu mi archetypowi, przypominam sobie dany film lub serial, aby popracować nad jej zróżnicowaniem. Tu nie musiałem tego robić – nie wydaje mi się, by Rafał przypominał jakiegokolwiek znanego nam bohatera współczesnej popkultury.
Dobrze pan się czuł w roli serialowego złoczyńcy?
Olaf Lubaszenko: – Tylko czy to na pewno złoczyńca? Oto prawdziwe pytanie, z którym musiałem się zmierzyć. Dr Konstanty Lubiński jest lekarzem, wręcz wybitnym fachowcem. Leczy ludzi, czyli czyni dobro i dzięki temu mieszkańcy Wałbrzycha go
Obsada to klucz do sukcesu
50 lat „40-latka”
Trafnie skompletowana obsada to warunek powodzenia każdego serialu. Nie inaczej jest w przypadku „40-latka”. Jerzy Gruza zebrał na planie cenionych aktorów, którzy stworzyli pod jego okiem kreacje zaliczane do najprzedniejszych w ich dorobkach. Wszyscy wykonawcy ról pierwszoplanowych w oczach widzów na wiele lat utożsamili się z granymi w „40-latku” postaciami.
Rolę tytułowego bohatera, inżyniera Stefana Karwowskiego, zagrał urodzony 15 kwietnia 1934 r. w Międzyrzecu Podlaskim Andrzej Kopiczyński. Aktor studiował w łódzkiej PWST i ukończył ją w 1958 r. (…) Przez 12 lat po dyplomie Kopiczyński występował na scenach poza głównymi ośrodkami teatralnymi. Grał w Olsztynie i Elblągu, Bydgoszczy, Szczecinie i Koszalinie. Bardzo szybko zaczął dostawać tak odpowiedzialne role jak Romeo w „Romeo i Julii” (1959, reż. Tadeusz Żuchniewski, Teatr im. Jaracza Olsztyn-Elbląg) czy tytułowy Figaro w „Weselu Figara” Pierre’a de Beaumarchais (1960, reż. Irena Górska, Teatr Polski w Bydgoszczy). W Szczecinie stworzył serię ról w największych dziełach dramaturgii – był Malcolmem w „Makbecie” (1964, reż. Maryna Broniewska), Zbyszkiem w „Moralności pani Dulskiej” (1965, reż. Aleksander Rodziewicz), Gustawem-Konradem w „Dziadach” (1966, reż. Jan Maciejowski). (…) Po tych wielkich rolach cieszył się pozycją gwiazdora i z tym bagażem w 1970 r. zaangażował się do Teatru Narodowego w Warszawie, którym kierował wówczas Adam Hanuszkiewicz (1924-2011).
W tym samym czasie rozwijał karierę filmową, rozpoczętą studenckim statystowaniem w „Prawdziwym końcu wielkiej wojny” Jerzego Kawalerowicza (1957) i epizodem w polsko-czechosłowackiej komedii „Zadzwońcie do mojej żony” Jaroslava Macha (1958). Kopiczyński jeszcze jako aktor szczeciński był obsadzany w głównych rolach, niestety przeważnie w filmach, które dziś popadły w zapomnienie. (…) Wyjątkiem była wojenna „Jarzębina czerwona” Ewy i Czesława Petelskich (1969), do dziś ceniona za dobrą ekranową batalistykę.
Wydawało się, że Kopiczyński urasta do roli jednego z czołowych amantów polskiego kina. Niektórzy porównywali go nawet do Davida Nivena. Niedługo po „Jarzębinie czerwonej” Petelscy złożyli Kopiczyńskiemu, wtedy już aktorowi Teatru Narodowego, propozycję roli tytułowej w „Koperniku”, realizowanym w 1972 r. jednocześnie jako serial telewizyjny i film kinowy. Było to jedno z największych przedsięwzięć ówczesnej kinematografii. (…) Sam Kopiczyński wspominał go jednak źle: „Mam wobec tego filmu bardzo niechętne uczucia. To była zmarnowana szansa”. (…)
Propozycja zagrania Stefana Karwowskiego spłynęła na Kopiczyńskiego jeszcze w czasie, gdy film Petelskich wyświetlany był na ekranach kin, a aktor coraz wyraźniej odczuwał, że większość reżyserów identyfikuje go z postacią Kopernika. (…) Telefon z propozycjami przestał dzwonić, toteż kiedy pojawiła się propozycja roli w serialu, Kopiczyński uznał, że spadła mu z nieba: „Moment, kiedy Gruza zdecydował się zaproponować Czterdziestolatka człowiekowi, który przed chwilą grał Kopernika, uznałem za zrządzenie losu. Przeszedłem w próbnych zdjęciach bez specjalnych trudności i byłem szczęśliwy (…). Była to jedna nieustająca przyjemność. Ponadto tak wspaniale się złożyło, że był to udany serial, który został zaakceptowany przez masową widownię”.
W tej samej wypowiedzi, zdanie dalej aktor przyznawał jednak, że Karwowski okazał się „szufladą” o wiele głębszą niż Kopernik. (…) Rzeczywiście po „40-latku” Kopiczyński zagrał niewiele ról filmowych, które znacząco odbiegałyby od wizerunku Karwowskiego. (…) Głównej roli filmowej nie zagrał już nigdy. (…)
W postać żony inżyniera, Magdy Karwowskiej (z domu Sławek), wcieliła się Anna Seniuk.
Fragmenty książki Rafała Dajbora 40-latek. Kulisy kultowego serialu, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2024
Neapol – rozkwit kulturowy mafijnego miasta
Do popularności miasta przyczyniły się filmy i seriale W hiszpańskiej dzielnicy, enklawie klasy robotniczej w pobliżu portu w Neapolu, w miejscach, gdzie jeszcze kilka lat temu szerzyły się przemyt i handel narkotykami, ostatnio zaczęły pojawiać się tablice z napisami „Bed and Breakfast”. Drinki w plastiku 47-letni Salvatore Visone pracuje jako fryzjer. Jak przyznaje w rozmowie z dziennikiem „Ill Mattino”, kiedyś to miejsce było znane jako parrucchiere – salon fryzjerski, choć działały tu także
„40-latek – warszawski musical” na deskach Teatru Rampa
Teatr Rampa szykuje się do inauguracji nowego sezonu! Po sukcesie widowiska muzycznego „Depesze” tym razem stołeczna scena chce oddać hołd fenomenowi polskiej (pop)kultury. Sezon 2023/2024 otworzy „40-latek – warszawski musical” w reżyserii Joanny
Koniec świata w popkulturze
My, interpretatorzy, wydobywamy z filmu dodatkowe sensy, ale ludzie idą do kina, żeby zobaczyć, jak zombie jedzą mózgi Dr hab. Lech M. Nijakowski – socjolog i filozof, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Jako naukowiec, publicysta i działacz lewicowy zajmuje się m.in. mniejszościami narodowymi, mową nienawiści, filozofią wojny i ludobójstwem. Autor książki „Świat po apokalipsie”. Motyw „końca świata, jaki znamy” nie przestaje fascynować twórców seriali, gier komputerowych, powieści oraz innych dzieł kultury masowej. – Postapokalipsa
„Wszyscy święci New Jersey” już na płytach!
Wyczekiwany film studia New Line Cinema, prequel przełomowego i nagradzanego serialu Davida Chase’a produkcji HBO „Rodzina Soprano”, na DVD i Blu-ray™ już 9 lutego. „Wszyscy święci New Jersey” to opowieść o młodym Anthonym Soprano, który dorasta
Dziwni jesteśmy
Dla religii i wiary dalibyśmy się pokroić, a z drugiej strony naśmiewamy się z lokalnych wierzeń Michał Żurawski – aktor, którego możemy oglądać w drugim sezonie serialu „Kruk” w Canal+ Tęsknił pan za „Krukiem”? – Po pierwszym sezonie stwierdziłem, że chyba już wystarczy. Ale dwa miesiące po premierze zadzwonili do mnie producenci z propozycją spotkania. Scenarzysta Jakub Korolczuk zapytał, co sądzę o zrealizowaniu drugiej serii. Było to bardzo miłe, aktorów zazwyczaj pomija się przy tego typu rozmowach.