Tag "socjalizm"

Powrót na stronę główną
Andrzej Szahaj Felietony

Porozmawiajmy o wyzysku

Były takie słowa, których przez ostatnie przeszło 30 lat nie wypadało wypowiadać publicznie. Na przykład wyzysk. Kogoś, kto jednak się odważył, niejako automatycznie zaliczano do dziwaków. Nawet nie do komunistów czy marksistów, ale właśnie do dziwaków (wiem coś o tym). Neoliberalizm tak przemodelował ludziom mózgi – również tym z tytułami naukowymi – że odruchowo uważali wyzysk za urojenie. Wszak rynek kapitalistyczny jest sprawiedliwym i doskonałym mechanizmem wyceny każdej pracy. Jeśli więc ktoś zarabia mało i czuje się pokrzywdzony, to jedynie jego wina. Ma to, na co zasługuje. Może w poprzednim systemie, z definicji niesprawiedliwym, należało walczyć o swoje, ale nie w kapitalistycznym raju. Dlatego spadła aprobata dla strajku jako narzędzia walki z wyzyskiem. Tym bardziej że wciąż umacniający się hiperindywidualizm skłaniał do traktowania wszelkich działań kolektywnych jako z góry podejrzanych. W ten sposób w kąt poszły dobrze uzasadnione i niemal od setek lat obecne podejrzenia, że system kapitalistyczny jest niesprawiedliwy społecznie, wyzysk jest w nim czymś powszechnym, a walka z nim konieczna. Co ciekawe, z faktów tych zdawał sobie sprawę nawet Adam Smith, patron wolnorynkowców i jeden z założycieli tradycji liberalnej w ekonomii i filozofii. Pisał wszak: „Nasi kupcy i fabrykanci narzekają na bardzo złe skutki wysokich płac,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Nowa gwiazda hiszpańskiej lewicy

Yolanda Díaz – komunistka przyszłym premierem Hiszpanii? Ta 50-letnia prawniczka ugruntowała swoją pozycję w hiszpańskim rządzie dzięki umiejętności rozwijania dialogu społecznego. Kiedy przed Bożym Narodzeniem papież Franciszek udzielił oficjalnej audiencji lewicowej wicepremier Yolandzie Díaz, opozycyjna Partia Ludowa nazwała to „szczytem komunistycznym”. Spotkanie zwierzchnika Kościoła katolickiego z Díaz, która przez wiele lat była członkinią Komunistycznej Partii Hiszpanii, wywołało zakłopotanie na prawicy. Ale największy ból głowy mieli centrolewicowy premier Pedro Sánchez i jego Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza. Odkąd Díaz w maju przejęła stanowisko szefowej partii Unidas Podemos (młodszego partnera w hiszpańskiej lewicowej koalicji), zyskała znaczne wpływy. Ostatnie sondaże pokazały, że prawie wyprzedziła Sáncheza i stała się najpopularniejszym przywódcą politycznym w kraju. Spotkanie z papieżem pozwoli jej na budowanie wizerunku narodowej przywódczyni, zdolnej wyciągnąć rękę nie tylko do skrajnie lewicowego elektoratu. To szczególnie istotne dziś, bo w Hiszpanii relacja lewica-Kościół od dłuższego czasu jest bardzo skomplikowana. Wschodząca gwiazda polityki, minister pracy Yolanda Díaz, urodziła się w rodzinie związkowców w północno-zachodniej części kraju – w Galicji, z której pochodził prawicowy dyktator Francisco Franco. Jej ojciec należał do Partii Komunistycznej w czasach dyktatury, kiedy formacja ta była

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Socjaliści Piłsudskiego

Jak sanacyjna władza niszczyła PPS Przewrót majowy w 1926 r. został w środowisku polskich socjalistów przyjęty z wielkim entuzjazmem. Zdobycie władzy przez Józefa Piłsudskiego, dawnego lidera Polskiej Partii Socjalistycznej, postrzegano jako szansę na radykalną zmianę dotychczasowej polityki i na przeprowadzenie lewicowych reform społecznych. Rzeczywistość okazała się bardzo odległa od tych oczekiwań. Sam Piłsudski ogłosił, że „uczynił coś w rodzaju rewolucji bez żadnych rewolucyjnych konsekwencji”. Sanacyjna władza wcale nie zamierzała opierać się na lewicy. Zamiast reform społecznych wybrała próbę porozumienia z konserwatystami, ziemiaństwem i wielkim przemysłem, a czarę goryczy przelało ogłoszenie tzw. dekretu prasowego, skutkującego poważnym ograniczeniem wolności słowa. 10 listopada 1926 r. władze PPS obwieściły przejście do opozycji. Socjalistom daleko jednak było do jednomyślności w tej sprawie. W PPS znajdowała się pokaźna grupa zwolenników Piłsudskiego, gotowa wspierać go bez względu na to, jakich wyborów politycznych dokonuje. Należał do niej były premier Jędrzej Moraczewski, który w październiku 1926 r. zdecydował się przyjąć tekę ministerialną w sanacyjnym rządzie. Władze PPS natychmiast oświadczyły, że zrobił to nie jako reprezentant partii, lecz wyłącznie we własnym imieniu. Moraczewski został najpierw zawieszony, a potem wykluczony z organizacji. W PPS nasilał się konflikt pomiędzy tymi, którzy domagali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Przeżyć i doświadczyć

O architekturze PRL Anna Cymer – historyczka i popularyzatorka architektury, dziennikarka. Autorka książki „Architektura w Polsce 1945-1989” Lubię sceny w powojennych filmach, kiedy ludzie wracają do zniszczonych miast i zaczynają budować wszystko od nowa. – Uważałabym jednak z tym sformułowaniem „od nowa”. To nie jest tak, że rodzi się PRL i następuje gwałtowne cięcie – powstaje nowa architektura. Tak naprawdę mamy do czynienia z ciągłością z modernizmem i 20-leciem międzywojennym. Nawet w czasie wojny nasi architekci nie przestawali pracować w tajnych pracowniach, gdzie tworzyli nowe koncepcje urbanistyczne, zastanawiając się, co będzie dalej. Wiele projektów zrealizowanych po wojnie było przygotowywanych jeszcze przed jej zakończeniem. Czytałam, że znany architekt Bohdan Pniewski w czasie wojny nie dość, że projektował domy mieszkalne, to jeszcze były one zaraz budowane. – Budowa w czasie wojny to nigdy nie jest oczywisty obraz… Bardzo ciekawe były również budynki, które zostały wymyślone w czasie wojny i nigdy nie powstały. Projekty były wizjonerskie, architekci nie mieli ograniczeń, bo przecież trwała wojna i nikt nie wiedział, w którą stronę to wszystko pójdzie. Tworzyli oni nie na podstawie wytycznych, tylko z wyobraźni. Dopiero później pojawiły się konkretne potrzeby i możliwości. Jedną z nich była odbudowa Starego Miasta w Warszawie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Państwowy kult „żołnierzy wyklętych”

Dla obecnej ekipy rządzącej najważniejsze są edukacja, oplucie komuny i gloryfikacja prawicowych bohaterów „Przyjechaliśmy furmankami, zatrzymali się przed sklepem, chciałem kupić papierosy i pastę do butów. Idziemy z »Wichrem«, nagle z którejś tam furmanki zeskakuje »Twardy« z erkaemem wycelowanym na nas i krzyczy: – Hände Hoch! – »Twardy«! Co robicie! – krzyknął »Wicher«. »Twardy« mało się nie przewrócił, gdy się obudził, bo on spał. – Panowie, jak Boga kocham – tłumaczył się – śniło mi się, że Niemcy idą. – Byliśmy zmęczeni, ludzie w marszu spali. Lubiłem to obserwować. Stawałem na zakręcie ścieżki; kto spał, szedł prosto, kto nie spał – zakręcał” – to relacja z książki Mariusza Mazura „Antykomunistycznego podziemia portret zbiorowy 1945-1956. Aspekty mentalno-psychologiczne”. „Żołnierze wyklęci” są dla obecnej władzy ideałem propagandowym: buntowali się i ginęli. Wcielony romantyzm – idź i giń na barykadach. Choć tak bardzo kojarzą się nam z obecną władzą, to jednak nie ta ekipa ustanowiła im święto 1 marca, w rocznicę wykonania wyroku śmierci na ostatnich dowódcach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Warto o tym pamiętać. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych uchwalono 3 lutego 2011 r. Dla obecnej ekipy rządzącej najważniejsze są edukacja, oplucie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Portugalczycy chcą stabilności

Socjaliści wybrani ponownie – bezwzględną większością Kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w Portugalii wydawało się, że nawet António Costa, sekretarz generalny Partii Socjalistycznej (PS), stracił nadzieję na zdobycie absolutnej większości. Eksperci i dziennikarze oceniali, że obecny premier, ogłaszając przyśpieszone wybory, gra va banque i może przez to stracić władzę. Sondaże nie mogły jednak być bardziej błędne. Costa i jego konserwatywny rywal Rui Rio, sekretarz generalny Partii Socjaldemokratycznej (PSD), wcale nie szli łeb w łeb; wybory dały socjalistycznemu premierowi zdecydowaną większość w parlamencie. Po raz pierwszy od czasu, gdy w 2015 r. zastąpili konserwatystów, socjaliści będą mogli rządzić samodzielnie. Partia Socjalistyczna zdobyła 41,7% głosów i 117 z 230 mandatów, ugrała zatem ośmiu deputowanych więcej niż dwa lata temu. „Portugalczycy pokazali czerwoną kartkę wszelkim kryzysom politycznym. Ludzie chcą stabilności”, powiedział Costa po zwycięstwie. Był to zaskakujący wynik, ponieważ większość sondaży poprzedzających wybory pokazywała, że socjaliści mają tylko niewielką przewagę nad opozycyjną PSD. Oznacza to, że Costa nie będzie już musiał polegać na wsparciu Bloku Lewicy (BE) i Partii Komunistycznej (PCP), które pomagały mu od 2015 r. Ta nieoficjalna koalicja nazywana była geringonça, co mniej więcej oznacza rozklekotane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sarmaci na torach

Likwidacja kolei miała charakter klasowy. Jej ofiary to osoby z mniejszych miejscowości pozbawione dojazdu do pracy czy szkoły W albumie „Pożegnanie z komuną” z 1990 r. Andrzej Mleczko opublikował rysunek, na którym widać dwóch nieogolonych mężczyzn w czapkach uszankach. Z kieszeni połatanych płaszczy wystają im gazety, stoją przy stoliku barowym, ćmią pety i popijają ze szklanek, w których tkwią łyżeczki do herbaty. Jeden mówi: „Równali, równali i zrównali”. Na przełomie lat 80. i 90. był to popularny żart. Postacie z rysunku miały być kwintesencją nędzy, do której rzekomo doprowadził realny socjalizm. Kryzys lat 80. był niezaprzeczalny. Państwo nie dość, że spłacało długi zagraniczne, to dodatkowo objęte było sankcjami gospodarczymi w wyniku wprowadzenia stanu wojennego. Szybko również rosła liczba mieszkańców, którym trzeba było zapewniać chociażby mieszkania – za co ówczesne państwo brało odpowiedzialność. Tym bardziej z dzisiejszego punktu widzenia może zaskakiwać, że nawet taka „schyłkowa komuna” mogła się poszczycić sukcesami na skalę europejską. I to nie w rekordowych spustach surówki. Podobno. Niemożliwe! „Tempo modernizowania infrastruktury kolejowej w drugiej połowie lat 80. było imponujące nawet w porównaniu z dzisiejszymi czasami, gdy polska kolej deszczem funduszy z Unii Europejskiej zmuszona jest do realizacji szerokiego zakresu inwestycji”, pisze redaktor

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Meandry śląskiej historii

Historia śląskich chłopów jest inna niż tych z byłej Kongresówki czy Galicji Górny Śląsk – pruski i austriacki – był obok Czech pierwszym słowiańskim regionem, który wszedł w orbitę kapitalistycznej modernizacji. Już samo to zjawisko odróżnia go od reszty współczesnej Polski. Na początku XX w. było to największe skupisko robotników w Europie Środkowej. Historyczka Maria Wanatowicz zwróciła uwagę, że „w dużych skupiskach łatwiej rodziła się solidarność robotnicza, (…) wcześniej kształtował się wspólny model zachowań społecznych, obyczajów, kultury duchowej i materialnej, świadomość wspólnej pozycji społecznej, wspólnych interesów, własnej siły”. Inny świat Nawet historia chłopów na Śląsku odmiennie się toczyła niż na innych terenach Polski. W podobnym stopniu dotknęły ich procesy refeudalizacji, ale jeszcze w XVII w. często procesowali się ze swoimi panami i odwoływali do Wyższego Urzędu Śląskiego, praskiej Izby Apelacyjnej bądź czeskiej Kancelarii Dworskiej w Wiedniu. W dobie państw absolutystycznych, józefińskiej Austrii i fryderycjańskich Prus, chłopi mieli bez porównania łatwiejszy dostęp do rządowej biurokracji, nie zawsze opowiadającej się po stronie szlachty. Fakt zamieszkiwania w państwach bardziej scentralizowanych i – w przeciwieństwie do Rzeczypospolitej – niebędących zlepkiem „szlacheckich republik” powodował, że większy zasięg miały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Nocleg pilnie strzeżony

Raul Castro i gen. Jaruzelski na manewrach wojskowych w Camagüey Od 24 do 28 kwietnia 1973 r. z wizytą na Kubie przebywała polska delegacja partyjno-państwowa z przewodniczącym Rady Państwa Henrykiem Jabłońskim. W składzie delegacji byli m.in. minister obrony narodowej gen. Wojciech Jaruzelski, wiceminister gen. Tadeusz Tuczapski i gen. pilot Władysław Hermaszewski. Byli oni gośćmi Raula Castro. Dla wojskowej części delegacji gospodarze przygotowali odrębny program, zapraszając ją na manewry wojsk kubańskich do południowej prowincji kraju, Camagüey. Zaprezentowano tam walkę samolotów z czołgami. Wielkie wrażenie na obserwatorach (…) mogły wywołać śmiałe ataki z powietrza z wysokości kilku metrów. Komentarz gen. Hermaszewskiego był jednoznaczny: „U nas nazywa się to zbieraniem liści z ziemi, jest to zakazane”. Spytałem dowódcę manewrów, czy nie jest to zbyt ryzykowne i czy nie odnotowali czasem strat materialnych i ludzkich. Przyznał, że były dwa takie przypadki. (…) Do Camagüey przylecieliśmy bez bagażu. Po zjedzeniu żołnierskiego obiadu był zaplanowany wylot do Hawany. Mieliśmy zdążyć na przyjęcie wydawane przez prof. Henryka Jabłońskiego. Pięć minut przed naszym wylotem odleciał samolot z dziennikarzami. An-24 z Wojciechem Jaruzelskim i Raulem Castro wystartował mimo pogarszających się warunków pogodowych. Kiedy podróż zaczęła niepokojąco się wydłużać, na prośbę gen.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Na czym polegał fenomen epoki Gierka?

Edward Gierek uruchomił gigantyczne pokłady ambicji i energii Polaków, powiedział głośno to, o czym po cichu myślały miliony Minęło ponad 40 lat od jego odejścia z funkcji, a pamięć dekady lat 70. wciąż jest żywa. Mimo że większość Polaków już tych czasów nie pamięta… Legenda jednak żyje. W roku 2004 „Gazeta Wyborcza” razem z Radiem Zet i TVN przeprowadziła sondaż, w którym pytano Polaków, kto był najlepszym przywódcą w historii Polski. Zwyciężył, i to zdecydowanie, Edward Gierek. Wskazało go 46% ankietowanych. Dziś te wyniki pewnie wyglądałyby inaczej, propaganda zohydzająca Polskę Ludową i wszystko, co z nią związane, trwa bowiem w najlepsze. Na pokolenia wchodzące w dorosłe życie na pewno to działa. Ale i tak faworytem byłby Gierek. Na czym więc polegał jego fenomen? Dlaczego z jego czasów pamiętamy tylko to, co dobre, zapominając o rzeczach złych? Polska Ludowa 1957-1980   w naszej księgarni Myślę, że złożyło się na to kilka elementów. I materialnych, i tkwiących w świadomości milionów Polaków. Oczywiście łatwo jest mówić o wielkich inwestycjach, o fabrykach domów, licencjach, o Polsce jako o wielkim placu budowy. Ale gdy zastanawiamy się nad fenomenem epoki Gierka, ważniejsze jest chyba coś innego – lata 70. zmieniły przede wszystkim Polaków. Edward Gierek uruchomił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.