Tag "surowce"

Powrót na stronę główną
Opinie

Zbrojenia receptą na kryzys europejskiej gospodarki?

Są ważniejsze wydatki: ochrona zdrowia, edukacja, nauka

Europejskie marionetki wszechmocnych globalnych oligarchów wzięły się do pracy. W 2024 r. przyjęły plan „ReARM Europe”. Ma on być ucieczką przed recesją, a zarazem receptą na zastąpienie przestarzałych sektorów produkcyjnych zbrojeniówką. Tylko planety żal.

Wydatki na wojsko w obiegu kapitału

Dlaczego Wuj Sam przeznacza już prawie 1 bln dol. na wojsko? Prywatne w większości korporacje zbrojeniowe otwierają kredyty w banku, by zrealizować zamówienia, np. na lotniskowiec typu Gerald R. Ford. Kupują w innych firmach potrzebne projekty, komponenty, maszyny, prace konstrukcyjne; płacą pracownikom uczestniczącym w tym projekcie. Firmy zewnętrze uzyskują dochody, które ostatecznie stają się depozytami banków. I koło się zamyka. Koniunktura trwa, bije licznik wzrostu gospodarczego, będą podatki i zadowoleni wyborcy. A to, czy kolejne generacje broni zostaną użyte w operacjach humanitarnych w Ukrainie, czy ostatecznie wylądują na pustyni Arizony – ma znaczenie drugorzędne. Chodzi o to, by nie znalazły się w sklepie z szyldem (autentycznym): „Jezus cię kocha – skup i sprzedaż broni”. Dlatego Pentagon i różne jego wyspecjalizowane fundusze, np. DARPA czy Sematech (w połowie finansowany przez Pentagon), wspierały powstanie nowoczesnych technologii: radaru, układów scalonych, stron www, przemysłu półprzewodnikowego. W Dolinie Krzemowej zaczęły się finansowane przez DARPA badania nad wykorzystaniem sztucznej inteligencji i autonomicznych systemów uzbrojenia (autonomiczne statki, samoloty, łodzie podwodne). Tu też powstały technologie cyfrowe i chipy decydujące obecnie o konkurencyjności poszczególnych wyrobów i gałęzi przemysłu.

Do tej pory słabość technologiczna gospodarek europejskich wynikała ze stosunkowo niewielkich wydatków na zbrojenia. Hegemonia USA korzystała ze słabości UE, która nie ma wspólnej polityki fiskalnej, przemysłowej, obronnej. Nie ma też surowców energetycznych ani minerałów. Życie w cieniu nuklearnej potęgi atlantyckiego sojusznika rozleniwiło tutejszych posiadaczy kapitału. Swoje zyski lokowali ostatecznie w amerykańskich obligacjach i produktach sektora finansowego. W Europie podobną rolę odgrywał częściowo przemysł motoryzacyjny. W Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii oraz w ich środkowoeuropejskich filiach zatrudniał 13 mln pracowników. Tworzył 7% europejskiego PKB i odpowiadał za 10% całkowitego eksportu.

Sytuacja się zmieniła, kiedy z neoliberalnej globalizacji zwycięsko wyszedł przemysł chiński – z czasem równie nowoczesny, za to z ułamkowymi kosztami pracy. Po prostu konkurent ma do eksploatacji, niczym w XIX-wiecznej Anglii, 160 mln wiejskiej „płynnej” populacji. Łączy ona pracę na niewielkiej działce rolnej z zatrudnieniem w centrach przemysłowych. Tymczasem w Europie nie można już bardziej uelastyczniać stosunków pracy czy oszczędzać na usługach publicznych.

Nadszedł jednak moment sprzyjający rekonwersji przemysłu – przestawienia go na produkcję uzbrojenia. Stało się to na skutek beztroskiego przyzwolenia na natowską ekspansję na Wschód. W końcu rakiety mogły trafić do Ukrainy i w ich zasięgu znalazłaby się stolica Rosji. Do tego Sewastopol to jedyny niezamarzający port dla rosyjskiej floty. Brak geopolitycznego realizmu w tej sytuacji doprowadził do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Następstwem były wstrzymanie importu surowców energetycznych, wzrost cen gazu ziemnego i recesja w kluczowych branżach – w produkcji samochodów i nawozów – wzrost cen energii dla gospodarstw domowych. Na przykład niemiecka strategia polegała na zaopatrzeniu największej bazy przemysłowej w energię z turbin gazowych. Był to stosunkowo tani gaz z Rosji, tańszy niż ten skroplony z Kataru czy USA. Zapewniało to niemieckiej gospodarce konkurencyjność wyrobów, szczególnie na rynku chińskim.

Z powodu

Tadeusz Klementewicz jest politologiem, profesorem nauk społecznych, wykładowcą na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistą w zakresie teorii polityki i metodologii nauk społecznych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Bogata Ukraina, czyli co się z nią stało?

Trump, wojna i pierwiastki ziem rzadkich

Prezydent Trump chce, by Ukraina zapłaciła Stanom Zjednoczonym za udzieloną jej pomoc ok. 500 mld dol.

Chce także przejąć cenne złoża surowców naturalnych. To więcej, niż łącznie wyniosły japońskie i niemieckie reparacje przekazane aliantom po II wojnie światowej!

Amerykanie wiedzą, że zrujnowany atakami dronów i rakiet kraj ma ogromny potencjał: Ukraina, która zajmuje ledwie 0,4% powierzchni lądów Ziemi, ma na swoim terenie 5% światowych zasobów surowcowych. W tym złoża metali ziem rzadkich oraz innych minerałów, bez których nie mogą się obejść nowoczesny przemysł i energetyka. W Ukrainie znajdziemy złoża najwyższej jakości węgla kamiennego, żelaza, manganu, niklu, złota, rud tytanu i uranu. Dodajmy do tego złoża gazu ziemnego na Morzu Czarnym, złoża grafitu, berylu, galu, cyrkonu, apatytu, fluorytu i litu, bez którego nie jest możliwa produkcja nowoczesnych baterii do samochodów elektrycznych.

Przed wybuchem wojny w roku 2022 geolodzy odnotowali w kraju ok. 20 tys. miejsc, w których występowały interesujące przemysł minerały. Potwierdzonych zostało 8,7 tys. lokalizacji. Większość znajdowała się na terenach rozciągających się od Ługańska, Doniecka, Zaporoża i Dniepropietrowska po Połtawę i Charków. Przed wojną Ukraina była także największym na świecie dostawcą neonu – gazu szlachetnego niezbędnego przy produkcji mikroprocesorów.

W roku 2022 na łamach „Przeglądu” pisaliśmy, że jednym z powodów ataku Rosji na Ukrainę mogły być posiadane przez nią złoża metali ziem rzadkich, których Moskwa za wiele nie ma. W ubiegłym roku Amerykanie szacowali je na 10 mln ton. Dla porównania chińskie złoża to 44 mln ton, a brazylijskie – 22 mln ton. O dostęp do nich toczy się zacięta rywalizacja. Wydobycie metali ziem rzadkich wymaga stosowania środków chemicznych, co skutkuje powstawaniem ogromnych ilości toksycznych odpadów.

Wydawało się, że państwa zachodnie będą się dogadywać z rządem w Kijowie w sprawie dostępu do ukraińskich złóż. W sierpniu zeszłego roku mówił o tym w czasie wizyty w Kijowie senator Lindsey Graham. Rosyjska propaganda na podstawie jego zmanipulowanej wypowiedzi posądziła Amerykanów o chęć przejęcia kontroli nad tymi cennymi złożami. Dlatego ostatnia amerykańska propozycja dotycząca zasobów naturalnych Ukrainy, złożona prezydentowi Zełenskiemu w trakcie monachijskiej konferencji bezpieczeństwa w połowie lutego, zaszokowała zachodnich polityków i opinię publiczną.

Brytyjski dziennik „The Telegraph” ogłosił, że dotarł do zapisów umowy. Treść wskazywała, że projekt został przygotowany przez prawników zatrudnionych w jednej z wielkich amerykańskich kancelarii, a nie urzędników Departamentu Stanu. Ludzie Trumpa zaproponowali powołanie funduszu inwestycyjnego, który zarządzałby ukraińskimi zasobami minerałów, rud metali ziem rzadkich, gazu i ropy naftowej, jak również portami oraz innymi kluczowymi elementami infrastruktury. Stany Zjednoczone miałyby otrzymać połowę zysków z wydobycia ukraińskich surowców oraz połowę wartości wszystkich nowych licencji przyznanych innym podmiotom w przyszłości. Dodatkowo umowa dawałaby Jankesom prawo pierwszeństwa przy zakupie eksportowanych minerałów.

Brytyjscy dziennikarze ocenili, że przyjęcie tych zapisów oznaczałoby oddanie Amerykanom pełnej kontroli nad gospodarką naszego wschodniego sąsiada. Kraj stałby się na zawsze kolonią Stanów Zjednoczonych. Nic dziwnego, że propozycja prezydenta Trumpa została odrzucona przez Zełenskiego, który zabronił ministrom rządu premiera Denysa Szmyhala podpisywania czegokolwiek. Kijów poczuł się oszukany. Nie dosyć, że Trump rozmawia z prezydentem Putinem o zakończeniu wojny bez udziału Ukraińców, to jeszcze domaga się, by zapłacili za udzieloną im przez USA pomoc astronomiczną kwotę.

Z kolei Amerykanie przekonywali, że ich propozycje mają uniemożliwić czerpanie zysków z odbudowy Ukrainy przez wrogie państwa. W domyśle chodzi o Chiny, które dziś kontrolują rynek metali ziem rzadkich, a w ostatnich latach mocno dały się we znaki firmom amerykańskim, podnosząc ceny i ograniczając sprzedaż. O Rosji mowy nie było, gdyż prezydent Trump odnowił dobre relacje z prezydentem Putinem – dziś ten mieszkaniec Kremla nie jest już postacią niepożądaną na salonach. Wręcz przeciwnie.

Łatwiej w tym kontekście zrozumieć, dlaczego to, co od kilku dni można przeczytać w ukraińskim internecie o amerykańskim prezydencie i jego „olśnieniach”, nie nadaje się do druku.

Donald Trump nie pozostał dłużny. W swoich mediach społecznościowych Truth Social nazwał Zełenskiego „dyktatorem bez wyborów” i „umiarkowanie utalentowanym komikiem, który namówił Stany Zjednoczone do wydania 350 mld dol., aby rozpocząć wojnę, której nie można było wygrać”.

To z pewnością dopiero początek ostrego starcia o dostęp do cennych surowców znajdujących się w ukraińskiej ziemi.

Gdzie te metale?

O tym, że Ukraina jest zasobna w rudy metali, węgiel, ropę naftową, gaz ziemny, uran, złoto i inne cenne minerały, wiedziano od dawna. W czasach Związku Radzieckiego terytorium Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej zostało zbadane przez geologów. Trudno się dziwić – Kijów, Charków, Donbas i cała wschodnia Ukraina były jednym z czterech największych centrów naukowo-przemysłowych ZSRR. W Dniepropietrowsku (obecnie Dnipro) znajdowały się zakłady Jużmasz (Piwdenmasz) kierowane przez Michaiła Jangiela, jednego z twórców radzieckiej techniki rakietowej i astronautycznej. Budowano tam międzykontynentalne rakiety balistyczne uzbrojone

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat Wywiady

Nad Ukrainą wisi widmo Jałty II

Rozpoczęła się prawdziwa gra o świat

Prof. Bogdan Góralczyk – politolog, sinolog, hungarysta, były ambasador w państwach Azji, wykładowca w Centrum Europejskim UW i jego były dyrektor.

Donald Trump… Czy jego powrót do Białego Domu zmienia świat?
– Jego drugie dojście do władzy oznacza, że to nie jest przypadek, to głęboka strukturalna zmiana w cywilizacji zachodniej. Trumpa 2.0 trzeba wziąć bardzo poważnie. Bez względu na to, że jest nieprzewidywalny, że jego ego idzie 5 m przed nim i jest trudno sterowalny. Już pierwsze dni po wyborach potwierdziły tę tezę – bo kto by wymyślił, że Trump zechce zająć Kanadę, Grenlandię, Kanał Panamski…

I to się w Ameryce podoba!
– Tym razem Trump ma znacznie szerszy mandat, może robić, co chce. W mojej ocenie to naprawdę koniec końca historii. W 1991 r., kiedy padł Związek Radziecki, w naturalny sposób z dwubiegunowego układu zrobiła się jednobiegunowa chwila. Amerykanie podyktowali światu, w tym Polsce, dwa pakiety. O jednym doskonale wiemy, to był konsensus z Waszyngtonu, mówiąc po polsku – plan Balcerowicza. Natomiast o drugim pakiecie mówimy zdecydowanie mniej, a Trump właśnie go rozmontowuje. Mianowicie Amerykanie wypracowali swoją wersję demokracji: checks and balances, czyli system równowagi i kontroli władz. Nazwali to demokracją liberalną.

Czym ona się różni od klasycznej, monteskiuszowskiej?
– Do klasycznego trójpodziału wprowadza niezależne od trzech władz media i niezależne społeczeństwo obywatelskie. Demokracja liberalna weszła do kanonu, który sześć tygodni po rozpadzie ZSRR, 7 lutego 1992 r., w traktacie z Maastricht przyjęła Unia Europejska. W czerwcu 1993 r. sformułowane zostały tzw. kryteria kopenhaskie. Czyli demokracja liberalna, konsensus waszyngtoński, państwo prawa i prawa mniejszości. Jeśli chodzi o wiarę w konsensus z Waszyngtonu, załamała się ona już w roku 2008. Kto dziś wierzy, że rządzi rynek i niewidzialna ręka rynku? Ale Trump uderza teraz w demokrację liberalną. Zamiast wartości mamy nagą siłę. Power!

A czy Ameryka ma siłę?
– W USA w ciągu ostatniej dekady dokonały się dwie rewolucje. Pierwsza – ideologiczna. Bo co mamy w USA? Narodowy kapitalizm i konserwatyzm. Zaczynają się już ekspulsje i deportacje. Trump ogłasza cła. Ale miała miejsce i druga rewolucja – energetyczna, łupkowa. Stany Zjednoczone stały się eksporterem surowców energetycznych, głównie gazu skroplonego. Dlatego tak im potrzebny jest w Świnoujściu gazoport na skroplony gaz. Amerykanie sprzedają nam ten gaz drożej niż Norwegowie, nie mówiąc o dawnych czasach i gazie rosyjskim.

Co więc się stało? Przez co najmniej dwie dekady naukowcy mieli problem ze wskazaniem, kto jest największą gospodarką świata. Bo to była albo Unia Europejska, albo Stany Zjednoczone. Wskazania wahały się pomiędzy 22% a 23% światowego nominalnego PKB, w wypadku obu tych podmiotów. A jak jest dzisiaj? Stany Zjednoczone mają 26%, czyli więcej – bo pandemia, rewolucja łupkowa, ale również wojna na Ukrainie. Ile sprzętu Amerykanie sprzedali? Ta wojna im służy. A Unia Europejska? Był brexit – wystąpienie Wielkiej Brytanii zmniejszyło PKB państw Unii o 4-5%. Unia ma więc 18%. I właśnie w zeszłym roku wyprzedziły ją Chiny – w sensie nominalnym, bo w sensie siły nabywczej są największą gospodarką świata już od 2015 r. Czyli USA mają siłę i USA stawiają na siłę.

To widać i słychać.
– Zobaczymy, czy to się uda. Moim zdaniem gra o Grenlandię jest bardzo poważna. Grenlandia to cała tablica Mendelejewa, a przede wszystkim pierwiastki ziem rzadkich, czyli te, bez których nie ma dziś postępu naukowo-technologicznego. Trump, jak już wiemy, walczy o nie również na terenie Ukrainy, szczególnie gdyby doprowadził tam do pokoju czy rozejmu.

Mamy więc do czynienia z kolejną odsłoną koncertu mocarstw?
– Tak! Mamy do czynienia z wielkomocarstwową grą. Dlatego w tak trudnym położeniu znalazła się Unia Europejska, bo ona sama się definiuje do dzisiaj jako soft power. Co więcej, wiele wskazuje, że Trump będzie grał na rozwałkę Unii. Z Brukselą nie chce gadać, co najwyżej z Berlinem i Paryżem, a najchętniej to z Putinem.

Jeśli Amerykanie tak się zachowują, to Rosjanie już mówią, że skoro Amerykanie mogą, to oni też!
– Nad Ukrainą wisi widmo Jałty II.

Jak się bronić w epoce koncertu mocarstw?
– Odpowiedź jest oczywista: Europa musi nabyć znamion hard power. Musimy zwiększyć swoje zdolności obronne. W 2015 r. zebrałem grono najlepszych polskich specjalistów od integracji europejskiej i wydałem po angielsku pod moją redakcją tom, którego tytuł w tłumaczeniu brzmiał: „Unia Europejska na scenie globalnej”. Podtytuł zaś mówił wszystko – „Zjednoczeni albo bez znaczenia”. Tymczasem my jesteśmy w tej chwili niezjednoczeni, mówiąc delikatnie.

Unia Europejska jest chorym człowiekiem świata?
– Jest słaba. A Viktor Orbán mówi, że ma jeszcze większe przywary. Bo jest bogata i słaba.

Wydaje się, że punktem odniesienia dla polityki Trumpa są Chiny, a nie Rosja, Unia Europejska czy kryzys bliskowschodni.
– Przyjmując to rozumowanie, powinniśmy oczekiwać po stronie administracji amerykańskiej poważnych prób zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, zawieszenia broni.

Żeby zamknąć front.
– Tylko że Putin wie, że ma mocne karty. Ta wojna

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Czy prezydent Zełenski uwolnił Europę od rosyjskiego gazu?

Donald Trump poinformował Unię Europejską, że musi kupować amerykańską ropę i gaz

W nocy z 31 grudnia 2024 r. na 1 stycznia 2025 r. Gazprom wstrzymał przesył gazu przez terytorium Ukrainy. Była to konsekwencja odmowy przedłużenia przez Kijów podpisanej w 2019 r. umowy na tranzyt „błękitnego paliwa” z Rosji do Słowacji, Węgier i Austrii.

Decyzja nie była zaskoczeniem, gdyż strona ukraińska od dawna deklarowała rezygnację z tego kontraktu, który, choć przynosił jej dochód od 800 mln do miliarda dolarów rocznie, jeszcze większe profity zapewniał Kremlowi. A działo się to w warunkach okrutnej wojny wywołanej rosyjską agresją.

Tranzyt rosyjskiego gazu do Europy przez terytorium Ukrainy był jedną z osobliwości tej wojny. Żołnierze obu stron zajadle mordowali się w Donbasie. Rosyjskie rakiety i drony niszczyły infrastrukturę energetyczną Kijowa, na co Ukraińcy odpowiadali atakami na rosyjskie rafinerie i magazyny paliw. Przez trzy lata żadna ze stron nie ważyła się jednak tknąć gazociągów i obsługujących ich stacji przesyłowych.

Gdy 6 sierpnia 2024 r. ukraińskie siły zbrojne podczas ofensywy w obwodzie kurskim przejęły kontrolę nad stacją pomiarową gazu w Sudży, w zachodniej prasie pojawiły się alarmistyczne publikacje na temat spodziewanych konsekwencji ekonomicznych. Obiekt ten był kluczowym elementem systemu przesyłającego gaz do Europy Zachodniej. Rzecz jasna, zgodnie z niepisaną umową nic się nie stało. Rosjanie stacji nie wysadzili, a Ukraińcy zadbali, by działała sprawnie. Bratysława, Wiedeń i Budapeszt mogły spać spokojnie.

Czy decyzja Zełenskiego o odmowie przedłużenia kontraktu z Gazpromem cokolwiek zmieniła?

Dla bogatych państw zachodnich niewiele, gdyż już wcześniej przestawiły się na droższy gaz amerykański i arabski. W bardzo trudnej sytuacji znalazły się natomiast Mołdawia i region Naddniestrza, które są w znacznym stopniu uzależnione od dostaw z Rosji. W Tyraspolu i Kiszyniowie zaczęto wyłączać światło, gdyż jedyna w regionie, należąca do rosyjskiego państwowego koncernu Inter RAO elektrownia mołdawska GRES znacząco zredukowała dostawy prądu. Co będzie dalej? Dziś władze w Kiszyniowie szukają gazu i energii elektrycznej u sąsiadów. Na pewno decyzja Kijowa zdenerwowała Słowaków, którzy kupując tani rosyjski gaz i sprzedając jego nadwyżki, zarabiali ok. 500 mln dol. rocznie, choć można trafić na informacje, że było to aż 1,5 mld dol. Co, jak na liczący 5 mln 427 tys. mieszkańców kraj, jest wynikiem przyzwoitym.

Poza tym relacje premiera Ficy z prezydentem Zełenskim oraz innymi ukraińskimi politykami od dawna były złe. W grudniu ubiegłego roku Bratysława zagroziła Kijowowi, że jeśli się nie opamięta, wstrzyma dostawy energii elektrycznej i przemyśli kwestię dostaw uzbrojenia. Zełenski tym się nie przejął.

Najmniej ucierpiały Węgry, które w rosyjski gaz będą się zaopatrywały gazociągiem Turecki Potok. Przyjdzie jednak bratankom zapłacić trochę więcej, gdyż koszty tranzytu przez Turcję są wyższe.

Za to europejscy politycy decyzję Kijowa przyjęli z uznaniem – niech Madziarzy dostaną po kieszeni, tak samo jak Niemcy, Francuzi, Polacy, Holendrzy i inni.

W zachodnich mediach pojawiły się publikacje, że prezydent Zełenski swoją decyzją „uwolnił Europę od rosyjskiego gazu”. Przy okazji miliony Europejczyków dowiedziały się, dlaczego w ostatnich latach tak bardzo wzrosły im koszty utrzymania i z jakiego powodu europejski przemysł znalazł się w kryzysie. To wina uzależnienia od taniego „totalitarnego” rosyjskiego gazu, który – ze względu na wprowadzone sankcje przyszło zastąpić droższym, „demokratycznym”, amerykańskim surowcem.

Bo Polska to niepewny partner

Wstrzymanie tranzytu gazu przez Ukrainę nie zamyka prawie 50-letniej historii gazociągów biegnących przez ten kraj. Warto ją przypomnieć. Największe gazociągi – orenburski i jamburski – budowane były na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku w ramach „kontraktu stulecia”, jaki Związek Radziecki podpisał z grupą najbogatszych państw Zachodu, w tym z Francją i Niemcami. W tamtym czasie paryska prasa zastanawiała się, dlaczego magistrale te nie biegną przez Polskę, co pozwoliłoby znacząco obniżyć koszty i skrócić czas budowy. „Bo Polska to niepewny partner”, brzmiała odpowiedź urzędników francuskich. Wolno podziwiać ich przenikliwość. W 1979 r. wojska radzieckie wkroczyły do Afganistanu, rok później powstała Solidarność, a w kolejnym roku nad Wisłą wprowadzono stan wojenny. Wydarzenia te nie opóźniły tempa budowy gazociągu orenburskiego biegnącego przez Uralsk, Iwano-Frankowsk, Użhorod do Słowacji, Czech, Austrii i Niemiec. Budowały go także polskie firmy. Gazociąg jamburski powstał nieco później. Jego budowę próbowała zatrzymać administracja prezydenta Reagana, oferując państwom Europy Zachodniej tani amerykański gaz.

Europejczycy odmówili, gdyż oferta Moskwy była korzystniejsza. W listopadzie 1981 r. kanclerz Niemiec Helmut Schmidt podpisał umowę RFN-ZSRR na dostawy10 mld m sześc. gazu rocznie, przez kolejne 25 lat, po promocyjnych cenach. Podobne kontrakty zawarły spółki francuskie, brytyjskie i holenderskie. Amerykanie nie mieli w Europie czego szukać.

Gdy w 1982 r., w ramach sankcji związanych z wprowadzeniem w Polsce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Sprzedaj pan tę Grenlandię!

Grenlandia jest największą niekontynentalną wyspą świata o powierzchni ponad 2 mln km kw., zamieszkaną przez niespełna 56 tys. osób, w 90% przez rdzennych Inuitów. Nimi Trump głowy sobie nie zaprząta – na pierwsze spotkanie wysłał z wycieczką syna, którego witała garstka mieszkańców w trumpowskich czapeczkach. Sama Grenlandia obfituje w złoża bogactw mineralnych, takich jak np. gaz i ropa. Co jednak może jeszcze istotniejsze, pokryta dzisiaj lodem i śniegiem wyspa ma bardzo obiecujące pokłady metali rzadkich, na które zapotrzebowanie wciąż rośnie. O dostępne tańsze ich źródła woła głośno kilka interesów miliardera technologicznego Elona Muska (telefonia, rakiety kosmiczne, banki, energia).

Co prawda amerykańskie władze jeszcze nie ujawniły, by Inuici gromadzili broń masowego rażenia, co wymagałoby inwazji wojsk amerykańskich (vide Irak), ale argument o bezpieczeństwie ekonomicznym na stole już leży. Może nie argument, lecz fraza – w wiadomych ustach to żadna różnica. Nieprzewidywalność Trumpa tylko nakręca atmosferę kuriozalnego zagrożenia. Na tyle, że władze Francji zdecydowały się zabrać głos. I tak Jean-Noël Barrot, minister spraw zagranicznych, w kontekście wypowiedzi Trumpa powiedział we francuskim radiu: „Nie ma wątpliwości, że Unia Europejska nie pozwoliłaby innym narodom świata, kimkolwiek one są, zaatakować swoich suwerennych granic”. Premier Danii Mette Frederiksen powiedziała z kolei w duńskiej telewizji, że „Grenlandia należy do Grenlandczyków” i że jedynie miejscowa ludność może decydować o jej przyszłości. Nie można zapominać, że USA mają na Grenlandii bazę wojsk powietrznych Thule z elementami systemu wczesnego ostrzegania przed pociskami balistycznymi, którą wykorzystuje również dowództwo Sił Kosmicznych. Cała ta historia jest jak z kosmosu, ale taki przecież jest i Donald Trump.

W tle grenlandzkiej zadymy mamy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Jazda w nieznane

Europejski przemysł motoryzacyjny staje się przeżytkiem. Co zajmie jego miejsce? Jeszcze kilka dekad temu były nie tylko symbolem prosperity, ale i powodem dumy narodowej, czegoś na kształt zdrowego gospodarczego nacjonalizmu. Występowały w kultowych produkcjach filmowych, śpiewano o nich piosenki, były szczytami osiągnięć technicznych i estetycznych. Europejskie marki samochodów, bo o nich mowa, przez cały XX w. i kilka lat następnego stulecia stanowiły integralną część tutejszej tożsamości. Oczywiście, że Niemcy rywalizowali z Francuzami, a odpowiedzialni za Fiata Włosi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Kopiemy ile wlezie

Nielegalne wydobycie piasku, żwiru, kamienia i innych kopalin to w Polsce bezpieczny, wart miliardy złotych biznes Siedem lat temu prof. Mariusz Orion Jędrysek, ówczesny główny geolog kraju, wiceminister środowiska i pełnomocnik rządu ds. polityki surowcowej państwa, tłumaczył w jednym z wywiadów, że w Polsce 30-50% kruszywa, znaczącą część torfu i niemal całość bursztynu wydobywa się nielegalnie. W niektórych województwach większość potrzebnego w budownictwie piasku i żwiru do dziś jest pozyskiwana na lewo. Na początku lat 90. XX

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Globalny punkt widzenia

Łup wojenny

Jak banki, korporacje energetyczne i sektor zbrojeniowy zarabiają na współczesnych kryzysach W grudniu 2022 r. grono waszyngtońskich VIP-ów otrzymało niecodzienne zaproszenie. Ambasada Ukrainy urządzała przyjęcie z okazji 31. rocznicy powołania Ukraińskich Sił Zbrojnych. Pod wielkimi, betonowymi łukami podtrzymującymi kopułę Pavilion Room w budynku im. Ronalda Reagana mieli się spotkać wojskowi, politycy, dyplomaci, byli i aktualni urzędnicy amerykańskiej administracji. Oraz oczywiście biznes. Jednak nie samo przyjęcie było wyjątkowe, lecz właśnie zaproszenie na ów okolicznościowy koktajl.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Między demokracją a tyranią

Zatrudnienie Radosława Sikorskiego jest jedynie niewielkim elementem długofalowej strategii Zjednoczonych Emiratów Arabskich Fakt, że politycy biorą udział w organizowaniu międzynarodowych konferencji, nie dziwi raczej nikogo. W końcu na tego rodzaju spotkaniach wyrażają swoje poglądy i/lub reprezentują interesy swoich narodów czy wyborców. Bardziej zaskakiwać może to, że czynni politycy zarabiają krocie na podobnych aktywnościach. Na przykład Radosław Sikorski, słynący z pouczania, jak powinna wyglądać demokracja, ale inkasujący 93 tys. euro rocznie od rządu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Globalny punkt widzenia

Sąd nad sankcjami

Europejska izolacja gospodarcza nie doprowadziła jeszcze rosyjskiej gospodarki do krachu. Wielu ekspertów zadaje sobie pytanie dlaczego Bywają okazje, gdy na miejscu są bardzo mocne słowa. Kiedy Europa ogłosiła pod koniec lutego ub.r., że nakłada „bezprecedensowe” sankcje na Rosję – tak rzeczywiście było. Środki zawarte w dziewięciu już kolejnych pakietach sankcji nie miały precedensu. Uderzono nie tylko w osobiste majątki osób „niepożądanych” czy biznes, ale także w system walutowy, rezerwy bankowe, import technologii i pół tuzina innych dziedzin. Chyba

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.