Między demokracją a tyranią

Między demokracją a tyranią

Zatrudnienie Radosława Sikorskiego jest jedynie niewielkim elementem długofalowej strategii Zjednoczonych Emiratów Arabskich

Fakt, że politycy biorą udział w organizowaniu międzynarodowych konferencji, nie dziwi raczej nikogo. W końcu na tego rodzaju spotkaniach wyrażają swoje poglądy i/lub reprezentują interesy swoich narodów czy wyborców. Bardziej zaskakiwać może to, że czynni politycy zarabiają krocie na podobnych aktywnościach. Na przykład Radosław Sikorski, słynący z pouczania, jak powinna wyglądać demokracja, ale inkasujący 93 tys. euro rocznie od rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich – państwa bynajmniej nie demokratycznego. Za co? Za uczestnictwo w radzie doradczej organizującej dość tajemniczą konferencję Sir Bani Yas Forum.

Tajemniczą, bo niewiele o niej wiadomo. Wikipedia o Sir Bani Yas Forum nie wspominała w żadnym języku aż do 12 lutego br., kiedy powstał dość skąpy tekst po polsku. By wejść na stronę konferencji, trzeba mieć specjalny login i hasło, a niezarejestrowani odwiedzający proszeni są o kontakt z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Współpracy Międzynarodowej ZEA. Na każdej edycji konferencji pojawiają się politycy z całego świata (zarówno z państw demokratycznych, jak i autorytarnych), by dyskutować o istotnych tematach polityki światowej. Ambasady i ministerstwa spraw zagranicznych lubią chwalić się tym, że czołowi oficjele ich państw wezmą udział w Sir Bani Yas Forum i będą rozmawiać za zamkniętymi drzwiami, skąd do dziennikarzy docierają jedynie przecieki, których nie wolno przypisywać konkretnym postaciom. Taka forma, choć może się wydawać nieprzejrzysta, pozwala na poczynienie pewnych ustaleń, które stają się później fundamentem konkretnych porozumień, jak chociażby mocno promowane przez Izrael i Stany Zjednoczone porozumienia abrahamowe. W ubiegłym roku na konferencji pojawił się Siergiej Ławrow, szef rosyjskich dyplomatów, a także minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu i jego grecki odpowiednik Nikos Dendias. W przeszłości bywali tam palestyński prezydent Mahmud Abbas czy premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.

Fakt, że Sikorski bierze udział w takim projekcie, z jednej strony może być szokujący, ale z drugiej świadczy o tym, że organizatorzy konferencji uznali go za postać istotną dla relacji ZEA i Unii Europejskiej. W końcu, chociaż Sikorski przekonuje, że nie należy łączyć jego funkcji europarlamentarzysty z udziałem w radzie doradczej konferencji, na jego profilu na stronie PE można przeczytać, że np. w listopadzie spotkania związane z Sir Bani Yas Forum odbywał jako deputowany. Skoro tak jest, to należy się przyjrzeć relacjom Unii Europejskiej ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, będącymi według tłumaczeń Sikorskiego „najbardziej liberalnym krajem Zatoki Perskiej”.

Hipokryzja gwiazd Hollywood

Komentując doniesienia holenderskiej gazety „NRC”, która pierwsza napisała o kontaktach Sikorskiego, Adrian Zandberg powiedział, że powinno to zakończyć wszelkie spekulacje, czy europarlamentarzysta zostanie ministrem spraw zagranicznych, i wymienił jednym tchem główne zarzuty wobec Zjednoczonych Emiratów Arabskich: karę więzienia za homoseksualizm, karę ukamienowania za zdradę małżeńską, brak wolności słowa. Mógłby jednak przytoczyć o wiele dłuższą listę, na której znalazłaby się kafala, system nazywany współczesnym niewolnictwem z powodu sposobu, w jaki wiąże zagranicznych pracowników ze sponsorami odpowiedzialnymi za ich wizę (pisałem o tym w PRZEGLĄDZIE nr 28/2021). Albo stosowanie tortur wobec więźniów czy porwania, po których znikają bez śladu dysydenci, a nawet obywatele obcych krajów.

Wolności nie mają nawet członkowie rodzin królewskich, o czym przekonały się dwie córki emira Dubaju, Muhammada ibn Raszida al-Maktuma, Latifa i Szamsa, które przebywają w izolacji, po tym jak próbowały zbiec od ojca. Gdy księżniczka Latifa z pomocą byłego oficera francuskiej marynarki w 2018 r. próbowała uciec z Dubaju (po raz drugi w życiu), rozegrały się sceny jak z filmu sensacyjnego. Na jacht, którym wypłynęła w morze, miał wedrzeć się oddział żołnierzy, spacyfikować wszystkich na łodzi, a księżniczkę skrępować i dostarczyć emirowi. Niektórzy przekonują, że cała historia została wymyślona jedynie po to, by zamieszane w nią osoby mogły wyłudzić pieniądze od szejka Muhammada, lecz rok później z Dubaju zbiegła też jego żona, Haja bint Husajn, siostra jordańskiego króla Abd Allaha. Mediom tłumaczyła, że bała się o swoje życie.

Turystom pełen przepychu Dubaj może się jawić jako raj na ziemi, zwłaszcza jeśli uwierzyć takim spotom reklamowym jak ten z 2019 r., do którego zatrudniono hollywoodzkie aktorki Gwyneth Paltrow, Kate Hudson i Zoe Saldanę. Spot jest wręcz groteskowo sztuczny, ale szczytem hipokryzji jest fakt, że wymienione gwiazdy przedstawiają się jako sojuszniczki społeczności LGBTQ+, mimo to nie mają problemu z promowaniem kraju, który tę społeczność traktuje wrogo.

Zjednoczone Emiraty Arabskie w swoich kodeksach przewidują bowiem karę więzienia dla homoseksualistów, choć nie stosują jej bezpośrednio, co może być efektem starań o kreowanie wizerunku pasującego do oczekiwań zachodnich partnerów. Emiraty mogą być krajem dość liberalnym, jak na standardy regionu, ale ich obywatele wciąż są przywiązani do tradycji wynikającej z kultury i reguł islamu. Koran i hadisy, podstawowe źródła prawa islamskiego, mają jasne stanowisko wobec homoseksualizmu. Tradycyjne społeczeństwa Bliskiego Wschodu uznają go za dewiację, a tym samym obowiązujące normy prawne, nierzadko oparte właśnie na zasadach religijnych, nakazują go karać. Praktyka pokazuje jednak, że w ZEA od kilku lat nie zapadły wyroki więzienia dla homoseksualistów za to, kim są. Można pomyśleć, że to znaczący postęp, lecz w istocie karani są za inne przestępstwa i wykroczenia, takie jak „nieprzyzwoitość” czy „publiczna nagość”. Co więcej, emirackie instytucje blokują strony internetowe i aplikacje, które skierowane są do społeczności LGBTQ+. Zachodnie biznesy decydują się zatem na autocenzurę, by funkcjonować w tym kraju. Na przykład Amazon blokuje w swoich serwisach wyszukiwanie takich produktów jak flagi czy książki o tematyce queerowej. Gdy w czerwcu zachodnia społeczność LGBTQ+ celebruje Pride Month, korporacje często zmieniają swoje logotypy na tęczowe, szczególnie w mediach społecznościowych. Wyjątkiem są logotypy na ich kontach z treściami przeznaczonymi dla odbiorców z regionu. Aktywiści przyłapali na takiej hipokryzji m.in. BMW, BP, Visę czy Bethesdę, choć lista jest znacznie dłuższa.

Nie oznacza to, że w ciągle rozwijającym się Dubaju społeczność LGBTQ+ nie istnieje. Należą do niej przede wszystkim zachodni rezydenci o wysokich kwalifikacjach. Według opublikowanych w 2021 r. w czasopiśmie „Geoforum” badań Ryana Centnera z London School of Economics i Manoela Pereiry Neta z Uniwersytetu Harvarda korzystają oni ze swojej pozycji finansowej i przywilejów jak z tarczy, która umożliwia im relatywnie swobodne wyrażanie ich seksualności, mimo że teoretycznie może im grozić więzienie lub deportacja i zakończenie lukratywnych kontraktów. Społeczność funkcjonuje dzięki zamkniętym imprezom organizowanym w luksusowych hotelach, dostępnych dla tych, którzy mogą sobie na to pozwolić.

W kwestii kamienowania za zdradę małżeńską prawo podpiera się tradycją religijną (ale nie Koranem, który nie zawiera takiego nakazu, w przeciwieństwie choćby do Tory). Wyroki ukamienowania zapadają, ale trudno znaleźć informacje o ich wykonaniu. W Emiratach preferowaną opcją wykonania kary śmierci jest rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny, natomiast bardzo rzadko się ją wykonuje. Ostatnią egzekucję odnotowano w 2017 r., choć nawet w kwietniu ub.r. na śmierć skazano 43-letnią Izraelkę palestyńskiego pochodzenia Fidę Kiwan. W jej przypadku przestępstwem miało być posiadanie niemal pół kilograma kokainy. Kiwan przekonywała, że narkotyki nie należały do niej i podłożono je w jej mieszkaniu. Po apelacji w czerwcu sąd zdecydował się zmienić karę na dożywotnie pozbawienie wolności.

Sojusznik Rijadu

Podejście państwa do praw człowieka na własnym terytorium samo w sobie może wywoływać pewną nieufność wobec takiego partnera w relacjach międzynarodowych, lecz emirowie nie ograniczają się do ojczystej ziemi. Zjednoczone Emiraty Arabskie mają ambicje zostać mocarstwem regionalnym, do spółki z saudyjskim sojusznikiem. Przejawem tej polityki jest zaangażowanie ich sił zbrojnych, wspieranych przez USA, w jemeński konflikt domowy, trwający już niemal od dekady. Ścierają się tam w wojnie zastępczej z Iranem, stojącym za szyickimi rebeliantami Huti. Rijad i Abu Zabi w tym konflikcie wspierają jemeńskie siły rządowe, prowadząc jednocześnie brutalne bombardowania. Według Yemen Data Project w ponad 25 tys. nalotów rannych lub zabitych zostało ponad 19 tys. cywilów. Saudyjsko-emiracki udział w wojnie nie przyniósł dotychczas znaczących sukcesów. W ubiegłym roku negocjatorom ONZ udało się wypracować zawieszenie broni, lecz nie zanosi się na trwały pokój. Obowiązująca rezolucja Rady Bezpieczeństwa nr 2216 z 2015 r. wzywa jedynie ruch Huti do wycofania się z zajętych terenów, ale dzisiaj zdaje się oczywiste, że nie zniknie on z Jemenu. Saudyjsko-emiracka koalicja po ustaniu walk straciła jednak wiarę we wspieranego dotąd prezydenta Abd Rabbuha Mansura Hadiego. Zastąpiono go siedmioosobową radą, której przedstawiciele reprezentują głównie interesy Saudyjczyków i Emiratczyków. Sam Hadi został umieszczony w areszcie domowym w Rijadzie.

Unia Europejska mogłaby w tym konflikcie odegrać bardziej aktywną rolę, wywierać naciski na Rijad i Abu Zabi, by te ograniczyły wsparcie dla jednej ze stron, umożliwiając rozpoczęcie prawdziwego procesu pokojowego między Jemeńczykami. Niewykluczone, że takie właśnie stanowisko europejscy politycy wyrażają za zamkniętymi drzwiami podczas spotkań w rodzaju konferencji Sir Bani Yas Forum, choć trudno nam dojrzeć, co rzeczywiście dzieje się w tych miejscach.

Sportowy wybielacz

Relacje gospodarcze z państwami Półwyspu Arabskiego są dla Unii Europejskiej kluczowe, aczkolwiek traktowany do tej pory jako oczywisty sojusz Emiratów i Arabii Saudyjskiej z Zachodem okazał się dość chwiejny w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Oba państwa są kluczowymi producentami ropy naftowej i mają istotne związki z Moskwą poprzez kartel OPEC+, który ustala kwoty produkcji ropy, wpływając na cenę tego surowca na światowych rynkach. A zarówno Rijad, jak i Abu Zabi potrzebują funduszy na rozmaite projekty transformujące gospodarkę oraz na inwestycje, które zwiększają ich wpływy w Europie.

Jedną z najważniejszych operacji wizerunkowych tego typu było nabycie większości udziałów w City Football Group, holdingu będącym właścicielem klubu piłkarskiego Manchester City i licznych innych klubów (lub udziałów w nich) w Europie i Stanach Zjednoczonych. 81% udziałów w tym holdingu posiada Abu Dhabi United Group, należąca do szejka Mansura ibn Zajida an-Nahajjana, brata obecnego emira Abu Zabi.

Pieniądze płyną też na mocy umów sponsorskich od popularnych linii lotniczych Emirates, będących własnością rodziny królewskiej Dubaju, do licznych klubów piłkarskich, takich jak Arsenal FC, AC Milan czy Real Madryt. Firma nie ogranicza swojego portfolio do piłki nożnej i finansuje np. mistrzostwa świata w rugby oraz wydarzenia tenisowe (Australian Open, US Open czy French Open), jest poza tym globalnym partnerem wyścigów Formuły 1. Mniej znana, ale również luksusowa linia lotnicza Etihad z Abu Zabi także sponsoruje sportowców na całym świecie. Inwestycje w sport są o tyle ważne dla wizerunku Emiratów, że co roku gala Globe Soccer Awards, nagród przyznawanych przez Europejskie Stowarzyszenie Klubów, odbywa się w Dubaju i zjawiają się na niej największe gwiazdy piłki nożnej. W 2021 r. nagrodę Maradony odebrał tam Robert Lewandowski.

To pozwala na prezentowanie Emiratów jako nowoczesnego i dynamicznie rozwijającego się kraju. Monarchie Półwyspu Arabskiego chcą też dostosowywać się do nowych warunków, gdyż zdają sobie świetnie sprawę z tego, że ropa, na której zbudowały swoje bogactwo, kiedyś się skończy. A najlepszą lokatą na przyszłość jest mocniejsze związanie się umowami i strategicznym partnerstwem z innymi krajami. Nie tylko z Unią Europejską, ale i ze Wschodem, w tym z Moskwą. Dlatego warto wydać drobne 93 tys. euro na budowanie dobrej atmosfery. Może nam się to nie podobać, lecz naftowe monarchie po prostu starają się wykorzystać te zasoby, które umożliwiają im skuteczne prowadzenie polityki zagranicznej. Głównym zaś zasobem, jaki mają, są właśnie pieniądze.

Fot. mfa.gov

Wydanie: 08/2023, 2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy