Tag "Turcja"

Powrót na stronę główną
Świat

Prawie jak prohibicja

Władze na Bliskim Wschodzie próbują odwieść mieszkańców od sięgania po zakazany w islamie alkohol. Zwykle z marnym skutkiem

Korespondencja z Turcji

W Iraku zakaz sprzedaży i importu alkoholu obowiązuje od przeszło roku, w Turcji w ciągu minionej dekady podatki, którymi obłożone są napoje wyskokowe, wzrosły o tysiące procent. Lawinowo przybywa zatruć metanolem. Konserwatywne władze na Bliskim Wschodzie na różne sposoby próbują zniechęcić mieszkańców do sięgania po zakazany w islamie alkohol. Zazwyczaj z marnym skutkiem.

Elmalı, niewielkie, otoczone górami miasteczko na peryferiach mekki turystycznej, jaką jest prowincja Antalya. Słynie z uprawy jabłek (stąd nazwa, elma to po turecku jabłko) i zabytkowego meczetu, który stanął tu w 1610 r. Oraz z postaci Muhammeda Hamdiego Yazıra, teologa, któremu po proklamowaniu republiki Mustafa Kemal Atatürk zlecił tłumaczenie Koranu z arabskiego na turecki, by wierni nie tylko recytowali sury, ale też w końcu rozumieli, jakie właściwie prośby zanoszą do Allaha. Turyści rzadko się tu zapuszczają, toteż cudzoziemka od razu budzi zainteresowanie. Przy moim stoliku w parku urządzonym niedawno na jednym ze wzgórz otaczających miasto już po kilku minutach pojawia się starszy pan. Przyszedł z wnuczką na piknik i postanowił podzielić się ze mną börekiem i owocami. Okazuje się, że to emerytowany imam. Wypytuje, jak długo będę w mieście, i radzi, co powinnam zwiedzić.

– No i jeszcze Likya – wymienia. – Winiarnia. Znakomita.

– Jesteś imamem i wysyłasz mnie do winiarni? – dziwię się.

– Ja nie piję, ale nie przeszkadza mi, że pije ktoś inny.

Podatkiem w butelkę

Nie wszyscy religijni muzułmanie, zwłaszcza ci będący u władzy, podzielają takie stanowisko. Ledwie kilka dni wcześniej, w dniu wyborów prezydenckich i parlamentarnych, w całym kraju wprowadzono jednodniową prohibicję. Alejki z alkoholem w sklepach spożywczych były zagrodzone, a część tekeli – sklepów monopolowych oferujących wyłącznie trunki, w ogóle zamknięto. I choć był to tylko jeden dzień, idealnie wpisuje się w batalię, którą urzędujący od przeszło dwóch dekad, hołdujący zasadom islamu prezydent Recep Tayyip Erdoğan prowadzi przeciwko alkoholowi.

Już jako burmistrz Stambułu zakazał sprzedaży napojów wyskokowych w kawiarniach prowadzonych przez miasto, najczęściej w atrakcyjnych turystycznie miejscach metropolii. Druga kadencja na stanowisku premiera przyniosła kolejne zmiany. Rząd pod wodzą Erdoğana częściowo ograniczył nocną sprzedaż alkoholu. Od 2013 r. nocą w Turcji nie można kupić nie tylko wysokoprocentowych trunków, ale nawet piwa. O ile restauracje i bary mogą je serwować, o tyle w sklepach nie można ich nabyć.

Najwyraźniej ten zabieg nie przyniósł oczekiwanego efektu. Rząd z roku na rok nakładał na alkohol kolejne podatki. Po dojściu do władzy Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) wprowadzono specjalny podatek od uważanej za narodowy trunek rakı – 40-procentowej anyżówki. Od tamtej pory wzrósł on

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje

Tańczyć jak na tureckim weselu

Turcja dostrzegła potencjał turystyki ślubnej, a rząd wspiera ten pomysł

Korespondencja z Turcji

Hotel Akra w tureckiej Antalyi. Okno mojego pokoju wychodzi na morze, od świtu podziwiam więc stateczki wożące turystów i amatorów nurkowania. W hotelowym ogrodzie od rana trwa ruch. Na idealnie przystrzyżonym trawniku pracownicy ustawiają wokół okrągłych stołów białe krzesła ozdobione zwojami tiulu. Montowana jest też scena z kwietnym podestem, ktoś właśnie maskuje eleganckimi listwami ciągnące się po ziemi okablowanie. Już teraz wszystko wygląda jak scenografia filmu, a za kilka godzin będzie jeszcze ciekawiej. Wtedy pojawią się goście. Jedni w kompletnych etnicznych strojach, drudzy tylko z ich elementami, wszyscy kolorowi i ociekający luksusem. Wylewnie witani przez gospodarzy – zamożnego biznesmena z Ghany oraz rodziców jego wybranki – prowadzeni przez obsługę w nienagannych uniformach, przejdą do stolików, przy których spędzą następne godziny. Poderwą się, bijąc gromkie brawa, gdy urzędnik udzieli młodej parze ślubu, ruszą do tańca, gdy niezły turecki zespół, z pewnością nienależący do tanich, zacznie grać światowe hity, z entuzjazmem zareagują, gdy usłyszą też rodzime kawałki. Potem ustawią się w kolejce, by pozować z młodą parą na tle słońca chowającego się za górami Taurus. Miny zdradzają, że do Afryki wrócą zadowoleni, a tureckie wesele będą długo wspominać.

Jeszcze więcej do wspominania będą mieli goście innego tureckiego weseliska również w Antalyi, które odbyło się w tutejszym pięciogwiazdkowym hotelu. Jeśli wierzyć lokalnym gazetom, przygotowania do ślubu pewnej hinduskiej pary, która także postanowiła powiedzieć sobie „tak” właśnie w Turcji, rozpoczęto z ośmiomiesięcznym wyprzedzeniem. Z Kapadocji dostarczono młodym balony, z Indii część dekoracji. Przewiezienie do hotelu w dzielnicy Aksu roślin, tkanin i kostiumów wymagało wynajęcia siedmiu ciężarówek i co najmniej jednego samolotu, skoro z Indii przylecieli nawet tancerze, kucharze i wizażystki, które nie tylko dbały o makijaże, ale też wymalowały tradycyjne indyjskie wzory z henny na dłoniach 700 gości.

Nasz klient, nasz pan młody

Wspomniana impreza trwała kilka dni i nie była jedyną. Tylko ten hotel gościł w ciągu roku jeszcze 10 wystawnych wesel cudzoziemskich par, które w ostatnich latach upodobały sobie Turcję. Niektóre nigdy wcześniej nie były nad Bosforem, a kraj znają jedynie z seriali telewizyjnych. Skusiła je jednak renoma, jakiej – nie bez przyczyny – dorobiła się tutejsza branża ślubna.

Turcy uwielbiają wesela, a te wiążą się zazwyczaj z prawdziwą celebrą. Jest Noc Henny – rodzaj wieczoru panieńskiego, w którym – w zależności od regionu (i chęci) może uczestniczyć również damat – pan młody. Podczas tego wydarzenia w dłonie gelin, panny młodej, wkłada się grudki henny i złote monety. Śpiewa się też ludowe pieśni, dopóki przyszła żona się nie rozpłacze.

Wesele urządzane jest przez zamożne rodziny w jednym z lśniących salonów ślubnych, w których znajdują się niekiedy takie atrakcje jak sztuczna rzeka i gondole. Ubożsi zadowalają się miejscem pod dachem bazaru lub miejskim parkiem, zawsze jednak z tłumem gości, na wesele bowiem zaprasza się nie tylko najbliższą rodzinę i znajomych, ale i sąsiadów, dalekich krewnych, nauczycieli czy współpracowników.

Gdy młoda para lub rodzice – bo to oni figurują na zaproszeniach jako gospodarze imprezy – wybiorą miejsce i zapłacą zadatek, nie muszą już o nic się martwić. Dügün Salonu – salon weselny – dysponuje zwykle katalogiem, z którego można wybrać interesujące nowożeńców pakiety jedzenia, picia, przekąsek. Zespół? Żaden problem, salon zwykle współpracuje z muzykami. Fotograf? Proszę bardzo, jest i on. Modyfikacje pakietu? Tu już bywa gorzej.

– Turecki ślub ma zazwyczaj określony, sztywny scenariusz – mówi Magdalena Karhan, która dwa lata temu organizowała w Izmirze polsko-tureckie wesele i miała spore problemy z nakłonieniem organizatorów imprezy do zmian, które chciała wprowadzić.

– Chciałam zacząć ślub za

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Zabytki wracają nad Bosfor

Tureckie władze stawiają sobie za punkt honoru odzyskanie zrabowanych dzieł sztuki. W minionych 20 latach do kraju wróciło ponad 12 tys. artefaktów

Korespondencja z Turcji

Młoda kobieta w chuście swobodnie narzuconej na ciemne włosy niepokojąco świdruje wzrokiem każdego, kto wchodzi do zaciemnionej sali Muzeum Mozaiki Zeugma w Gaziantep na południu Turcji. W jednej z najnowocześniejszych placówek tego typu na świecie całe podłogi i ściany wyłożone są olbrzymimi mozaikami, w większości przypadków idealnie zachowanymi albo umiejętnie odrestaurowanymi. Odkryto je podczas wykopalisk w nieodległej Zeugmie, pamiętającej 300 r. p.n.e. Miasto leżące na trasie Jedwabnego Szlaku miało wówczas niebagatelne znaczenie, a dziewczyna to chyba najbardziej znana, choć wcale nie najlepiej zachowana (brakuje jej ust) mozaika z Zeugmy, odnaleziona w ramach prac archeologicznych prowadzonych w latach 1988-1999. To ona widnieje na plakatach, magnesach, gadżetach i okładkach albumów, a nawet na biletach do muzeum. Mało kto wie, że miała towarzystwo.

Złodzieje mozaik

Wychodzę z sali, w której wystawiana jest „Cygańska dziewczyna”, i staję przed długą gablotą, w której umieszczono kilkanaście innych fragmentów mozaik: kilka postaci, ptaki w różnych pozach, wzory geometryczne. Wyglądają, jakby dosłownie wycięto je nożyczkami z większej całości.

– Mniej więcej tak było – potwierdza moje przypuszczenia przewodniczka. Dodaje, że złodzieje dzieł sztuki, którzy w latach 60. prowadzili nielegalne wykopaliska, nie tracili czasu na odkopanie całości. – Wzięli najefektowniejsze lub najlepiej zachowane części, „wycinając” je z całości, i sprzedali za granicę – wyjaśnia.

„Cygańska dziewczyna”, która też jest elementem zniszczonej mozaiki, miała szczęście. Została na miejscu, bo przykryła ją przewrócona kolumna. Złodzieje nie mieli czasu na jej usuwanie.

Oświetloną gablotę zdobi turecka flaga – dowód narodowej dumy, choć to przecież Rzymianie, a nie Turcy, którzy nastali w Anatolii kilka wieków później, są autorami dzieł wystawianych w muzeum. Od przewodniczki dowiaduję się, że rząd włożył mnóstwo wysiłku w sprowadzenie skradzionych mozaik z USA. Przez kilkadziesiąt lat wystawiane były w Ohio. Badacze z tamtejszego uniwersytetu stanowego wiedzieli, że najpewniej pochodzą z Turcji, opisali je jednak jako dzieła z Antiochii (tur. Antakya), a nie spod Gaziantep. Czy mieli świadomość, że wystawiają kradzione artefakty, które w Stanach Zjednoczonych znalazły się za sprawą przemytników? Przewodniczka dyplomatycznie milczy. Na stronie amerykańskiego uniwersytetu znajduję informację, że zdecydowano się je zwrócić „w imię dobra publicznego”, choć nie za darmo. Turcy sfinansowali powrót mozaik z Zeugmy i zapłacili za ich repliki, które w Ohio zastąpiły oryginały.

Dwa zabytki dziennie

Mozaiki z Zeugmy to niejedyne dzieła zwrócone Turcji w ostatnich latach. Z okazji obchodzonego w połowie listopada Międzynarodowego Dnia Zwalczania Nielegalnego Handlu Dobrami Kultury media nad Bosforem podały, że w ciągu dwóch minionych dekad do kraju wróciły 12 164 zabytki. To tak, jakby co dzień Turcy odzyskiwali dwa artefakty. We wrześniu 2024 r. w muzeum antycznej Troi pod Çanakkale otwarto wystawę „No escape!” złożoną wyłącznie z tych artefaktów – uprzednio skradzionych – które wróciły z zagranicy lub zostały skonfiskowane przez tureckich celników podczas próby nielegalnego wywozu z kraju. Wśród nich znajduje się mający 6,5 tys. lat marmurowy posążek bożka o imieniu Kilya z epoki chalkolitu (czyli miedzi) w Europie. Nielegalnie sprzedany za śmieszną kwotę w 1991 r. również trafił do Stanów Zjednoczonych. Tureckie Ministerstwo Kultury i Turystyki odzyskało go w 2023 r.

– W ostatnich latach zaczęliśmy uwzględniać artefakty historyczne w protokołach umów dwustronnych, które zawieramy z poszczególnym krajami – powiedział na otwarciu wystawy wiceminister kultury Batuhan Mumcu. I dodał, że właśnie dzięki temu tak skutecznie udaje się w ostatnich latach sprowadzać kradzione dzieła do kraju, choć nie zawsze jest łatwo. – Ważna jest nie tylko identyfikacja obiektów, lecz także dostarczenie dowodów, że za granicę trafiły nielegalne – zaznaczył wiceminister. Jego urząd prowadzi korespondencję z innymi krajami w sprawie wielu takich dzieł, dostarczając rzeczonych dowodów.

Okradanie sułtana

Co do niektórych dzieł nie ma wątpliwości, że pochodzą z terenów dzisiejszej Turcji, wiadomo też, jak trafiły za granicę: do Muzeum Pergamońskiego, Luwru czy British Museum. Niemiecki inżynier Carl Humann, który przybył do imperium osmańskiego budować drogi, wyjechał, wywożąc legalnie skarby z Pergamonu. W tym ołtarz Zeusa (zbudowany w latach 180-170 p.n.e. na polecenie króla Eumenesa II), po którym w antycznym mieście został tylko pusty cokół, będący dzisiaj solą w oku tureckich archeologów. Na prowadzenie wykopalisk Humann miał ferman – pozwolenie sułtana Abdülhamida II.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Do domu jeszcze daleko

Choć niemal dwa lata po trzęsieniu ziemi w Turcji powstają nowe osiedla, dziesiątki tysięcy ludzi wciąż mieszkają w kontenerach

Korespondencja z Turcji

Kiedy rok po katastrofalnym trzęsieniu ziemi, które 5 lutego 2023 r. nawiedziło południową Turcję, grzebiąc pod gruzami ponad 53 tys. osób, odwiedzam Hatay, w dusznym od upału i kurzu centrum stoi tylko kilka budynków. Reszta to kikuty z betonu i pogiętych drutów, oznaczone czerwonym sprejem jako çok hasarlı – bardzo uszkodzone, przeznaczone do wyburzenia. W sąsiednim Iskenderunie takie budynki oddzielone są od ulicy taśmą, w Hatay taśmy by nie starczyło. Nikt więc nie bawi się w oznaczanie gruzowiska. Mieszkańcy już przyzwyczaili się do niego. Tam, gdzie nie ma chodników albo gdzie się rozpadły, tworząc pod wpływem wstrząsów górki, dołki i wybrzuszenia, zwinnie chodzą po gruzie zawalonych domów, meczetów i kościołów.

W miejscach, które zdołano już uprzątnąć, powoli wraca życie. Tłum kieruje się w stronę bazaru, którego zabudowania jakimś cudem przetrwały wstrząsy. Ja idę w przeciwnym kierunku. Mijam prowizoryczną çayhani – herbaciarnię z kawiarnią urządzoną w kontenerze, kontenerowych fryzjera, szewca, jubilera i sprzedawcę telefonów komórkowych. Przechodzę obok zawalonego kościoła prawosławnego, którego piękna dzwonnica leży roztrzaskana na betonie. Budynki, z którymi świątynia sąsiadowała przez ulicę, wciąż stoją, ale siła wstrząsów pozbawiła je okien, wyrzucając na ulicę meble, dokumenty i książki. Po encyklopedii islamu, w czarnej, twardej oprawie i takiej samej tureckiej encyklopedii powszechnej przechadza się rudy kot. Czmycha, gdy starszy mężczyzna w sfatygowanym ubraniu z hukiem stawia na ziemi wózek, do którego pakuje zebrane w okolicy żelastwo. Sprzedaż uzbrojenia z zawalonych budynków i blachy z dachów nieistniejących już domów to dziś dla wielu jedyne źródło utrzymania.

Idę dalej. Do domu Zeynep, znajomej, która zaprosiła mnie do miasta, już niedaleko, ale droga nie jest łatwa. Przyklejony jedną ścianą do budynku tutejszego kościoła katolickiego dom Zeynep przetrwał, ale by się do niego dostać, trzeba dosłownie skakać z jednej kupy gruzu na drugą.

– Mijałaś cmentarze przy drodze? Przecież tego gruzu nie ma nawet kto wywozić – powie mi później Zeynep. Faktycznie, połowa wszystkich zmarłych w wyniku lutowego trzęsienia to mieszkańcy Hatay. Prawie 24 tys. osób. Pytam znajomą, która od roku mieszka u krewnych w okolicznej wsi, bo w jej dzielnicy wciąż nie ma bieżącej wody ani prądu, choć były obietnice, które politycy składali Turkom zaraz po trzęsieniu, a także przed majowymi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi. Prezydent Recep Tayyip Erdoğan zapowiedział, że jego ekipa w roku odbuduje zrujnowane miasta.

– W rok? – prycha. – Rozejrzyj się. Tu i 15 lat za mało. Potrzebne będą dekady.

Miasta wracają do życia

Koparki przygotowujące teren pod budowę nowych domów w Kahramanmaraş – epicentrum jednego z dwóch lutowych trzęsień ziemi, które nastąpiły jedno po drugim – zaczęły pracę już w marcu 2023 r. Sejsmolodzy i geolodzy radzili poczekać, aż miną wstrząsy wtórne, ale władze czekać nie chciały. Trudno się dziwić. Dziesiątki tysięcy ludzi zakwaterowano w akademikach, hotelach albo kątem u rodzin. Władze sąsiadujących z dotkniętymi kataklizmem prowincji sygnalizowały, że nie są w stanie zapewnić dachu nad głową wszystkim, szybko też zaczęły się spekulacje na rynku mieszkaniowym. Z powodu zawyżania cen najmu przez właścicieli mieszkań ekspresowo przyjęto nawet prawo, zakazujące tego procederu.

Na zawrotne tempo odbudowy wpływała też perspektywa wyborów i konieczność wykazania się rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, oskarżanej przez niektórych o indolencję

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Bezkarni nad Bosforem

Tureckie paszporty ratują skórę mafijnym bossom Od pewnego czasu mieszkańcy Szwecji byli świadkami nasilającej się fali przemocy. Na skutek porachunków gangów narkotykowych we wrześniu zginęło 11 osób, a kilka dni wcześniej młoda kobieta stała się przypadkową ofiarą śmiertelną eksplozji ładunku wybuchowego. Podejrzewany o zorganizowanie tej serii zabójstw i zamachów bombowych na konkurentów 37-letni Rawa Majid, szef gangu narkotykowego Foxtrot, pozostaje dla szwedzkiej policji nieuchwytny. Zwany „Lisem Kurdyjskim” Majid

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Znaszli ten kraj?

W ostatnich latach kilka krajów zmieniło oficjalne nazwy. Wkrótce możemy mieć do czynienia z najbardziej spektakularną zmianą Bharat zamiast Indii? To może być prawdziwa rewolucja, która przysporzy nam sporo problemów, także z zapamiętaniem i poprawnym wymawianiem nowej nazwy najludniejszego dziś kraju globu. Zaproszenia do czołowych polityków świata na uroczysty obiad podczas niedawnego szczytu G20 Draupadi Murmu podpisała już nie jako prezydent Indii, lecz jako prezydent Bharatu. To, że Indie wkrótce mogą zmienić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Tureckie wakacje medyczne

Do tureckich lekarzy przyjeżdżają pacjenci z całego świata. Turystyka medyczna stała się jedną z głównych atrakcji kraju „Spodziewamy się w tym roku 2 mln pacjentów zagranicznych, którzy zechcą skorzystać z oferty zdrowotnej w ramach tzw. turystyki medycznej”, twierdzi prof. Ece Salihoğlu z rządowej organizacji Uluslararasi Sağlik Hizmetleri (w skrócie USHAŞ) odpowiedzialnej za promocję tureckiej ochrony zdrowia i wspieranie turystyki medycznej w kraju. Zdaje się, że ten cel rzeczywiście może zostać w 2023 r. osiągnięty, ponieważ już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje

Czerwony kap-TUREK, czyli tureckie żarty Halila Elciego

W ofercie biur turystycznych poczesne miejsce zajmuje dziś Turcja. Dobre hotele, ciepłe morze, atrakcje górskie, wspaniałe zabytki, mili ludzie i do tego tanio. Z roku na rok taniej, bo inflacja w tym kraju, przekraczająca wciąż 50%, sprawia, że polski złoty, który jest narażony „tylko” na 12-procentową inflację, wciąż się umacnia w stosunku do tureckiej liry. Nasi turyści na miejscu otoczeni są opieką przewodników dobrze władających językiem polskim, co bardzo ułatwia kontakty. Polacy, którzy trafili na grupy oprowadzane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Pojedynek zła z mniejszym złem

W Turcji mieszanie się do polityki, nawet poprzez wypowiedzi artystyczne, to igranie z ogniem Emin Alper – reżyser filmowy, autor filmu „Gorące dni” Akcja pańskiego filmu rozgrywa się na tureckiej prowincji, która wydaje się spełnionym snem Recepa Tayyipa Erdoğana: rządzi tu tradycja, silna męska ręka, ludzie definiują się poprzez płeć i role społeczne. A nad tym, czy tak powinno być, nikt nie ma czasu się zastanawiać, bo są ważniejsze problemy, choćby brak wody. – Kryzys jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat Wywiady

Turcja – duma wygrywa z inflacją

Dominuje narracja, że Erdoğan jest jedynym politykiem, który „sobie poradzi” Dr Karolina Wanda Olszowska – historyczka, turkolożka, prezes Instytutu Badań nad Turcją Chciałbym naszą rozmowę zacząć od obrazka, który dominował w zachodnich mediach i budził powszechne oburzenie komentatorów, mianowicie prezydenta Erdoğana rozdającego pod lokalami komisji wyborczych banknoty dzieciom i ściskającego dłonie zgromadzonych sympatyków. Ten wizerunek łaskawego „sułtana”, jak pisały zagraniczne media, zdominował nasze postrzeganie tureckich wyborów. – To, co nas szokowało,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.