Tag "zdrowie publiczne"

Powrót na stronę główną
Obserwacje

Mizofonia, czyli tortury dźwiękiem

Problem uznawany jest za zmyślony. Bo jak zrozumieć, że ktoś dostaje szału od chrupania, żucia, przełykania, kapania wody z kranu, a nawet oddychania?

Ty być może nigdy nie słyszałeś o mizofonii, za to mizofonik prawie na pewno słyszał ciebie – jak mlaskasz przy jedzeniu, klikasz myszką, pociągasz nosem czy odgryzasz kęs jabłka. Mogło to się zdarzyć w twoim lub w jego domu, w kawiarni, poczekalni, szkole lub biurze, w wagonie metra albo na przystanku. Wykonywałeś proste czynności, nie wiedząc, że doprowadzasz nimi kogoś do szału.

Milena

U Mileny Suproń „to” zaczęło się, kiedy miała sześć lat. Wraz z narodzinami jej siostry pojawił się pierwszy wyzwalacz – odgłosy „ciumkania” niemowlaka pijącego z butelki.

– Mama i tata uważali to za mój wymysł, dostałam od nich okrągłe zero akceptacji – wspomina studentka pierwszego roku finansów w Poznaniu. Podkreśla, że niewiele pamięta z tamtego okresu życia, ale wie na pewno, że jako sześciolatka nienawidząca (!) własnej siostry z trudem radziła sobie z bagażem negatywnych emocji.

Upłynęło sporo czasu, zanim Milenie udało się znaleźć jakiekolwiek pocieszenie… w internecie. – Odkąd pamiętam, umiałam poruszać się w sieci i to tam w wieku 10 lat odkryłam źródło swojego problemu. Sugerowałam mamie, że „to” ma nazwę, ale próby rozmowy spełzły na niczym – opowiada. – Mijał czas, moje samopoczucie się pogarszało, aż w końcu trzy lata później nastąpił kryzys. Trafiłam pod opiekę psychiatry. Lekarz potwierdził autodiagnozę, poinformował rodziców o mizofonii. Mama wreszcie zaczęła mnie słuchać.

13-latce ze wstrętem do dźwięków i depresją pozwolono jeść w odosobnieniu. Odbyła terapię behawioralno-poznawczą u psychologa dziecięcego, nakierowaną na depresję. Ale prawdziwe problemy zaczęły się w szkole średniej.

Końcówka podstawówki i pierwsza klasa liceum przypadły Milenie na czas pandemii koronawirusa. Gdy trzeba było wrócić z nauczania zdalnego do murów szkolnych, bez problemu odnalazła się w nowej szkole. Zyskała przyjaciółkę oraz dużo zrozumienia u nowych kolegów i koleżanek. – Ci, z którymi znałam się bliżej, akceptowali moje prośby o nieżucie gumy czy niemlaskanie – mówi.

Kulminacyjnym punktem tego okresu był wyjazd z rodziną na wakacje do Turcji. Mama i siostra Mileny złapały infekcję w hotelowym pokoju wyziębionym klimatyzacją. Pojawił się nowy wyzwalacz: pociąganie nosem.

– I tu zaczyna się jazda bez trzymanki – ocenia Milena.

z.muszynska@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Przegrana walka z cukrem

Rządowy zakaz sprzedaży energetyków dzieciom to fikcja. Producenci mają sposoby, jak obejść prawo

Na początku 2024 r. wprowadzono zakaz sprzedaży napojów energetycznych osobom poniżej 18. roku życia. Otrąbiono sukces, politycy z zadowoleniem poklepują się po plecach, ale mija kolejny rok, a dzieci trują się cukrem i kofeiną. Wystarczyło bowiem kilka dni, aby producenci znaleźli sposób na obejście nowego prawa.

1 mg robi różnicę

Nauki ścisłe, takie jak chemia czy fizyka, korzystają z konkretnej aparatury. Wraz z postępem technologicznym co jakiś czas pewne dane są w niej jednak aktualizowane. Takie zjawisko nazywa się rekalibracją. Na podobny ruch zdecydowali się… producenci napojów energetycznych, którzy stwierdzili, że nie mogą pozwolić, aby przez rządowy zakaz uciekły im gigantyczne zyski. Producenci dokonali więc drobnych zmian w swoich napojach. Problemem jest tu nie spryt przedsiębiorców, ale dziury legislacyjne.

– Nadal można kupić energetyki bez dowodu. Są specjalne napoje z innym składem. Ja kupuję energetyka zawsze w drodze do szkoły i przelewam do bidonu, takiego jak na herbatę. I nikt mnie na tym nie złapał i nikt mi nic w szkole nie zrobił. Niby nie wolno ich spożywać na terenie szkoły. Ale przecież nikt nie sprawdza, co mam tam nalane, bo jak termos, to znaczy, że mama herbatę do szkoły dała i tyle – opowiada 13-letni Jaś, uczeń jednej z toruńskich szkół podstawowych.

Nowe prawo określa, że energetykiem jest napój, który zawiera 15 mg kofeiny lub tauryny na 100 ml napoju. Nie można ich sprzedawać w automatach ani w szkołach. Sposób na obejście przepisów okazał się banalnie prosty. Na półkach sklepowych szybko pojawiły się napoje z 14 mg kofeiny na 100 ml, takie jak Level UP w sieci Żabka. Dostępny jest też Tiger Placebo w Biedronce, w którym co prawda nie znajdziemy kofeiny, ale jest aż 12 g cukru na 100 ml.

Wysyp nowych produktów tego typu nie jest przypadkowy. Dietetyczka kliniczna Justyna Marszałkowska-Jakubik twierdzi, że według szacunków nawet 70% dzieci powyżej 12. roku życia sięga regularnie po energetyki. Co gorsza, takie napoje piją okazjonalnie również młodsze dzieci. – Na półki trafił nowy wynalazek, EASY Boost, i choć producent na opakowaniu zaznacza, że nie zaleca się stosowania go przez dzieci, to przez fakt, że ma 14 mg kofeiny, najmłodsi mogą go bez problemu kupić – przestrzega w serwisie YouTube dr Michał Wrzosek, dietetyk kliniczny i sportowy.

Antycukrowy populizm

Według raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Instytutu Badawczego 2,1% polskich dzieci w wieku 3-9 lat regularnie spożywało napoje energetyzujące, natomiast w grupie wiekowej 10-17 lat było to już prawie 36% chłopców i 27,4% dziewcząt.

k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Wywiady Zdrowie

Zębom na ratunek

Próchnicę ma prawie 40% trzylatków oraz niemal 80% sześciolatków i dzieci wczesnoszkolnych

Dr n. med. Agnieszka Wal-Adamczak – prezes Polskiej Akademii Stomatologii Dziecięcej

Czy w Polsce rodzice dbają o zęby dzieci już od urodzenia?
– Jeśli pytanie dotyczyłoby dużych miast, odpowiedź brzmiałaby: „tak”. Jednak najnowsze ogólnopolskie badania z lat 2016-2020 pokazują przerażające dane: próchnicę ma prawie 40% trzylatków oraz niemal 80% sześciolatków i dzieci wczesnoszkolnych.

„Nie warto dbać o mleczaki, bo i tak wypadną”. Wielu z nas wciąż tak myśli?
– Tak. Jest to jedno z najbardziej powszechnych i szkodliwych przekonań. Próchnicy nie można lekceważyć – również w przypadku zębów mlecznych. Nieleczona prowadzi do zapaleń i chorób ogólnoustrojowych, takich jak zapalenie wsierdzia, stawów, nerek, czy do chorób oczu. Może nie tylko wywołać przewlekłe dolegliwości zdrowotne, ale także zagrażać życiu.

Jak więc dbać o zęby najmłodszych?
– Profilaktyka zaczyna się od ich codziennego czyszczenia rano i wieczorem.

Autoryzowany wywiad prasowy przygotowany przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia w związku z prelekcją dr n. med. Agnieszki Wal-Adamczak w trakcie XXIII Ogólnopolskiej Konferencji „Polka w Europie”, zorganizowanej pod hasłem „Medycyna 2024 – leczyć bezpiecznie i efektywnie!”. Jesień 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Prężna nauka to silne państwo

W Kajetanach wykonujemy najwięcej na świecie operacji poprawiających słuch

Prof. Henryk Skarżyński – uznany ekspert, innowator, naukowiec, lekarz kilku specjalności. O wymiarze jego osiągnięć naukowych świadczy ponad 5 tys. publikacji krajowych i zagranicznych, w tym 66 monografii, 130 rozdziałów w monografiach i ponad 4 tys. doniesień zjazdowych. Dla wielu kluczowych haseł indeksowych jest na pierwszym miejscu lub w pierwszej piątce najczęściej cytowanych autorów we współczesnej literaturze. Autor ponad tysiąca doniesień popularnonaukowych, scenariuszy filmowych i wierszy poświęconych pacjentom. Napisał dwa libretta do musicalu.

Jako lekarz klinicysta wykonał przeszło 240 tys. procedur chirurgicznych i od ponad 20 lat corocznie przeprowadza z zespołem najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch. Łącznie wprowadził do praktyki klinicznej ponad 150 nowych rozwiązań. O skali jego dokonań organizacyjnych świadczy wybudowanie największego międzynarodowego ośrodka w swoich specjalnościach – Światowego Centrum Słuchu.

Osobistą i zespołową działalność profesora dostrzegły międzynarodowe kapituły i towarzystwa naukowe, gospodarcze i kulturalne. Został uhonorowany 463 razy, w tym odznaczeniami państwowymi prezydenta RP, prezydentów Gruzji i Ukrainy, króla Belgów, Unii Europejskiej, władz Kirgistanu i Bangladeszu oraz medalami przyznanymi przez papieża Franciszka i prymasa Polski. Jest doktorem honorowym czterech ośrodków uniwersyteckich w Polsce, profesorem honorowym w trzech ośrodkach: w USA, Europie i Azji, członkiem honorowym i pierwszym Polakiem w wielu towarzystwach naukowych o zasięgu światowym.

Pasje artystyczne profesora znajdują wyraz chociażby w organizacji Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego „Ślimakowe Rytmy”. W dziesięciu edycjach wydarzenia wystąpiła plejada uzdolnionych wokalnie i muzycznie pacjentów, którzy odzyskali słuch.

Wielokrotnie mówił pan, że spotykał na swojej drodze świetnych ludzi. Ale ci ludzie się nie ukrywają, każdy ma szansę ich spotkać, może więc chodzi o umiejętność ich przyciągnięcia, współpracy, wyciągnięcia tego, co najlepsze?
– Wobec innych uwiarygadnia mnie fakt, że w pierwszej kolejności wymagam od siebie. Tak jestem ukształtowany, to jest zgodne z moją wewnętrzną naturą, z etosem pracy, który otrzymałem od rodziców. Każdy widzi, że się nie obijam. Ciągła praca nad sobą przenosi się na zespół. Jeżeli człowiek nie pracuje nad sobą, nie będzie umiał pracować z zespołem. A w pojedynkę dużo się nie zdziała. Jeżeli ktoś nie ma zaplecza, sztabu, który z nim pracuje, to o sukces jest ekstremalnie trudno.

A co jest sukcesem?
– W tej pracy nie chodzi o błysk. Jeżeli ktoś mnie pyta, dlaczego ośrodek w Kajetanach nazywa się Światowe Centrum, czy to nie jest megalomania, przesada, odpowiadam, że światowych centrów handlu jest wiele na świecie, światowych centrów słuchu też może być wiele. Ale jeżeli czegoś robimy najwięcej w świecie, a często jako pierwsi, mamy tytuł, by powiedzieć, że to światowe centrum. Poza tym użycie takiej nazwy to ogromna mobilizacja, to mnie napędza, by pokazywać to, co nowe, wyznaczać perspektywy i kierunki rozwoju. Mam naturę realnego optymisty, który szuka nowych wyzwań. Siedzimy w sali, gdzie wieczorem odbędzie się kolejny wykład dla ludzi z różnych stron świata, będziemy tym osobom przedstawiali nasze osiągnięcia. To młodzi ludzie, mają specjalizację, ale chcą ją rozwinąć w zakresie chirurgii ucha, chcą zobaczyć nasze operacje na żywo. We wtorek będzie kilkadziesiąt operacji do pokazania. Ogromny wysiłek. Organizujemy to po raz 81.

Po raz 81. przyjeżdża kilkadziesiąt osób popatrzeć, jak pracujecie?
– Tak, a my chcemy, żeby oni to zobaczyli i mogli powtórzyć u siebie – co zresztą robią, piszą prace. Nawiasem mówiąc, z tego obszaru medycyny jestem najczęściej cytowanym autorem w pracach naukowych w międzynarodowym piśmiennictwie.

To ważne?
– Patrząc szerzej na osiągnięcia współczesnej nauki – jeżeli nie jesteś cytowany, nie jesteś uwzględniany w rankingach, to znaczy, że albo nie umiałeś pokazać, co potrafisz, albo nie umiałeś tego utrwalić. Czyli cię nie ma. Jeżeli od ponad 20 lat wykonujemy najwięcej na świecie operacji poprawiających słuch, daje mi to poczucie, że mamy jeden z najpoważniejszych wkładów w obecny międzynarodowy rozwój tego obszaru medycyny i nauki, wyznaczamy trendy. W praktyce to oznacza, że jesteśmy znakomitym partnerem do współpracy i wdrażania nowych rozwiązań, dzięki czemu Polacy mają dostęp do najnowszych technologii, jako jedni z pierwszych albo pierwsi. Jeszcze w tym roku, na początku grudnia, będziemy wszczepiali najnowsze urządzenia, które w tej chwili się pokazują. Jako pierwsi.

A druga strona medalu? Zespół? On też musi być najlepszy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Psychologia Wywiady

Z tego się nie wyrasta

Czym jest, a czym nie jest ADHD

Dr hab. n. med. Jarosław Jóźwiak – lekarz psychiatra specjalizujący się w tematyce ADHD

Powinniśmy zacząć od najbardziej podstawowej kwestii: czym jest ADHD, a czym na pewno nie jest? Jakie są najbardziej charakterystyczne cechy ADHD?
– Objawy lokują się w czterech wymiarach. Pierwszy to wymiar energii – czyli pacjenta cechuje albo bardzo duża, albo bardzo mała energia. Drugi to wymiar koncentracji, czyli albo brak koncentracji, albo ogromne skupianie się na zainteresowaniach. Kolejny jest wymiar szybkości działania, czyli albo robię coś impulsywnie, gwałtownie, bez zastanowienia, albo nie jestem w stanie podjąć decyzji, prokrastynuję. Czwartym elementem ADHD jest zaburzenie regulacji emocji, czyli jak to zawsze opowiadam, emocjonalność adehadowa. Skoki energii to dwie skrajności. Wygląda to tak, że człowiek albo ma bardzo dużo energii, widać, że go nosi, szybko mówi, dużo robi, łapie się za kilka rzeczy naraz, rozpiera go energia, a kiedy indziej nie może wstać z łóżka, nie ma na nic siły, nie jest w stanie się ruszyć i zmusić do niczego. Ta cecha występuje u każdej osoby z ADHD.

Czy to niezależne od temperamentu? Czy dotyczy zarówno osób energicznych, jak i tych spokojniejszych?
– Temperament to jest natura i to nie ma związku z ADHD, dlatego że w różnych okresach życia osób z ADHD pojawiają się skrajności. Przychodzi taki moment, że człowiek nie ma w ogóle siły przez rok, a to jest ten sam człowiek, który wcześniej miał bardzo dużo energii, więc trudno mówić o standardzie czy o jakimś stanie typowym dla tej osoby.

Jak często występują takie skoki energii? Czy to może się zmieniać w ciągu dnia?
– U dzieci, szczególnie tych najmniejszych, może się to zmieniać wielokrotnie w ciągu dnia. Może być tak, że ogromnie nadpobudliwe dziecko nagle w środku dnia leży i śpi. Spało w nocy, ale teraz „bach” i zasypia, jakby mu ktoś odłączył prąd.

Niektórym tak zostaje do dorosłości…
– Może tak być, ale to szczególnie widoczne u dzieci – niektórych, nie wszystkich. ADHD to niezmiernie skomplikowana konstelacja objawów, które mogą w realnym życiu wyglądać bardzo różnie. Według mnie nie ma czegoś takiego jak standard ADHD, bo po prostu to się zmienia i w różnych okresach życia można mieć inaczej niż zawsze. Energia obniża się z wiekiem, więc nawet jeżeli ktoś był energiczną osobą w dzieciństwie, to 10 lat czy 15 lat później może być zupełnie inny, bardzo spokojny. Inny przykład: do nastolatki przychodzą koleżanki. To dla niej fascynujące, ciekawe i ekscytujące. Znajduje się w stanie pobudzenia, szczebiocze i jest hiperaktywna. Ale jak tylko koleżanki wyjdą, zamienia się w depresyjną nastolatkę, która płacze, nie odzywa się cały dzień i siedzi w swoim pokoju. Czyli poziom energii zależy od tego, czy zajmuje się czymś ciekawym, fascynującym.

Na tej zasadzie, że ktoś wpadł na superpomysł i nagle, pstryk, ma mnóstwo energii, a jego życie znów ma sens, choć dopiero co miał bardzo niski poziom energii i nic mu się nie chciało?
– Dokładnie tak. To powód, dla którego u osób z ADHD często nieprawidłowo rozpoznaje się depresję. W tych okresach, kiedy mają niski poziom energii, nic ciekawego się nie dzieje w ich życiu – wtedy rzeczywiście mają niski poziom energii i jest on bardzo związany z niskim samopoczuciem, z kiepskim nastrojem. Lekarze często wtedy rozpoznają depresję, mimo że pacjenci mówią mi: „Doktorze, ja się nie zgadzam. Według mnie to nie była depresja, to co mi inny doktor rozpoznawał, ale dostawałem leki przeciwdepresyjne”. Bardzo często te okresy obniżonego poziomu energii są traktowane przez psychiatrów jako depresja.

Tutaj chciałbym tylko podkreślić, że aktualna europejska klasyfikacja chorób, czyli ICD, nawet w wersji najnowszej, czyli ICD-11, która wejdzie w praktyce dopiero za kilka lat, nadal mówi o podtypach w ADHD, czyli dzieli osoby z ADHD na te, co mają bardzo dużo energii, na te, co mają duże problemy z koncentracją (w domyśle to ci z niską energią), i trzeci typ – mieszany. Tymczasem nie ma żadnych podtypów, wszyscy są mieszani. Co ciekawe, najnowsza amerykańska klasyfikacja również stwierdza, że nie ma podtypów. (…)

Czyli pierwsza adehadowa cecha to skoki energii. A co z deficytem uwagi?

Fragmenty książki Jarosława Jóźwiaka i Iwony Tarnowskiej-Ciosek Z tego się nie wyrasta. Kompendium ADHD, Groommedia, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne

Kongres Zdrowie Polaków 2024

Zaproszenie Kajetany, 3 października 2024 r.   jest mi niezmiernie miło przekazać zaproszenie do udziału w Kongresie „Zdrowie Polaków” 2024. To wyjątkowe wydarzenie, które w tym roku ma swoją szóstą edycję. Zaproszenie składam w imieniu własnym, Rady Głównej

Andrzej Szahaj Felietony

Zysk ponad moralność

Sprawa alkoholu w tubkach narobiła sporo hałasu. I słusznie. Pora teraz na wyciągnięcie z niej nieco głębszych wniosków. Potwierdza ona rzecz od dawna znaną – że kapitalizm jest amoralny, a w każdym razie stał się amoralny. Nawet nie tyle niemoralny, ile właśnie amoralny, dążenie do zysku ma bowiem usprawiedliwiać wszystko. Choć, jeśli moralność akurat się opłaca, np. w celu przekonania nieco wrażliwszych klientów, że przedsiębiorstwo jest „odpowiedzialne społecznie”, to można w nią na pokaz „zainwestować”. (Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to zawsze jest inwestycja, a nie szczera chęć poprawy). Jeśli jednak stoi na przeszkodzie zwiększeniu zysków, biada jej. I są to sprawy określone systemowo, a nie charakterologicznie. Oznacza to, że niemoralnie postępują w kapitalizmie ludzie, którzy sami wcale nie muszą być niemoralni. Oni raczej uważają, że systemowo warunkowane dążenie do zysku usprawiedliwia zawodową niemoralność. Tym bardziej że ci, którzy chcieliby postępować przyzwoicie, nieraz przegrywają z konkurencją.

Niemoralność po prostu się opłaca. Kapitalizm to system z wpisaną weń zasadą, że sukces jest pochodną bezwzględności. Tych, którzy mają skrupuły, pokonają na wolnym rynku ci, którzy idą jak taran, niszcząc po drodze wszystko. W ten sposób opłacalność niemoralności wymusza niemoralność nawet tych, którzy chcieliby postępować moralnie. Łamiąc przy okazji charaktery, szczególnie ludzi młodych, którzy często nastawieni są idealistycznie. I tak cały system zaczyna się zsuwać po równi pochyłej. Aby nie działał całkowicie przeciwko ludziom, trzeba go regulować. Nakładać mu pęta. Sam jest bowiem jak potwór o ogromnej sile, który niespętany zagrozi wszystkim, także sobie; częściowo spętany wykorzysta swoją energię do celów, które wyznaczy mu nadzorca. I dopiero wtedy można zachować pewną równowagę między dążeniem do zysku a interesami ogółu.

W tym sensie nie ma bardziej niebezpiecznych idei niż te

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Zdrowie

To już nie jest moja mama

Po badaniach obrazowych nie było wątpliwości. Ojciec, dzwoniąc, powiedział tylko jedno słowo: alzheimer.

Byłam wtedy w szkole średniej. Zadzwonił dzwonek na przerwę, wybiegliśmy na zewnątrz i polecieliśmy do cukierni po jakieś pączki czy rurki. I gdy tak staliśmy w kolejce, jeden chłopak gwizdnął i rzucił: te, patrzcie, jaka ładna dupa idzie! Ja się odwracam, a to moja matka. Wszyscy widzieli, że jest przepiękną kobietą. (…) Zawsze była otoczona wianuszkiem facetów. Mój ojciec to się nawet kiedyś o nią pobił. Uwielbiała się bawić, imprezować, była bardzo luzacka. To z nią zaliczyłam pierwsze „piekiełko” na dancingu, a na 18. urodziny dostałam paczkę papierosów. Wiedziała, że popalam. Powiedziała: pamiętaj, pal tylko porządne i zawsze miej przy sobie zapalniczkę. Gdy już jako dwudziestokilkulatka do niej przyjeżdżałam, długie wieczory siedziałyśmy przy stole w kuchni, popijałyśmy wino i paliłyśmy razem.

Ostatniej zimy zabrałam ją do galerii. Jechałyśmy samochodem, gdy nagle westchnęła: z tobą to jest życie! Ojciec taki niedobry, leki każe mi jeść, a z tobą… z tobą to niebo. Bo ja jej papierosa dałam w tym aucie zapalić, choć rzuciła 10 lat wcześniej. Jak ona się zaciąga! Jak stary wyga, jakby nic innego w życiu nie robiła. Tylko odpalić tego papierosa nie umie i nie wie, co pali. Pamięta jedno: że to ze mną. Gdy mnie widzi, wyciąga rękę i mówi: daj. Co, mamo? – pytam, chociaż wiem. Opuszcza wtedy głowę. To tylko odruch.

CZYM JEST CHOROBA ALZHEIMERA

Choroba Alzheimera jest jedną z najczęstszych form demencji – grupy objawów związanych ze zmianami w mózgu, które prowadzą do zaburzeń funkcji poznawczych. W odróżnieniu od innych rodzajów otępienia proces neurodegeneracji jest wyjątkowo pogłębiony – nie tylko wiąże się z zaburzeniami pamięci, zmianami osobowości czy wahaniami nastroju, ale wpływa też na podstawowe funkcje życiowe: mówienie, chodzenie, przełykanie, a nawet oddychanie. Jest nieodwracalny. (…)

Przebieg choroby dzieli się na etapy (w zależności od zastosowanej metodologii może ich być trzy, pięć, a nawet siedem). Najczęściej wyróżnia się trzy stadia: łagodne, umiarkowane i głębokie. Czas ich trwania jest bardzo zróżnicowany i zależny w dużej mierze od momentu wykrycia choroby, wdrożenia farmakoterapii oraz rozpoczęcia terapii zajęciowej, których celem jest spowolnienie rozwoju choroby.

Pierwsze objawy ujawniają się średnio po 10-15 latach od rozpoczęcia zmian neurodegeneracyjnych i są bardzo subtelne. To m.in. problemy z koncentracją i planowaniem, trudności z adaptowaniem się do nowych miejsc i okoliczności, zaburzenia snu, wahania nastrojów. Zdarza się, że chory zadaje wielokrotnie te same pytania lub opowiada kolejny raz tę samą historię, zostawia przedmioty codziennego użytku w przypadkowych miejscach, nie może ich znaleźć. Objawy mogą występować jednocześnie lub pojedynczo, a ich natężenie bywa bardzo różne. Często zrzucane są na karb zmęczenia, stresu czy wieku.

W drugim stadium alzheimera (umiarkowanym) chory nie tylko staje się coraz mniej samodzielny w codziennym funkcjonowaniu, ale i widoczne stają się zmiany behawioralne oraz osobowościowe. Coraz częściej ma poważne problemy z rozpoznawaniem i nazywaniem przedmiotów, miejsc, sytuacji, a przede wszystkim ludzi wokół siebie, w tym najbliższych.

Głębokie stadium alzheimera to etap, w którym osoba chora jest w pełni zależna od innych osób. Najczęściej jest już leżąca, ma trudności z przełykaniem, prawie nie mówi. Choroba ostatecznie osłabia organizm, doprowadzając go do kresu wytrzymałości.

Choinka

Choroba zmiotła ją bardzo szybko, bo pierwsze objawy pojawiły się w roku przed pandemią. Zaczęła mówić: daj mi to. Ale co takiego? – pytaliśmy. No, to – i palcem pokazywała. Nie pamiętała najprostszych nazw: szklanka, koc, grzebień. Ciągle jednak wszystko robiła, więc nie zwracaliśmy za bardzo na to uwagi. O, mama się znowu zawiesiła, mówiliśmy, ale przecież zaraz wracała do siebie. Świetnie się maskowała, w końcu jednak wyszło, że kompletnie nie wie, jaki mamy dzień, miesiąc, rok.

Pierwszy zorientował się ojciec. Umówił ją do neurologa, poszedł z nią sam na wizytę. Okazało się, że ma tętniaka w mózgu. Kiedy ją otworzyli, zobaczyli masę mikrouszkodzeń, jakby miniwylewów. Lekarze skupili się na tym tętniaku, którego udało im się usunąć. Odetchnęliśmy, bo byliśmy przekonani, że to koniec problemu i wszystko będzie jak dawniej. Minął jednak tydzień, drugi, potem miesiąc, pół roku, a pamięć jej nie wracała.

Ojciec drążył. Zaczął załatwiać lekarzy, zajęcia logopedyczne. I chyba właśnie wtedy zrozumieliśmy, że coś jest bardzo nie tak. Logopeda dawał jej do domu zadania, takie proste, typu: wymienić, z czym się kojarzy Boże Narodzenie. Czytała nam te pytania i czekała. No, mamo, z czym ci się kojarzą święta? Co jest wtedy na dworze? No, dwór jest. Ale co tam jest na tym dworze? Cisza. Choinka, mamo. No tak, choinka. I co jeszcze jest? Znów cisza. Jeszcze się łudziliśmy, jeszcze zrzucaliśmy to na karb tętniaka i operacji, ale neurolog zdecydowanie wykluczył taką możliwość. Po badaniach obrazowych nie było już wątpliwości. Ojciec, dzwoniąc, powiedział tylko jedno słowo: alzheimer.

Spódnica

51 lat minęło im w tym roku, tyle są małżeństwem. Robi wrażenie, szczególnie że to nigdy nie był cukierkowy związek. Pamiętam kłótnie, afery, trzaskanie drzwiami, wiele burz. Przetrwali, bo mieli wspólny cel i zawsze patrzyli w jednym kierunku. Czasem sobie myślę, że jeśli miłość istnieje, to jest właśnie w nich. Ojciec był w nią wpatrzony jak w obrazek. Zawsze tylko Terenia to, Terenia tamto. Jak wymyśliła, żeby ściany pomalować na blady róż albo może łososiowy, to on jechał i te farby skądś przywoził, choć pojęcia nie miał, co to za kolory – byle tylko była zadowolona.

Nie była jednak księżniczką, oj, nie. Radziła sobie doskonale sama, bardzo dbała o niezależność. Nie miała jeszcze trzydziestki, jak za pięć ówczesnych milionów wzięła w ajencję duży zajazd. Wszystko po to, by mieć coś swojego. Harowali tam oboje jak woły, a zrezygnowali dopiero po trzech latach, w sumie tylko dlatego, że ogłoszono stan wojenny i na teren wjechały czołgi. Dziś sobie myślę, że trzeba być bardzo odważnym, żeby takie coś przedsięwziąć, tym bardziej za komuny, ale ona taka była: pewna siebie, konkretna, przedsiębiorcza, pracowita, pedantyczna. Pelargonie miała najpiękniejsze na całej ulicy. Wspaniale gotowała. Gdy piekła indyka, pokazywała mi krok po kroku, co robi, uczyła, jak smakuje która część, bo różne mięsa to różne smaki. Uwielbiała ludzi, wszędzie jej było pełno, miała mnóstwo koleżanek, z którymi ciągle wisiała na telefonie. Wciąż gdzieś była, coś załatwiała. Kierowniczka życia.

Kiedy urodziłam, babciowała na całego. Była zachwycona, że teraz to takie cudowne czasy, że są pampersy, słoiczki. To ona mojemu dziecku pierwszą kąpiel zrobiła, bo ja się bałam. Syn miał cztery miesiące, jak pojechał do nich na tydzień na wakacje. Bardzo się nim zajmowali, pomagali. Po podłodze się czołgali, kotków, myszek szukali. Rozpieszczali go prezentami: a to rowerek, a to traktorek. Kiedy miał osiem lat, zabrali go do Grecji. Mówiła: nie wiem, ile będę żyć, a chcę, żeby coś pamiętał, że był gdzieś z babcią i dziadkiem. No i pamięta, bo to z nimi pierwszy raz leciał samolotem. Całe życie, jak do nas przyjeżdżała, coś mu kupowała. Ostatni prezent, jaki od niej dostał, to była spódnica. O co wam chodzi? – pytała, widząc naszą konsternację – przecież nosi się spódnice. Ja mam mądre dziecko, syn wziął tę spódnicę, uśmiechnął się, podziękował, ale teraz do babci jeździ niechętnie. Raz, gdy z nią został, co chwilę pytał: a co robisz, a co byś chciała? A nie wiem, czy możesz. Boi się. Każdą wizytę odchorowuje, dwa dni do siebie dochodzi, płacze.

Fragment książki Pauliny Wójtowicz (Nie) mój alzheimer. Historie opiekunów, Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Chirurgia w zapaści

Towarzystwo Chirurgów Polskich bije na alarm: część oddziałów ratujących życie może zostać zamknięta.

– Mój syn ma kilka zmian, które trzeba obserwować i mieć pod stałą kontrolą. Przyszedł czas na kolejną wizytę kontrolną. Zaczęliśmy sprawdzać terminy w poradni chirurgii dziecięcej i trochę zgłupieliśmy. Nie było wolnych miejsc, co nie jest żadną niespodzianką, ale na stronie jest przycisk „Przeszukaj kolejne 60 dni”. Żona zaczęła klikać. Klik, klik, klik. Przelatywały nie dni, nie miesiące, ale lata. Dobrnęliśmy do maja 2032 r., aby przeczytać: „Nie znaleziono żadnych wizyt spełniających kryterium wyszukiwania”. Poddaliśmy się z prozaicznego powodu. Nasz syn w 2032 r. będzie miał 20 lat, więc nawet nie da się go zapisać do chirurga dziecięcego na taki termin. Poza tym, co bardziej oczywiste, musi mieć wizytę jeszcze w tym roku – opowiada ojciec przewlekle chorego Michała i dodaje w zamyśleniu: – Swoją drogą ciekawe, czy można syna przy takiej kolejce zapisać do poradni dla dorosłych…

Kolejne warstwy problemów.

Według Towarzystwa Chirurgów Polskich wieloletnie niedofinansowanie procedur chirurgicznych, skutkujące pogłębiającym się zadłużeniem szpitali, oraz braki kadrowe to dziś główne problemy chirurgii. Jeśli ten stan rzeczy nie zacznie szybko się zmieniać, niebawem wiele oddziałów chirurgicznych, na których wykonywane są operacje ratujące życie, może zostać zamkniętych. Nawarstwiające się problemy przekładają się na rzeczywistość pacjentów, którzy latami czekają na tzw. zabiegi planowe. Zadziwiające, że dziedzina elementarna dla medycyny jest skrajnie niedofinansowana.

– Jeżeli chirurgia jest w szpitalu deficytowa i trzeba do niej dopłacać, to żadna placówka nie będzie zainteresowana powiększaniem chirurgom przestrzeni zabiegowej. Na tej samej sali operacyjnej mogą w tym samym czasie pracować inni specjaliści, którzy również potrzebują anestezjologa, instrumentariuszki i w większości podobnego sprzętu, ale przynoszą szpitalowi dużo większy zysk. Dość naturalne jest więc, że tzw. dostęp wewnętrzny i dystrybucja usług będą łatwiejsze dla tych, którzy są bardziej rentowni – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Tomasz Banasiewicz, członek Zarządu Głównego Towarzystwa Chirurgów Polskich, dyrektor Instytutu Chirurgii Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.

Towarzystwo Chirurgów Polskich wskazuje, że wyceny wysokospecjalistycznych zabiegów w ostatnich latach są raczej obniżane niż wyrównywane do poziomu odpowiadającego ich realnym kosztom. Dziwi to tym bardziej, gdy pomyśleć, że chirurgia jest jedną z dynamiczniej rozwijających się dziedzin medycznych ostatnich lat.

– Najważniejsi powinni być pacjenci i prawidłowe postępowanie medyczne zgodne z najnowszą wiedzą medyczną. Bez odpowiedniego finansowania nie będzie to możliwe. Chirurgia jest dziś m.in. podstawą leczenia nowotworów jelita grubego, tymczasem wycena tej procedury została obniżona aż o 27%. Podobnie niezrozumiałe jest dla nas obniżenie wycen operacji przełyku (z 37 982 zł do 30 855 zł, czyli o 22,4%) lub dużych zabiegów przełyku, takich jak fundoplikacja, kardiomiotomia, protezowanie, operacje uchyłków. Tu obniżono wycenę z 22 342 zł do 17 208 zł (26,4%), a to nie zabezpiecza realnych kosztów, jakie ponoszą szpitale – zwraca uwagę prof. Krzysztof Zieniewicz, prezes Towarzystwa Chirurgów Polskich.

k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Wywiady Zdrowie

Choroba nie taka jak kiedyś

Leki biologiczne zmieniły oblicze reumatologii

Prof. Maria Majdan – reumatolożka, nefrolożka i specjalistka chorób wewnętrznych, od 2003 roku kieruje Katedrą i Kliniką Reumatologii i Układowych Chorób Tkanki Łącznej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Autorka licznych publikacji naukowych i popularnonaukowych dotyczących m.in. tocznia, zespołu Sjögrena i reumatoidalnego zapalenia stawów.

Pamięta pani, jak to było kiedyś?
– Pracuję jako reumatolog naprawdę wiele lat, kończyłam medycynę pod koniec lat 70. Gdy zaczynałam pracę, pacjenci z chorobami reumatycznymi byli narażeni na wielkie cierpienie. Mieli widoczne zaawansowane deformacje kończyn dolnych i górnych, zmienioną sylwetkę, często znaczne niedobory wzrostu. Mierzyli się z dużymi dolegliwościami bólowymi. Czasem poruszali się na wózku. Takie choroby rok po roku, miesiąc po miesiącu, odbierały im sprawność i możliwość normalnego funkcjonowania. Prowadziły do kalectwa. A my patrzyliśmy na to i niewiele mogliśmy zrobić. Problemem była zarówno diagnostyka – pacjenci trafiali do lekarzy o wiele lat za późno – jak i samo leczenie. Nowoczesne leczenie, w tym leki biologiczne – podawane pacjentom, u których nie działają leki starszej generacji – to właściwie kwestia kilkunastu ostatnich lat.

Stereotypowo te choroby wciąż kojarzą się z szybkim rozwojem niesprawności.
– Nauka zmienia się szybciej niż świadomość społeczna. Reumatologia i immunologia są wyjątkowo szybko rozwijającymi się dziedzinami. Coraz więcej wiemy o tych chorobach. Oczywiście są przypadki, które mają bardzo ostre przebiegi i mogą szybko doprowadzić do niepełnosprawności. Jednak to zupełnie inne proporcje niż trzy dekady temu. Oblicze reumatologii naprawdę bardzo się zmieniło.

Czym właściwie jest reumatologia?
– To bardzo duży dział interny. Chorób reumatycznych, według wciąż obowiązującej w Polsce klasyfikacji ICD-10 (wkrótce będziemy korzystać z ICD-11), jest ok. 200. Łączy je przede wszystkim to, że dotyczą – przynajmniej w jakimś okresie przebiegu – zajęcia układu ruchu: stawów, mięśni, całego układu okołostawowego, czyli wiązadeł, ścięgien i różnych innych struktur, które utrzymują w prawidłowym funkcjonowaniu stawy. Jedna z dwóch podstawowych grup tych chorób ma podłoże autoimmunologiczne. Natomiast reumatologia zajmuje się też chorobami zwyrodnieniowymi. Ta grupa chorób, mówiąc najogólniej, dotyczy zużycia lub przeciążenia stawów.

Ale choroby zwyrodnieniowe, w przeciwieństwie do chorób o podłożu autoimmunizacyjnym, częściej dotykają starszych pacjentów?
– Racja. To choroby degeneracyjne, więc siłą rzeczy częściej dotykają starszych pacjentów. Ale nie znaczy to, że w ogóle nie występują wśród młodych ludzi. Choroby zwyrodnieniowe mogą być następstwem urazów czy przeciążeń mechanicznych. Przyśpieszone procesy zwyrodnieniowe mogą dotykać np. intensywnie trenujących sportowców. Są ciekawe obserwacje dotyczące wczesnego występowania choroby zwyrodnieniowej u młodych mężczyzn, którzy intensywnie trenują, mocno obciążają układ ruchu. W związku z tym szybko dochodzi u nich do różnych drobnych urazów, które z czasem zmieniają mechanikę stawów i doprowadzają do ich uszkodzenia. Powszechna wśród młodych ludzi jest też choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa. To z kolei efekt siedzącego trybu życia, przez który mocno obciążamy odcinek lędźwiowy albo szyjny. Coraz więcej jest też zmian zwyrodnieniowych w nadgarstkach, czyli w stawach, które są angażowane w pracę przy komputerze, ale też na smartfonach. Choroby zwyrodnieniowe, degeneracyjne są częstsze niż te o podłożu autoimmunizacyjnym, ale – mówię o statystyce – również mniej od nich groźne. One oczywiście mogą doprowadzić do poważnej niepełnosprawności albo wpłynąć negatywnie na funkcjonowanie człowieka, jednak nie prowadzą do nieodwracalnych uszkodzeń narządowych.

Fragmenty rozmowy z książki Marii Mazurek Zbuntowane ciało. Jak zrozumieć i oswoić choroby autoimmunologiczne, Filia, Poznań 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.