Miliony polskich dzieci grają w coś, o czym dorośli nie mają zielonego pojęcia Nie wiedzą państwo, kto to Pikachu? To przecież właśnie Pikachu dostał Ash Ketchum od prof. Oaka, gdy postanowił ruszyć w świat, by szukać dzikich Pokemonów, mogących zmierzyć się z Pokemonami innych Trenerów i wprowadzić go do Pomarańczowej Ligi – odpowie każdy Polak do 14. roku życia, z politowaniem kiwając głową nad ignorancją dorosłych. A dla dorosłych to wszystko jest czarną magią, bo jeszcze nigdy nie było gry tak bardzo zamkniętej i niedostępnej dla ich świata, jak Pokemony. To szaleństwo milionów polskich dzieci, głównie chłopców – bo społeczność dziewczynek okazała się odporna na czar Pokemonów – jest czymś niezwykle tajemniczym i nieznanym nawet dla specjalistów od spraw dzieci. Dyr. Wojciech Pawiński z Towarzystwa Przyjaciół Dzieci zastanawia się przez chwilę: – Ta nazwa zupełnie nic mi nie mówi. Czy to może to, co śpiewała Górniak ubrana po indiańsku? – Nie panie dyrektorze, to była Pocahontas. – No widzi pan, jestem tu kompletnym indolentem, może dlatego, że nie mam dzieci… Alicja Macińska, psycholog dziecięcy z TPD, reprezentuje podobny poziom wiedzy: – Nie mam o tym pojęcia. Wiem, że dzieci w ogniskach się tym bawią, ale ja nie wiem, o co chodzi. Wiedzą natomiast, o co chodzi, nauczyciele z naszych szkół podstawowych, którzy są na pierwszej linii frontu walki z pokemonowym zalewem. Walki na ogół bezskutecznej. Nie pomagają zakazy przynoszenia do szkół kart z Pokemonami, odbieranie ich przez nauczycieli i oddawanie tylko rodzicom. Na lekcjach w tylnych ławkach ciągle trwają boje karcianych, pokemonowych stworków, zaś podczas przerw sprawują one już niemal niepodzielny rząd dusz wśród uczniów. Bo Pokemony to nie tylko strategiczna gra w karty z wizerunkami dziwacznych stworków. To także pomysł promocyjny na sprzedaż niemal wszystkiego. Karty z Pokemonami towarzyszą chipsom, jogurtom, napojom. Kto kupi kilkadziesiąt butelek – skompletuje talię. Pokemony to także zabawki – od pluszaków do skomplikowanych stworków elektronicznych, gumowe piłeczki, plecaki, czapki, naklejki, gry komputerowe i telewizyjne, animowane seriale i filmy pełnometrażowe (pierwszy z nich, ze względu na wyjątkowo już głupawą fabułę, nie odniósł u polskich dzieci takiego sukcesu jak w innych państwach), kilkanaście stron internetowych odwiedzanych przez dziesiątki tysięcy naszych młodych obywateli – słowem, całe ogromne przedsięwzięcie. Rozegrano już krajową Olimpiadę Pokemonową, w której korespondencyjnie wzięło udział prawie 3500 dzieci. Nie był to, niestety, turniej gry, gdzie trzeba myśleć, a jedynie pamięciowy sprawdzian wiedzy o poke-manii. Zwyciężył Kirył Zach z Warszawy, zdobywając w nagrodę Monopoly zmutowane pokemonowo – bo nawet i ta słynna gra została “zainfekowana” przez ekspansywne stworki. Wiadomo, że rodzice na pewno nie pomagali swoim pociechom. Kto z dorosłych odpowiedziałby np. na jedno z pytań olimpiady, tak banalne dla dziesięciolatka: “Jak nazywa się atak, którym dysponuje Pokemon Farfetched?” (no, oczywiście, że Pot Smash używający pora). Za trudna dla dziewcząt Polscy nauczyciele, którzy w odróżnieniu od psychologów-teoretyków mają bezpośredni kontakt z wychowywaniem dzieci, mogą najlepiej ocenić wpływ Pokemonów na swoich podopiecznych. I choć z oczywistych powodów nie tolerują gry na lekcjach, to nową manię traktują z przymrużeniem oka. – To hobby, które rozwija jakieś zainteresowania pozatelewizyjne i choćby dlatego jest godne uwagi. Chłopcy grają namiętnie, wymieniają się, zbierają karty w albumach. Dziewczynki z reguły nie zajmują się Pokemonami, zasady tej gry są dla nich za trudne. Dotychczas była to głównie pasja chłopców z klas czwartych i piątych, teraz obejmuje i uczniów z klas I-III – mówi Jolanta Sędek, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 53 w Warszawie. Nasi dziesięciolatkowie w mig opanowali zawiłą wiedzę o Pokemonach, zdobywając przy okazji podstawy angielskiego, bo w tym języku są napisy na kartach. Owszem, jest i instrukcja po polsku, nawet pokaźna, ale niżej podpisany nie pojął z niej ani słowa. – Nic dziwnego, że pan nie zrozumiał, bo nie wystarczy przeczytać instrukcję, trzeba myśleć podczas gry – mówi 11-letni Jasiek z V klasy. – Niby wiadomo, że na atak energii Trawiastej odpowiada się Ognistą, na Bezbarwną – energią Walki, a na Wodną – Piorunem. Trzeba jednak dobrać ewolucję do Aktywnego Pokemona, umieć używać kart Poskramiacza, wiedzieć, kto jest lepszy w obronie, kto w ataku
Tagi:
Andrzej Dryszel









